Reklama
  • Komentarz
  • Opinia
  • Wiadomości

Fajnie się dzieje w polskiej zbrojeniówce…

W ostatnich dniach 2015 roku podpisano umowę na dostawę zestawów Poprad, dostawę pocisków przeciwpancernych Spike oraz modernizację czołgów Leopard. 

Fot. Bumar Elektronika
Fot. Bumar Elektronika

Dostawy Popradów zrealizuje nasz przemysł zbrojeniowy, dostawę Spików w ponad 50 % zrealizuje Mesko – tutaj można by spróbować połączyć umowę zakupu z jakimiś negocjacjami np. na temat współprodukcji pocisku nowej generacji, mającego zasięg kilkunastu kilometrów, jak twierdzi Rafael- o ile  to prawda, ale i tak fajnie.

Co do Leoparda – super, będą się tym zajmowały dwie firmy, Bumar-Łabędy utrzyma zdolność „czołgową”, co może w przyszłości zaowocować jakimiś kontraktem eksportowym na „Twarde”, a i ośrodek w Poznaniu ma szansę rozwoju. Przy okazji podpisania umowy zapomniano o drobnym szczególe i kupiono pancerz od zagranicznego dostawcy, mimo że nasze Państwo od kilku lat prowadzi projekt badawczo-rozwojowy, który ma na celu stworzenie polskiego opancerzenia. Ten pancerz ma być zastosowany  na większości platform bojowych BWP, KTO, czołgach i innych nośnikach. Wydano na to z kilkadziesiąt milionów złotych i pewnie wyda się jeszcze ze sto – ktoś kiedyś może to potraktować jako dużą niegospodarność lub, w zależności od jego wyboru, bałagan i brak koordynacji. Zagraniczny dostawca opancerzenia został przyniesiony na „ pancernych skrzydłach”. Prawdopodobnie można to jeszcze zmienić.

W związku z tą  umową może się ujawnić jeszcze jedna bardzo poważna  mina związana z ………., ale może lepiej nie wywoływać wilka z lasu.

Nasze rosomaki wreszcie idą za granicę. Na razie, co prawda, w ramach sieci Patrii, ale zawsze lepsze to niż nic. Nie będzie łatwo odbudować zaufania do produktów państwowej zbrojeniówki, jak również do niej samej. Podmioty prywatne radzą sobie z tym lepiej. Producenci należący do właścicieli zagranicznych realizują dostawy wewnątrz grup kapitałowych i napędzają statystykę naszego eksportu uzbrojenia, ale dobrze, że chociaż dają pracę. Natomiast firmy państwowe potrzebują solidnej pracy od podstaw, żeby odbudować eksport uzbrojenia, wiele zostało zniszczone, zapomniane itd. Efekty nie przyjdą od razu. Minie trochę czasu zanim nabiorą do nas zaufania. Pozostało jeszcze kilka min z przeszłości i wcale  nie jest tak, że przekształcenia w polskiej zbrojeniówce, które dokonały się na przestrzeni ostatnich lat, spowodują, że nowy podmiot nie będzie odpowiadał za grzechy poprzedników. Pamiętajmy, że dla odbiorców azjatyckich (i innych) dostawcą jest Polska, a nie Bumar czy PHO albo PGZ. Dla nich to, w zasadzie, ta sama firma i za stare grzechy można w niektórych krajach zostać wpisanym na czarną listę. Jak wieść gminna niesie, niektórzy bardzo zdolni handlowcy operujący na pewnym subkontynencie, bardzo intensywnie pracują nad uświadomieniem naszym kontrahentom, że w zasadzie należy państwową zbrojeniówkę wpisać na czarna listę.

O tym, czy nasza zbrojeniówka będzie się rozwijać, zadecyduje polityka oraz to w jaki sposób i od kogo kupimy systemy obrony przeciwlotniczej, czy większość sprzętu i integrację będziemy robić sami, czy kupimy tylko to, czego nie produkujemy lub czy kupimy gotowy system i wówczas korzyści dla przemysłu  będą znikome. A tak w ogóle, to trzeba by kupić system, który miałby szanse obronić nas przed salwą brygady Iskanderów (jak mówią specjaliści 56 rakiet). Jak się pisze w 2016 roku, armia rosyjska ma zostać wyposażona w dwie nowe brygady Iskanderów, a roku w 2017 nawet dwie lub trzy. Jedna lub dwie mogą zostać zainstalowane w okręgu królewieckim. Czy system, który zamierzał kupić poprzedni rząd miałby szanse, w miarę skutecznie, obronić nas przed taką salwą? To jest wielki znak zapytania. Kolejne pytanie brzmi -  czy to będzie się nam opłacało??? Jeżeli to prawda, to może inaczej podejść do tematu - kupić takie elementy i technologie, których nie mamy i samemu spróbować poskładać system obrony od najniższego piętra po coraz wyższe (podobnie postąpiliśmy z systemem swój-obcy). Najniższe piętro właśnie zamówiliśmy w krajowym przemyśle.

A w ogóle, skoro już zdecydowaliśmy się na sprzęt amerykański, to warto rozegrać konkurencję pomiędzy amerykańskimi koncernami, a nie z góry wskazywać na jednego, skazując Polskę na dyktat wybranego dostawcy. Ponadto, warto wstrzymać się z decyzją do czasu, gdy Amerykanie sami zdecydują, jaki system lub kompilacje których systemów obrony przeciwrakietowej wybiorą, aby nie obudzić się z ręką w nocniku i kupić za wielkie pieniądze to, z czego rezygnuje USA.

Jakieś światełko w tunelu widać, na szczęście, w sprawie Czapli i Miecznika. Bardzo interesujące, jak ta sytuacja będzie się dalej rozwijać. 

Teraz trochę o prawie, mój znakomity współbloger Filip Seredyński napisał na defence24 znakomity artykuł o prawie holdingowym, a raczej o potrzebie jego wprowadzenia do polskiego porządku prawnego. Podzielam znakomitą większość jego tez. Zgadzam się, że nie może to być pisane tylko pod Pegaz, ale powinno uwzględniać problemy innych spółek. Do rozważenia i uważnego zbadania jest kwestia ograniczenia regulacji do spółek, których „matką” jest spółka prawa polskiego.


 

Jarosław Kruk jest partnerem zarządzającym w Kancelarii Prawniczej Kruk i Wspólnicy.  W latach 1997-2000 pracował jako radca prawny w Departamencie Prawnym MSWiA co pozwoliło mu na poznanie specyfiki funkcjonowania administracji publicznej, a zwłaszcza sfery związanej z bezpieczeństwem państwa.  W latach 2007-2010 kierował kompleksową obsługa prawną na rzecz Ministerstwa Gospodarki dotyczącą offsetu.

Wszystkie teksty autora na blogu Defence24.pl


                                                                                                                                                                                                    

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama