- Komentarz
Śmierć generała Solejmaniego to cios dla Iranu [KOMENTARZ]
W wyniku operacji powietrznej w Iraku w piątek rano zginął dowódca irańskich służb specjalnych generał Ghasem Solejmani – twórca bliskowschodniej strategii Teheranu. To kolejna odsłona trwającej od miesięcy wojny nerwów pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Iranem. Atakiem na Solejmaniego Amerykanie odnieśli taktyczne zwycięstwo. Pojawia się jednak pytanie – jakie będą długofalowe konsekwencje tego wydarzenia dla regionu, ale także dla samego Iranu, w którym niedługo odbyć się mają wybory parlamentarne.

Z perspektywy operacyjnej atak w Bagdadzie był wielkim sukcesem. W zamachu zginął również Dżamal Dżafar Mohammed, znany jako Abu Mahdi al-Muhandis, z pochodzenia pół-Irakijczyk i pół-Irańczyk, zaufany współpracownik generała Solejmaniego. Był on dowódcą Al-Haszd asz-Szabi – szyickich grup zbrojnych, blisko współpracujących z Teheranem za pośrednictwem Al-Kuds, a więc jednostki utworzonej w latach osiemdziesiątych, obecnie odpowiedzialnej za szczególnie istotne, niebezpieczne i jednocześnie tajne operacje poza granicami Iranu. Trzecią ofiarą ataku miał być Nijam Ghasem (zastępca dowódcy Hezbollahu).
Na wstępie warto zauważyć dwie ciekawostki. Po pierwsze, Solejmani już w przeszłości był bliski śmierci. Po jednej z bitew pod syryjskim Aleppo pojawiły się informacje, że irański generał zmarł w wyniku odniesionych ran. Wówczas generał w wywiadzie z uśmiechem powiedział, że „męczeństwo jest tym, czego szuka, ale to nie było mu jeszcze dane”. Po drugie, Iran w przeszłości tracił już generałów w wyniku działań nieprzyjaciela. Większość z nich zginęło w ostatnich latach w Syrii. Żaden nie był jednak tak ważny jak Ghasem Solejmani.
Kim był generał?
Generała Ghasema Solejmaniego w zasadzie nie trzeba przedstawiać, bowiem to jedna z najbardziej znanych osób na Bliskim Wschodzie. Kilka lat temu najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei określił Solejmaniego mianem „żyjącego męczennika rewolucji islamskiej”. W młodości biedny i głęboko wierzący pracownik miejskich wodociągów, już w 1979 roku dołączył do Korpusu Strażników Rewolucji. Bohaterstwo, oddanie i zmysł taktyczny wykazał na wojnie z Irakiem, gdzie według oficjalnej hagiografii szybko awansował z dowódcy kompanii na dowódcę Dywizji „Sarallah” (jeszcze przed trzydziestką!).
Solejmani odgrywał kluczową rolę w zakulisowych działaniach Iranu na Bliskim Wschodzie. Jeśli rację miał amerykański generał David Petraeus to generał Solejmani – dowódca służb specjalnych Al-Kuds – „kontrolował politykę Iranu wobec Iraku, Libanu, Strefy Gazy i Afganistanu”. Dotyczyło to również Iraku, gdzie wpływy Al-Kuds były niezwykle silne. W 2014 roku Al-Kuds było w stanie odegrać kluczową rolę w utworzeniu Sił Mobilizacji Ludowej (Al-Haszd asz-Szabi), a więc koalicji przeszło czterdziestu szyickich milicji na obszarze Iraku, ale również w Syrii. Podczas gdy duchową inspiracją ruchu został ajatollah Chamenei, dowódcą wojskowym stał się generał Ghasem Solejmani, który – według amerykańskiego generała Stanleya McChrystala – „przekształcił się z wojskowego dowódcy w „upiornego mistrza marionetek” i „najpotężniejszego i najbardziej nieskrępowanego w swych działaniach aktora na Bliskim Wschodzie”. Jednocześnie Solejmani był realistą. Gdy trzeba było, wyrażał gotowość do rozmów z Amerykanami, z którymi wszak pośrednio współpracowano w Iraku przeciwko Państwu Islamskiemu. Podczas tajnych, genewskich rozmów ze śmiertelnym wrogiem – Stanami Zjednoczonymi, Solejmani miał powiedzieć, iż „nie sposób przetrwać ośmioletniej wojny jeśli człowiek nie jest pragmatyczny”.
Solejmani miał być w Bagdadzie w momencie rozpoczęcia amerykańskiej agresji w 2003 roku. Uznał rozwój wydarzeń za dobrą nowinę, bowiem „otwierało to Irak na obecność wspieranych przez Al-Kuds irackich milicji. W 2007 roku członkowie wspieranej przez Iran (zdaniem Amerykanów) szyickiej grupy dokonali udanego szturmu na amerykańskie dowództwo w Karbali. Pięciu żołnierzy Stanów Zjednoczonych zginęło. Zdaniem Amerykanów to Solejmani wydał rozkaz do operacji w ramach retorsji za wcześniejsze pochwycenie funkcjonariuszy Al-Kuds w Irbilu. W tym czasie – jak wynika ze wspomnień - generał David Petraeus rozważał atak celem zabicia generała Solejmaniego, którego siły przyczyniły się do śmierci setek amerykańskich żołnierzy. Tak się nie stało, a Solejmani wysłał zuchwały list do generała Petraeusa, w którym napisał, iż ten „powinien wiedzieć, że to ja – Ghasem Solejmani – kontroluję politykę Iranu w Iraku, Libanie, Gazie i Afganistanie. Irański ambasador w Bagdadzie to funkcjonariusz Al-Kuds. Osoba, która go zastąpi, również jest członkiem Al-Kuds”. W wyniku działań Solejmaniego doszło do zbliżenia Baszszara al-Asada i Nuriego al-Malikiego – rezultatem było podpisanie w lipcu 2011 roku wstępnego porozumienia na temat gazociągu Iran-Irak-Syria. Solejmani brał również udział w negocjacjach z Rosjanami.
W irańskim systemie władzy Solejmani uchodzi za jednego z głównych obrońców Republiki Islamskiej i systemu rządów religijnych. Popierał stanowczą, antyamerykańską narrację Teheranu. Gdy więc w 2018 roku uchodzący za umiarkowanego prezydent Hasan Rouhani zapowiedział gotowość zablokowania cieśniny Ormuz, Solejmani skierował do niego list otwarty, w którym uznał groźbę prezydenta za „powód do dumy” („List generała Sojemaniego do Rouhaniego: Pańskie cenne uwagi na temat władzy syjonistycznej rodzą w nas dumę, całuję Pańską dłoń w podzięce za te mądre słowa, oto właśnie doktor Rouhani jakiego znaliśmy”). Zapewne mało osób wie, że Solejmani był jednym z sygnatariuszy listu otwartego irańskich generałów z 1999 roku. W niezbyt zawoalowanej formie grożono w nim prezydentowi Mohammadowi Chatamiemu przed konsekwencjami w obliczu „porzucenia muzułmańskiej i narodowej misji”. Zapowiedziano gotowość obalenia prezydenta, jeśli ten będzie kontynuował liberalizację. To Solejmani i jego siły odegrały kluczową rolę w zduszeniu prodemokratycznych protestów – w ostatnim czasie w Iraku jak i Libanie oraz w Iranie w 2009 roku.
Solejmani – wzór nowego Irańczyka
Solejmani był chwilowo krytykowany w samym Iranie. Przykładowo, część irańskich komentatorów uznało, że pojawienie się w Iraku Państwa Islamskiego to kompromitacja Al-Kuds, a więc i dowódcy tej formacji. Zaczęto sondować możliwość zdymisjonowania Solejmaniego. Niemniej jednak pokonanie Dae’sz raz jeszcze wyniosło popularność generała na szczyty. Wielu komentatorów zakładało, że Solejmani może stać się nowym prezydentem Iranu. Brano bowiem pod uwagę możliwy kryzys, po którym wojsko – chociażby w przypadku śmierci lub choroby najwyższego przywódcy – będzie musiało przejąć władzę. W ostatnich latach Solejmani odgrywał istotną rolę w Iranie także dlatego, iż władze w Teheranie – chcąc zwiększyć swoją popularność – zaczęły częściej niż w przeszłości podkreślać wymiar narodowy, a mniej religijny.
Wynika to ze świadomości, że konsolidacji społeczeństwa nie da się dłużej zapewnić jedynie odwołaniem do rewolucji i Republiki Islamskiej, a więc wartości, które w odróżnieniu od patriotyzmu są przez wielu Irańczyków odrzucane i w obliczu wyraźnej klęski haseł rewolucji 1979 roku idea ta nie może spajać społeczeństwa, a już na pewno nie całego. Tym bardziej, że w Iranie rodzi się nowy nacjonalizm. Nie jest przypadkiem, że Solejmani jest przedstawiany jako bohater narodowy, a w 2018 roku podczas tradycyjnego dnia sił zbrojnych pierwszy raz od czasów rewolucji islamskiej irańscy żołnierze maszerowali z patriotyczną pieśnią „Ej Iran” na ustach. Innymi słowy - Solejmani był idealny jako wzór łączący różne grupy Irańczyków: zarówno konserwatywnych i religijnych jak i antyreligijnych, ale proirańskich. Każdy mógł znaleźć w nim coś dla siebie.
Irańskie władze zareagowały na śmierć Solejmaniego w typowy dla siebie sposób – zaczęto grozić zemstą i atakami na cele amerykańskie (co wszak od dawna Teheran realizuje). Atak na generała zbiega się w czasie z piątkowymi modłami w meczecie – wątek ten na pewno zdominuje irańskie meczety w nadchodzących godzinach i dniach. Prócz wprowadzonej żałoby narodowej spodziewać się należy antyamerykańskich demonstracji oraz dużego pogrzebu, który stanie się wielką manifestacją. Na cześć Solejmaniego powstanie wiele murali. Ali Chamenei już złożył irańskiemu narodowi kondolencje, ale dodał, że męczeńska śmierć to powód do dumy i radości, a ofiara ta nie pójdzie na marne.
Regionalna wojna nerwów
Z punktu widzenia polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Republiki Islamskiej jest to wielki cios. Wskazać można dwie zasadnicze płaszczyzny – psychologiczno-polityczną i strategiczną. Po pierwsze, to klęska wizerunkowa Iranu – śmiertelny wróg zabił czołowego dowódcę. Skoro irańska armia nie jest w stanie ochronić żołnierza numer jeden to jak ochroni innych generałów? Czy jest w stanie ochronić Iran? Zapewne takie pytanie zadaje sobie teraz wielu - zarówno zwolenników jak i przeciwników Republiki Islamskiej. Nie jest przypadkiem, że wiadomość o śmierci Solejmaniego spotkała się z zadowoleniem wielu irańskich imigrantów, mieszkających poza granicami Republiki Islamskiej. To poważna rysa na wizerunku niezwyciężonego państwa, które dzielnie stawia czoła „globalnej arogancji”.
Po drugie, Iran w ostatnim czasie starał się podnieść poprzeczkę w regionalnej wojnie nerwów i pokazać, że jest gotów dalej eskalować napięcie. Trump wycofał się z tej gry, nie wspierając Arabii Saudyjskiej po serii ataków na tankowce i saudyjską rafinerię. Efektem był wyraźny w drugiej połowie 2019 roku kryzys wiary w amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa wśród arabskich monarchii Zatoki Perskiej. Jednocześnie dzięki swej ryzykownej grze Teheran odsunął wówczas ryzyko wojny. Teraz jednak sytuacja diametralnie odwróciła się – to Amerykanie zaatakowali, a Trump pokazał, to co wcześniej pokazywali Irańczycy, a więc gotowość do zwiększania stawki tej ryzykownej gry. Iran nie może pozwolić sobie na otwartą wojnę ze Stanami Zjednoczonymi, ale jeśli nie zareaguje to przegra kolejną odsłonę psychologicznego starcia. Po drugiej stronie jest Trump, dla którego z jednej strony otwarta wojna byłaby klęską przed wyborami prezydenckimi, ale z drugiej ograniczone działania militarne i „kontrolowany kryzys” mogłyby zakryć aferę z jego odwołaniem. Teheran nie może być jednak pewny jak kalkuluje Trump i jakie scenariusze bierze pod uwagę. Jakakolwiek dalsza eskalacja ze strony Iranu może doprowadzić do śmierci amerykańskich żołnierzy (czego Teheran unika), a to doprowadzi do reakcji Białego Domu. Innymi słowy – o ile wcześniej taktyczne sukcesy odniósł Iran, to teraz (chwilowo) zwycięskie są Stany Zjednoczone. W perspektywie długofalowej strategii nikt jednak nie zyskuje.
Solejmani – jak zostało wskazane powyżej – to kluczowa osoba planująca i realizująca irańską strategię na Bliskim Wschodzie. Biorąc pod uwagę jego charyzmę, wieloletnie doświadczenie i kontakty osobiste, jego zastąpienie będzie bardzo trudne. Przed irańskimi służbami trudny okres, bowiem muszą pilnie zrealizować trzy zadania. Po pierwsze odbudować struktury dowodzenia. Mianowany na miejsce Solejmaniego generał Ismail Ghaani był do tej pory zastępcą dowódcy. Pełne zastąpienie Solejmaniego, odbudowa kontaktów, zajmie mu nieco czasu. Po drugie, Irańczycy muszą zrekonstruować osłabione kontakty na Bliskim Wschodzie i zabezpieczyć swoją pozycję w obliczu amerykańskiej presji, która zapewne nie zmaleje. Po trzecie, należy pilnie wykryć dziurę kontrwywiadowczą – atak na Solejmaniego nie mógł wszak zostać przeprowadzony bez wcześniejszego rozpoznania wywiadowczego. Czy ktoś z grona Solejmaniego zdradził? A może ktoś z Hezbollahu? Czy Amerykanów wsparł iracki wywiad? To ważne pytania, na które irańskie służby specjalne – a jest ich kilka – muszą szukać odpowiedzi.
Wewnętrzne kalkulacje
Pozostaje jeszcze pytanie o wpływ udanego zamachu na Solejmaniego na sytuację wewnętrzną w Iranie, która jest trudna. Wpływa na to pogłębiający się kryzys gospodarczy, który stanowi największe wyzwanie dla dalszego trwania Republiki Islamskiej i jej legitymizacji, coraz częściej kwestionowanej nawet wśród konserwatywnych Irańczyków. Pomysł wyboru Solejmaniego na prezydenta przestaje być – z oczywistych powodów – aktualny. Bezpośrednią konsekwencją wewnętrzną zapewne będzie jeszcze większe zwycięstwo konserwatystów – antyzachodnich i asertywnych – w wyborach parlamentarnych, które mają odbyć się w drugiej połowie lutego. Seria wydarzeń, w tym wycofanie się Amerykanów z porozumienia nuklearnego oraz tenże atak, osłabiają obóz reformistów. Teraz nawet część irańskich liberałów może zagłosować na konserwatystów, uznając, że to oni lepiej poradzą sobie w czasach tak poważnego kryzysu. Z perspektywy reformistów w Iranie śmierć Solejmaniego – mimo wszystko pragmatyka – jest niekorzystna.
Z perspektywy konserwatystów wydarzenie to można oceniać zarówno jako negatywne jak i paradoksalnie pozytywne. Po pierwsze, należy powtórzyć to raz jeszcze, stracono kluczową postać w irańskiej strategii bliskowschodniej. Stanowi to wspomniany cios na wielu płaszczyznach dla wizji, którą od dawna promują właśnie konserwatyści, związani z obozem najwyższego przywódcy. Z drugiej jednak, aczkolwiek nikt tego nie przyzna otwarcie, może to być częściowo dobre. Nie tylko dlatego, że „męczeńska śmierć” Solejmaniego da im więcej punktów w nadchodzących wyborach parlamentarnych, ale również dlatego, że Amerykanie usunęli niezwykle silną i wpływową osobę, której wewnętrzne aspiracje mogły zablokować im kariery w irańskich ośrodkach władzy. Po drugie, irański reżim od dawna stara się zarządzać kryzysami, zgodnie z taktyką „rally around the flag” – koncentracji wokół narodowego sztandaru. Taki kryzys daje im doskonałą szansę na odwrócenie uwagi od problemów gospodarczych i skierowanie uwagi sfrustrowanych Irańczyków na Stanach Zjednoczonych.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS