Reklama

Geopolityka

Szyicka wiosna, czyli długie ręce Teheranu

Casey Hugelfink (CC BY-SA 2.0)
Casey Hugelfink (CC BY-SA 2.0)

Najpierw Irak, teraz Jemen. Szyicka ofensywa nabiera niekontrolowanego rozpędu. Sytuacja w regionie zmienia się na tyle dynamicznie, że nawet Amerykanie sprawiają wrażenie mocno zaskoczonych. Nie tyle nawet sprawnością szyickich operacji, co wyłaniającą się z cienia sylwetką Iranu. Teheran nie tylko nie ukrywa, że moderuje ostatnie wydarzenia w Jemenie i Iraku, ale wręcz chce, aby było to jasne dla wszystkich uczestników i obserwatorów wydarzeń. Ta, w pewnym sensie nowa jakość, może dodatkowo skomplikować i tak już mocno pogmatwaną sytuację. 

O wiosennej próbie odbicia Tikritu, która następnie otwierałaby drogę do Mosulu – drugiego co do wielkości irackiego miasta na północy kraju, opanowanego przez Państwo Islamskie, mówiło się od dawna. W operacji, oprócz regularnych wojsk irackich, mieli wziąć udział także – choć w bardzo ograniczonym stopniu – Amerykanie. Jednak od początku wiadomo było, że bez wsparcia szyickich milicji ofensywa nie ma szans na sukces. Od początku marca siły irackie konsekwentnie prą na północ. Ich trzon stanowią doskonale wyposażone (przede wszystkim
w amerykański sprzęt) i zmotywowane jednostki szyickie o czym pisaliśmy tutaj.

Amerykanie spodziewali się, że ich rola w działaniach podejmowanych przeciwko IS będzie znacznie większa. Tymczasem jest odwrotnie. Szyici komunikują wprost, że nie potrzebują pomocy ani wywiadowczej ani stricte wojskowej (w grę wchodziło wsparcie z powietrza). W kolejnych zdaniach dodają, że obecność Amerykanów może doprowadzić wręcz do wstrzymania ofensywy – do czego doszłoby w momencie wycofania się grup bojowników szyickich. Armia iracka nie byłaby w stanie kontynuować działań samodzielnie. Zakłopotani Irakijczycy przyznają, że choć formalne tylko korzystają z pomocy irańskich doradców wojskowych, to nieoficjalnie wiadomo, że prawdziwym mózgiem operacji pozostaje generał Kassem Sulejmani, dowódca brygad al-Kuds (odpowiedzialnych za operacje zagraniczne Gwardii republikańskiej) dbający o utrzymanie strefy wpływów Teheranu w Iraku.

Tak jawna, żeby nie powiedzieć jaskrawa, obecność Suleimaniego nie mogła pozostać niezauważona na przez zaniepokojonych Amerykanów. Tym bardziej, że irański generał kieruje działaniami kilku organizacji uznawanych przez władze amerykańskie za terrorystyczne.

Przy czym przez pojęcie „niezauważona” rozumiem próby wywarcia presji na rząd w Bagdadzie w celu ograniczenia irańskich wpływów. Wydaje się jednak, że dotychczasowe starania Amerykanów nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i trudno oczekiwać aby sytuacja ta uległa jakościowej zmianie. Szczególnie w momencie, kiedy szyici odnoszą sukcesy w walce Państwem Islamskim. Wiele wskazuje więc na to, że Amerykanie zamienili jedną dominację w regionie (IS) na inną, równie niebezpieczną (Iran), choć bardziej obliczalną.

Analizując nieczęste publiczne wypowiedzi gen Kassema Sulejmani na przestrzeni ostatnich miesięcy można było pokusić się o wskazanie innych kierunków szyickiej ofensywy. Irańczycy wskazywali nie tylko na Jemen, ale także podkreślali, że będą zainteresowani podjęciem stosownych działań – czytaj ograniczenie wpływów IS,
w północnej Afryce i w Bahrajnie.

Na razie cała uwaga koncentruje się na Jemenie, który stał się areną pośredniego starcia Arabii Saudyjskiej i Iranu.  

Szyicka rewolta w Jemenie okazała się, wbrew pozorom, bardzo dobrze przygotowaną i sprawnie prowadzoną operacją wojskową z wyraźnym, irańskim podpisem. Siły rządowe, ale i służby wywiadowcze państw zachodnich były wyraźnie zaskoczone skalą i dynamiką rozwoju sytuacji, na co wskazuje choćby fakt przejęcia przez rebeliantów Huti części danych wywiadowczych CIA. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że dokumenty te znajdują się dziś w Teheranie i zapewne wkrótce usłyszymy więcej o szczegółach akcji z użyciem dronów na terytorium Jemenu.

Jemen to kolejny zapalny region, w którym widoczna jest dezorientacja administracji Baracka Obamy wobec rosnącej szyickiej aktywności. Część obserwatorów wskazuje przy tym na niebezpieczny precedens, polegający na oddaniu inicjatywy Arabii Saudyjskiej. Saudowie z dużą energią przystąpili do interwencji wojskowej
w Jemenie. W ramach operacji pod kryptonimem „Huragan” Arabia uruchomiła imponujące siły wojskowe. Faza zmasowanych ataków prowadzonych z powierza stanowi preludium do właściwej operacji lądowej, w ramach której ma być użytych 150 tysięcy saudyjskich żołnierzy. Amerykanie zadeklarowali pomoc wywiadowczą, ale nie zamierzają aktywnie angażować się w konflikt. Przynajmniej na tym etapie.

Czy sytuacja w Jemenie może się wymknąć spod kontroli?

Tak, bo widać wyraźnie, że stojące dotychczas w tle sunnicka Arabia Saudyjska i szyicki Iran, wprawdzie nie bezpośrednio, ale jednak ścierają się właśnie w Jemenie. I o ile trudno wskazywać wolę czy dążenie do ich bezpośredniego starcia, o tyle ciężko jest przecież przewidywać rozwój wydarzeń, szczególnie jeżeli mają one miejsce w warunkach chaosu.

Na razie można wyciągnąć jeden zasadniczy wniosek: otóż Iran postanowił wyraźniej zaznaczyć swoje miejsce na mapie bliskowschodnich konfliktów, wskazując jednocześnie, że postrzega swoją rolę jako aktywnego gracza, zamierzającego konsekwentnie realizować własne dążenia. Teheran ma zdecydowanie ułatwione zadanie wobec wyraźnego niezdecydowania (czy wręcz brak pomysłu) ze strony USA i UE tak w sprawie Państwa Islamskiego jak i Rosji. Kolejny strategiczny problem na liście wydaje się zdecydowanie ponad siły Zachodu. 

Jednak oddanie inicjatywy Arabii Saudyjskiej jest groźne nie tylko ze względu na ryzyko doprowadzenia do bezpośredniego starcia z Iranem. Takie postępowanie jeszcze mocniej sprowokuje i tak już zniecierpliwiony Izrael, który nadwyrężył w ostatnim czasie swoje relacje z Waszyngtonem. Oczywiście w dużej mierze miało to związek z kampanią wyborczą jaka toczyła się w Izraelu, jednak moim zdaniem obecny rozwój wypadków będzie stanowił dodatkowy argument dla zwolenników polityki „dociskania” Iranu. 

Dodajmy do tego czerwcowe wybory parlamentarne w Turcji oraz niestabilną sytuację w północnej Afryce i mamy przepis na gorący, bliskowschodni tygiel, bez szans na stabilizację. 

Maciej Sankowski

 

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (15)

  1. olo

    Trochę to podkoloryzowano. Bez USA szyici za chwilę musieli by bronić Teheranu przez IS.

    1. Torrent

      Nie chcę Cię krytykować ale nie masz racji. Na pewno nie byłeś w Iranie, a ja tak. Przez 2 miesiące wiele nie zobaczysz ale wierz mi widziałem nie tylko Teheran, także prowincję. W Teheranie sunnici są przewidywani jedynie jako jeńcy. Góry, góry, góry......pustynie i pustynie. Arabowie mogą o zajęciu Iranu jedynie marzyć. To forteca.

  2. Are

    W kwestii "braku pomysłu" czy też po prostu złej i nieprzemyślanej amerykańskiej polityce (czy polityce prowadzonej przez amerykańską administrację) dla tego regionu zgadzam się z autorem artykułu jak najbardziej. Trzeba być goepolitycznie ślepym by nie dostrzegać prostego i fundamentalnego faktu. Irak zamieszkuje ludność szyicka, sunnicka i Kurdowie (oraz mniejsze nacje jak Jazydzi czy Chrześcijanie, którzy przez to że jest ich stosunkowo niewielu w porównaniu z innymi nacjami mają znaczenie marginalne). Sam Irak, podobnie jak np. Syria, to twory sztuczne, powstałe jako efekt układów pomiędzy Turcją a Wlk. Brytanią i Francją po I wojnie światowej. Naturalnym sojusznikiem Irackich szyitów jest Iran, bo Iran w większości to szyici, a szyici irańscy czy iraccy to w gruncie rzeczy ta sama kultura, ta sama nacja (jeśli nie naród). Kłopot z irackimi sunnitami, bo gdy zabrakło Saddama i partii Bas, to nie ma kto upomnieć się o ich interesy. Teoretycznie Arabia i arabskie kalifaty znad Zatoki Perskiej to też sunniccy arabowie, ale są od nich oddzieleni terenami zamieszkałymi przez szyitów. W obecnej sytuacji różnice religijne, a co za tym idzie i kulturowe, są zbyt duże by te dwie nacje mogły ze sobą żyć w warunkach pokojowych. I główny problem to nie jest Iran, ale właśnie różnice i zaszłości historyczne sprawiające że Iraccy szyici i sunnici nie są w stanie żyć razem bez konfliktów. Bardziej niż amerykańska polityka odpowiada mi polityka zagraniczna Niemiec, którzy bez większego rozgłosu wspierają Kurdów. Nie rozwiążą w ten sposób wszystkich problemów, ale dzięki temu przynajmniej ileś setek tysięcy ludzi ma nadzieję na lepsze życie. Amerykanie mieli nadzieję że powstanie administracja i armia Iracka, bez zwracania uwagi na różnice religijne i kulturowe. Ale to myślenie życzeniowe, nie uwzględniające rzeczywistości.

  3. Piotr34

    Lepszy przewidywalny i nie antyeuropejski Iran niz popierajaca terrorystow na calym swiecie(w tym i w Europie)Arabia Saudyjska.

    1. ja

      W jednym krótkim zdaniu zawrzeć tyle przekłamań to nie lada sztuka.

    2. xxx

      Też myślę podobnie na temat Iranu i Arabii Saudyjskiej.

    3. mułła

      Różnica między Iranem a Arabia Saudyjska polega na tym, że w Arabii konserwatywne sunnickie społeczeństwo i "odpaleni" wahabiccy książęta są rządzeni przez przewidywalną monarchię współpracującą z Zachodem. Natomiast w Iranie w miarę normalne społeczeństwo jest trzymane za łeb przez religijnych nieprzewidywalnych porąbańców. Dlatego na dziś bardziej przewidywalna jest Arabia Saudyjska niż Iran.

  4. miszka fiszman

    interesujące zagrywki,w tle możliwy konflikt nuklearny,przepychanki religijne,poprostu beczka prochu..

  5. etop

    Szyiccy rebelianci w Jemenie tłuczeni przez Saudyjskich sunnitów, Sunniccy rebelianci w Iraku tłuczeni przez szyickich Irańczyków :) tak mi się coś wydaje, że ktoś trzeci odnosi korzyści...

    1. xxx

      Rozsądne - pewnie ten, kto sprzedaje broń, a w każdym razie ten, kto obecnie nie walczy...

  6. Adler

    Sunnici i szyici są na poziomie europejskich wojenek katolików i protestantów w XVII w. Sam nie wiem co lepsze bo jedni drudzy to religijni fanatycy chociaż mam obawy że Arabia Saudyjska reprezentuje bardziej zacofany i fundamentalny model władzy a przede wszystkim ma wielkie pieniądze aby go promować na świecie. Do póki będzie ropa będą przyjaciółmi zachodu potem to co Bóg zechce ...

    1. xxx

      Możliwe! Wydaje mi się jednak, że ISIL jest groźne dla wszystkich, a Iran przede wszystkim dla Izraela. A że nie czuję się Żydem...

  7. edi

    Iran jest za biedny i za słaby aby mógł cokolwiek zmienić na Bliskim Wschodzie i nie zapominajmy o Izraelu który pali się do tego aby zrównać z ziemią irańskie instalacje nuklearne. Jedynie co moga robić Irańczycy to wzniecać rozróby na mniejsza skalę.

    1. Adler

      Izrael chyba zdaje też sobie sprawę że sunnici i Liga Arabska są tylko chwilowo ich "przyjaciółmi" . Jak nie będzie wroga w heretyckim Iranie wezmą się za Izrael.

  8. Antykomunista!!!

    no nie Iran a Saudowie sa numerem 1, a jemenski konflikt jest czescia wiekszej duzo ukladanki

  9. janisik

    Autor zapomina że zaczęło się od Bushowskiej krucjaty na Irak pod szyldem zniszczenia broni masowego rażenia. Później były kolorowe rewolucje w Płn Afryce.

    1. Alfred

      Zaczelo sie od zgladzenia Husajna ibn Alego i przejecia wladzy nad Kalifatem przez Umajadow w 680r. Ameryki jeszcze wtedy nie odkryto.

    2. ja

      Boko Haram w Nigerii też powstało przez USA?

  10. Żółkiewski

    Sytuacja w Jemenie, jest zdecydowanie korzystna dla Putina. Ceny ropy wyraźnie idą w górę. USA będzie potencjalnie zaangażowane w kolejny konflikt i będą musieli odpuścić z Ukrainą w ramach dogadania się w kwestii Jemenu z Rosja i Iranem. Wkrótce zapewne też ruszy ofensywa n Ukrainie.

    1. Lucek

      Ceny ropy są stabilne bo magazyny już jej nie mieszczą a USA zaczyna eksportować. To że wczoraj pdskoczyła o 1 $ a jutro znowu spadnie to tylko spekulacja. Rewolucja Łupkowa głupcze po której NIC nie będzie juz takie same. A kolejne kraje z wielkimi złożami łupków tylko czekają na wydobycie czy to gazu czy ropy. USA to był początek kuli snieżnej. Putin pogrzebał Rosję szybciej niż Gorbaczow ZSRR.

  11. geostrateg

    Nie byłoby tego całego burdelu gdyby USA nie napadły na Irak, Afganistan, Libię i nie robiły "kolorowych rewolucji" w Syrii, Egipcie, Turcji, Maroku, Tunezji itp! Od II WŚ USA ponad 70x napadały na inne kraje, zabiły ponad 30 mln tubylców w tych krajach i jeszcze im mało! :(

    1. Janek I. - Rusty Sparks

      Afganistan to było pokłosie 11 września oraz konferencji w Petersbergu (grudzień 2001). Z Irakiem podobnie. J.I.

    2. ja

      Powtarzasz brednie za ruskim telewizorem. Np taki Egipt. Wierzysz w to, że USA miały udział w obalaniu "swojego człowieka" Mubaraka? Arabia Saudyjska do dziś ma pretensje do Obamy, ze zostawił sojusznika w potrzebie - Afganistan - to Talibowie napadli na Afganistan a nie USA. - Turcja - no tu już odjechałeś kompletnie. Miej pretensje do Ataturka, że zrobił z Turków cywilizowanych ludzi - Maroko- o czym piszesz ? - Tunezja - żyją spokojnie tylko komuś to przeszkadza...... - Libia - to Francja i Włochy napaliły się na interwencję - Syrią - USA od początku gdzieś miały ten temat. Francja chciała interwencji i została sama z tym pomysłem i mamy to co mamy. Niszcząca wojna domowa Przeceniasz rolę Ameryki na Bliskim Wschodzie. Dużo więcej mieszają tam Ajatollahowie i Saudyjczycy Od II WŚ wszystkie interwencja Stanów Zjednoczonych wynikały z tego, że to Moskwa rozpalała komunistyczne rewolucje i wszędzie eksportowała swój badziewny ustrój, który możesz nawet jeszcze z bliska obejrzeć w Korei Płn i na Kubie. Jako cywilizowany świat trochę jednak Ameryce zawdzięczamy.... Zapominasz w jakim dwubiegunowym świecie żyliśmy. Chyba jesteś bardzo młody.

    3. bender

      Sprobuje jeszcze raz bo moderator cos nielaskaw dla moich komentarzy: skad bierze sie wiara w miliony ofiar Ameryki? Miliony ofiar to sa Gulagu. Miliony ofiar to spowodowal milujacy pokoj Zwiazek Radziecki. I tylko fakt, ze obecna Rosja slabo stoi finansowo powstrzymuje ich przed bardziej energicznym mieszaniem na swiecie.

  12. Andreas.Sonet

    Panie Macieju, nie bardzo rozumiem to zdanie: "Wiele wskazuje więc na to, że Amerykanie zamienili jedną dominację w regionie (IS) na inną, równie niebezpieczną (Iran), choć bardziej obliczalną." Cóż takiego groźnego jest w Iranie? Ze państwo to chce mieć bron atomowa, jako gwarancje nienaruszalności własnych granic, jest dla mnie zrozumiale. Ze Amerykanom to nie pasuje, bo utrudnia to ich zapędy, również.

    1. xyz

      Znasz kogoś kto zagraża "nienaruszalności własnych granic" Iranu. To Iran plecie bzdury o starciu z powierzchni ziemi Izraela a ich Prezydent sprawia wrażenia faceta który zbiegł z zakładu psychiatrycznego..... Czy Ukraina ma prawo do rozpoczęcia programu broni atomowej? Moim zdaniem ma. Bo ich integralność terytorialna została naruszona wbrew pisemnym gwarancjom. Możesz się do tego odnieść?

    2. edward

      Milicje szyickie mogą być prawie tak samo groźne jak fanatycy sunniccy. Wyraźnie pokazało to powstanie As-Sadra, zginęło wtedy sporo żołnierzy koalicji. Wówczas na szczęście byli słabo wyszkoleni, w przeciwieństwie do sunnitów z Gwardii Saddama, bitwa o City Hall z gwardzistami nie zakończyłaby się stratami 0 do 100. Teraz jednak mają wsparcie bezpośrednie Iranu, więc mogą być tak samo groźni, czy tak samo radykalni nie wiem, ścinanie zakładników było raczej incydentalną samowolą lokalnych band, niż decyzją dowództwa.

  13. autorze- rozsadku zycze

    Tylko dominacja szyitow umozliwi pokoj na BW. Poki Arabia S. Sponsoruje terrorystow na calym swiecie nic sie nie zmieni.

  14. dobra bez glupoty

    Iran ma prawo do bomby atomowej, jako gwarancja suwerennosci. Kilka razy USA i Izrael straszyl Iran instalowaniem demokracji i praw czlowieka. Szkoda tylko, ze w Arabii Saudyjskiej (bliski sojusznik us i izr) jest gorzen niz w Iranie...

  15. kserkses

    stabilizacja będzie jak izrael przestanie szkodzić arabskim sąsiadom

    1. Janek I. - Rusty Sparks

      O ile pamiętam, to zazwyczaj państwa arabskie pierwsze atakowały państwo Izrael wliczając to wojnę sześciodniową (naserowska blokada Zatoki Akaba). J.I.

Reklama