Reklama

Geopolityka

Etiopia: koniec ultimatum dla Tigraj, czas na decydującą ofensywę

Etiopski śmigłowiec wojskowy w trakcie ćwiczeń z Amerykanami w 2019 r., Fot. US Army, Sgt Abury Buzek
Etiopski śmigłowiec wojskowy w trakcie ćwiczeń z Amerykanami w 2019 r., Fot. US Army, Sgt Abury Buzek

Władze w Etiopii nie zamierzają poddawać się międzynarodowej presji w zakresie przejścia do negocjacji z przedstawicielami zrewoltowanego regionu Tigraj. Wprost przeciwnie, ogłaszają, że skończył się czas specjalnego ultimatum i właśnie teraz może ruszyć ofensywa wojska skierowana na zdobycie lokalnej stolicy, określana przez Addis Abebę, eufemistycznie jako „operacja policyjna”. 

Etiopskie siły zbrojne mają przejść do „finalnej fazy” operacji wojskowej wymierzonej w zrewoltowany region Tigraj, znajdujący się na północy kraju. W czwartek miał minąć ostateczny termin ultimatum wystosowanego przez władze centralne w Addis Abebie. Premier Abiy Ahmed miał wskazać w niedzielę, że TPLF (Ludowy Front Wyzwolenia Tigraj) ma 72 godziny, żeby poddać się w sposób pokojowy, gdyż inaczej wojsko przypuści szturm na stolicę regionu w Mekelle. Jednakże, przywódcy TPLF mieli odrzucić warunki wskazane przez rząd Etiopii.

Tutaj jednak pojawiają się sprzeczności, co do reakcji sił paramilitarnych broniących Tigraj przed wojskiem rządowym. Władze centralne twierdzą bowiem, że wielu bojowników poddało się wojsku, jednakże zaprzeczają temu przedstawiciele Tigraj. Należy wskazać, że ludność Tigraj miała być ostrzeżona przed przebywaniem w pobliżu instalacji wojskowych w Mekelle oraz innych rejonach natarcia sił zbrojnych Etiopii. Przy czym, oficjalnie Addis Abeba określa swoje działania mianem niejako policyjnych, nie stricte wojskowych.

Nieliczne doniesienia z Mekelle, z racji etiopskiej blokady informacyjnej przestrzeni działań zbrojnych, sugerują, że w rejonie regionalnej stolicy tworzone są umocnienia polowe obsadzane przez bojowników wiernych TPLF. Ma to być przede wszystkim lekka piechota, wyposażona w broń strzelecką. Jednakże, należy pamiętać, że wcześniej z rejonu Tigraj były odpalane również pociski rakietowe (m.in. na cele w Erytrei), stąd trudno jest ocenić konkretne zasoby bojowe tamtejszych milicji. Samo miasto Mekelle ma liczyć ok. 500 tys. mieszkańców. Przy czym, obecnie dostrzegalna jest fala uchodźców z Tigraj (płynąca chociażby do Sudanu), stąd do kwestii ile osób pozostało w Mekelle również trzeba podchodzić z dystansem.

image
Reklama

 

Władze Etiopii zaznaczają, że ich działania ofensywne zakładają potrzebę zabezpieczenia ludności cywilnej, ale również miejsc dziedzictwa kultury w rejonach walk. Lecz przy ocenie potencjału militarnego etiopskich sił zbrojnych nie należy spodziewać się możliwości uniknięcia strat w rejonach prowadzonych działań. Mekelle miało być okrążane w ostatnich dniach, a wojska etiopskie miały zgromadzić tam chociażby pojazdy opancerzone oraz czołgi. Siły są teraz szykowane do decydującego szturmu. Wcześniej wojska etiopskie miały uzyskać cenne, operacyjne sukcesy względem przerwania łączności drogowej pomiędzy kluczowymi bastionami TPLF osadzonymi w miastach regionu. Tworząc tym samym sieć izolowanych punktów oporu, które będzie można, w zależności od potrzeb indywidualnie eliminować, używając przewagi sprzętowej oraz dominacji w powietrzu.

Przy czym, trudno ocenić realne postępy operacji, gdyż Etiopia sama dokonuje działań dezinformacyjnych. Świadczy o tym sprawa jednego z kluczowych lotnisk w regionie. Satelity Maxar Technologies miały uchwycić 23 listopada pas lotniska w Axum, który miał być uszkodzony w toku kontrataku sił TPLF. Zaś Etiopia twierdziła, że siły wojskowe przejęły nad nim pełną kontrolę. Miały być do tego prezentowane starsze materiały, które niejako obrazowały „obecne” sukcesy wojskowe.

Tym samym, wspólnota międzynarodowa stara się naciskać na rozwiązanie sporu Addis Abeby z TPLF na drodze negocjacji pokojowych. Jednakże, stanowczo sprzeciwia się temu, laureat pokojowej nagrody Nobla, premier Abiy Ahmed. Władze Etiopii są w stanie spotkać się chociażby z wysłannikami Unii Afrykańskiej (misja Joaquim Chissano z Mozambiku, Ellen Johnson Sirleaf z Liberii oraz Kgalema Motlanthe z RPA), ale nie widzą możliwości rozszerzenia formatu do poziomu trójstronnego, obejmującego przedstawicieli z Tigraj. Wskazują przy tym, że społeczność międzynarodowa nie powinna ingerować w sprawy wewnętrzne Etiopii i inni aktorzy powinni czekać na prośbę o pomoc, która musi pojawić się ze strony władz w Addis Abebie.

 Obawy względem operacji wojskowej budzi nie tylko możliwość znalezienia się ludności w bezpośrednim rejonie walk, ale również już wcześniejsze odcięcie cywili od pomocy międzynarodowej. Chodzić ma o żywność, medykamenty czy też paliwo. Szacuje się, że wraz z działaniami wojsk etiopskich tysiące mieszkańców Tigraj stanęło na granicy głodu, gdyż transporty oenzetowskiego programu (ONZ World Food Program) nie mogą poruszać się do Mekelle i innych kluczowych rejonów regionu. Tak czy inaczej, nawet samo zakończenie działań zbrojnych może być wstępem do katastrofy humanitarnej, rozlewającej się po terytorium Etiopii i państw ościennych.

Jak informuje prasa etiopska, o działaniach w Tigraj mieli wypowiedzieć się dwaj ważni dyplomaci amerykańscy. Podczas telefonicznej konferencji prasowej, która odbyła się w czwartek wieczorem, zastępca sekretarza ds. Afrykańskich Tibor Nagy i ambasador USA w Etiopii Michael Raynor mieli poinformować dziennikarzy o aktualnej sytuacji w północnym regionie Etiopii. Wskazując przy tym, że obie strony nie chcą brać udziału w mediacjach, które były im proponowane. Amerykanie mieli również zauważyć, że TPLF chciał umiędzynarodowić konflikt. Jednakże, odpowiednia postawa Erytrei nie pozwoliła na osiągnięcie tego celu. Przy czym, zdaniem amerykańskich dyplomatów próba rewolty Tigraj nie odniosła zamierzonego skutku w zakresie osłabienia pozycji premiera Abiy Ahmeda, gdyż uzyskał on szersze poparcie ze strony innych regionów. Nie uważają oni, także, iż celem TPLF było uzyskanie niezależnego od Etiopii państwa, co raczej chęć odzyskania utraconych wpływów politycznych w kraju.

Przy czym, Waszyngton ma naciskać na Addis Abebę, żeby zwiększyć transparentność obecnie prowadzonych działań w Tigraj, chociażby przez zniesienie blokady w przestrzeni informacyjnej. Dziś blokowane są chociażby próby przemieszczania się w rejon walk niezależnych obserwatorów i korespondentów wojennych. Jak również przyspieszenia możliwość dostarczania międzynarodowej pomocy humanitarnej do regionu. Amerykanie mają potępiać masakrę ludności cywilnej w Mai-Kadra. Zauważają, że władze Etiopii cały czas zapewniają, że konflikt nie przeciągnie się i skończy się w przeciągu najbliższego czasu jednak, nie zmienia to możliwości pojawienia się realnego kryzysu humanitarnego.

Należy odnotować, że również nowa administracja prezydencka Joe Bidena (która po 20 stycznia 2021 r. ma przejąć władzę), głosem Jake`a Sullivana podkreśliła swoje obawy względem wystąpienia ryzyka przemocy względem cywili, a także możliwości popełniania zbrodni wojennych przez walczących. Zaznaczając, że obie strony winny się skoncentrować na dialogu poprzez kanały ustanowione na bazie działań mediacyjnych Unii Afrykańskiej. Reprezentujący UE, Josep Borrell spotkał się we wtorek z etiopskim ministrem spraw zagranicznych i wyraził głębokie zaniepokojenie rosnącą przemocą na tle etnicznym, licznymi ofiarami i naruszeniami praw człowieka w toku walk w Tigraj.

Trzeba też zauważyć, że zdławienie regularnego oporu w Tigraj w żadnym razie nie musi oznaczać zakończenia przemocy. Szczególnie, że w ostatnim czasie odnotowywane były napięcia pomiędzy ludnością regionów Tigraj i Amhara (jednostki z tego ostatniego mają aktywnie uczestniczyć w obecnych walkach), Oromia-Somali czy też Afar-Somali. Również w samych siłach zbrojnych Etiopii, obecne walki mogą doprowadzić do podziałów oraz napięć. Świadczy o tym sprawa trzech etiopskich wojskowych, wycofanych przez Addis Abebę bez komentarza z Sudanu Południowego. Wskazuje się, że mogli oni należeć do ludności Tigraj i tym samym władze centralne Etiopii pozbyły się ich, bez zachowania procedur, z misji ONZ UNMISS. Co więcej, działania Etiopii mogły być postrzegane przez ONZ jako naruszenie zasad praw człowieka, gdyż represje były pochodną ich pochodzenia.

Trzeba odnotować, że część wojskowych etiopskich sugerowało, że władze postawiły również na ewakuację części jednostek z Somalii. To miało być jednak podyktowane ściśle potrzebą przygotowania działań w Tigraj. Etiopskie siły zbrojne mają przecież zaangażowanych w siłach międzynarodowej misji na terytorium somalijskim - AMISOM ok. 4 tys. wojskowych i dodatkowo ok. 1 tys. żołnierzy w niezależnej misji w somalijskich miastach Gedo i Baidoa. Zapewne nie są to formacje tyłowe, a raczej wprost przeciwnie. Stąd chociaż władze stanowczo zaprzeczają, naturalnym mogły być zmiany w ich dyslokacji czy nawet przeniesienie części najbardziej doświadczonych oficerów z Somalii na północ własnego kraju.

Co ciekawe, przedstawiciele Etiopii nie odżegnują się od zwiększonej kontroli wojskowych pochodzących z Tigraj. Nad służącymi w siłach zbrojnych mieli być ustanowieni „strażnicy”, aby nie powtórzyły się wydarzenia z początku tego miesiąca z baz wojskowych w Tigraj. Sugeruje się, że ok. 250 Tigrajczyków mogło być rozbrojonych w trakcie obecnej służby poza granicami Etiopii w misjach międzynarodowych (Somalia, Sudan Południowy).

Reklama
Reklama

Komentarze