Reklama

Geopolityka

Atak rakietowy w Kabulu. Szef unijnej dyplomacji proponuje stworzenie sił szybkiego reagowania

Fot. Master Sgt. Donald Allen
Fot. Master Sgt. Donald Allen

Odgłosy odpalanych rakiet dały się słyszeć w poniedziałek nad ranem w rejonie Kabulu - informuje agencja AFP powołując się na przebywających na miejscu swoich dziennikarzy. Trwa akcja wycofywania ostatnich żołnierzy amerykańskich. Z kolei szef dyplomacji UE Josep Borrell uważa, że to, co stało się w Afganistanie to katastrofa dla narodu, “porażka Zachodu i punkt zwrotny w relacjach międzynarodowych”. Jego zdaniem potrzebne są unijne siły szybkiego reagowania.

Odgłosy odpalanych rakiet dały się słyszeć w poniedziałek nad ranem w rejonie Kabulu - informuje agencja AFP powołując się na przebywających na miejscu swoich dziennikarzy.

Nie wiadomo gdzie spadły rakiety, kto je wystrzelił ani jakie były ich cele. Według niektórych źródeł ich celem było lotnisko.

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden został poinformowany o poniedziałkowym ataku rakietowym w Kabulu - przekazała rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki.

W Kabulu trwa akcja wycofywania sił amerykańskich, która ma się zakończyć we wtorek. Jak oświadczył w niedzielę sekretarz stanu USA Antony Blinken na miejscu pozostaje jeszcze 300 żołnierzy amerykańskich.

"W tych dniach i godzinach pracujemy bez przerwy, aby ich stamtąd wycofać" - powiedział Blinken w wywiadzie dla telewizji ABC.

Jak poinformował Biały Dom podczas gigantycznego mostu powietrznego, który uruchomiono 14 sierpnia, w przeddzień zajęcia Kabulu przez talibów, z Afganistanu ewakuowano ok. 114 tys. osób, w tym 5500 obywateli amerykańskich.

Ostatnią fazę operacji utrudnił zamach terrorystyczny w rejonie lotniska w Kabulu z ub. czwartku, do którego przyznało się tzw. Państwo Islamskie Chorasanu (IS - K). Zginęło ponad 100 osób, w tym 13 żołnierzy USA i 2 brytyjskich.

W niedzielę Pentagon poinformował o zniszczeniu przy pomocy drona pojazdu wypełnionego materiałami wybuchowymi, który miał jechać w kierunku lotniska.

Natomiast w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla włoskiego dziennika “Corriere della Sera”, wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa wyraził opinię, że ochrona granic musi być proporcjonalna i nie może uniemożliwiać złożenia wniosku o azyl.

Borrell powiedział też, że nie jest to koniec wojny w Afganistanie, ale “koniec militarnej obecności Zachodu”. “Nie jestem pewien, czy sami Afgańczycy nie zaczną walczyć między sobą. Ale dla nas nie jest to zamknięcie sprawy, bo musimy dalej wspierać ludzi w Afganistanie” - dodał.

Jego zdaniem ewakuacja Afgańczyków była “sukcesem” ze względu na dużą liczbę osób wywiezionych w krótkim czasie. “Ale dziesiątki tysięcy zostały; to jest problem” - stwierdził.

Według Borrella także UE ponosi częściową odpowiedzialność za porażkę prodemokratycznych działań w Afganistanie. Jak przypomniał, jednym z celów obecności Zachodu była próba zbudowania “nowoczesnego państwa”.

Reklama
Reklama

“W ciągu tych 20 lat coś zrobiono, nie możemy zaprzeczyć. Umożliwiliśmy trzem milionom dziewcząt pójście do szkoły. Ale budowa nowoczesnego państwa nie zdążyła zapuścić głębokich korzeni” - zauważył. “A zatem jako Europejczycy ponosimy część odpowiedzialności; to nie była tylko amerykańska wojna” - przyznał.

“Jako Europejczycy musimy wykorzystać ten kryzys, by nauczyć się ściślej razem działać i wzmocnić ideę autonomii strategicznej. Musimy być w stanie poruszać się także sami; wzmacniając nasze zdolności, umacniamy NATO” - ocenił szef unijnej dyplomacji.

Borrell przypomniał, że “jako Europejczycy nie byliśmy w stanie rozlokować 6 tys. żołnierzy wokół lotniska w Kabulu, by chronić tę strefę. Amerykanie zdołali, my nie”.

Dlatego proponujemy - jak wyjaśnił - “stworzenie europejskiej Initial Entry Force, która będzie mogła działać szybko w sytuacjach kryzysowych”. “UE musi być w stanie interweniować, by chronić swoje interesy, kiedy Amerykanie nie chcą być zaangażowani” - uważa polityk z Hiszpanii. Jego zdaniem takie siły powinny liczyć 5 tys. żołnierzy.

W wywiadzie dla największej włoskiej gazety Borrell zaznaczył, że “coraz więcej migrantów czy uchodźców jest wykorzystywanych jako oręż przez niektóre sąsiednie państwa, by wywierać na nas presję”. Podał przykład wielu Irakijczyków, którzy ostatnio polecieli do Mińska, skąd – jak dodał - “reżim białoruski przewiózł ich na granicę litewską”.

“Takie próby wykorzystywania migrantów jako oręża trzeba odrzucać, ale my, Europejczycy, nie możemy patrzeć na geopolitykę tylko przez pryzmat fal migracyjnych” - powiedział Borrell.

Zwrócił uwagę, że istnieje poczucie “braku bezpieczeństwa w opinii publicznej, które niektórzy chcą politycznie wykorzystać”. “Ale jeśli mówi się o zewnętrznej granicy Unii, są państwa członkowskie, które musiały wznieść bariery” - dodał.

“Służą one ochronie przeciwko łamaniu granic terytorialnych państw. Każde państwo ma obowiązek chronić swoje terytorium. Z drugiej strony, takie kroki muszą być proporcjonalne i nie mogą uniemożliwiać tym, którzy szukają azylu, złożenia wniosku. Musi on być potraktowany zgodnie z zasadą nieodpychania” uchodźców - oświadczył szef unijnej dyplomacji.

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama