Reklama

Geopolityka

Niemiecki ekspert: Berlin nie może przekazać broni Ukrainie. Potrzebne "pragmatyczne" podwaliny współpracy z Rosją [WYWIAD]

Autor. MO Ukrainy/Twitter

Robert Czulda rozmawiał z Matthiasem Dembinskim - starszym badaczem i kierownikiem projektu Instytutu Badań nad Pokojem we Frankfurcie (PRIF-HSFK). Zdaniem eksperta należy znaleźć drogi wyjścia z obecnej dynamiki eskalacyjnej, gdyż obie strony usztywniły swoje stanowiska i nikt nie chce ustąpić jako pierwszy, bowiem zostanie to odebrane jako porażka.

Reklama

Jesteśmy w samym środku rosyjsko-ukraińskiego kryzysu, który – przynajmniej z perspektywy naszej części Europy – wygląda poważnie. A jaki jest jego ogląd z Berlina?

Reklama

Większość Niemców postrzega obecne wydarzenia jako bardzo, bardzo poważny kryzys – największy od 2014 roku – choć jednocześnie nie ma przeświadczenia, że działania zbrojne wybuchną lada dzień. W mediach pojawiły się wypowiedzi ekspertów od infrastruktury krytycznej, którzy przedstawili listę najtrudniejszych scenariuszy i możliwych działań zaradczych, jakie można byłoby wówczas podjąć. Jednym z takich scenariuszy jest wstrzymanie dostaw gazu z Rosji do Niemiec.

Co do konkretnych opinii to oczywiście wiele zależy od tego, w czyj głos się w słuchać. Główny nurt zdaje się być w tej sprawie jasny – to Rosja jest winna obecnemu kryzysowi i to Rosjanie, mówiąc obrazowo, weszli na drzewo, z którego trudno im teraz zejść. Moskwa ogłosiła bardzo szerokie żądania, czyniąc to w bardzo dziecinny sposób, których Zachód – w tym niemiecki rząd – nie zamierza realizować. Przeświadczenie jest takie, że Rosjanie sami muszą znaleźć „drogę z drzewa", a Zachód nie ma wcale obowiązku wskazywać Moskwie jak to zrobić, choć oczywiście powinniśmy działać na rzecz deeskalacji.

Reklama

Czy mógłby Pan przedstawić, jak wygląda polityka Niemiec wobec Rosji, a więc jeden z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych tematów współczesnej polityki w Europie?

Nie jestem przekonany, że niemiecko-rosyjskie relacje są obecnie równie silne co kiedyś. Jeszcze niedawno to Niemcy były najważniejszym rozmówcą dla Moskwy zarówno spośród państw Unii Europejskiej jak i NATO. Relacje uległy jednak ochłodzeniu po 2014 roku, a więc po aneksji Krymu i wojnie we wschodniej Ukrainie. Putin i Merkel prowadzili wielogodzinne rozmowy telefoniczne, ale zaczęli mówić różnymi językami. Atmosfera była już inna.

Potem, to jest w 2018 roku, doszła sprawa otrucia przebywającego w Wielkiej Brytanii rosyjskiego oficera wywiadu wojskowego Siergieja Skripala, a także kwestia Nawalnego. Przyczyniły się one do dalszego pogorszenia relacji pomiędzy Niemcami a Rosją. Pracujący w Carnegie Moscow Dmitrij Trenin opublikował wówczas bardzo ciekawy artykułów na temat tego, jak Putin poczuł się rozczarowany niemiecką reakcją na sprawę Skripala, w tym usunięciem rosyjskich dyplomatów i przekazaniem społeczności międzynarodowej próbek substancji chemicznych.

Niemiecka polityka względem Rosji nie jest przecież wyjątkowa. Proszę spojrzeć na politykę innych europejskich stolic – Francji, a przede wszystkim Włoch i Hiszpanii. W Niemczech istnieje świadomość, że Rosja to problem i zagrożenie, ale jednocześnie, że jest, jaka jest i nie uda nam się jej zmienić. Wszystkie nasze nadzieje, że uda nam się Rosję zmienić, są już historią. A skoro tak, to musimy pogodzić się z rzeczywistością i jakoś ułożyć sobie z Moskwą relacje. Tym samym pojawia się pytanie – czy jesteśmy skazani na napięcie, czy też możliwe jest stworzenie nici porozumienia w wybranych aspektach?

A jak kształtuje się obecny stosunek do Rosji w niemieckich ugrupowaniach politycznych?

Klasyczny podział, wedle którego prawica to „jastrzębie", a lewica to „gołębie", jest już nieaktualny. W ugrupowaniach istnieją różne, przeciwstawne koncepcje. Przykładowo, w łonie Zielonych jedno skrzydło stawia sobie za cel aktywną walkę przeciwko autorytarnym reżimom, a więc nie tylko Rosji, ale także Chin. Są oni zwolennikami bardziej stanowczych działań, choć nie oznacza to automatycznie siły militarnej. Drugie skrzydło natomiast stawia na pacyfizm. Dobrym przykładem jest historia jednego z przywódców Zielonych, a więc Roberta Habecka, który w ubiegłym roku pojechał do Kijowa. Na pytanie o możliwe dostawy broni na Ukrainę przez Niemcy, Habeck był zwolennikiem takiego rozwiązania. Stwierdził wtedy, że Niemcy nie mogą takiej prośbie odmówić. Gdy wrócił do Berlina, został zaatakowany przez drugie skrzydło własnej partii.

Nie inaczej jest w przypadku CDU i SPD, gdzie są podobne debaty. Przykładowo, bawarski szef CDU Marcus Söder wypowiedział się przeciwko nowym sankcjom na Rosję. Są też „jastrzębie", postulujące bardziej zdecydowane działania. W SPD niektórzy popierają przekazywanie Ukrainie broni, podczas gdy inni są temu przeciwni.

A jak po serii rosyjskich działań agresywnych – w tym porwaniu w ubiegłym roku samolotu nad Białorusią – na Rosję patrzą zwykli Niemcy?

Z badań socjologicznych wynika, że mieszkańcy we wschodnich Niemczech mają więcej sympatii do Putina niż ci z zachodniej części kraju. Stosunek do Rosji zależy też od momentu przeprowadzenia badania. Przykładowo, tuż po 2014 roku większość Niemców postrzegała Rosję jako zagrożenie, ale z czasem ich opinia uległa częściowej zmianie. Bez wątpienia Rosja straciła dużo ze swojej wiarygodności, na co wpływ mają takie kwestie jak ingerowanie w europejską, także niemiecką politykę, czy też morderstwo w berlińskim Kleiner Tiergarten. To zwiększa nieufność Niemców wobec Rosji. Tak jak jednak powiedziałem wcześniej – nie sądzę, aby opinia Niemców była diametralnie inna od Hiszpanów, czy Włochów. To samo tyczy się niemieckiego rządu, którego stosunek do Rosji nie różni się od europejskiego głównego nurtu.

W tym momencie nie mogę zapytać o jeden z najbardziej kontrowersyjnych elementów niemieckiej polityki, a więc Nord Stream 2. Wpisuje się to w szerszą kwestię, a więc niemiecką politykę energetyczną, której nie jestem w stanie zupełnie zrozumieć. Gdzie jest w niej jakaś logika?

Nie jestem pewien, czy faktycznie jest tu logika – to przede wszystkim polityka. Po pierwsze, należy zrozumieć niemieckie nastroje wobec energii atomowej. Po awarii japońskiej elektrowni jądrowej Fukiszima w 2011 roku, w Niemczech podjęto decyzję o rezygnacji z tego rodzaju technologii. Rząd przyjął harmonogram. Jeśli się nie mylę, to trzy ostatnie elektrownie nuklearne zostaną wyłączone jeszcze w tym roku. Trudno odejść od tego planu, bowiem ma on zdecydowane poparcie niemieckiej opinii publicznej, a za takim rozwiązaniem lobbują Zieloni – są w tej sprawie bardzo pryncypialni. Jednocześnie Niemcy chcą odejść od węgla, co sprawia, że zostaje nam tylko gaz.

Tutaj wskazać należy dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest Nord Stream 2, a drugą uzależnienie od Rosji. Współpraca energetyczna Berlina z Moskwą ma długie tradycje, bowiem sięga lat siedemdziesiątych. Nie tylko politycy, ale także szefowie dużych niemieckich firm energetycznych zawsze podkreślają, że niemieckie doświadczenie z Rosjanami jest pozytywne – Rosjanie zawsze przestrzegali z nami umów i nigdy nie pogwałcili porozumienia. Zauważa się, że Niemcy są równie uzależnione od zakupu gazu z Rosji, co Rosja jest uzależniona od jego sprzedaży. To również kwestia kosztów. Dopóki potrzebujemy gazu, dopóty musimy go gdzieś kupować. Gaz z rurociągu jest tańszy niż przewożony tankowcami.

W połowie stycznia ponad siedemdziesięciu niemieckich naukowców i ekspertów podpisało się pod listem otwartym, w którym wzywają niemiecki rząd do rewizji polityki wobec Rosji – oczekują oni aktywnego przeciwstawienia się ekspansjonistycznym zamierzeniem Putina.

Inspiratorem tego listu był ekspert od spraw ukraińskich Andreas Umland, który pracuje dla Sztokholmskiego Centrum Studiów nad Europą Wschodnią. Co ciekawe, wcześniej powstał inny list – jego inicjatorem był Johannes Varwick, wykładowca akademicki, a w latach 2019-2021 szef ośrodka Gesellschaft für Sicherheitspolitik w Bonn. Ośrodek ten jest blisko związany z niemieckimi siłami zbrojnymi. List Varwicka podpisało wiele osób o poglądach lewicowych, ale również z kręgów zajmujących się bezpieczeństwem. Varwick w tym samym czasie opublikował komentarz na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung" pod tytułem „Der Westen muss Russland eine Brücke bauen", a więc „Zachód musi zbudować Rosji most". Te dwa listy pokazują dobitnie, jak wiele jest w Niemczech kontrowersji i głosów na temat relacji z Niemcami. Moim zdaniem nie mamy wyjścia, jak tylko znaleźć pragmatyczną drogę do wyjścia z konfliktu z Rosją i ułożenia sobie relacji wzajemnych.

Wróćmy do niemieckiej polityki. Czy mógłby Pan przedstawić ogólne założenia polityki zagranicznej i bezpieczeństwa obecnego rządu Niemiec?

Można wskazać wiele kontynuacji z poprzednikami. Jednym z zasadniczych powodów jest to, że mamy rząd koalicyjny trzech ugrupowań – SPD, CDU i Zielonych. Oznacza to, że żadna siła nie jest w stanie zdominować i narzucić swojej polityki. Ministrem spraw zagranicznych jest Annalena Baerbock z Zielonych, chociaż trudno ją jednoznacznie umieścić w konkretnym skrzydle – jako jeden z szefów partii stara się łączyć różne frakcje. Osobiście zaliczyłbym ją do skrzydła podkreślających wartości. Tak jak wspomniałem wcześniej – we wszystkich partiach ścierają się różne, często przeciwstawne koncepcje, także wobec Rosji i przekazywaniu Ukrainie broni.

Co do kwestii łączących to wskazałbym rosnący sceptycyzm w niemieckich kręgach politycznych do operacji out of area, a więc poza obszarem traktatowym NATO. Podaje się przykład nie tylko Afganistanu, ale także Mali, gdzie sytuacja jest bardzo trudna. Coraz więcej osób uznaje, że to obrona kolektywna powinna otrzymać więcej uwagi. Myśl taka krąży w Berlinie od kilku dobrych lat, ale obecne rosyjskie działania zwiększyły jej popularność.

Przynajmniej niektórzy komentatorzy nie wyrażali oburzenia decyzją Berlina o niewysyłaniu na Ukrainę broni, a także o zablokowaniu transferu z Estonii. Przypomnijmy, że władze w Tallinie poprosiły Berlin o zgodę na oddanie Ukraińcom starych haubic D-30 kal. 122 mm. Zbudowano je w Niemczech Wschodnich, a po zjednoczeniu przekazano Finlandii, które w 2009 roku oddały je Estończykom. Skąd taka decyzja Niemiec?

Transfer uzbrojenia to w Niemczech bardzo delikatna sprawa. Niemcy sprzedają swoją broń i za każdym razem, gdy rząd publikuje coroczny raport na ten temat, wybucha ożywiona dyskusja, a rząd znajduje się w ogniu krytyki. Szczególnie za jej dostawy do takich państw jak Egipt. W umowie koalicyjnej Zieloni i SPD umieścili zapis o nowych regulacjach w zakresie eksportu uzbrojenia – te mają stać się jeszcze bardziej restrykcyjne niż obecne.

Regulacje dotyczą również przekazywania zakupionej w Niemczech broni przez nabywcę do państw trzecich – takich jak Ukraina. Sprzedając broń Niemcy nalegają na umieszczeniu w umowie klauzul dotyczących re-eksportu. W przypadku obecnej sprawy to więc kwestia tak polityczna jak i prawna. Jeśli w umowie z Estonią zawarto taki zakaz, to transfer byłby naruszeniem prawa.

Niemcy bez wątpienia straciły na tym politycznie. W Polsce pojawiły się pytania – czy bezpiecznie jest kupować niemiecką broń, skoro w razie kryzysu Berlin nie będzie chciał dostarczać nam części zamiennych.

Z perspektywy niemieckiego prawa istnieje zasadnicza różnica pomiędzy przekazywaniem broni partnerom NATO oraz państwom, które w NATO nie są. W tym drugim przypadku jest to szczególnie trudne, jeśli dochodzi do wystąpienia kolejnego czynnika – transferu niemieckiej broni w coś, co nazywamy „obszarem napięć". Ukraina jest bez wątpienia obszarem takich napięć. Rozumiem występujące w Polsce obawy, ale sytuacja jest zupełnie inna, bowiem Polska jest w NATO.

W tym kontekście chciałbym odnieść się do innej sprawy. Nasze regulacje prawne stanowią spore utrudnienie w przypadku europejskiej współpracy przemysłów zbrojeniowych. Nasi partnerzy, chociażby Francja, naciskali na prawo do swobodnego eksportu produktów stworzonych razem z Niemcami lub takich, które zawierają niemieckie komponenty. Niemieckie stanowisko jest jednak jasne – tak długo, jak broń pozostaje w rękach państwa Unii Europejskiej lub NATO nie ma problemu.

Jakie są źródła takich działań? W jakim zakresie pacyfizm faktycznie wpływa na niemiecką politykę?

Bez wątpienia ciągle zmagamy się z naszą historią. Niedawno była rocznica konferencji w Wannsee w 1942 roku, a kwestię tę przypominały wszystkie media.

W kontekście polityki zasadniczym pytaniem jest to, jak doświadczenia historyczne można wykorzystać współcześnie. Narracja uległa pewnej modyfikacji po dwutysięcznym roku, kiedy to Zieloni znaleźli się w rządzie. Wcześniej dominował pełen pacyfizm – nigdy więcej jakichkolwiek wojen. Zieloni dodali jednak nowy element – nie tylko nigdy więcej wojen, ale także nigdy więcej Auschwitz i obozów koncentracyjnych. Oznaczało to, że Niemcy muszą aktywnie działać, by tak się stało. Nazistów nie pokonały miłe słowa, lecz czołgi.

Niemiecki politolog Marcel Dirsus napisał w kontekście „estońskiej historii", że Niemców charakteryzuje „niezdolność zaakceptowania faktu, że siła militarna odgrywa swoją rolę w stosunkach międzynarodowych. Z perspektywy Dolnej Saksonii lub Bawarii siła jest nie tylko zła, ale także bezużyteczna"

To oczywiście przesada, choć Niemcy mają inne podejście niż na przykład Amerykanie lub Francuzi, dla których siła militarna to jeden z instrumentów polityki zagranicznej. Nie nazwałbym tego pacyfizmem, lecz sceptycyzmem wobec używania siły militarnej w stosunkach międzynarodowych.

Można spotkać się ze stwierdzeniem, że niemiecka polityka wobec Rosji jest, przynajmniej częściowo, motywowana tym, iż „Niemcy potrzebują Rosji przeciwko Chinom". Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

To błędne postawienie tezy i powtórzenie amerykańskiej narracji. To bowiem wśród amerykańskich komentatorów da się usłyszeć stwierdzenie, że potrzebują oni Rosji, by przeciwstawić się Chinom i że z powodów geopolitycznych nie możemy pozwolić na istnienie rosyjsko-chińskiego partnerstwa. W Niemczech nie ma takiej dyskusji, choć da się usłyszeć głosy, że nie jest w naszym interesie, by wpychać Rosjan w objęcia Pekinu. Mamy inną perspektywę na Chiny niż Amerykanie, dla których to obecnie jednoznacznie konkurent. Dla nas to zarówno rywal jak i partner.

W kontekście rosyjskim kilka dni temu wypowiedział się dowódca niemieckiej marynarki wojennej wiceadmirał Kay-Achim Schoenbach. Podczas wizyty w Indiach stwierdził, że Krym już nigdy nie powróci do Ukrainy, a Putin zasługuje na szacunek. Po fali krytyki został zmuszony podać się do dymisji. Jak ta sprawa wygląda z Berlina?

Po pierwsze, jego wypowiedź była w sprzeczności ze stanowiskiem rządu i sam ten fakt był wystarczający do jego odejścia. Po drugie, swych słów nie skonsultował z przełożonymi – była to jego własna inicjatywa. Bez wątpienia nie postąpił zbyt rozsądnie.

W Niemczech pojawiła się dyskusja na temat jego słów. Trudno nie zauważyć, że z perspektywy merytoryki miał rację, gdy mówił o przyszłości Krymu. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby Rosja mogła oddać Krym Ukrainie – może się to komuś podobać lub nie, ale przecież to prawda. Cuda czasem się zdarzają, ale nawet gdyby następnego dnia znikł Putin, to czy na przykład Nawalny oddałby Krym? Nie. Jedynym teoretycznym scenariuszem, jaki mogę sobie wyobrazić, a który dawałby Ukrainie nawet nie kontrolę, ale zwierzchność nad Krymem, to jakaś forma umowy, na mocy której Ukraina dzierżawi Rosji to terytorium. Schoenbach miał więc rację, ale popełnił błąd, mówiąc to publicznie.

A polityka Berlina względem Stanów Zjednoczonych? Spotkałem się z opinią, wedle której niemiecka niechęć przed pomocą Ukrainie nie wynika wcale z pacyfizmu i wojennej traumy, ale przede wszystkim stanowi cyniczną próbę neutralizacji wpływów Stanów Zjednoczonych w Europie, a także wynika z chęci zbudowania samodzielności politycznej Unii Europejskiej w ścisłym partnerstwie z Rosją.

To również fałszywa narracja. Zarówno Merkel jak i niemiecka opinia publiczna miały spory problem w zaakceptowaniu polityki Donalda Trumpa. Gdy tylko pojawił się w Białym Domu Joe Biden i zapowiedział odbudowę współpracy, Niemcy wskoczyły do „transatlantyckiego pociągu". W czasach Trumpa niemal wszyscy w Niemczech mówili o wizji zbudowania europejskiej samodzielności strategicznej, ale od czasu Bidena sytuacja uległa zmianie. Wówczas Annegret Kramp-Karrenbauer z CDU, w latach 2019-2021 minister obrony w rządzie federalnym, napisała w „Politico", że idea europejskiej suwerenności to tylko marzenie – jesteśmy bowiem lata świetlne od europejskiej samodzielności. Jeśli chcemy bronić się tu i teraz to musimy mieć wsparcie Amerykanów. Wiemy o tym i akceptujemy ten fakt. Tak długo jak możemy wpływać na amerykańską politykę i mieć w Waszyngtonie swój głos, nie mamy z tym problemu.

Nasz problem jest zupełnie inny – wiemy, że potęga Stanów Zjednoczonych maleje, a Chiny to dla nich główne zagrożenie. Wiemy, że w jakiejś perspektywie czasowej Amerykanie odwrócą się w stronę Azji. Dostajemy wiele sygnałów ostrzegawczych, które informują nas, że Europa musi wziąć na siebie więcej odpowiedzialności za swoje własne bezpieczeństwo. Jak długo możemy jeszcze liczyć, że Amerykanie będą gotowi dostarczać nam wsparcie systemów specjalistycznych, takich jak latające cysterny, rozpoznanie czy satelity? Wiele osób zgadza się, że należy coś z tym zrobić, ale pytaniem bez odpowiedzi pozostaje to o sposób – jak osiągnąć ten cel?

Jak rozwiązać obecny kryzys z Rosją?

Osobiście wskazałbym dwa kroki. Pierwszy to znalezienie drogi wyjścia z obecnej dynamiki eskalacyjnej – obie strony usztywniły swoje stanowiska i nikt nie chce ustąpić jako pierwszy, bowiem zostanie to odebrane jako porażka. To tworzy niezwykle niebezpieczną sytuację, bowiem istnieje ryzyko błędnych kalkulacji, choć jednocześnie uważam, że Putin nie ma żadnego interesu w tym, aby zaatakować Ukrainę. Byłoby to nielogiczne, ale przecież nikt z nas nie siedzi w jego głowie. Nie wiemy, jak kalkuluje.

Po osiągnięciu pierwszego etapu można byłoby przystąpić do zbudowania trwałych podwalin pokojowego współistnienia. Nasze relacje wciąż opierają się na dokumentach i ustaleniach, które być może są już nieaktualne. Jednym z nich jest Paryska Karta Nowej Europy, zawarta podczas szczytu państw Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w 1990 roku. Obecna Rosja nie jest już częścią Europy i nie jest już partnerem do dyskusji o bezpieczeństwie.

Musimy stworzyć reguły nowego współistnienia pomimo dzielących nas różnic – tak jak podczas zimnej wojny, kiedy wypracowano koncepcje détente i kontroli zbrojeń. Trzeba więc raz jeszcze usiąść i powtórzyć to, co wspólnie zrobiliśmy w 1975 roku, kiedy to podpisano Akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Matthias Dembinski – starszy badacz i kierownik projektu Instytutu Badań nad Pokojem we Frankfurcie (PRIF-HSFK). Zajmuje się kwestiami bezpieczeństwa Europy, zachodnimi instytucjami bezpieczeństwa i integracją europejską. Publikował między innymi na temat teorii globalnego pokoju i efektów humanitarnych interwencji wojskowych. Jeden z redaktorów pracy Fundacji Friedricha Eberta pod tytułem "Three Visions for NATO. Mapping National Debates on the Future of the Atlantic Alliance, Berlin: Friedrich-Ebert-Stiftung 2021."

Reklama

Komentarze (14)

  1. Thorgal

    Niemcy to kłamcy, wykorzystują UE i NATO do swoich celów, puki amerykanie są w europie to jest szansa że nie nie będzie powtórki z WWII. Rosjanie grają na dwa fronty a z Chińczykami mają problem bo ich powoli zasiedlają. Rosjanie są w czarnej d...e i chętnie wrócili by do czasów zimnej wojny z amerykanami. Jednym i drugim nie na rękę jest wojna z Chinami ale mam przeczucie że Rosjanie szybciej podstawią nogę Chinom niż razem będą walczyć przeciwko USA .Bogaci Rosjanie razem z Putinem chcą odzyskać byłe republiki takie jak Białoruś, Ukraina, żeby być bliżej Europy i daleko od Chin.

    1. Extern.

      Albo Rosjanie już się pogodzili z tym że Rosja zostanie Chińskim lennikiem, inaczej nie pomagali by przecież szczerze przyszłemu najeźdźcy!!! Albo starają się przy pomocy Chin wynegocjować sobie z USA lepszą pozycję, a po cichu i tak wiedzą że kiedyś będą musieli zmienić sojusz. No jedno z dwojga. W sumie ta druga taktyka nie taka głupia.

  2. DA(łn)VIEN

    Berlin...twórca psa Sw. Bohatera...Hierojam słava Bandersyna. Czeka na 2024 aż skończy się dostawa gazu Rosji do Ukrainy. Niemcy kalkulują chłodno, GB kalkuluje chłodno. Warszawa poświęci miliony Polaków dla Ukrainy z rozkazu USA. Gratuluję wysłania piorunów. Rosyjscy szpiedzy i eksperci czekają na dane tego sprzętu

    1. Chyżwar

      My także kalkulujemy chłodno. Historia Polski nauczyła nas, że jak wy ruscy dostaniecie palec, to bierzecie całą rękę. Dlatego właśnie nie należy wam ufać i tym samym nie wolno wam ustępować nawet o milimetr. Pytanie jest natomiast czy wy umiecie kalkulować chłodno? W chwili obecnej Japonia, która odchodzi od energetyki jądrowej z konieczności zajęła się hydratami metanu. Chiny także się w to bawią. Kiedy te zabawy skończą się sukcesem, a niewiele już do tego brakuje skończy się wam energetyczne eldorado. Co wtedy zrobicie?

    2. nowyAdVoc

      Jak się ma takie pochodzenie / traumę z ... Polaczków na Wołyniu, to tak się pisze. Ba- USA Wam nie pomoże, bo także jest u nich duża społeczność polskich żydów - dzięki Bogu, którzy pamiętają te pogromy. To tyle z historii dwóch / trzech narodów, które zostały wplątane w te tragedie prze UPA.

    3. Królewiec

      Nie lamentuj tak . Może w Ciebie ten Piorun czy Javelin nie trafi . Zresztą nie pchaj się do Nas ,do Bałtów i na Ukrainę to nie wrócisz do domu jako gruz200 . Bądź dobrej myśli , że wojny nie będzie .

  3. Królewiec

    Handelsmachen z Rosją i Chinami najważniejszy . Faktury się zgadzają . Po co ten K

  4. Adam S.

    Niesamowite. Niemcy "nie mają wyjścia" i "muszą" importować gaz z Rosji. Ciekawe, czy gdyby na Berlin spadły rosyjskie rakiety, dalej by go kupowali. Czy może jednak znalazłoby się wyjście? Może nie zamykać elektrowni atomowych? Nieekologicznie? To może ekologicznie zrezygnować z przemysłu, dla którego się nie ma energii? Może kupić energię od Francji, która nie boi się atomu? Może kupić gaz w Norwegii, lub w USA? Drożej? Za każdego dolara zapłaconego przez Niemcy Rosjanom, NATO będzie musiało wydać 10 dolarów na obronę przed rosyjska armią finansowaną przez Niemcy. Według mnie, to jest po prostu szczyt egoizmu. Przecież wiedzą, że Rosja się nie zmieni, wiedzą że Rosja będzie tak czy inaczej atakować Europę. I oni te ataki finansują. Brak słów.

    1. HeHe

      Ależ Niemcy nie muszą kupować gazu z Rosji ale chcą to robić ze względu na jego cenę, relatywną geograficzną bliskość źródła, już istniejącą sieć gazociągów oraz co niemniej ważne, zaufanie do ruskich jako partnera handlowego. Nie przewidują też rosyjskich rakiet spadających na Berlin bo po pierwsze wiedzą, że to absurd a po drugie Rosjanie to nie Ukraińcy - nie zabijają kury znoszącej złote jaja Poza tym Niemcy nie ufają energetyce jądrowej i nie zamierzają "ekologicznie" zrezygnować z przemysłu dzięki któremu stali się światową potęgą, także polityczną i proponuję zgadnąć jaka byłaby odpowiedź jakiegokolwiek innego kraju na złożenie takiej propozycji. Gaz z Norwegii, Niderlandów i LNG także kupują uzupełniając nim wolumen gazu z Rosji.

    2. HeHe

      Poza tym ruscy NIE ATAKUJĄ I w możliwej do przewidzenia przyszłości NIE ZAMIERZAJĄ ATAKOWAĆ EUROPY z czego także Niemcy zdają sobie doskonale sprawę a więc rozliczenie rodzaju "każdy dolar zapłacony przez Niemcy równa się 10 dolarom wydanych przez NATO do obrony przed rosyjską armią" jest dla nich (i dla reszty zachodniej Europy) abstrakcyjne. Poza tym Niemcy są bardzo sceptyczni (określenie dość delikatne) wobec Amerykanów a ostatnie wydarzenia związane z planowanymi sankcjami przeciwko handlowi pomiędzy nimi a Rosją tylko dolały benzyny do ognia tego sceptycyzmu.   

    3. HeHe

      Ależ Niemcy nie muszą kupować gazu z Rosji ale chcą to robić ze względu na jego cenę, relatywną geograficzną bliskość źródła, już istniejącą sieć gazociągów oraz co niemniej ważne, zaufanie do ruskich jako partnera handlowego. Nie przewidują też rosyjskich rakiet spadających na Berlin bo po pierwsze wiedzą, że to absurd a po drugie Rosjanie to nie Ukraińcy - nie zabijają kury znoszącej złote jaja Poza tym Niemcy nie ufają energetyce jądrowej i nie zamierzają "ekologicznie" zrezygnować z przemysłu dzięki któremu stali się światową potęgą, także polityczną i proponuję zgadnąć jaka byłaby odpowiedź jakiegokolwiek innego kraju na złożenie takiej propozycji. Gaz z Norwegii, Niderlandów i LNG także kupują uzupełniając nim wolumen gazu z Rosji.

