Reklama

Poinformowała o tym w środę agencja Reutera, powołując się na przedstawicieli amerykańskich władz. Tzw. kieszeń Manbidż to rozległy obszar między rzeką Eufrat a rejonem na wschód od Aleppo.

Przygotowania do ofensywy, która rozpoczęła się we wtorek, trwały kilka tygodni. Tyle samo może potrwać cała operacja. Ma ona na celu przede wszystkim ograniczenie dostępu IS do syryjskiego terytorium wzdłuż tureckiej granicy, które od dawna wykorzystywane jest jako baza logistyczna do przemieszczania zagranicznych bojowników z i do Europy.

"Jest to znaczące o tyle, że jest to ostatni korytarz" prowadzący do Europy - powiedział przedstawiciel amerykańskiej armii.

Wojna domowa w Syrii
Fot. Wikimedia/Gurnotron/Spesh531/CC BY-SA 4.0

Ofensywę na ziemi będzie wspierała niewielka liczba żołnierzy amerykańskich sił specjalnych; będą doradzali bojownikom w Syrii, pozostaną w pewnej odległości od linii frontu - sprecyzowali przedstawiciele władz USA. Żołnierze "będą tak blisko (syryjskich bojowników), jak będą potrzebowali celach operacyjnych" - wyjaśnił jeden z anonimowych rozmówców Reutera. Zastrzegł jednak, że żołnierze USA "nie będą angażowali się w bezpośrednią walkę".

Operacja ma być również wspierana z powietrza przez dowodzone przez USA siły koalicji oraz ze stanowisk ogniowych z terytorium Turcji.

W działaniach wezmą udział w przeważającej większości syryjscy Arabowie; kurdyjska milicja YPG (Ludowe Jednostki Obrony) ma stanowić zaledwie ok. 20 proc. całych sił - poinformowali przedstawiciele amerykańskich władz. Jak zaznaczyli ma to prawdopodobnie kluczowe znaczenie dla będącej członkiem NATO Turcji. Ankara uważa YPG za formację terrorystyczną, natomiast wojskowego wsparcia w walce z IS w Syrii kurdyjskiej milicji udzielają Stany Zjednoczone. Od wielu miesięcy wsparcie to stanowi źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą, gdyż USA, w przeciwieństwie do Turcji, nie traktują YPG jako organizacji terrorystycznej.

czytaj więcej: Ofensywa na Rakkę – sojusz kurdyjsko-amerykański

Jak pisze agencja Reutera, siły kurdyjskie poczyniły w ostatnim czasie postępy w walce z IS wzdłuż turecko-syryjskiej granicy, co zaalarmowało władze w Ankarze. Turcja nie zgodziła się, aby bojownicy YPG przejęli kontrolę nad "kieszenią Manbidż". YPG kontroluje już nieprzerwany odcinek 400 km wzdłuż granicy.

Jak sprecyzowali rozmówcy Reutera, siły YPG będą jedynie pomagały oczyszczać teren wokół miasta Manbidż z bojowników IS. Natomiast syryjscy Arabowie jako jedyni będą stabilizować i zabezpieczać teren, kiedy IS już zostanie stamtąd wyparte - wynika z planów operacyjnych.

PAP - mini

 

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. Are

    Coś nie widzę tych 80% nie z YPG. Owszem, ta koalicja stworzona przez Kurdów to bardzo wiele różnych grup i nacji, ale liczebnie to jest tych nie-kurdów niedużo. A do Mare spory kawałek. Chyba że będą werbować po drodze mieszkańców tamtych terenów.

  2. rob er cik

    nie prosciej bylo by poprosic czlonka nato i bliskiego sojusznika usa czyli turcji o zaprzestanie wspierania isis?

    1. Wwo

      Turcja, wbrew temu co twierdzi Moskwa, nie wspiera Isis. Nie zwalcza isis specjalnie gorliwie, zeby nie wzmacniac walczacych z isis Kurdow, ale nie wspiera.