Amerykanie zabierają sprzęt i wojsko. Cel? Bliski Wschód

Autor. Sgt. Josephus Tudtud/35 ADA
Od co najmniej kilkunastu dni obserwowany jest znaczący ruch amerykańskich wojsk, które przemieszczane są z dotychczasowych miejsc stałego/tymczasowego pobytu. Większość transportu kierowana jest na Bliski Wschód.
W poniedziałek 21 kwietnia użytkownik platformy X (@IntelFrog) opublikował dane ukazujące zwiększoną liczbę lotów amerykańskich samolotów transportowych (C-17A Globemaster) z rejonu Indo-Pacyfiku na Bliski Wschód. Internauta naliczył kilkadziesiąt lotów dokonanych głównie z bazy U.S. Army w południowokoreańskim Osan do Isa Air Base w Bahrajnie.
Significant movement from Osan AB, South Korea to Isa AB, Bahrain is underway.
— TheIntelFrog (@TheIntelFrog) March 31, 2025
At least 13 US Air Force C-17A Globemaster III's have arrived at Osan in the last 3 days. Four have left Osan and arrived at Isa AB. Mission coding is sequential suggesting that these flights are… pic.twitter.com/MEA2HCIQ3l
Podobne transporty były już dokonywane wcześniej. Na początku kwietnia Stacja NBC otrzymała informację, że w związku z pogarszającymi się relacjami amerykańsko-irańskimi, a także ze względu na zwiększoną aktywność Huti, zarządzono przeniesienie dwóch baterii PATRIOT oraz jednej baterii THAAD z rejonu INDOPACOM do amerykańskiego dowództwa geograficznego U.S. CENTCOM (m.in. Bliski Wschód).
Działania kryzysowe
O czym świadczą działania Amerykanów? Czy mamy do czynienia z tymczasową zmianą, czy raczej jest to zapowiedź strategicznych ruchów „na lata”? Zdaniem dr Jacka Raubo obserwowana dyslokacja amerykańskich sił zbrojnych i przerzucanie ich między obszarami odpowiedzialności dowództw geograficznych U.S. CENTCOM i U.S. INDOPACOM stanowi w głównej mierze element reagowania kryzysowego.
Według eksperta niekoniecznie mamy w tym przypadku do czynienia z długofalowymi zmianami w dyslokacji Amerykanów. Bardzo istotny czynnik odgrywają za to rozmowy, które administracja Donalda Trumpa prowadzi ze stroną irańską ws. tamtejszego programu zbrojeń jądrowych.
„Administracja ewidentnie sygnalizuje, że oprócz przestrzeni negocjacyjnej ma mieć w swojej talii kart również zdolności wojskowe. Stąd, wzmacnianie narzędzi do potencjalnego porażenia obiektów jądrowych w postaci pojawienia się dodatkowych samolotów bombowych, ale i grupy lotniskowców” – stwierdził analityk, który zauważył, że celem Amerykanów jest także zabezpieczenienie „istniejącej struktury baz” w państwach partnerskich/sojuszniczych na Bliskim Wschodzie. Mowa tu np. o Izraelu, który w ubiegłym roku doświadczył irańskich ostrzałów rakietowo-dronowych.
W przypadku Izraela, dr Raubo zwraca uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. „Musimy zdawać sobie sprawę, że USA mogą obawiać się również reperkusji dla swoich obiektów na wypadek jakiegoś uprzedzającego uderzenia izraelskiego” - mówi. „W tym kontekście można odczytywać niedawne sugestie lub raczej przecieki, że to właśnie ta administracja powstrzymywała wręcz stronę izraelską przed silnym uderzeniem na Iran” - dodaje, zaznaczając, że działanie Amerykanów może być także podyktowane działaniami uprzedzającymi na wypadek rozszerzenia się skali uderzeń na Huti w Jemenie.
Priorytety pozostają bez zmian
O tym, że przemieszczanie części amerykańskiego sprzętu np. z Korei Południowej w rejony Bliskiego Wschodu jest raczej działaniem tymczasowym świadczy długofalowa strategia Stanów Zjednoczonych. Nie ulega wątpliwości, że dla Pentagonu to właśnie Indo-Pacyfik stanowi priorytet.
„Chińska Republika Ludowa jest wyzwaniem strategicznym - i jak to sami Amerykanie definiują - egzystencjonalnym dla ich pozycji globalnej. Dlatego, muszą mieć na tym teatrze niezbędne środki obrony powietrznej, ale i zasoby uderzeniowe (np. samoloty bombowe) zdolne do porażenia celów chińskich w przypadku wybuchu konfliktu zbrojnego między jedynymi współcześnie mocarstwami globalnymi” - podsumował ekspert.
Pytanie o Europę
Obserwowane zmiany w sposób naturalny stawiają pytania o dalszą strategię Amerykanów względem Europy. Obecnie na Starym Kontynencie stacjonuje 100 000 amerykańskich żołnierzy, ale wiadomym jest, że Pentagon dokonuje przeglądu rozmieszczenia swoich sił na świecie i niewykluczone, że obecność Stanów Zjednoczonych w Europie będzie ograniczona.
Pytanie staje się tym bardziej zasadne, że w samym amerykańskim dowództwie dochodzi właśnie do istotnych zmian kadrowych, którą mogą mieć istotny wpływ na dalsze decyzje dotyczące priorytetów US Army. Jedną z takich zmian jest zapowiadane zastąpienie gen. Christophera Cavoli’ego, który w lipcu zakończy służbę na stanowisku szefa Dowództwa Europejskiego (EUCOM) oraz jednocześnie głównodowodzącego połączonych sił zbrojnych NATO w Europie (SACEUR). Jego następcą prawdopodobnie zostanie gen. broni Alexy Grynkewich.
Przyszłość
Oby amerykanie nie wciagneli nas do wojny kolejnej
szczebelek
Martw się o to, by UE nie wciągnęła Polaków na front ukraiński 🤦🤦🤦