Geopolityka
Liban - Francuski klucz do Bliskiego Wschodu
Przeszło rok po rozpoczęciu kolejnej odsłony konfliktu izraelsko-palestyńskiego,Tel Awiw w ostatnich tygodniach zdecydował się rozszerzyć skalę swoich operacji militarnych na północnego sąsiada, którym jest Liban. Lądowa inwazja przyciąga uwagę całego świata, ponieważ może mieć szerokie reperkusje globalne i regionalne. Swoje oczy na Bejrut skierowała także Francja, dla której kraj cedru od setek lat jest bliskowschodnim punktem odniesienia.
Długa historia politycznego romansu
Wiadomo powszechnie, że demarkacja bliskowschodnich „linii na piasku” na mocy traktatu Sykes-Picot z 1916 roku, dała podwaliny do administrowania Libanem i Syrią w ramach systemu mandatowego Ligi Narodów. Formalnie Francja przejęła kontrolę nad Libanem w 1920 r. na mocy decyzji konferencji z San Remo i układu pokojowego z Sevres. Taki opis sytuacji nie jest błędny, jednak tworzy ograniczoną wersję rzeczywistości. Zainteresowanie krajem cedru przez Francję można datować już w XIII wieku, kiedy to król Ludwik IX zwany Świętym ogłosił w imieniu swoim i przyszłych władców ochronę ludności chrześcijańskiej w tym regionie.
Przyrzeczenie Ludwika IX realizowali także Franciszek I Walezjusz oraz Napoleon III, za czasów którego rozpoczęła się francuska eksplozja kulturowa w Libanie oraz budowanie diaspory libańskiej nad Sekwaną. Liban od drugiej połowy XIX wieku był nierozerwalnie związany z francuskimi interesami w basenie Morza Śródziemnego i Lewancie. W roku 1926 Paryż przygotował dla Bejrutu ustawę zasadniczą, która przetrwała po dziś dzień i nadal jest konstytucją tego kraju.
Po wojnie i opuszczeniu Libanu przez ostatnie wojska francuskie w 1946 roku,rayonnement francuskiej kultury zaczęło ulegać degradacji na rzecz arabskiego nacjonalizmu i wzrostu oddziaływania islamu. Sytuację komplikowało powstanie Izraela oraz konflikty izraelsko-arabskie, których efektem ubocznym było przeniesienie się OWP do południowego Libanu, libańska wojna domowa oraz operacja Tel Awiwu o kryptonimie „Pokój dla Galilei”.
Czytaj też
Paryż uczestniczył w oenzetowskiej misji FINUL, jednak po zamachach z 1983 na francuski posterunek „Drakkar”, w którym zginęło 58 spadochroniarzy z Francji, kontyngent został wycofany (Francuzi pozostają jednak w Libanie w ramach misji FINUL na mocy rozszerzonego mandatu wynikającego z rezolucji RB ONZ 1701). W tym samym roku prezydent Mitterand udał się z wizytą do Libanu. W jej trakcie spointował, że V Republika „jest i pozostanie wierna Libanowi”. Głowa państwa zapoczątkowała tym samym trend konieczności udania się do Bejrutu przez przyszłych francuskich prezydentów.
Prezydent Jacques Chirac, znany ze swojej orientalnej i arabskiej afiliacji, koncentrował swoją politykę libańską na kontaktach personalnych z premierem Libanu Rafikiem Haririm, prezydentem Syrii Hafezem Al-Assadem oraz ich synami – Sadem i Baszarem. Swoją prezydenturę Chirac prowadził w oparciu o jednoznaczne kontestowanie Izraela i sprzyjanie stronie arabskiej. W tym miejscu należy zaznaczyć, że kwestia chrześcijańska i ochrona maronitów, były marginalizowane na rzecz wspierania libańskich sunnitów. Francja musiała wówczas w swoich strategiach uwzględniać innych graczy pokroju Syrii, Iranu, Hezbollahu czy nawet „sojuszniczego rywala” w postaci USA.
Swoje działania Paryż przez dekady prowadził w oparciu o zasadę „zawsze przy stole”. Nie było przy tym istotne wchodzenie w tymczasowe sojusze z reżimem Assadów, Saddamem Husajnem czy nawet Hassanem Nasrallahem, którego relacje z Pałacem Elizejskim były niejednoznaczne. Chęć oddziaływania na bliskowschodnią politykę przez Liban czy Syrię utrudniały ofensywne działania Izraela i USA. W tym miejscu zaobserwować możemy ciekawą zależność – Francja uległa w swojej bliskowschodniej polityce Waszyngtonowi i Tel Awiwowi. Paryż chciał osiągnąć sukces przy użyciu środków dyplomatycznych, eksportu wartości kulturowych i z wykorzystaniem działań pokojowych. Oś USA-Izrael w głównej mierze (z wyłączeniem amerykańsko-francuskiej rezolucji 1959) używała twardej siły, wpływając na losy Lewantu. W tej konfrontacji Victor Hugo musiał ustąpić pola generałowi Pattonowi.
Prezydent Macron a sprawa libańska
Przejście od Chiraca do Macrona nie wynika z gapiostwa autora. Prezydentury Sarkozy i Hollande’a nie wniosły nowej jakości do pojmowania Libanu. Obecna głowa państwa francuskiego również nie zapowiadała się na orędownika sprawy libańskiej, ale przyszło jej sprawować urząd w czasach, które wymogły na niej konieczność działania.
Bejrut od 2017 roku pogrążał się w kryzysie gospodarczym i politycznym, czego przejawem była eksplozja w bejruckim porcie w 2020 roku i brak możliwości wybrania prezydenta po zakończeniu kadencji Michela Aouna w 2022 roku. Po przybyciu do Libanu w 2020 roku, Macron przypomniał słowa Ludwika IX, mówiąc „wy to my”. Obecnie 23 tys. Francuzów żyje w Libanie, natomiast diaspora libańska nad Sekwaną liczy 210 tys. osób. Obóz prezydencki, choć niejednorodny co do percepcji sprawy libańskiej i bliskowschodniego konfliktu, nie potrafi od wielu lat znaleźć odpowiedniego remedium, które byłoby akceptowalne dla wszystkich stron. Pałac Elizejski w swoich działaniach poszukiwał punktu zaczepienia w każdej ze stron. Dzień po 7 października 2023 roku apelował o stworzenie międzynarodowej koalicji przeciwko Hamasowi. Wcześniej wyrażał poparcie dla kandydatury prezydenckiej Sleimana Frangié, zdeklarowanego kandydata Hezbollahu, puszczając jednocześnie oko „Partii Boga” i Iranowi. Z kolei w czerwcu br. na targach broni Eurosatory obowiązywał zakaz wystawiania izraelskich stoisk. Sam Emmanuel Macron wezwał do wstrzymania dostaw broni do Izraela, który rozszerzył swoje działania ofensywne na Liban. Spotkało się to ze zdecydowaną reakcją Benjamina Netanjahu. Paryż w geście pokory wyjaśnił „niezachwiane” zaangażowanie Francji w bezpieczeństwo Izraela, ale także podkreślił potrzebę zawieszenia broni w Libanie.
Quo Vadis Francjo?
Paryż nie może forsować swoich rozwiązań w ramach Rady Bezpieczeństwa ONZ, ponieważ projekty niesprzyjające Tel Awiwowi są i będą wetowane przez Waszyngton. Inna platforma multilateralna, którą jest Frankofonia, także nie nadaje się do projektowania rzeczywistości, nawet jeśli zrzesza ona zarówno Francję, jak i Liban. Macron na tegorocznym szczycie Frankofonii w Paryżu konstatował, że pokój na Bliskim Wschodzie (a więc także w Libanie) nie jest możliwy bez rozwiązania dwupaństwowego. Dla samego Izraela byłaby to także opcja najbardziej optymalna, która zapewniłaby pokój Tel Awiwowi, jednak syjonizm polityków pokroju Ben Gwira czy Smotricza uniemożliwiają chłodną kalkulację, nie opartą o projekt Wielkiego Izraela.
Czytaj też
Być może Francja musi szukać opcji w krajach europejskich, które podzielają wizję Paryża i już uznały państwo palestyńskie np. Hiszpania, Irlandia czy Norwegia. Polityka przepełniona symbolizmem, która widoczna jest w niedawnych wypowiedziach premiera Michela Barniera odnośnie więzów historycznych Francji i Libanu, nie spełni swojej roli. Być może metodą jest ostrzejsza retoryka, którą posługuje się Paryż po kolejnym ataku Izraela na żołnierzy FINUL w Libanie – na dywanik został wezwany ambasador Izraela. Macron podczas przemówienia na Cyprze 11 października br., w imieniu Francji, Włoch i Hiszpanii, podkreślił, także, że nie można tolerować ataków Tel Awiwu na siły ONZ.
Niegdyś Paryż mógł w swoich bliskowschodnich kalkulacjach szafować pomiędzy Bagdadem, Damaszkiem, Bejrutem. Iraku doby Mitteranda i Chiraca już nie ma, Syrią nie rządzi Hafez Al-Assad, a Liban nie posiada swojego odpowiednika Rafika Haririego. Francja konsekwentnie traci bliskowschodnich partnerów, a utrzymanie obecnego kursu polityki zagranicznej, w którym zasadaen même temps się nie sprawdza, może doprowadzić do sytuacji, w której długowieczny romans polityczny z Libanem dobiegnie końca.
Autor: Konrad Markiewicz
easyrider
Fajny rys historyczny ale tytuł powinien brzmieć: Francja, islamski klucz do Europy.
Zbrozło
W wyniku amerykańskiej interwencji w Iraku miliony muzułmanów trafiły do Europy, dziś Izrael chce wyrzucić do Europy miliony Palestyńczyków oczywiście za amerykańskie pieniądze ale winna jest oczywiście Francja. Uwielbiam czytać, że Francja jest winna wszystkiemu bo śmie kierować się własnym interesem i nie jest republika bananową.
AdiDG
To nie USA są winne milionom mooslimow w Europie. tylko sama Europa. Ktoś naiwnie (oby) stwierdził że granicę są niemodne i każdy może sobie robić co chce. Wystarczyło tylko ich pilnować. Całego tego problemu by nie było.
Zbrozło
Zdumiewająca opinia w kontekście wyborów amerykańskich w których głównym tematem jest napływ milionów nielegalnych imigrantów do USA. Amerykanie przez 200 lat bezlitośnie łupili Amerykę Łacińską a teraz ich miasta terroryzują gangi narkotykowe z Salwadoru i Hondurasu. Bananowa republika na sterydach w komentarzach.
Jan z Krakowa
Ci muzułmanie trafili do Europy bo Europa ich zapraszała (p. Merkelowa) i nie chciała ich powstrzymywać na granicach. To sie odbywało w ramach poprawności pol. Teraz się niektórzy opamiętali. USA do tego nic nie ma. Interes narodxowsy Francji? Ta polityka Macrona jest kwestionowana przez fr. wojskowych (p. znany list). USA jest najlepszym sojusznikiem RP i dobre stosunki z USA są w interesie Polski. Francja nie ma ani potencjału, ani chęci i sytuację w Europie stabilizuje USA. To takie elementarne fakty, a nie bajki i szkodliwy i modny antyamerykanizm -- w Niemczech np., ale takie coś nie ma racji bytu w RP.
Jan z Krakowa
Uważnie przeczytałem tę świetną analizę. Dziękuję Autorowi. Od lat 80 można zauważyć , że Francja nie jest w stanie skutecznie wpływać na sytuację w Libanie. W szczególności, Francja "porzuciła" sprawę maronitów w Libanie i wdała się wątpliwej skuteczności machinacje dyplomatyczne (co zostało stwierdzone w artykule). Ale takie działania -- czy jak napisałem może za ostro -- "machinacje" muszą za sobą mieć potencjał, siłę i zdecydowanie. Tego specjalnie jakoś Francja nie ma. Pytanie od kiedy? Przypuszczam, nie udając znawcy tego tematu, że od czasu zwycięskiej chociaż krwawej wojny w Agierze/Algierii, kiedy to po jej wygraniu Francja za de Gaulle'a się wycofała zostawiając dużą ilość arabskich zwolenników Francji. Przy tym deficycie potencjału to nieustanne, chociaż raczej lokalnie, stawianie się Francji w opozycji do USA -- te gesty (kiedyś gest to znaczył czyn, a teraz jego brak).
Zbrozło
Francja, podobnie jak wiele innych państw świata stara się prowadzić politykę zgodnie z własnym interesem narodowym. Taka postawa zawsze będzie wzbudzać irytację w PL gdzie zawsze na pierwszym miejscu jest interes USA.