Reklama

Geopolityka

Jaki i czyj dron zaatakował Kreml?

Autor. Telegram/Defence24

Atak niewielkiego drona na Kreml był najprawdopodobniej rosyjską prowokacją. Świadczy o tym zarówno sam rodzaj użytego bezzałogowca, zachowanie się Rosjan w trakcie i po ataku, jak również czas i miejsce jego przeprowadzenia.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny

Reklama

Kiedy niezidentyfikowany dron powietrzny wybuchł nad Kremlem Rosjanie od razu oskarżyli Ukraińców o przeprowadzenie tego ataku. W rzeczywistości nie wskazują na to: ani oceny techniczne tego, co było widać w powietrzu, ani skutki wojskowe i polityczne jakie można było osiągnąć po skutecznym nalocie. Na podstawie opublikowanych filmów nie ma szans by zidentyfikować, co w rzeczywistości wybuchło nad Kremlem. Nie mówią też o tym sami Rosjanie, chociaż niewątpliwie udało im się zebrać całkiem spore elementy rozbitego drona.

Mając tak ewidentne dowody, władze kremlowskie ograniczając się jak na razie do oficjalnego komunikatu, który opublikowano dopiero o godzinie 14.35 w dniu 3 maja 2023 roku. Jest to o tyle dziwne, że sam atak został przeprowadzony w nocy z 2 na 3 maja 2023 roku. Kilkanaście godzin później ogłoszono tylko, że „reżim kijowski" próbował zaatakować „kremlowską rezydencję prezydenta Federacji Rosyjskiej" dwoma bezzałogowymi statkami powietrznymi.

Reklama

Oba drony miały zostać unieruchomione przez służby wojskowe i specjalne z pomocą systemów walki radioelektronicznej. „W wyniku upadu bezzałogowców i rozsypaniu się odłamków nie było ofiar ani strat materialnych na terenie Kremla".

Po co Rosjanom cała ta prowokacja?

Kreml od razu uznał nalot dwóch dronów za „planowany akt terrorystyczny i zamach na prezydenta, przeprowadzony w przededniu Dnia Zwycięstwa, Parady 9 Maja, na której planowana jest również obecność gości zagranicznych". Patetycznie poinformowano również, że Putin „nie został ranny" oraz że „harmonogram jego pracy nie uległ zmianie i toczy się jak zwykle". Nie było to zresztą dziwne, ponieważ Putin od Kremla woli inne miejsce i w czasie ataku przebywał w swojej podmoskiewskiej rezydencji Nowo-Ogariowo. Potwierdził to zresztą później rzecznik prezydenta - Dmitrij Pieskow.

Taki sposób napisania komunikatu miał jednak pokazać Rosjanom, że ich prezydent jest nieugięty i pomimo zagrożenia będzie niezakłócenie kierował Federacją Rosyjską. W rzeczywistości wybuch nad Pałacem Senackim może dać pretekst Putinowi, by w ogóle nie brać udziału w defiladzie na Placu Czerwonym 9 maja 2023 roku. Wcześniej byłoby to interpretowane jako tchórzostwo, teraz może by pokazywane jako ostrożność najważniejszej osoby w Rosji.

Czytaj też

Z kremlowskiego komunikatu przebija również przechwałka, że systemy walki radioelektronicznej wykorzystywane przez Rosjan okazały się skuteczne przeciwko obu „ukraińskim" dronom. W rzeczywistości nie jest to prawdą przynajmniej w przypadku bezzałogowca nagranego nad Pałacem Senackim. Dron ten bowiem eksplodował dolatując nad cel, a tak się nie dzieje w przypadku bezzałogowców zwalczanych systemami walki radioelektronicznej. Zakłócane powietrzne systemy bezzałogowe po prostu opadają na ziemię lub w najgorszym przypadku (dla obrony) przerywają misję.

Dodatkowo przy obecnej narracji Rosjanie muszą wytłumaczyć, jak to było możliwe, że „ukraińskie" drony przeleciały niezakłócenie kilkaset kilometrów nad Rosją i kilkanaście kilometrów nad samą Moskwą. A to oznacza nieskuteczność rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej stolicy. Systemu, który zresztą miał zostać w ostatnim roku wzmocniony, min. poprzez instalowanie na dachach moskiewskich budynków rządowych systemów rakietowo-artyleryjskich przeznaczonych do przechwytywania nadlatujących samolotów, dronów i rakiet.

Najważniejszy powód zorganizowania pozornego ataku dronów na Moskwę przez Rosjan mógł być jednak zawarty w ostatnim zdaniu oficjalnego komunikatu władz Kremla. „Strona rosyjska zastrzega sobie prawo do podjęcia działań odwetowych tam, gdzie i kiedy uzna to za stosowne". Widowiskowy choć nieszkodliwy wybuch nad kopułą Pałacu Senackiego może bowiem zostać przez Rosjan wykorzystany jako przyzwolenie na zaatakowanie centrum Kijowa lub nawet na użycie po raz pierwszy broni jądrowej.

Czytaj też

Internet zaniepokoiła szczególnie informacja rosyjskiego blogera antyputinowskiego Władimira Osieczkina o dostarczeniu na lotniska wojskowe w Rosji dwóch rakiet lotniczych z głowicami atomowymi. Wcześniej można było to zbagatelizować. Teraz takie uderzenie może zostać przedstawione przez Putina 9 maja 2023 roku jako sukces i pokaz rosyjskich możliwości odwetowych.

Bez takiego ataku przeprowadzonego na Kijów lub użycia broni jądrowej, Putin nie będzie się miał na tak naprawdę czym pochwalić.

Dlaczego to prawdopodobnie nie byli Ukraińcy?

Ukraińcy oficjalnie zaprzeczyli, by to oni stali za zaatakowaniem Moskwy, a tym bardziej Putina. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski dodał nawet, że: „nie atakujemy Putina ani Moskwy, walczymy na naszym terytorium i bronimy naszych miast". W rzeczywistości naloty ukraińskich dronów na obiekty w głębi Rosji zdarzają się – i to coraz częściej. Zawsze są to jednak obiekty szczególnie ważne z punktu widzenia wojskowego oraz gwarantujące minimalne straty uboczne – szczególnie wśród ludności cywilnej.

Ukraińcy niszczą więc mosty oraz magazyny paliw, ale na pewno nie atakują miast. I tak prawdopodobnie było też w Moskwie chociaż sam efekt propagandowy zniszczenia flagi nad kopułą Pałacu Senackiego byłby niewątpliwie duży. Jest faktem, że Ukraińcy posiadają już drony zdolne do dolecenia nad Moskwę. Nawet niewielki bezzałogowe statki powietrzne mogą bowiem przebywać w powietrzu przez kilkanaście godzin, przelatując w tym czasie ponad tysiąc kilometrów. Zasadniczo działają one jednak w promieniu do około 100 km, bo na tyle pozwala horyzontalny zasięg systemów łączności radiowej z dronami.

Jednak przy założeniu, że ta komunikacja z bezzałogowcem nie jest potrzebna, a lot będzie się odbywał po określonej trasie, można obliczyć maksymalną trasę mnożąc ilość godzin określających autonomię przez prędkość przelotową. Przy takiej misji samobójczej rosyjski dron „Orłan-10" nie miałby promienia działania 120 km, ale zasięg teoretyczny ponad 1300 km (mogąc latać przez maksymalnie 16 godzin z prędkością 90 km/h).

Mała prędkość lotu tego co nagrano nad Kremlem wskazuje, że nie był to system napędzany silnikiem rakietowym, odrzutowym lub turboodrzutowym. Było to wiec najprawdopodobniej dron- samolot o niewielkich rozmiarach, a więc również niewielkim udźwigu. Świadczy o tym chociażby sama eksplozja, która bardziej przypominała petardę niż bombę.

W przypadku ukraińskiego ataku byłoby to niezrozumiałe, ponieważ z takim wysiłkiem przeprowadzony atak powinien jednak przynieść jakieś skutki. W przypadku prowokacji rosyjskiej byłoby to zrozumiałe, ponieważ Rosjanie na pewno chcieli ograniczyć szkody do minimum. W rosyjskich mediach opublikowano zresztą film z kamer przemysłowych, na których widać wyraźnie ludzi wspinających się na kopułę na chwilę przed eksplozją drona. Dla niektórych obserwatorów wyglądało to tak, jakby Rosjanie zawczasu przygotowali się na ewentualne gaszenie kopuły Pałacu Senackiego. A to mogli zrobić tylko wiedząc o momencie przeprowadzenia ataku.

Czytaj też

Należy też pamiętać, że ukraińskie działania bojowe w odniesieniu do faktycznego terytorium Federacji Rosyjskiej były prowadzone dotychczas bardzo rzadko i zawsze pod warunkiem, że w ogólnym rachunku będzie się to kolokwialnie mówiąc „opłacało". Nie chodziło więc nigdy tylko o próbę szukania zemsty, ale głównie by takie uderzenie pomogło walkom toczącym się na Ukrainie. I tak było niewątpliwie w ataku przeprowadzonym na instalacje paliwowe w Obwodzie Krasnodarskim w dniu 3 maja 2023 roku.

Przelot drona z wybuchem nad Kremlem nie mieści się w tego rodzaju rozumowaniu.

Reklama

Komentarze (3)

  1. Extern.

    Według mnie za opcją że to Rosjanie świadczy też rodzaj wybuchu. Gdyby to był rzeczywiście zamach na Putina to dron by był raczej zaprogramowany aby zanurkować na kopułę i posiadał by ładunek burząco-odłamkowy. Gdyby miał podpalić kopułę to posiadał by ładunek zapalający który miał by za zadanie oblać ogniem konstrukcję dachu. Natomiast ten dron w iście Hollywoodzkim stylu, sam z siebie eksplodował benzynową kulą ognia na tyle wysoko nad dachem aby cała benzyna się zdążyła spalić w powietrzu. Wyglądało więc to trochę jak efekt pracy specjalistów od filmowych efektów specjalnych, tak aby coś efektownie wysadzić, nie wysadzając tego tak naprawdę. Chyba że Ukraińcom chodziło tylko o ten właśnie efekt który da się pokazać na filmie i o nic więcej, to tak, wtedy taka ładna eksplozja miała by sens.

  2. ostatni

    Prznajmijej sie okazalo (wedlog mnustwa wypwiedzi Ukraincow) - ze oni nigdy na moskwe nawet nie planowali i nie chcieli atakowac;) haha

    1. Monkey

      @ostatni: Mam nadzieję że i planują, i chcą. Na razie tylko jeszcze nie mogą. Oczywiście, jeśli mają plany, to przecież nie ogłoszą ich publicznie. Nie może być tak, że agresor atakuje co chce i jak chce, a broniący się ma tylko prawo do prób zestrzelenia nadlatujących obiektów. Poza tym napadnięty ma prawo do obrony, co jest wojną sprawiedliwą. Atakujący prowadzi wojnę niesprawiedliwą. Paweł Włodkowic, sobór w Konstancji 1414-1418. Teoria powstałą niby ponad 600 lat temu, a jakże nadal aktualna i co najważniejsze, trafna.

  3. HataKumba

    Moim skromnym zdaniem ten niby atak ma uzasadnić tchórzostwo Putina i brak jego obecności na tej zasranej defiladzie 9 maja. Ta komunikaty że nie został ranny i że dalej pracuje. Ruscy nie pozwolą sobie na atak jądrowy bo wiedzą że dokonany bronią konwencjonalną odwetowy atak Amerykanów rozniesie resztki ich armii w pył. Inna sprawa czy w sytuacji zrzucenia bomby jądrowej Amerykanie rzeczywiście zrobią to co zapowiadają. Niemniej jednak brak ruskich ataków na szlaki zaopatrzeniowe z Polski jest pośrednim dowodem na strach putlera przed ostrą reakcją NATO. Nuklearny straszak putlera daje mu więcej korzyści na zastrachanym zachodzie, niż rzeczywiste zrzucenie bomby. Użycie atomówki oznacza utratę ostatniego straszaka na zachodnie rządy a także koniec putlera i on dobrze o tym wie.

Reklama