  5. nowyAdVoc

    Cyt."Berlin nie może przekazać broni Ukrainie", coś w tym jest do rzeczy, dodałbym najnowocześniejszej. Ba- Ukraina ma b. nowoczesne np. rakietowe, a od USA przyjmuje rakiety np. przeciwpancerne - już się cieszą w Rosji na przekazana ukł. elektroniczne. Wiadomość: MON przekaże Pioruny - jeszcze i najnowsza tech. już jest u nich, Oni chcą jeszcze kawałek Polski, to trzeba Im dać - odlot MON

    1. Sailor

      Jakość kadr w Olgino coraz niższa. Człowieku twojego bełkotu nie da się czytać, aż oczy bolą. Gramatykę mamy podobną, są różnego rodzaju translatory, a ty kilku zdań poprawnie nie potrafisz zklecić.

    2. Ivan nie pisz bzdur

      Twoje wpisy wychodzą ewidentnie spod translatora (z cyrylicy na polski) to raczej trudno Ci było te "niuanse" zrozumieć. Naprawdę nie stać was w Olgino żeby zatrudnić porządnych tłumaczy tylko musicie korzystać z translatorów?

    3. Buczacza

      Najlepsi niczym wagnerowcy. Zostali przekierowani na odcinek ukraiński... Tam teraz walczą o pokój i bezpieczeństwo a'la kreml i pinokio tego forum...

  6. Nowy

    Europejski główny nurt- Niemcom tupetu i übermensch nigdy nie zabraknie

  7. seb2303

    Ci chociaż mówią co zrobią - nie będzie pomocy Ukrainie tylko współpraca z Rosją. Krótko i na temat.

  8. JAGODA

    Niestety, do Niemiec jako "sojusznika" trzeba mieć daleko idącą rezerwę. Nie wiem nawet czy słowo "sojusznik" jest tutaj uprawnione. Oficjalnie, na papierze Niemcy to sojusznik po tej samej stronie co my. Wiele faktów, o ile nie wszystkie, w ostatnich latach temu przeczy i to nie tylko Nord Stream 2. Jeden z wielu faktów. Ponieważ objęcie władzy przez PIS nie spodobało się Niemcom, władze poufnie zorganizowali szkolenie dla dziennikarzy niemieckich o tym jak mają pisać negatywnie o Polsce, tj. o kraju w który łamie się prawo, nie ma demokracji itp. Razi jednak szczególnie troska Niemiec o "dobre samopoczucie" Rosji z arogancją wobec tego samego samopoczucia wobec Polski. Gdy Rosja organizuje ćwiczenia ataku bronią atomową na Warszawę Berlin milczy, ale gdy Polska organizuje ćwiczenia obronne Berlin twierdzi, że to "prowokacja" . Tak zachowuje się sojusznik ?

    1. HeHe

      Objęcie władzy przez PiS było Niemcom kompletnie obojętne ale ciągle wyrażanie przez rząd PiS-u antyniemieckie resentymenty już zdecydowanie nie. Można tylko podziwiać cierpliwość Merkel na ciągłe ataki naszego rządu (włączając w to cyrk z akredytacją von Loringhovena który był pokazem zwykłego chamstwa naszych władz). Oczywiście, że Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że antyniemieckość była przez PiS skierowana na polski "rynek wewnętrzny" bo chodziło o to aby znaleźć jakże potrzebnego PiS-owi wroga zewnętrznego i skierować w jego stronę niechęć części polskiego elektorat obdarzonej bardzo nienachalnym a wręcz spartańskim intelektem. Co do Nord Stream to Niemcy wraz z ruskimi przecież proponowali nam polskie przyłącze

    2. HeHe

      Niemcom było absolutnie wszystko jedno kto obejmie władzę w Polsce ale już nie było im wszystko jedno kiedy PiS-owski rząd wykorzystywał antyniemieckość. Oczywiście, że władze Niemiec wiedziały iż antyniemieckość ta jest skierowana na nasz polityczny "rynek" wewnętrzny i miała za zadanie znalezienia kolejnego wroga z pomocą którego rząd mógł zgromadzić wokół siebie elektorat w którym wciąż żywe są wojenne resentymenty według których Niemiec to SS-man z Einsatzgruppe a "Niemcem" jest także Tusk tak więc dalszego logicznego związku nie trzeba tłumaczyć. Należy tylko podziwiać Merkel za lata cierpliwości wobec chamskich wobec Niemiec "numerów" naszych władz jak ten z akredytacją amb. von Loringhovena.

    3. HeHe

      Jeżeli mowa o Nord Stream to należy pamiętać o tym, że przecież Niemcy z ruskimi proponowali nam polskie przyłącze tak abyśmy mieli ruski gaz w "niemieckich" cenach i z "niemiecką" pewnością dostaw którą to propozycję (tak jak wcześniejszą rozbudowy Jamału) nasz rząd odrzucił. Niemcy są jak najbardziej naszym najlepszym sojusznikiem ale przy takim jak opisane powyżej podejściu naszych władz trudno o wykorzystanie możliwości które ten sojusz daje.

  9. RifRaf

    Rosja nie planuje zadnego konfliktu zbrojnego z Ukraina, Putin dobrze wie jak by sie to dla Rosji skonczylo, moze by tak Wujek Sam odrobine zluzowal ze swoja propaganda? Rozumiem, ze US bardzo pasuje oslabiona Rosja, ale nich sie bardziej Chin obawiaja, czy naprawde kazdy amerykanski prezydent chce miec swojs wojne?

    1. Adam S.

      Rosja "nie planuje", konfliktu, tylko jakoś dziwnym trafem ten konflikt trwa już osiem lat. Codziennie giną ukraińscy żołnierze. I jak to się dla Putina skończyło? Niemcy wybudowali drugą nitkę gazociągu. Och, jaka tragedia dla Rosji. NIE WIEMY co zrobi Putin, ale w żaden sposób nikt nie może dać gwarancji, że konflikt się nie rozszerzy. Bo JUŻ TRWA. A jedyny sposób, żeby zmniejszyć ryzyko eskalacji, to sprawić, żeby koszty ataku buły dla Putina za wysokie. Czyli wzmocnić ukraińską armię. I właśnie to robi USA i Wielka Brytania.

  10. DDR

    Bla Bla Bla Bla Chcemy ale się boimy bo nam pokolenie 68 i jego zideologiziwani spadkobiercy nie pozwolą Rosja jest beee ale robimy biznes aby nie była jeszcze bardziej beee i wogle jesteśmy dobrym sojusznikiem w NATO chociaż mentalnie dysfunkcyjnym krajem Bla Bla Bla Bla

  11. majkelicho

    Słowo o putinie - Z bandytą się nie robi interesów. Kropka.

    1. HeHe

      Gdyby naprawdę tak było to nikt nie robiłby interesów z jakąkolwiek administracją amerykańską czy brytyjską. Przecinek :)

  12. JacekK

    Niemcy chcą zjeść ciastko i mieć ciastko. Czerpać korzyści ale nie brać odpowiedzialności. Nie ponosić kosztów z tytułu przywództwa lecz wykorzystać zawsze sytuację tak, aby przyniosła im gospodarczą korzyść bez liczenia się z interesem słabszych partnerów. Deutschland AG, spuścizna pruskiego imperializmu rządzi. Chciwość zaślepia a pycha kroczy przed upadkiem.

    1. HeHe

      Jeżeli ktokolwiek przejawia pychę to na pewno nie są to Niemcy które od połowy lat '70 po prostu wcielają w życie swoją REALPOLITIK a cieszy się ona coraz większym powodzeniem w kontynentalnych krajach Europy zachodniej co można zauważyć chociażby po podejściu do tej sprawy przez Francję, bardzo zbliżonym do niemieckiego. Niemcy mają jasny, najważniejszy cel swoich działań którym jest POKÓJ i SPOKÓJ NA WSCHODZIE i t.emu właśnie służą wieloletnie intensywne polityczne kontakty z Moskwą oraz Kijowem czy wstrzemięźliwość przy popieraniu Kijowa w postaci przekazywania mu uzbrojenia które to Berlin (i słusznie) uważa za "dolewanie benzyny do ognia". Zamiast tego Berlin wykorzystuje swoje bardzo dobre kontakty polityczno-h

    2. HeHe

      Polityczno-handlowe z Moskwą. Trzeba przy tym pamiętać, że Niemcy (i Francuzi) są zaangażowani w 6-letni proces porozumień Mińsk 2 co daje im dużo większą wiedzę na temat konfliktu Kijowa z Moskwą która materialnie, militarnie i politycznie popiera rebeliantów w Donbasie.

  13. Buczacza

    Z historii wiemy, że każda współpraca niemiecko-rosyjską . Kończy się hekatombą dla Europy. A dla Europy wschodniej w szczególności. W tamtym roku napisałem, że Niemcy się zakiwali. Ten wywiad tylko to potwierdza. Pod koniec ubiegłego roku. Jeden z ważniejszych współpracowników A.Merkel. Zapytany o logikę stosunków z rosją. Odpowiedział, że uważaliśmy "iż lepiej bandytę trzymać przy stole". Tak naprawdę bandyta to bandyta i zawsze będzie bandytą. Obojętnie czy to carat,zsrr czy rosja putina. Abstrachujac od historii. Od tego wszystkiego co Niemcy mają za uszami. Zawsze sądziłem, że to pragmatycy. A dziś sami sobie założyli pętlę na szyję. Drugi koniec dali putinowi. I tego samego chcą od całej Europy...

  14. Antonioo

    Jaki jest nasz narodowy interes? Bo chyba sami nie wiemy, a przynajmniej nasz rząd nie wie

Reklama