- Analiza
- Wiadomości
„Długie ramię” przeciwlotniczej tarczy Norwegii [ANALIZA]
Norwegia zamierza znacznie wzmocnić swoją obronę przeciwlotniczą. Planuje pozyskanie nieposiadanych obecnie systemów średniego zasięgu, jak i modernizację istniejących NASAMS. W tym samym czasie będą też pozyskiwane systemy bardzo krótkiego zasięgu.
Siły zbrojne Norwegii przygotowują się do wprowadzenia na uzbrojenie systemu przeciwlotniczego średniego zasięgu, przewyższającego możliwościami posiadane obecnie zestawy NASAMS. Jednocześnie jednak te ostatnie mają zostać zmodernizowane poprzez wyposażenie ich w rakiety dłuższego zasięgu.
Norweski plan modernizacji armii do roku 2025 przewiduje, że nowy system określany jako „dalekiego zasięgu/obszarowy” ma być realizowany od 2022 roku za kwotę od 3 do 5 mld koron (czyli od ok. 350 do ok. 550 mln USD). Jak poinformowała Defence24.pl Ann Kristin Salbuvik, rzeczniczka tamtejszego ministerstwa obrony, wstępnie przewiduje się „wynegocjowanie kontraktu” w latach 2020-2021. Zaznaczyła, że na razie jest jeszcze za wcześnie, aby wymieniać konkretne systemy obrony powietrznej, które są brane pod uwagę.
Zgodnie z długoterminowym planem rozwoju sił zbrojnych Norwegii elementy nowego systemu mają być rozlokowane w rejonach baz lotniczych Ørland i Evenes, jak i w obszarach, gdzie oczekiwane jest przyjęcie sił sojuszniczego wzmocnienia. To obrazuje, jakie są priorytety Norwegii jeżeli chodzi o cięższe systemy przeciwlotnicze. Obecnie Oslo nie posiada systemu klasy Patriota, SAMP/T czy MEADS, zdolnego zwalczać cele na odległościach rzędu ponad 50 km czy niszczyć rakiety balistyczne. Podstawą obrony powietrznej jest zbudowany przez tamtejszy przemysł we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi NASAMS, którego bazowym uzbrojeniem są rakiety AIM-120 AMRAAM.
Jak wskazywano wcześniej, istniejące zestawy NASAMS zostaną zmodernizowane w celu zwiększenia ich zasięgu. Obok nowych pocisków program ma na celu integrację nowych sensorów, określonych jako "dalekiego zasięgu". Koszt programu to 450-650 mln koron w latach 2023-2025 (mniej, niż 100 mln USD). Jak zaznacza w przesłanym Defence24.pl oświadczeniu rzeczniczka norweskiego resortu obrony, na razie jest za wcześnie aby wymieniać konkretne rozwiązania, którymi zainteresowane jest ministerstwo.
Biorąc jednak pod uwagę uzbrojenie dostępne na rynku, jak i prawdopodobne założenie zwiększenia zasięgu NASAMS z ok. 25 do ok. 40-50 km, w grę mogą wejść rakiety AMRAAM-ER i ESSM amerykańskiego koncernu Raytheon. Wiadomo jednak również, że NASAMS został zintegrowany z niemieckim pociskiem IRIS-T. Ten ostatni pocisk ma odmianę o zwiększonym zasięgu IRIS-T SL/SLM. Nie można wykluczyć, że - w wypadku zgłoszenia odpowiedniego zapotrzebowania przez stronę norweską - zestaw zostanie zintegrowany również z tym pociskiem, bądź też - ewentualnie - z innym efektorem.
W tym wypadku decyzje o wyborze pocisku powinny być podjęte w "ramach czasowych" 2020-2021. Niedawno ogłoszono natomiast decyzję dotyczącą budowy mobilnej odmiany systemu przeciwlotniczego NASAMS, z wyrzutniami kołowymi na bazie HMMWV oraz gąsienicowymi na bazie M113. Te ostatnie będą na pewno wykorzystywać pociski IRIS-T i być może AMRAAM.
Czytaj więcej: Mobilna "tarcza" dla Norwegii. Z niemieckimi rakietami
Rozwój systemu NASAMS w Norwegii planowany jest więc dwukierunkowo - zarówno pod kątem zwiększenia zasięgu obecnych zestawów, jak i budowy nowych wersji z wykorzystaniem posiadanej architektury i istniejących rakiet (IRIS-T są używane w siłach powietrznych na F-16). Wcześniej, bo w latach 2019-2021, zestawy NASAMS otrzymają nowy system IFF, za kwotę 250-400 mln koron. Pokazuje to, że systemy elektroniczne nawet relatywnie nowoczesnych zestawów przeciwlotniczych muszą ciągle być modyfikowane.
Trzecim programem obrony przeciwlotniczej, jaki wkrótce zostanie rozpoczęty w Norwegii jest wdrożenie lekkiego systemu dla garnizonu Varanger. Żołnierze służący w tamtej jednostce odpowiadają bezpośrednio za ochronę granicy z Rosją. W związku z konfliktem na Ukrainie i wzrostem zagrożenia ze strony Moskwy zdecydowano o jego dozbrojeniu, między innymi właśnie w systemy obrony przeciwlotniczej. W ten sposób służący tam wojskowi bez wsparcia ze strony cięższych jednostek sił operacyjnych czy innych pododdziałów OPL będą mogli zwalczać śmigłowce, bezzałogowce czy pojedyncze samoloty szturmowe.
W oświadczeniu przesłanym Defence24.pl Ann Kristin Salbuvik podkreśliła, że podpisanie kontraktu planuje się w roku 2019 lub 2020, a dostawy - w latach 2021-2023.
Działania Norwegii prowadzą do kilku ważnych wniosków, również z punktu widzenia polskiej obrony przeciwlotniczej:
- Norwegia ma możliwość stopniowej budowy OPL, i to jest optymalne rozwiązanie. Znaczna część rozbudowy norweskiej "tarczy" będzie opierać się o architekturę wdrożonego już wcześniej systemu NASAMS (zarówno jeżeli chodzi o wyrzutnie przewoźne, jak i mobilne). Obecnie Oslo zbiera więc "owoce" realizowanego wcześniej programu rozwojowego, którego celem było stworzenie zestawu przeciwlotniczego, zdolnego m.in. do użycia rakiet wykorzystywanych przez siły powietrzne (AMRAAM). Obecnie ma on otrzymać szersze możliwości bojowe dzięki integracji nowych pocisków, a oprócz tego opracowywana jest wersja zdolna do towarzyszenia wojskom.
- Zapotrzebowanie na warstwowe systemy obrony przeciwlotniczej się zwiększa, podobnie jak ich koszt. Norwegia - pomimo, że dysponuje już zestawami krótkiego zasięgu (NASAMS) - decyduje się na wdrażanie nowych typów uzbrojenia przeciwlotniczego. Dotyczy to zarówno zestawów średniego (formalnie "dalekiego" zasięgu), o wyższych możliwościach ale i charakteryzujących się większym kosztem, jak i zestawów przeznaczonych do bezpośredniej osłony wojsk lądowych (zarówno zmechanizowanych jak i lekkich, służących ochronie granicy). Jest to odpowiedź na rosnące zagrożenie ze strony Rosji. Warto podkreślić, że Oslo ogłosiło plan zakupu systemu średniego zasięgu, znacznie kosztowniejszego niż posiadany NASAMS, a jednocześnie "dolne piętro" jest cały czas modernizowane i rozbudowywane.
- Celem jest ochrona ważnych dla operacji obronnej obiektów, jak i wojsk. Prowadzone programy mają na celu zarówno zapewnienie osłony ważnych obiektów (przede wszystkim baz lotniczych i obszarów przyjęcia wojsk wzmocnienia), jak i bezpośredniej obrony wojsk na polu walki. W tym pierwszym wypadku wykorzystywane będą zestawy krótkiego i (docelowo) średniego zasięgu, zdolne do zwalczania szerokiego spektrum celów (przypuszczalnie włącznie z rakietami balistycznymi - po zakupie nowego systemu). Natomiast wojska lądowe mają otrzymać systemy dostosowane do swojej specyfiki (bazujące na transporterach gąsienicowych, pojazdach wysokiej mobilności i przenośne) służące do osłony przed atakami samolotów, śmigłowców, dronów czy rakiet manewrujących.
Poszczególne elementy norweskiego systemu obrony przeciwlotniczej będą mogły się wzajemnie uzupełniać, tworząc warstwową "tarczę". Norwegowie znajdują się w o tyle korzystnej sytuacji, że pewne elementy już są wykorzystywane. Dostawy nowych systemów średniego zasięgu planowane są od 2023 roku, a więc wtedy gdy systemy nowej generacji takie jak IBCS, MEADS czy zmodernizowany SAMP/T (z pociskami Aster 30 Block 1NG) powinny już osiągnąć wstępną gotowość operacyjną. Przemysł Norwegii ma relatywnie duże doświadczenie w integracji systemów przeciwlotniczych, stąd można się spodziewać szerokiego udziału w pracach.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu