Reklama

Geopolityka

Partactwo, które boli

  • Marek Papała, fot. lista.wordpress.com
    Marek Papała, fot. lista.wordpress.com

W 15 lat od śmierci generała Marka Papały wróciliśmy do punktu wyjścia. Nie ma sprawców, nie ma zleceniodawców najgłośniejszej i najbardziej bulwersującej zbrodni ostatnich lat. Zbrodni, która stała się plamą na honorze organów ścigania, prokuratury i wreszcie całego państwa.

Ta sprawa pokazała jak bardzo zepsute i niemrawe są i policja i prokuratura, często działające jakby z klapkami mocno zaciśniętymi na oczach tak, aby przypadkiem za dużo nie dostrzec. Więcej: Sąd uniewinnił Boguckiego i „Słowika” w sprawie zabójstwa gen. Papały W zaistniałych okolicznościach sąd nie mógł podjąć innej decyzji jak uniewinnienie oskarżonych. Bazował bowiem na materiale przedstawionym przez prokuraturę. Prowadzący sprawę – prokurator Jerzy Mierzewski przyznał, że ta sprawa to jego osobista porażka. Nic dodać nic ująć. Sąd nie zostawił suchej nitki na pracy prokuratury podkreślając, że przedstawione dowody nie wytrzymały weryfikacji. Ogromne wątpliwości powinna budzić także jakość pracy funkcjonariuszy ze specjalnie powołanej grupy śledczej „Generał”. Trzeba podkreślić, że pracowali oni w jakiejś mierze na terytorium wroga – jakkolwiek to zabrzmi. Chcę przez to powiedzieć, że w ścianach budynku Komendy Głównej Policji były prawdopodobnie oczy i uszy osób żywotnie zainteresowanych utrąceniem, ośmieszeniem tej sprawy, ostatecznie skierowaniem jej w martwą uliczkę. Nie przez przypadek Prokuratura Apelacyjna w Łodzi prowadzi tajne śledztwo w sprawie nieprawidłowości w działaniu specgrupy. Nieoficjalnie wiadomo, że policjanci w dużej mierze skupili się na zbieraniu haków (w tym obyczajowych) na polityków i znanych dziennikarzy, w tym zajmujących się sprawą zabójstwa generała Papały od lat – o czym zresztą informował swego czasu Robert Zieliński na łamach Dziennika. Obserwując z pewnego dystansu wydarzenia ostatnich 15 lat widziałem za to niesłychaną sprawność organów ścigania w prowadzeniu zakulisowych gier, w gubieniu wątków, czy w chowaniu potencjalnie najpoważniejszych podejrzanych w cieniu innych osób – wystawianych na strzał kamer i aparatów fotograficznych. To prawda, mam do tej sprawy stosunek osobisty, nie jestem prokuratorem, nigdy nie będę do końca obiektywny, ale trudno mi pogodzić się z jednej strony ze sposobem jej prowadzenia, a z drugiej, z całkowitą, zaskakującą wręcz nieporadnością (żeby nie powiedzieć biernością) państwa. Bo skoro można zastrzelić bezkarnie Komendanta Głównego Policji, to państwo wysyła wyraźny sygnał do przestępców, że w zasadzie można wszystko. Brzmi to wszystko dość ponuro. Ale jest cień szansy, że będzie jeszcze normalnie. Otóż wbrew pozorom sporo już wiemy. A to przecież jeszcze nie koniec. Ba, może dopiero początek – tylko w nieco innym wydaniu. Jest także jeden, bardzo konkretny wniosek po dzisiejszym wyroku – otóż nie sprawdził się obecny model prawny. Potrzebny jest zdecydowanie silniejszy nadzór nad działaniami poszczególnych prokuratorów, szczególnie, w tego typu sprawach ze strony Prokuratora Generalnego. Tymczasem strach przed wrażeniem ingerowania w postępowanie spowodował, że hierarchiczna organizacja się po prostu rozpadła a dwie prokuratury nie potrafiły podjąć współpracy. W efekcie – ludzkie emocje i ambicje doprowadziły do kompromitacji śledczych. W tym przypadku konieczne są wyjaśnienia Prokuratora Generalnego, który wyraźnie nie jest w stanie w żaden sposób przeciąć tego typy patologicznych sytuacji. Tym bardziej, że prokurator Mierzewski od dłuższego czasu sprawiał wrażenie osoby nie mającej koncepcji co dalej. Zdaniem dziennikarza śledczego TVN24 – Macieja Dudy, praktycznie od kilku lat nie pojawiły się żadne nowe tropy w sprawie. Trzeba także pamiętać, że wciąż trwa śledztwo prowadzone przez prokuraturę w Łodzi i to jest ostatnia szansa na doprowadzenie do przełomu. Jeżeli jednak i ta ścieżka okazałaby się ślepa jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłaby parlamentarna komisja śledcza. Być może nie rozwiązałaby sprawy, ale jej ustalenia mogłyby rzucić nowe światło na sprawę – podobnie jak było to w sprawie Olewnika. Być może warto powołać taką komisję choćby po to, aby przeanalizować akta tej sprawy. Również te, niedostępne obecnie dla opinii publicznej. Na koniec chcę podkreślić, że pomimo słabej kondycji mediów wielka nadzieja wciąż w dziennikarzach – nawet jeżeli na pierwszy rzut oka zabrzmi to naiwnie. Otóż jest kilkoro tych, którzy niemalże dotykali akt sprawy, czuli jej ostry zapach i mimo wszystko nie cofali palców. Ba, poczuli nawet na karku nieświeży oddech osób najbardziej zaniepokojonych grzebaniem w starych śmieciach. Jest ich garstka, ale są – między innymi Piotr Pytlakowski, Robert Zieliński, Maciej Duda, Sylwester Latkowski, Roman Osica czy Beata Biel – nie odpuszczają. Mam nadzieję, że suma tych wszystkich możliwości przełoży się jednak na ostateczny sukces wymiaru sprawiedliwości. Maciej Sankowski  
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama