Tunezja - kolebka „Arabskiej Wiosny” stała się w ostatnich dniach świadkiem pierwszego politycznego mordu na przedstawicielu opozycji liberalnej. Tysiące Tunezyjczyków obarczą odpowiedzialnością za śmierć Chukriego Belaida rządzącą muzułmańską partię an-Nahda.
6 lutego br. nieznany sprawca poruszający się motocyklem zastrzelił polityka opozycyjnej partii lewicowo - liberalnej, zdecydowanego krytyka rządzącej an-Nahdy Chukriego Belaida. Rodzina zabitego, której zdanie podziela co najmniej dziesiątki tysięcy Tunezyjczyków, obarcza odpowiedzialnością (przynajmniej pośrednią) przewodzącą trójpartyjnej koalicji an-Nahdę.
8 lutego br. w Tunisie rozpoczął się masowy wiec pogrzebowy Belaida połączony z protestem antyrządowym (w sumie ok. 50 tys. demonstrantów). Równocześnie związki zawodowe podjęły strajk generalny. Na ulice Tunisu wysłano kilkuset policjantów, odwołano loty międzynarodowe. Według najnowszych informacji doszło do starć policji z tłumem miotającym kamienie i koktajle Mołotowa.
Premier rządu tymczasowego Hamdi Jebali z an-Nahdy wezwał do utworzenia rządu technicznego, który miałby przejąć stery władzy aż do zaplanowanych na lato wyborów. Nie zgodziła się na to jednak, ani jego własna partia, ani koalicjanci.
Niezadowolenie z bieżącej sytuacji jest na pewno znaczne, jednak nie aż tak jak w 2011 roku, gdy wrogiem numer jeden był Ben Ali. Jeśli wtedy, Zeyn al-Abidin zastraszał islamistów, radykałów i zwykłych, umiarkowanych muzułmanów, to teraz duża część liberalnej, świeckiej opozycji jest zastraszona przez radykalnych salafitów (ogólna liczba wyznawców tego odłamu islamu szacowana jest na 10 tys, z czego nawet 3 tys. uznaje przemoc jako metodę walki politycznej), uwolnionych z więzień po "Arabskiej Wiośnie", powracających z wygnania, lub emigrujących z sąsiedniej Libii i Algierii.
To właśnie umiarkowana, liberalna część tunezyjskiego społeczeństwa, tak licznie popierającą "Arabską Wiosnę" najbardziej ucierpiała w wyniku przemian, które nie tylko umocniła radykalnych islamistów, ale i osłabiła gospodarkę kraju. "Dzieci rewolucji" stają się ofiarą własnej "matki".
Marcin M. Toboła
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie