Reklama
  • Wiadomości

Kto stoi za atakiem na bazę w Syrii?

W poniedziałek rano doszło do ataku rakietowego na bazę syryjskich sił powietrznych w prowincji Hims - poinformowała oficjalna syryjska agencja prasowa Sana. Początkowo reżim prezydenta Baszara el-Asada sugerował, że ataku dokonały Stany Zjednoczone, ale w kolejnych informacjach podawanych przez państwowe media nie było już odniesień do USA. Przedstawiciele amerykańskich władz zaprzeczyli jednak, by ich siły zbrojne rozpoczęły ataki z powietrza na syryjską bazę lotniczą.

Fot. Cpl. Yuval Shmueli, IDF Spokesperson's Uni/Flickr, CC BY 2.0
Fot. Cpl. Yuval Shmueli, IDF Spokesperson's Uni/Flickr, CC BY 2.0

Syryjska telewizja państwowa poinformowała, że w wyniku rzekomego ataku rakietowego sił USA na lotnisko T-4 niedaleko starożytnego miasta Palmira w środkowej Syrii, kilka osób zginęło, a kilka zostało rannych. Nie podano jednak żadnych konkretnych liczb. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka informuje natomiast, że w ataku rakietowym na bazę zginęło co najmniej 14 bojowników. Wśród zabitych mają być członkowie oddziałów irańskich, walczący po stronie sił lojalnych wobec prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Nie wiadomo na razie, kto dokonał ataku na lotnisko wojskowe T-4, znane również pod nazwą Tijas - powiadomiło Obserwatorium mające siedzibę w Londynie.

Syryjskie źródło wojskowe, cytowane przez agencję Reutera, poinformowało, że syryjskiej obronie przeciwlotniczej udało się zestrzelić osiem rakiet wystrzelonych w bazę.

Analitycy ds. obrony twierdzą, że w bazie rozmieszczone są znaczne siły rosyjskie, które wspomagają w wojnie domowej siły prezydenta Baszara el-Asada, a odrzutowce regularnie wylatują stamtąd, by uderzyć w obszary opanowane przez syryjskich rebeliantów.

Tymczasem rzecznik Pentagonu poinformował w niedzielę późnym wieczorem czasu lokalnego, że siły zbrojne USA nie brały udziału w ataku z powietrza na bazę lotniczą wojsk rządowych w Syrii. "W tym czasie Departament Obrony USA nie przeprowadził żadnych nalotów w Syrii (...) Jednak nadal uważnie obserwujemy sytuację (w tym kraju) i wspieramy wysiłki dyplomatyczne mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy używają broni chemicznej, zarówno w Syrii, jak i poza nią" - stwierdził rzecznik Pentagonu. W niedzielę Organizacja Syrian American Medical Society (SAMS) oskarżyła bowiem syryjskie władze o atak chemiczny w sobotę wieczorem na szpital w Dumie we Wschodniej Gucie na wschód od Damaszku, gdzie miało zginąć co najmniej 41 osób. Władze Syrii odrzucają te oskarżenia.

Po domniemanym użyciu broni chemicznej w Dumie prezydent USA Donald Trump oświadczył, że prezydent Asad słono zapłaci za ten atak chemiczny.

Media w Libanie sugerują, że bazę lotniczą syryjskich sił powietrznych mogło zaatakować izraelskie lotnictwo. Pytana o to izraelska rzeczniczka odmówiła komentarza. Taką wersję wydarzeń przekazują również źródła rosyjskie. Dwa izraelskie myśliwce F-15 przeprowadziły poniedziałkowy atak na bazę syryjskich sił powietrznych w prowincji Hims w środkowej Syrii - poinformowało w poniedziałek ministerstwo obrony Rosji, cytowane przez rosyjskie media. Samoloty dokonały ataku z libańskiej przestrzeni powietrznej, wystrzeliwując osiem pocisków rakietowych. Syryjska obrona powietrzna zestrzeliła pięć z ośmiu rakiet - sprecyzował resort obrony Rosji.

W czasie konfliktu w Syrii Izrael wielokrotnie atakował lokalizacje armii syryjskiej, uderzając w konwoje i bazy wspieranych przez Iran milicji, które walczą u boku sił prezydenta Asada.

USA, Izrael albo... Francja?

Mimo oficjalnych dementi Waszyngtonu i Paryża, eksperci nie wykluczają, że to francuskie pociski rakietowe uderzyły w syryjskie lotnisko w Tajfur w prowincji Hims w odpowiedzi na sobotni atak chemiczny w mieście Duma we Wschodniej Gucie koło Damaszku. Przypuszcza się, że był to wynik francusko-amerykańskiej koordynacji, w której Paryż odegrał rolę bezpośredniego wykonawcy.

Obserwatorzy przypominają też, że w ostatnich miesiącach szef francuskiego państwa kilka razy zapowiadał "zdecydowaną odpowiedź" na przekroczenie przez Damaszek "czerwonej linii", jaką byłby "udowodniony atak chemiczny na ludność cywilną".

Według eksperta od spraw wojskowych radia RFI Oliviera Fourta za francuskim atakiem przemawia również to, że Trump dopiero w poniedziałek ma odbyć konsultacje ze swymi doradcami wojskowymi. Ten sam ekspert zastanawiał się jednak, czy "tylko przypadkową zbieżnością jest dzisiejsze (9 kwietnia) objęcie stanowiska doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego przez Johna Boltona, który od dawna wzywa do bombardowania Syrii".

Generał Dominique Trinquand, który w ubiegłym roku był doradcą Macrona, gdy ten kandydował na prezydenta, w poniedziałkowym wywiadzie radiowym przypomniał, że zachodnią koalicją w Syrii dowodzą Stany Zjednoczone. "Niezależnie od tego, czy na spust nacisnęli Francuzi, czy Amerykanie, jest to wspólna akcja obu sojuszników" – wskazał generał.

Wojskowy zwrócił uwagę, że gdy chodzi o wybór taktyczny, Francja miała wiele możliwości: użyć mogła samolotów, które stacjonują w bazach jordańskich oraz w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Poza tym co najmniej dwa okręty francuskie patrolują wody na wschodzie Morza Śródziemnego, są one również uzbrojone w pociski manewrujące, zdolne dolecieć do lotniska w środkowej Syrii i dokonać tam zniszczeń. Według bejruckich korespondentów libańscy internauci opublikowali nagrania wideo, na których widać rakiety przelatujące nad Libanem, co świadczyłoby, że wystrzelone zostały z Morza Śródziemnego.

Zdaniem generała Trinquanda wykluczyć należy raczej akcję izraelską. Choć Izrael często interweniuje w Syrii, to działa wyłącznie w obronie własnych interesów – aby zapobiec atakom na swe terytorium lub w odpowiedzi na takie ataki. Ponadto - jak tłumaczył generał - wydaje się, że w zbombardowanej bazie zginęli Irańczycy, a Izrael, który nie waha się przed atakowaniem sterowanego z Teheranu Hezbollahu, radykalnej szyickiej organizacji z Libanu, stara się unikać bezpośredniego uderzenia w siły irańskie.

Według komunikatu Pałacu Elizejskiego prezydenci Francji i USA "zadecydowali, by koordynować działania i inicjatywy w łonie Rady Bezpieczeństwa ONZ", która zebrać się ma w trybie pilnym w poniedziałek po południu.

MR/PAP

Zobacz również

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama