Reklama

Geopolityka

Fot. US Navy/Wikipedia

Doktryna Obamy pcha Pekin w objęcia Moskwy

Celem administracji Baracka Obamy na rok 2014 jest dwukrotne zwiększenie eksportu w porównaniu z rokiem 2009. Jest to połączone z celami strategicznymi i geopolitycznymi – USA nie chcą dopuścić do wzrostu pozycji Chin w regionie oraz globalnie. Tutaj należy szukać też źródeł amerykańskiego zwrotu w stronę Azji –(tzw. „Pivot to Asia”), który choć oficjalnie nie ma na celu zakłócenia „dobrych relacji” z Państwem Środka, w swojej istocie sprowadza się do koncepcji „powstrzymywania” go (containment). Z tego też powodu Wietnam, Malezja, Filipiny, Australia, Korea Południowa oraz Japonia to główni sojusznicy Stanów Zjednoczonych w Azji Południowo-Wschodniej. Z drugiej jednak strony, po prawie 13 latach wojny z terroryzmem potrzeba nowej doktryny, ale i nowego wroga, jakim stają się obecnie dla Waszyngtonu Chiny.

Na spotkaniu ze studentami na Uniwersytecie Malaya w Kuala Lumpur w Malezji, jakie miało miejsce 27 kwietnia br., Barack Obama powiedział:

„Amerykę zawsze wiele łączyło z Azją. Nasza przyszłość jest także związana z Azją”.

Każde państwo potrzebuje jasno zdefiniowanych celów, ale także i „rywali” lub „wrogów”. Taką funkcję spełniały dla Rosji i Stanów Zjednoczonych organizacje terrorystyczne, tak spojrzeć można też na kreowanie przez Moskwę zagrożenia „faszyzmem” na Ukrainie. W przeciwieństwie jednak do ostatniego przykładu, Pekin może stanowić realne zagrożenie dla USA. Nie zmienia to jednak faktu, iż jest to kwestia, którą można wykorzystać strategicznie. Można zaryzykować twierdzenie, że zmiana nastrojów wobec Pekinu w Pentagonie i kreowanie Chin jako nowego, głównego wroga/rywala, jakkolwiek logiczne, może być też sposobem na uzasadnienie wysokich wydatków na zbrojenia, co ma szczególne znaczenie w dobie poważnych cięć i poszukiwania za wszelką cenę oszczędności. Obama z kolei potrzebuje sukcesów na arenie międzynarodowej, nie tylko na potrzeby wewnętrzne.

Inna sprawa, że po tylu latach oficjalnych prób i wysiłków na rzecz zacieśniania współpracy z Chinami, teraz następuje radykalny odwrót od tego kierunku, choć na razie i formalnie jedynie na poziomie konceptualnym. Odzwierciedlone ma zostać to w pełni faktem, iż 60% amerykańskiej floty i 60% lotnictwa USA w ciągu najbliższych lat ma być dyslokowane w rejonie Azji i Pacyfiku. Oczywiście dzieje się to równolegle ze zmianą podejścia Waszyngtonu chociażby do Europy i redukcji amerykańskiego kontyngentu na Starym Kontynencie. W sposób zrozumiały będzie musiało to zostać jeszcze skorygowane po aneksji Krymu przez Rosję i poniekąd upadku mitu o stabilności i bezpieczeństwie Europy, aczkolwiek konieczne cięcia budżetowe za oceanem raczej nie pozostawiają złudzeń odnośnie wzrostu zaangażowania.

Trzeba jednak pamiętać, że konsekwencje zmiany wektora i ideologii amerykańskiej polityki zagranicznej mogą poważnie zaszkodzić samym Stanom. Na przykład firma General Motors sprzedaje więcej aut na rynku chińskim, niż w ojczyźnie, a 30-40% zysków korporacji USA związane jest właśnie z rynkiem Państwa Środka (produkcja w ChRL lub eksport do Chin). Sam jednak pomysł i jego powolna realizacja zdają się całkowicie przeczyć tezie, że współzależność Pekinu i Waszyngtonu w sferze gospodarczej jest tak fundamentalna, iż nie będzie mogło być mowy o nakręcaniu spirali rywalizacji czy bezpośredniej tego konsekwencji, tj. zbliżenia strategicznego Chin i Federacji Rosyjskiej.

Sojusze, jakie chce wspierać obecnie Barack Obama, mogą wydawać się wielu Amerykanom dosyć dziwne – Japonia czy Wietnam na przykład od lat chroniły swój rynek przed amerykańskimi towarami, co uderzało przecież w producentów ze Stanów. Korea Południowa i Japonia już teraz mają zerowe cła przy dostępie na amerykański rynek. Problem polega jednak na tym, iż te trzy gospodarki są dla siebie nawzajem konkurencyjne, ich produkty będą jednak kupowane przez Amerykanów.

Ekonomiczną stroną strategii azjatyckiego „sworznia” polityki zagranicznej Białego Domu jest Partnerstwo Transpacyficzne (Trans-Pacific Partnership, TPP), którego stronami mają zostać państwa Azji Południowo-Wschodniej. Aktualnie w negocjacje z USA dotyczące TPP zaangażowanych jest już 12 państw: Australia, Brunei Darussalam, Kanada, Chile, Japonia, Malezja, Meksyk, Nowa Zelandia, Peru, Singapur oraz Wietnam. 24 kwietnia br. padł postulat włączenia do tego procesu także Japonii. Widać więc wyraźnie, że porozumienie to izoluje Chiny.

Fakt, że TPP jest wymierzone przeciwko Chinom, potwierdza deklaracja Obamy podczas ostatniej wizyty w Japonii, którą rozpoczął on swoją tygodniową podróż po Azji. Mianowicie prezydent USA zapewnił 24 kwietnia, że Stany Zjednoczone są po jej stronie i są oddane sprawie jej obrony. Chodziło oczywiście o to, że bilateralne porozumienia obronne pomiędzy Waszyngtonem a Tokio obejmują również Wyspy Senekaku (tej japońskiej nazwy użył on zresztą podczas konferencji prasowej, co wywołało zdecydowaną reakcję ze strony ChRL). Sama istota japońsko-amerykańskich negocjacji na poziomie oficjalnym odnośnie zacieśniania współpracy ekonomicznej i militarnej ma na celu nie tylko „otoczenie” Chin, ile „zmuszenie ich do grania według międzynarodowych standardów i reguł”.

Aspektem praktycznym TPP jest znaczenie ekonomiczne jego państw członkowskich dla Stanów Zjednoczonych. Jako grupa, kraje te są największym rynkiem dla eksportu amerykańskich towarów i usług – w 2012 r. osiągnął on poziom 942 mld USD, co stanowiło 61% całego eksportu USA. Podobnie jest z produktami rolnymi – w 2012 r. skierowane było tam 75% eksportu o wartości 106 mld USD. Poza tym państwa osiągają łącznie produkcję o wartości 28 bln USD rocznie, a zarazem odpowiadają za 39% światowego handlu.

Kevin Gallagher, profesor Boston University, jest jednak zdania, że zyski z podpisania TPP byłyby niewielkie – wzrost PKB dla członków porozumienia osiągnąłby w 2025 r. ledwie 0,3%. Tłumaczy on to w ten sposób, iż nawet podwojenie eksportu wcale nie przekłada się automatycznie na podwojenie zysków, a gdyby nawet pójść tym tokiem rozumowania – wszystkie państwa TPP osiągnęłyby zwiększone przychody w wysokości 1 centa na osobę.

W ślad za tym podążają oczywiście cele czysto strategiczne, czy wręcz, jak zapewne określą je wkrótce rosyjskie i chińskie media – imperialne. Celem USA jest ograniczenie roli państw we wpływaniu na mechanizmy regulacyjne w świecie finansów i ułatwienie amerykańskim instytucjom finansowym działania na nowych rynkach (w tym i wyłączenie największych banków z wielu dotychczasowych ograniczeń). Oficjalnie określane jest to jako „deregulacja sektora finansowego i inwestycji”. Ułatwienie przepływów kapitałowych siłą rzeczy postawi najpotężniejsze amerykańskie instytucje i firmy w uprzywilejowanej pozycji względem słabszych partnerów z Azji. Oprócz tego wprowadzone zostaną instrumenty prawne zrównujące państwa i korporacje, podobnie jak w przypadku Transatlantyckiego Partnerstwa Handlowego i Inwestycyjnego z Unią Europejską (więcej o tym tutaj).

Takie działania administracji obecnego prezydenta USA siłą rzeczy pchają Pekin w stronę sojuszu z Rosją, większej koordynacji działań z państwami BRICS oraz Szanghajską Organizacją Współpracy. Koszty amerykańskiej doktryny mogą tym samym rozłożyć się na cały Zachód – działania Kremla na Ukrainie są tego najlepszym dowodem.

Adam Lelonek

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (10)

  1. patriota

    Chińsko-rosyjski sojusz? Do czasu, do czasu... Zdecydowanie więcej jest punktów zapalnych: cicha kolonizacja wschodniej Syberii przez Chińczyków, na szeroką skalę prowadzone przez stronę chińską szpiegostwo gospodarcze, przemysłowe i nielegalne kopiowanie technologii rosyjskich, Chiny zawsze jakiś konflikt graniczny mogą eskalować (przypominam lata sześćdziesiąte XX wieku), lub wesprzeć ruchy separatystyczne w azjatyckiej części Rosji. To Chiny będą stroną rozgrywającą w ewentualnym aliansie obu państw.

    1. Dźwiedź

      Owszem, mogą eskalować itp. Niemniej - Chińczycy odrobili dobrze swoją lekcję. To są małe, lokalne sprawy. A jeśli mają dobrze funkcjonować w realiach - nomen omen - próby "wrogiego przejęcia" swojej strefy wpływów przez USA, to Rosja staje się naturalnym sojusznikiem do własnej próby "demontażu" Hegemona. A potem znowu staną czołgi nad Ussuri :)

    2. Gryf

      Po co polskie op? Przecież mamy niemieckie!

  2. Emil

    USA jest w dekadencji. Kurczowo usiłuje przy pomocy wielkiej wojny rozwiązać kryzys. Chiny o tym wiedzą. W tej błyskotliwej i trafnej analizie brakuje mnie właśnie wzmianki o tym. Prezydent ChRL 2 razy w publicznych wystąpieniach mówił o nadchodzącej wielkiej wojnie itd. W ramach przygotowań do III WW poluzowano politykę ograniczenia urodzin. ITD....

    1. Jac

      To za ile lat ma być ta wojna? Jakby o wojnach wiedziano aż z takim wyprzedzeniem to udałoby się z nich pewnie wymanewrować albo sprawić że jest się do niej przygotowanym.

  3. Miroo

    a doktryna busha albo innego prezydenta pchała chińczyków gdzie?

  4. Miroo

    Dobrze dla Europy... Odejście USA zmusi do większej integracji zwłaszcza politycznej i obronnej... powstanie USE jest niezbędne aby biali ludzie nie zostali zmarginalizowani w swoich małych krajach na tym kontynencie... Wkrótce dzięki Putinowi i wojującemu islamowi będą to musieli zrozumieć nawet prawicowo-katolickie tępaki najtwardszy ich beton... tylko pragmatyzm, tylko realpolitik, żadnych pięknych słówek, religijnych bzdetów i rozleniwienia... jeden drugi kryzysik i zagrożenie takie czy owakie i się tępaki otrząsną... Dla Europy są w tej chwili dwa zagrożenia: - religijno-etniczne - czyli islam i napływ islamistów - właściwą odpowiedzią na to jest pozamiatanie wszelakich religii (bo sięgnięcie po jedną religię aby walczyć z drugą to jak leczenie dżumy za pomocą cholery), - polityczno-ekonomiczno-wojskowe - Rosja... i tu całkowitym rozwiązaniem jest ścisła integracja.. Europa nowoczesna naukowo i technicznie, świecka i zjednoczona to marzenie każdego europatrioty i euronacjonalisty - to honor i wzniesienie się ponad poziom dzikusów...to powrót do przewagi jaką Europa miała przez ostatnie setki lat...

    1. Jac

      Przez ostatnie setki lat to Europa była chrześcijańska i to ona wyeksportowała tą religię na inne kontynenty. Jednym z powodów bogactwa północno - zachodniej jej części jest pracowitość i przedsiębiorczość wpisana w różne odmiany protestantyzmu. To oczywiście nie wyklucza rozdziału Kościoła od państwa, taki rozdział jest wskazany i również był jedną z podstaw rozwoju wspomnianych krajów. W jaki sposób na rzekome zagrożenie przez Rosję ma pomóc integracja skoro stanowiska obywateli poszczególnych państw są niejednoznaczne? One są niejednoznaczne w wielu kwestiach. Integracja może spowodować wzrost napięć społecznych w mocno zróżnicowanym kulturalnie kontynencie i podporządkowanie się mniejszych narodów polityce 3 największych graczy i narodów. Według mnie UE powinna powrócić do tego czym była i na tym się skupić. Chodzi o wspólny rynek, swobodny przepływ kapitału i ludzi, itp. Można też by ujednolicić prawo gospodarcze. A od bezpieczeństwa są sojusze i własne przygotowania w tym kierunku.

    2. z prawej flanki

      widzę po Twoich postach Komentatorze ,że jakieś zupełnie dla mnie niezrozumiałe antykatolickie (czy raczej szerzej ; antychrzescijańskie) zaślepienie - kompletnie przesłania ci racjonalną analizę obecnej b/zlej sytuacji tzw.zachodu .Złej ; zarówno wobec Rosji Putina ,który umiejetnie wali w Europę niczym w prawdziwy pusty bęben - jej wszystkimi autentycznymi przywarami wynikajacymi ze złej kondycji moralnej ,ale również złej wobec postępujacej ekspansji islamu. A dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ten obłudny kremlowski kagiebista potrafił umiejetnie wykreować się na jedynego obrońcę ładu moralnego (którego w Rosji raczej nie uświadczysz) - wytykającego palcem wszystkie postępujace objawy gnicia starej Europy? Bo ta Europa niestety gnije ,jej gwałtownie ateizowane społeczeństwa zatraciły jakiekolwiek poczucie własnej tożsamości ,własnej Historii ; a co najgorsze - Odpowiedzialności za własne kraje. I kubek w kubek tę samą lewacką transforamcję z dość "dobrym" już skutkiem transplantuje się już od czasu transformacji ustrojowej na nasze ,polskie podwórko. Nawołujesz drogi Panie do kolejnej rewolucji bolszewickiej i tego nawet nie dostrzegasz ; sugerujesz ,że jedynym remedium na chorobę nowotworową toczącą Europę jest jeszcze wiekszy posiew tego raka. Zdumiewajace ; jak można samemu będąc ślepcem - wytyczać drogę innym ślepcom? A jeszcze coś ,co mnie zdumiewa nie mniej - to brak reakcji moderatora na ten Twój bez wątpienia obrażliwy nie tylko dla mnie komentarz. Sam przez długie lata komentowałem na pewnym prawicowym portalu ,aż w końcu do takiego stopnia znużyły mnie tamtejsze jednorodnie stronnicze komentarze pisane z mojej strony barykady oraz prawdziwa atmosfera wszechobecnych spisków "moskiewskich agentów" ,że przeniosłem do tego serwisu o którym sądziłem ,iż już z założenia powinien być wolny od podobnych fobii. Twój głos Panie Miroo najwyraźniej jednak temu przeczy a oszołomstwo ; jak widzę - występuje zarówno po prawej jak i lewej stronie tej polsko/polskiej barykady. I jak w takich warunkach mamy wspólnie znaleść dobry pomysł na silną Polskę w silnej Europie? Pozdrawiam mimo wszystko.

    3. major

      No dobra europa miała przewagę przez ostatnie setki lat a przyjmowała filozofię chrześcijańską, coś Ci się tu rozpływa myślenie, obecnie europa upada moralnie, a każda wielka cywilizacja najpierw upada moralnie, a później pada reszta. Nie wiem też jaką prawicowo-katolicką partię masz na myśli, chyba nie PiS? PiSowi bliżej oczywiście w założeniach do Marsa niż do kapitalizmu. Nie ma takiej partii w Polsce. Ale wracając do artykułu, to jest szok jeżeli chodzi o ChRL, jeszcze w połowie lat 70 umierali z głodu, no i prosze wystarczyło trochę kapitalizmu i co? za 10 lat Ameryka będzie nr 2, może nawet za 5. A za 30 lat to oni będą rządzić światem.

  5. pajda123

    Wyspy Senekaku powiadasz?

  6. Miroo

    "Rosja nigdy nie jest ani tak silna ani tak słaba na jaką wygląda" - Otto von Bismarck. Te słowa są aktualne również dziś..

  7. Psajmon

    Ta łajba to Saratoga?

  8. say69mat

    Nie da się ukryć niewątpliwych talentów Prezydenta Obamy, w kwestii siania zbędnego zamętu gdzie się da. Jednak w kwestii potencjalnego aliansu Rosyjsko - Chińskiego, to ta tendencja jest zauważalna jest od czasu, zainicjowania istotnej kooperacji w zakresie produkcji uzbrojenia. Proszę zwrócić uwagę na daleko posuniętą unifikację systemów uzbrojenia występującego w arsenałach FR i Chin. Zwłaszcza pod względem interoperacyjności sił powietrznych.

    1. darofi

      Rosyjska współpraca z Chinami w zakresie lotnictwa to raczej zło konieczne. Poziom intelektualny i techniczny lotnictwa rosyjskiego pozwala im sprzedaż do krajów trzeciego świata. Pomijając agenturę GRU która zamieszcza komentarze na tym forum, trudno mi zrozumieć ludzi którzy piszą poematy wychwalające siły zbrojne Rosji. W starciu z NATO była by to masakra i Putin dobrze zdaje sobie racje z tego faktu. Zachód ma bardzo słaby punkt za wszelka cenę zapobiega eskalacji jakiego kolwiek konfliktu z Rosja. Przy pierwszej konfrontacji NATO z Rosja ta druga nie ma najmniejszych szans.

  9. prześmiewca

    USA nie mogąc spłacić gigantycznych długów i wiedząc, że militarnie i gospodarczo czas pracuje na ich niekorzyść, doprowadzą do III WŚ. Tak samo zrobił Hitler zamiast w październiku 1939 spłacić pożyczki, które pozaciągał na swój "cud" gospodarczy.

    1. Jac

      Hitler to te pożyczki głównie u swojego społeczeństwa pozaciągał i to nawet tak nie wprost. Szły one często na rozbudowę sił zbrojnych lub infrastruktury z podtekstem militarnym (po co takiej III Rzeszy np. autostrady jak tam samochodów było mało, wtedy tylko w USA one mogły być potrzebne). A takie wydatki są z ekonomicznego punktu widzenia pieniędzmi wywalonymi w błoto, bo dewizy wydane na surowce czy prace ludzką nie zostaną nigdy odzyskane w postaci wyeksportowanych towarów. III Rzeszę ostry kryzys gospodarczy dotknąłby trochę później niż w październiku 1939, Hitler wcale nie chciał mieć wojny z UK i Francją we wrześniu a coś około 1941. Długi na poziomie 80% PKB były już w historii spłacane nie raz i to nawet przez USA, choć obecna tendencja do rozdawania ludziom/instytucjom nie swoich pieniędzy jest niepokojąca. Dług USA powstał też w pewnym stopniu przez prowadzone wojny, co jest rzeczą naturalną. Wreszcie możliwości spłaty długu przez USA dużo większe niż III Rzeszy a ich sytuacji nie ma co porównywać. Choćby z racji posiadania dolara, stopnia obecności amerykańskich firm na świecie, tego że ich projekty zbrojeniowe są często sprzedawane innym czy nabyte tam doświadczenia stosowane w urządzeniach cywilnych. Poza tym Hitler nie zamierzał swoich długów spłacać. Porównania do II WŚ nie zawsze są trafne, choć często się nim ulega.

  10. John

    "Wojny z terroryzmem"... chyba z własną gospodarką.

Reklama