Geopolityka
Między Jerozolimą, Damaszkiem a Waszyngtonem, czyli bliskowschodni kocioł przed wizytą Obamy w Izraelu
Przybywający do Izraela prezydent USA Barack Obama stanie przed silną presją ze strony tamtejszych władz. Spośród trzech palących dla Izraela problemów, irańskiego programu atomowego, kwestii palestyńskiej i wojny w Syrii, tylko w tej ostatniej kwestii prezentuje on zbliżone do Jerozolimy stanowisko.
Izrael, który właśnie sformował 33. rząd, będzie chciał uzyskać od Stanów Zjednoczonych gwarancję, iż te dokonają ataków z powietrza jeśli Syria spróbuje przekazać pociski rakietowe ze swoich arsenałów Hezbollahowi w Libanie. Jeśli to się nie powiedzie, będzie przynajmniej dążył do tego, by uzyskać pełne oparcie Waszyngtonu dla tego typu działań, dowiedział się brytyjski dziennik "The Guardian".
CZYTAJ TEŻ: Izrael potwierdza informacje o ataku w Syrii
Pod koniec stycznia br. Izrael zniszczył w Syrii konwój transportujący do Libanu pociski ziemia - powietrze. Zapowiedział wtedy, że nie zawaha się uderzyć ponownie w podobnej sytuacji. Dziś zatem, stojący na czele nowego rządu Benjamin Netanjahu stwierdził, że "Syria się rozpada, a a różne bandy terrorystyczne chcą dosłownie rozdrapać ludobójcze arsenały Asada - Izrael im na to nie zezwoli” (cyt. za Eli Barburem, niezależnym korespondentem z Tel Awiwu).
Obama, oficjalnie również dopuszcza interwencję USA w Syrii, jeśli dojdzie tam do użycia broni chemicznej lub biologicznej albo gdy wpadnie ona w niepowołane ręce (czyt. terrorystów). Tymczasem, jak napisał piątkowy "Los Angeles Times" CIA prowadzi aktualnie obserwację najbardziej radykalnych muzułmańskich ugrupowań rebelianckich w Syrii, pod kątem ich ewentualnej przyszłej likwidacji przez amerykańskie drony. Choć Obama nie wydał jeszcze rozkazu do ataku, a nawet nie jest to aktualnie rozważane, CIA skierowała dodatkowy personel do obserwacji organizacji takich jak np. Dżabhat an-Nusra, która została utworzona głównie z terrorystów przybyłych z Iraku. Na marginesie warto dodać, że amerykański sąd apelacyjny stwierdził, że CIA nie może odmówić udzielania informacji o posiadanych przez agencję danych związanych z wykorzystaniem systemów bezzałogowych. Decyzja ta może skończyć się odtajnieniem przez CIA niektórych dokumentów dot. ataków przeprowadzonych przez drony.
CZYTAJ TEŻ: Syria grozi Libanowi odwetem - to raczej blef
Oficjele izraelscy chcą również przekonać Amerykanów, że ewentualny transfer pocisków z Syrii (także przeciwokrętowych) stanowi realne zagrożenie także dla interesów globalnego hegemona, który posiada największą flotę w regionie. Uważają także, że kolejny konflikt Izraela z Hezbollahem to tylko kwestia czasu, pisze "The Guardian", choć w obecnych warunkach byłby on nieopłacalny dla obu stron.
CZYTAJ TEŻ: Stany Zjednoczone zrobią wszystko, aby Iran nie zdobył broni atomowej
Jeśli chodzi o kwestię irańskiego programu atomowego, Jerozolima chce wyznaczenia wspólnie z Waszyngtonem "czerwonej linii", po przekroczeniu której atak na irańskie instalacje będzie nieunikniony. Obama uważa jednak, że nie ma takiej potrzeby, gdyż USA będą zawczasu wiedziały jeśli Iran rozpocznie przygotowania do budowy bomby atomowej. Obie strony chcą zatem zapobiec zdobyciu broni nuklearnej przez Iran, ale to Izrael wierzy w rozwiązania militarne, gdyż jego zdaniem dyplomacja, sankcje i wywiad nie dają gwarancji, że atomowy Iran nie stanie się rzeczywistością. Obama spróbuje wobec tego, promować swój punkt widzenia i przekonywać Izraelczyków do zachowania cierpliwości.
CZYTAJ TEŻ: Obama: za rok Iran zdolny użyć bomby atomowej
Odnośnie do możliwości utworzenia państwa dla Palestyńczyków, premier Izraela Benjamin Netanjahu stwierdził, że "Izrael jest gotowy na historyczny kompromis". Co to oznacza? Niewiadomo. Wiadomo jednak, że Obama i jego sekretarz stanu John Kerry będą naciskać na Netanjahu, aby ten wstrzymał budowę nowych izraelskich osiedli i zdecydował się na inne ustępstwa wobec Palestyńczyków.
Marcin Toboła