Reklama

Geopolityka

"Foreign Policy": Po śmierci Bagdadiego IS wciąż stanowi zagrożenie

Fot. Senior Airman Nathaniel Stout/USAF.
Fot. Senior Airman Nathaniel Stout/USAF.

Państwo Islamskie (IS), mimo śmierci jego lidera Abu Bakra al-Bagdadiego, wciąż stanowi zagrożenie w Iraku i Syrii ze względu na decyzję prezydenta Donalda Trumpa o wycofaniu sił USA z północy Syrii - ocenia magazyn „Foreign Policy”.

Tak jak śmierć Osamy bin Ladena nie doprowadziła do wyeliminowania Al-Kaidy, tak pozbycie się Bagdadiego "nie będzie podzwonnym dla IS" - uważa cytowany w artykule "FP" ekspert Waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej (WINEP) Dany Stroul.

Śmierć Bagdadiego oznacza cios dla organizacji, ale IS wciąż zdaniem polityków i ekspertów stanowi zagrożenie w Syrii, szczególnie od czasu ucieczki setek bojowników oraz członków ich rodzin z więzień podczas prowadzonej przez Turcję inwazji, która zakończyła miesiące względnego spokoju w północno-wschodniej części kraju.

"Foreign Policy" o śmierci Abu Bakr al-Baghdadiego, przywódcy Państwa Islamskiego

Operacja sił specjalnych byłaby "niezwykle trudna" bez obecności amerykańskich wojsk na terytorium Syrii - uważa jeden z amerykańskich urzędników cytowany przez "FP". "Walka z IS jeszcze się nie zakończyła. Jesteśmy mniej bezpieczni z powodu wyjścia naszych oddziałów z Syrii" - dodaje.

Zabicie Bagdadiego to zwycięstwo zespołu Trumpa do spraw bezpieczeństwa narodowego, którzy spędzili lata na ściganiu najbardziej poszukiwanego terrorysty na świecie (...) nie cofnie to szkód spowodowanych przez decyzję prezydenta z początku października o wycofaniu sił USA z granicy turecko-syryjskiej, która przyspieszyła pełną przemocy turecką operację w północno-wschodniej Syrii.

"Foreign Policy" o śmierci Abu Bakr al-Baghdadiego, przywódcy Państwa Islamskiego

Chodzi o rozpoczętą na początku października ofensywę wojsk tureckich i wspierających je oddziałów na zamieszkaną głównie przez Kurdów syryjską tzw. Rożawę, czyli Autonomiczną Administrację Północnej i Wschodniej Syrii. Ankara od dawna zapowiadała taką ofensywę. Do momentu stacjonowania w tym regionie wojsk amerykańskich nie decydowała się jednak na atak na dowodzone przez Kurdów i przez wiele lat walczące z IS Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Po zarządzeniu przez Trumpa wycofania oddziałów USA Turcja rozpoczęła jednak w październiku inwazję na autonomiczny de facto region; decyzję prezydenta Stanów Zjednoczonych wielu uznało za "zielone światło" dla operacji Ankary.

W tureckiej ofensywie zginęło już kilkuset bojowników i cywilów - przypomina "FP". Władze w Ankarze zobowiązały się do walki z bojownikami IS, ale wielu więzionych dżihadystycznych bojowników zdołało uciec podczas operacji, w tym "część została celowo uwolniona przez wspierane przez Turcję oddziały". W niewoli SDF znajdują się wciąż tysiące bojowników IS i członków ich rodzin.

Władze w Ankarze uważają kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG), stojących na czele SDF, za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu. YPG były jednak przez ostatnie pięć lat najważniejszym sojusznikiem USA w walce z Państwem Islamskim.

Źródło:PAP
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. BUBA

    IS to Hydra ma tysiace glow

Reklama