- Wiadomości
Będzie prowokacja na granicy rosyjsko-ukraińskiej?
Na linię frontu w Donbasie przerzucane są działa samobieżne, czołgi, bojowe wozy piechoty, zwiększono liczbę snajperów, którzy mają sprowokować ukraińskich żołnierzy - dziś w komunikacie główny zarząd wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy. Francuskie dzienniki „Le Monde” i „Le Figaro” oceniają w poniedziałkowych analizach, że koncentracja rosyjskich wojsk przy granicach z Ukrainą to nie jest blef Kremla. Rosja chce podjąć rozmowy z USA, ale przygotowuje też operację wojskową.

Rosja kontynuuje działania niepozwalające na ustabilizowanie sytuacji w Donbasie - oznajmił ukraiński wywiad. Jak dodano, "dowództwo grupy operacyjnej rosyjskich okupacyjnych wojsk" na pewnych kierunkach wzdłuż linii rozgraniczenia wzmacnia jednostki dodatkowymi 122-mm działami samobieżnymi, czołgami, bojowymi wozami piechoty. Działania te naruszają uzgodnienia o wycofaniu ciężkiego sprzętu - zaznaczono.
Czytaj też: USA z dowodami na agresywne plany wobec Ukrainy
Przeciwnik zwiększył też liczbę sił snajperskich gotowych do zadania strat składowi osobowemu Ukrainy, zniszczenia kamer i prowokowania ognia w odpowiedzi. Prowadzone są też ćwiczenia snajperów niewłączonych do działań bojowych. Komunikat wydano kilka godzin przed zaplanowanymi rozmowami prezydentów USA i Rosji Joe Bidena i Władimira Putina, które odbędą się na tle napięć dotyczących koncentracji rosyjskich wojsk wzdłuż ukraińskich granic.
Pod koniec listopada główny zarząd wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy poinformował, że kontrolowane przez Rosję siły w Donbasie zwiększają gotowość bojową i prowadzą duże manewry z udziałem rezerwistów. Jak dodano, rozpoczęły się tam duże ćwiczenia dowódczo-sztabowe z udziałem rezerwy, jednostek struktur siłowych i administracji. Według ukraińskiego wywiadu kontrolę nad ćwiczeniami sprawuje Rosja.
Według korespondentów „Le Monde” w Waszyngtonie i Moskwie Stany Zjednoczone mają dosyć ograniczone możliwości odpowiedzi na rosyjskie manewry w pobliżu Ukrainy. Prezydent USA Joe Biden przed dzisiejszą telekonferencją ze swym rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem grozi na razie sankcjami gospodarczymi.
W „Le Figaro” politolog Florent Parmentier z paryskiego Ośrodka Studiów Politycznych pisze, że „manewry (Rosji) na własnym terytorium nie są niczym godnym potępienia”, ale ważne są intencje Moskwy.
Czytaj też: Ukraińskie wojska desantowo-szturmowe i specjalne: pierwsza linia obrony przed rosyjską agresją
Parmentier przypomina, że do podobnej dyslokacji rosyjskich wojsk doszło na wiosnę i ocenia, że „Moskwa testuje sytuację”. „Z obu stron definiuje się czerwone linie: dla USA jest to niepodległość Ukrainy, Rosja stara się nie dopuścić do zbliżenia NATO z Ukrainą" - dodaje.
„Le Monde” sformułował podobną opinię następująco: „Czerwoną linią nie jest Ukraina w NATO, ale NATO na Ukrainie". We wrześniu w Waszyngtonie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski chciał dyskutować „o szansach Ukrainy na wejście do NATO”, ale USA nie mają zamiaru podejmować kroków w tej sprawie.
„Le Monde”, powołując się na ekonomistów, pisze, że „ostateczną formą sankcji” byłoby wyrzucenie Rosji z systemu wymiany informacji finansowych SWIFT (Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunications). Były specjalny wysłannik USA na Ukrainę Kurt Volker możliwość usunięcia Rosji z systemu SWIFT nazwał „opcją jądrową”. W stolicach europejskich podchodzi się do takiego rozwiązania z dużą rezerwą, ponieważ zaszkodziłoby to także europejskim firmom – wyjaśnia „Le Monde".
Prof. Parmentier zwraca uwagę, że Rosja nie chce rozmawiać z Unią Europejską ani nawet z NATO, tylko z USA. Ekspert uważa też, że Kreml aranżuje test mający określić, jak daleko gotowe są posunąć się Stany Zjednoczone, zastrzega jednak, że w tej "konfrontacji pomyłka w rachunku zawsze jest możliwa”.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS