Reklama
  • Wiadomości
  • Analiza

Krew, łzy i zamachy. Kto za nie odpowiada i co możemy z tym zrobić?

Piątek, 26 czerwca, był dniem niezwykle krwawym. Terroryści dokonali jednocześnie ataków we Francji, Tunezji, Kuwejcie oraz kurdyjskiej części Syrii – Rożawie. Choć między tymi zamachami są duże różnice to nie ulega wątpliwości, że są one częścią tego samego problemu - dżihadu wypowiedzianego światu przez Państwo Islamskie. O zamachach terrorystycznych w specjalnym komentarzu dla Defence24.pl pisze Witold Repetowicz.

Nie wydaje się by zamachy te były skoordynowane, choć za wszystkie odpowiada zapewne Państwo Islamskie. Każdy z nich miał jednak inny charakter oraz inny cel. Nie są one natomiast zaskoczeniem, a częściową odpowiedzialność za nie ponoszą również europejskie rządy, niedostatecznie zaangażowane w walkę z terrorystami i ich sponsorami.

Najbardziej krwawym atakiem terrorystów Państwa Islamskiego była masakra dokonana w Kobane, gdzie zginęło co najmniej 146 osób. W Tunezji śmierć poniosło 39 osób, głównie turystów. We Francji zginęła jedna osoba, a w Kuwejcie 27, a 227 zostało rannych.

Największe zainteresowanie mediów wywołał atak w Tunezji, co wynika z faktu, iż zaczął się sezon urlopowy, a celem byli turyści. Zamach ten oznacza również, że władzom Tunezji nie udało się zabezpieczyć dostatecznie kraju po zamachu na muzeum Bardo. Wiadomo było, że terroryści będą chcieli uderzyć ponownie, i to w ten sam cel (w znaczeniu strategicznym), czyli w turystów, gdyż jest to zarazem atak na ekonomię tego jedynego kraju, w którym - póki co - „arabska wiosna” przyniosła pozytywne zmiany. Z drugiej jednak strony, świat przez długi czas nie chciał widzieć rosnących nastrojów dżihadystycznych, zwłaszcza wśród młodych Tunezyjczyków, zagrożeń ze strony organizacji salafickich oraz masowych wyjazdów na „świętą wojnę” do Syrii. Może dlatego władze Tunezji dopiero teraz podjęły decyzję o zamknięciu aż 80 meczetów wspierających ideologicznie dżihad. Dlaczego nie zrobiono tego wcześniej? Prawdopodobnie z obawy przed oskarżeniami o przywracanie autorytarnych rządów i łamanie praw człowieka. Oskarżeniami ze strony Europy. Po ataku na muzeum Bardo ruszyła akcja „I go to Tunisia”, mająca na celu przeszkodzenie w osiągnięciu celu terrorystów, nie dopuszczenie do załamania ekonomicznego w Tunezji, mogącego skutkować chaosem podobnym do libijskiego. Po kolejnym ataku trudno będzie jednak przekonać ludzi, że jest to kraj bezpieczny.

Zupełnie inny cel miał atak na szyicki meczet w Kuwejcie. Ta akcja ma na celu pogłębienie fitny tj. wojny szyicko–sunnickiej. Kuwejt to kraj sunnicki, z 15-20 % mniejszością szyicką. Graniczy on też z szyickim południem Iraku i strategicznymi dla Bagdadu złożami ropy w rejonie Basry. To głębokie południe Iraku było dotąd spokojne i Państwo Islamskie nie prowadziło tam swoich działań. Kuwejt natomiast, choć jest sojusznikiem Arabii Saudyjskiej, nie odgrywał pierwszoplanowej roli w wojnie proxy przeciw szyitom i Iranowi, którego granica również znajduje się niedaleko. Państwo Islamskie przypuściło też zresztą niedawno krwawy atak na dwa szyickie meczety w Arabii Saudyjskiej, który tylko pozornie czynił z tego kraju cel terrorystów. To też głęboko przemyślana strategia IS – ataki na szyitów w krajach większości sunnickiej, gdzie często ci pierwsi są prześladowani i nielubiani przez sunnicką większość, przysparzają dzihadystom nowych sympatyków, a rządy stawiają w niezręcznej sytuacji. W percepcji zachodniej natomiast powstaje zupełnie fałszywy obraz, że atak ten był dokonany na sunnicki kraj Półwyspu Arabskiego. Tymczasem IS nie prowadzi wojny z Arabią Saudyjską i jej arabskimi sojusznikami. Nie bez powodu.

Najmniej krwawy charakter miał atak we Francji. Trudno powiedzieć, czy również i on był dziełem Państwa Islamskiego, czy też była to własna inicjatywa grupy salafitów, sympatyzujących z IS. Zamach ten pokazuje jednak dwie istotne rzeczy. Po pierwsze, po raz kolejny dowodzi głębokich związków łączących legalnie funkcjonujących w Europie salafitów. Po drugie, Francja nie wyciągnęła wniosków po ataku na redakcję „Charlie Hebdo”. Sprawcy bowiem byli znani policji ze swych poglądów, a mimo to nie znajdowali się pod kontrolą. Dżihadysta powinien natomiast być traktowany jak pedofil – osoba stanowiąca trwałe, potencjalne zagrożenie, pozostawiona bez kontroli prędzej czy później realizująca swe kryminalne cele. Niestety, w Europie panuje znacznie większa tolerancja wobec salafitów, niż w wielu krajach muzułmańskich, a jakakolwiek krytyka tych środowisk kończy się oskarżeniami o islamofobię. W tym kontekście Europejczycy nie zdają sobie jednak sprawy, że zgoda na funkcjonowanie takich grup na naszym kontynencie oznacza, iż wśród wielu muzułmanów, przede wszystkim szyitów (ale nie tylko, także mniejszości religijnych na Bliskim Wschodzie, czyli wśród grup będących celem ataków salafitów), rośnie przekonanie że Europa (i USA) robią to celowo, ponosząc odpowiedzialność za dżihadystów, których ukształtowały europejskie meczety nienawiści i tacy kaznodzieje jak Choudary. Odpowiedzialność za tych samych dżihadystów, którzy ruszyli do Syrii i Iraku zabijać nie-muzułmanów i tych, których uważają za fałszywych muzułmanów.

Najbardziej krwawy charakter miał atak IS na ludność Kobane, w którym zginęło co najmniej 146 osób. Świat przyzwyczaił się do ofiar wojny w Syrii, jednak ten atak był podwójnie szokujący i świat powinien sobie to uświadomić. Po pierwsze, nie miał on charakteru działań zbrojnych lecz aktu terrorystycznego. Jego celem od samego początku miała być i była ludność cywilna, w tym liczne dzieci zabijane w egzekucjach na ulicach lub w domach. Po drugie, musi być rozpatrywany również w kategorii pośredniej odpowiedzialności sponsorów IS oraz tych, którzy milczą w kwestii powiązań określonych państw lub grup z terrorystami.

Dzień po ataku na Kobane, gdy terroryści IS wciąż jeszcze stawiali tam opór, Erdogan po raz kolejny zaatakował Kurdów, a nie terrorystów Państwa Islamskiego. Turcja nie zamierza się tłumaczyć z tego, jak to się stało, że uzbrojeni po zęby terroryści wkroczyli do Kobane z jej terytorium, a wcześniej zniknęli po ucieczce z Gire Spi, zdobytego przez kurdyjskie YPG i opozycyjną, syryjską Burkan al Firat. Zamiast tego chce zagłuszyć pytania oskarżeniami pod adresem Kurdów.

Pomijając kwestię odpowiedzialności Turcji i Erdogana za masakrę w Kobane, w którą mało kto wątpi wśród tureckich i syryjskich Kurdów, a także nie wspierających IS Arabów z północnej Syrii, to trzeba też podkreślić, że wspierający Państwo Islamskie w jednym miejscu, wspierają tą organizację wszędzie. Ponoszący odpowiedzialność za to, że IS wciąż jest silne, nie ponoszą odpowiedzialności wyłącznie za zabite dzieci w Kobane ale też za martwych turystów w Tunezji. Państwo Islamskie w Rożawie, czy na tunezyjskiej plaży, to ten sam organizm i jego sponsorzy ponoszą globalną odpowiedzialność za akcje tego tworu. Lista podmiotów ponoszących odpowiedzialność nie jest jednak tak krótka. Europa i Stany Zjednoczone mają obowiązek żądać od Turcji wyjaśnień w sprawie Kobane, muszą uświadomić Erdogana, że jego ataki na Kurdów i krytyka i tak niemrawego wsparcia międzynarodowego YPG w Syrii, jest całkowicie nie na miejscu. W przeciwnym wypadku oznacza to, że państwa Zachodu przymykają oczy na wspieranie Państwa Islamskiego, tej samej organizacji, która zaatakowało turystów w Tunezji.

Europa i Ameryka muszą robić znacznie więcej, by zwalczać terroryzm dżihadystów. Po pierwsze – należy udzielać większego wsparcia tym, którzy walczą z Państwem Islamskim. To walka o charakterze globalnym, służąca eliminacji tych samych terrorystów, którzy zaatakowali kurdyjskich wieśniaków, jak i europejskich plażowiczów. Po drugie – Europa musi sobie uświadomić, że terroryści nie biorą się znikąd, że mają głęboki fundament ideologiczno-religijny, i że jest nim wahabicko-salaficka ideologia, która powinna zostać zakazana, jeśli tę wojnę z terroryzmem traktujemy poważnie.

Witold Repetowicz

 

WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133
Reklama
Reklama