Reklama

Ponad 150 żołnierzy 6. Brygady Powietrznodesantowej przeszło intensywne, dwutygodniowe szkolenie w okolicach bieszczadzkiego Trzciańca. Żołnierze ćwiczyli przede wszystkim taktykę typową dla pododdziałów rozpoznawczych - nocne i dzienne wielogodzinne obserwacje, skryte poruszanie się w terenie kontrolowanym przez przeciwnika, budowanie baz w terenie górzystym - to tylko przykłady stawianych im zadań.

Bieszczady to najlepsze w Polsce miejsce do szkolenia pododdziałów rozpoznawczych. Góry są wymagające, uczą pokory i obnażają wszystkie niedociągnięcia. Nie bez powodu to właśnie w tym regionie najlepsze jednostki specjalne prowadzą selekcje do swoich oddziałów.

Mjr Maciej Goc, dowódca zgrupowania poligonowego

Dzięki współpracy z nadleśnictwem Bircza szkolenie odbywało się nie tylko na terenie ośrodka szkoleniowego w Trzciańcu ale również poza obszarem wojskowym - spadochroniarze korzystali, przykładowo, z jednej ze strzelnic myśliwskich.

Ponadto żołnierze realizowali szkolenie inżynieryjno-saperskie, w czasie którego uczyli się m.in. jak niszczyć infrastrukturę przeciwnika przy wykorzystaniu minimalnej ilości ładunku wybuchowego. Ćwiczyli także rozpoznanie różnego rodzaju budynków, brzegów rzek oraz zapory w Solinie.

Największym wyzwaniem dla żołnierzy było szkolenie spadochronowo-desantowe. W przeciągu zaledwie trzech dni wykonali oni pół tysiąca skoków. Desantując się z wysokości od 1200 do 4000 metrów spadochroniarze musieli bezpiecznie wylądować na przygodnym zrzutowisku. Zadanie to utrudniały niespodziewane podmuchy wiatru oraz nierówne, nieprzygotowane górskie lądowiska w okolicach Arłamowa.

Fot. www.dgrsz.mon.gov.pl

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. d5

    1200m - 4000m, hmmm ..... ciekawe dlaczego z takiej konkretnie wysokości skakali... może mniej PR a więcej rzetelnej analizy możliwości przeciwnika (uwaga do dowódców)....

    1. Smuteczek

      Im wiekszy zapas wysokosci tym bezpieczniej