Reklama

Gen. Fałkowski: Wycofanie USA ze struktur NATO. Czy to możliwe?

Autor. nato.int

Od kilkunastu tygodni krążą spekulacje na temat potencjalnego opuszczenia NATO przez USA. Zapewne teoretycznie byłoby to możliwe. Najlepszym przykładem jest Francja, która w 1966 roku wycofała się ze struktur wojskowych, aby stopniowo do nich powrócić, co nastąpiło ostatecznie w 2009 roku.

Abstrahuję przy tym od przyczyn takiego zachowania Francji, czy „wyrzucenia” siedziby NATO z Paryża do Brukseli, bo mamy inną sytuację geostrategiczną. Wówczas była „zimna wojna”, a obecną zimną wojnę trudno zdefiniować. Różni się m.in. tym od poprzedniej, że to „gorąca wojna” w Europie. Pomijam jej kinetyczne aspekty w Ukrainie, ale nie zapominajmy o tych mało dostrzegalnych elementach wojny hybrydowej, cybernetycznej, ekonomicznej, propagandowej czy psychologicznej. Trudno też porównywać przywódców Francji i Stanów Zjednoczonych, a mianowicie generała de Gaulle’a, uczestnika dwóch światowych wojen i rannego w walce, z prezydentem Trumpem.

Amerykański exit z NATO byłby bardzo trudny do zrealizowania (znacznie trudniejszy niż Brexit Zjednoczonego Królestwa z UE) z kilku powodów politycznych, strategicznych i prawnych. NATO jest fundamentem polityki obronnej USA, a decyzja o opuszczeniu tego sojuszu miałaby poważne konsekwencje nie tylko dla samego Sojuszu, ale także dla globalnej pozycji USA.

Reklama

NATO zostało stworzone na mocy Traktatu Północnoatlantyckiego z 1949 roku, który jest międzynarodową umową pomiędzy państwami członkowskimi, w tym Stanami Zjednoczonymi. Wystąpienie z NATO oznaczałoby konieczność wypowiedzenia tego traktatu, co wymagałoby zgody Kongresu USA i radykalnych zmian w polityce zagranicznej. Teoretycznie Stany Zjednoczone formalnie mogłyby wypowiedzieć traktat. Takie działanie miałoby, jednakże ogromne konsekwencje dla ich pozycji międzynarodowej i mogłoby zostać odebrane jako krok w stronę izolacjonizmu. Wydaje się, że próba taka doprowadziłaby do problemów wewnętrznych i dalszej polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa.

USA od samego początku były kluczowym członkiem NATO i jednym z państw założycielskich, a ich zaangażowanie miało ogromne znaczenie, niezależnie od etapu rozwoju organizacji, zwłaszcza w czasie zimnej wojny, a więc przez pierwsze 40 lat.

Reklama

Rola USA była nie do przecenienia również w dalszym okresie funkcjonowania sojuszu, czyli poszukiwania tożsamości i operowania poza rejonem odpowiedzialności traktatowej (operacje non-art.5) oraz rozszerzania Sojuszu rozpoczętego na poważnie (przed nami do NATO dołączyły Turcja, Grecja, Niemcy i Hiszpania) wraz z naszym wejściem do niego w 1999 roku. Trzeba przy tym mieć świadomość, że kiedy Polska dołączyła do NATO (wraz z Węgrami i Czechami), krajów członkowskich było jedynie 16, a więc o połowę mniej niż obecnie.

Stany Zjednoczone pełniły rolę czynnika stabilizującego w NATO, zwłaszcza gdy okres względnego spokoju i iluzorycznej „pauzy strategicznej” dobiegł końca. Stało się to w zasadzie po wojnie Rosji z Gruzją w 2008 roku oraz po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 roku. Nastąpił wtedy swoisty „powrót do przeszłości” i do pierwotnego celu istnienia NATO – trzymania Rosji na dystans. To właśnie do tego zadania odnosi się słynne powiedzenie przypisywane lordowi Ismay’owi, pierwszemu sekretarzowi generalnemu Sojuszu:to keep Russians out („trzymać Rosjan z dala”). Ismay dodał także, że NATO ma utrzymywać Amerykanów w Europie to keep Americans in) oraz Niemców „krótko” down), przy czym ta ostatnia zasada straciła już na aktualności.

Dziś Stany Zjednoczone wciąż utrzymują strategiczne i militarne powiązania w ramach NATO, które stanowią fundament ich globalnej polityki bezpieczeństwa. Z drugiej strony USA zasadniczo oddziałują na politykę bezpieczeństwa i stanowią fundament obronności wielu natowskich krajów, w tym Polski. Wycofanie się z Sojuszu oznaczałoby znaczne osłabienie globalnej pozycji USA. Mogłoby prowadzić do utraty nie tylko części wpływów w Europie, ale i w innych regionach świata.

W przeszłości pojawiały się już głosy krytyczne USA wobec NATO (np. za czasów pierwszej prezydentury Donalda Trumpa). Sugerowano wówczas nie tylko zwiększenie wydatków na obronę państw członkowskich, ale generalnie potrzebę przeobrażania się warunków współpracy w ramach Sojuszu. Wycofanie się USA z NATO jednak stanowiłoby zbyt drastyczną zmianę. Nie obyłoby się bez długotrwałych i szerokich debat politycznych. Taka decyzja musiałaby uzyskać poparcie Kongresu USA, co w obecnej sytuacji politycznej, w której istnieje silne poparcie dla NATO, jest mało prawdopodobne.

    NATO odgrywa kluczową rolę w globalnym systemie bezpieczeństwa, a USA są faktycznym liderem Sojuszu. Wycofanie się z NATO mogłoby dać impuls do powstania nowych sojuszy. Można tu wspomnieć chociażby o takich próbach, jak już istniejące formaty, np. Trójkąt Weimarski, Grupa Wyszehradzka czy Bukaresztańska Dziewiątka. Czy różne kraje, niezobowiązane do sojuszniczej lojalności wobec USA, realizowałyby cele zbieżne z interesami USA? Dla wielu krajów członkowskich NATO obecność Stanów Zjednoczonych jest gwarancją bezpieczeństwa, zwłaszcza w kontekście zagrożenia ze strony Rosji czy Chin, nie zapominając o terroryzmie. W związku z tym, wycofanie się USA z NATO mogłoby prowadzić do destabilizacji w wielu regionach i niepewności co do przyszłości sojuszy amerykańskich. Nie zapominajmy o kilkudziesięciu krajach partnerstwa dla pokoju i innych formatach, gdzie Sojusz (w tym USA) jest kluczem i magnesem do utrzymania stabilizacji regionalnej.

    Można sobie tylko wyobrazić, jak takie porzucenie sojuszników w potrzebie wyglądałoby z punktu widzenia innych państw członkowskich NATO. Mogłoby to zostać uznane wręcz za akt zdrady lub znaczące osłabienie stabilności bezpieczeństwa na świecie. Europa i inne kraje, które polegają na wsparciu Stanów Zjednoczonych, musiałyby podjąć decyzję, jak reagować na taką zmianę. Nas interesuje amerykańska obecność wojskowa na wschodniej flance NATO, która pełni istotną rolę w odstraszaniu Rosji. Sojusznicza obecność wojskowa USA zapewnia nie tylko wsparcie w razie eskalacji konfliktu, ale także działa jako symbol zaangażowania Stanów Zjednoczonych w obronę członków NATO. Wycofanie amerykańskich sił mogłoby osłabić tę postawę odstraszającą, ponieważ mogłoby stworzyć wrażenie, że USA zmniejszają swoje zaangażowanie w regionie, co z kolei mogłoby zachęcić Rosję do bardziej agresywnych działań.

    Reklama

    Wycofanie wojsk amerykańskich mogłoby poważnie zaszkodzić wiarygodności NATO jako całości. Jeśli z najważniejszego i najsilniejszego sojuszu odchodzi jego kluczowy, „muskularny” filar, oznacza to fundamentalną zmianę, której przyczyny wykraczają poza kwestie czysto merkantylne. Gdyby Stany Zjednoczone zdecydowały się na wycofanie lub znaczące ograniczenie swojego zaangażowania, podważyłoby to nie tylko zaufanie do Sojuszu, lecz także wywołało obawy o jego spójność i przyszłość. Taki krok mógłby doprowadzić do poważnych napięć w relacjach transatlantyckich oraz w samej strukturze NATO, a jego konsekwencje odczuwalne byłyby również na płaszczyźnie gospodarczej.

      Nie chcę zbyt mocno rozwijać tego wątku ani przesądzać, kto na tej wymianie zyskuje bardziej – Stany Zjednoczone czy Europa. Nie mam jednak wątpliwości, że pierwszymi „ofiarami” byłyby wielkie amerykańskie koncerny zbrojeniowe. Już teraz widać, że niektóre kraje, które stały się celem amerykańskich restrykcji, rozważają wycofanie się z zakupu m.in. samolotów F-35. Nietrudno przewidzieć, jakie mogą być dalsze konsekwencje takich decyzji – nie chodzi jedynie o anulowanie konkretnych kontraktów, ale także o utratę miliardowych dochodów związanych z amunicją, pakietami logistycznymi, szkoleniami, dostosowaniem infrastruktury, zgrywaniem jednostek czy wspólnymi ćwiczeniami. W całość zaangażowany jest przecież amerykański przemysł w niemal wszystkich stanach.

      Straciłyby również kraje NATO spoza USA, m.in. przez ograniczony transfer nowoczesnych technologii, konieczność przestawienia się na inne systemy uzbrojenia oraz brak możliwości udziału rodzimych firm w produkcji podzespołów. Dodatkowo, amerykański model negocjacyjny „nasza platforma – nasze wojska” our platform – our troops) sprawiłby, że USA zaczęłyby wycofywać swoje siły z kluczowych, strategicznych lokalizacji, co zresztą już sygnalizują. Warto przypomnieć, że nie tak dawno przenoszono „środek ciężkości” amerykańskiej strategii do Azji pivot to Asia). Pytanie brzmi: czy w tej nowej rzeczywistości Stany Zjednoczone mogą liczyć na wsparcie – choćby polityczne czy werbalne – swoich dotychczasowych sojuszników? Oczywiście pozostają umowy bilateralne, ale im większa koalicja, tym większa siła. W Sojuszu po prostu raźniej.

      Jestem pewien, że Amerykanie potrafią liczyć i doskonale wiedzą, że zasada nieinterweniowania i izolacji po prostu się nie opłaca. Potęga militarna i ekonomiczna zawsze dramatycznie wzrasta i paradoksalnie wynika w dużej mierze z udziału w wojnach lub przygotowaniu obrony. Produkcja obronna dotyczy nie tylko sprzętu wojskowego i amunicji, ale dotyczy wszystkich sektorów gospodarki, od przemysłu ciężkiego, poprzez produkcję elektroniki, żywności, paliw, leków, mundurów i wszystkiego, co jest niezbędne do walki i budowania odporności.

      Reklama

      Zatem zmaterializowanie się scenariusza negatywnego doprowadziłoby do sytuacji, w której drastycznie traciliby wszyscy i to nie tylko ekonomicznie, ale i politycznie, w tym militarnie, więc całkowite opuszczenie Sojuszu przez USA jest po prostu niewykonalne, choć jest teoretycznie możliwe. Taka decyzja wiązałaby się z ogromnymi konsekwencjami. Prowadziłoby to do zmiany architektury bezpieczeństwa międzynarodowego i przesunięcia nawet potencjału gospodarczego, co mogłoby poważnie osłabić pozycję globalną USA. W związku z tym, wycofanie się Stanów Zjednoczonych ze wspólnych struktur NATO jest mało prawdopodobne, zwłaszcza w kontekście współczesnych zagrożeń, takich jak agresywna polityka Rosji czy rywalizacja z Chinami.

        Skrót NATO, czasem jest tłumaczony humorystycznie jako Need America To Operate (Ameryka potrzebna, aby NATO było operacyjnie sprawne). Czy jednak i Ameryka potrzebuje Europy? To jest pytanie z kategorii retorycznych, bo odpowiedź jest oczywista i nie chodzi jedynie o umiędzynarodowienie konfliktów w jakie USA są zaangażowane, rolę światowego stróża pokoju czy też więzi ekonomiczne. USA potrzebują Europy i zawsze będzie jej potrzebować! Nieprzypadkowo w preambule do Traktatu z 1949 roku napisano, że strony traktatu „są zdecydowane ochraniać wolność, wspólne dziedzictwo i cywilizacje swych narodów, oparte na zasadach demokracji, wolności jednostki i praworządności”. Jak się ma do tego potencjalne wycofanie USA z NATO?

        Rezygnacja zwiększyłaby ryzyko destabilizacji, osłabiła efekt odstraszania wobec Rosji i mogłaby podważyć zaufanie do NATO. Jednocześnie wymusiłaby na krajach Europy większe zaangażowanie w utrzymanie bezpieczeństwa – co samo w sobie byłoby pozytywnym zjawiskiem. Konieczność intensyfikacji wysiłków obronnych przez państwa europejskie, redefinicja roli Unii Europejskiej oraz dążenie do większej samodzielności w zakresie obronności to jednak tematy wymagające odrębnej analizy. Mimo rosnącej odpowiedzialności, Europie trudno będzie samodzielnie utrzymać równowagę strategiczną, zwłaszcza w obliczu skali i potencjału militarnego Rosji. Całkowite zastąpienie amerykańskich sił przez innych sojuszników nie tylko byłoby niezwykle trudne i czasochłonne, ale wręcz nierealne.

        Z takim członkiem NATO jak Stany Zjednoczone – dysponującym olbrzymim potencjałem obronnym i ekonomicznym, budżetem wojskowym przewyższającym łączne wydatki wielu innych globalnych potęg oraz siłami lądowymi, lotnictwem i flotą – Sojusz może znacznie skuteczniej wymuszać stabilność w różnych częściach świata. Kluczową rolę odgrywa tu także amerykańska marynarka wojenna, której trzon stanowi blisko tuzin lotniskowców oraz liczne jednostki towarzyszące, w tym okręty podwodne o napędzie nuklearnym. Dzięki takiemu potencjałowi NATO od dekad pełni funkcję globalnego „strażnika porządku” – rolę, którą przejęło w dużej mierze w obliczu niewydolności innych organizacji o globalnym zasięgu.

        gen. broni (w st. spocz.) Andrzej Fałkowski – był m.in Attache Obrony, wojskowym, morskim i lotniczym w USA

        Reklama
        WIDEO: Najnowsze Abramsy w Biedrusku
        Reklama

        Komentarze (4)

        1. user_1050711

          Wychodzić z NATO ? A po ? (1) Jeśli zostaną zaatakowani, wtedy oczywiście, że zażądają pomocy od pozostałych sojuszników. Czyli lepiej im być w NATO, niż nie być. (2) A jeśli to któryś z sojuszników zostanie zatakowany, wtedy zależnie od uznania... czyli okazać się może także, że "Waszyngton nie ma jego płaszcza.. "

        2. Monkey

          Autor ma całkowitą rację. USA to by się nie opłaciło. Europie tym bardziej. A przynajmniej dopóki nie wzmocni ona znacząco swego potencjału, zwłaszcza militarnego i w przemyśle zbrojeniowym. Tylko co z tego, że pan redaktor napisał prawdę? Teraz wyobraźmy sobie, iż ten artykuł zostaje przetłumaczony na najlepszy „American English” i oddany Trumpowi do przeczytania. Ten gość po nawet najuważniejszej lekturze i tak by nic nie zrozumiał. Dlatego należy się niestety liczyć z ewentualnym wystąpieniem USA z NATO bądź przynajmniej częściowym zawieszeniem działalności Amerykanów w sojuszu.

          1. DanielZakupowy

            Monkey Tylko ten "Gość" jest przywódcą największej potęgi na tej planecie, a nie randamowym typem z internetu :) Wolę tego gościa :)

          2. DBA

            Monkey - problem w tym, że faktycznie Trump by nic z tego artykułu nie zrozumiał - ale dlatego, że nie mówi o opuszczeniu NATO przez USA ale zapowiada, że nie udzieli wsparcia , pewnie militarnego, tym państwom, które nie wydaja wystarczajaco duzo na obronność (czyli po trumpowemu, te które "nie płacą"). Rozważanie , czy straszenie wyjsciem USA z paktu jest klasycznym odwracania kota ogonem ze strony państw europejskich, starajacych się o utrzymanie dotychczasowego status quo- czyli na zbrojenia pieniadze wydaja Amerykanie, my pogadamy jakie to mamy projekty zbrojeniowe a i tak zbudujemy wiatraki, albo co tam potrzebne do ratowania planety

          3. Monkey

            @DanielZakupowy: I to jest właśnie tragedia: że taki ktoś jest przywódcą największej (jeszcze) potęgi na świecie😱

        3. TIGER

          Good

        4. Chyżwar

          Wszystkie zasady w powiedzeniu przypisywanym lordowi Ismay’owi nadal są aktualne. Ta ostatnia wymieniona w niniejszym artykule też.

        Reklama