Reklama

Siły zbrojne

Przyszłość amerykańskiej triady strategicznej. Decyzje w rękach Bidena [ANALIZA]

B-52 mogą przenosić nie tylko broń jądrową, ale i konwencjonalną, są używane w testach pocisków hipersonicznych. Fot. Bobbi Zapka/USAF.
B-52 mogą przenosić nie tylko broń jądrową, ale i konwencjonalną, są używane w testach pocisków hipersonicznych. Fot. Bobbi Zapka/USAF.

Chociaż broń strategiczna Stanów Zjednoczonych ulega ewolucji, także ilościowo – zgodnie z zapisami porozumienia New START z 2010 roku – to niezmiennie stanowi ona podstawę systemu obronnego tego państwa. W najbliższych latach zmiany będą kontynuowane – pojawić się mają nowe systemy, choć presja finansowa sprawić może, iż pomysły będą musiały zostać zrewidowane. Bez wątpienia dokładna analiza możliwości, potrzeb, a także zagrożeń, będzie jednym z militarnych priorytetów administracji Joe Bidena.

Tak zwana triada strategiczna to ciągle podstawa, choć coraz bardziej problematyczna amerykańskiej koncepcji obronnej,  – jej stworzenie i utrzymywanie jest niezwykle kosztowne. Co gorsza, wszystkie jej elementy składowe są już stare i nieubłaganie zbliżają się do końca swej żywotności. Sprawia to, iż wielomiliardowe inwestycje są nieuchronne, co w sytuacji pogłębiających się problemów wewnętrznych – w tym finansowych – Stanów Zjednoczonych będzie to sporym wyzwaniem. W 2019 roku Amerykanie oszacowali, że trzy kluczowe programy – nowych okrętów podwodnych (typ Columbia), międzykontynentalnych rakiet balistycznych (GBSD) oraz bombowców strategicznych (B-21) pochłonie w obecnej dekadzie astronomiczną sumę 234 mld USD. Łącznie, według Kongresowego Biura Budżetowego (CBO), do 2046 roku programy związane z triadą strategiczną pochłonąć mają nawet 1,2 bln USD.

Nie brak głosów, że rozbudowa triady strategicznej, a nawet jej utrzymanie w obecnym rozmiarze, jest ponad finansowe możliwości Stanów Zjednoczonych, a przeznaczane na ten cel fundusze lepiej wydać na praktyczniejsze projekty, jak chociażby konwencjonalną broń hipersoniczną, czy też transformację U.S. Navy i U.S. Marine Corps, które – przynajmniej zdaniem części głosów – będą kluczowe w nadchodzących zmaganiach z Chinami. Z drugiej jednak strony zwraca się uwagę, że zarówno Chiny jak i Rosja – dwaj nuklearni rywale Stanów Zjednoczonych – nie pozostają bierni i również modernizują swoje arsenały.

Kształt triady

Dyskusję nad przewidywanym kształtem przyszłej amerykańskiej triady strategicznej rozpocząć należy od przedstawienia jej obecnego charakteru. Ten na przestrzeni dekad wyraźnie ewoluował. W przededniu upadku Związku Radzieckiego Amerykanie mieli ponad 12 tysięcy głowic bojowych. Z czasem – między innymi w wyniku traktatu moskiewskiego z 2002 roku (SORT) – liczba ta została zredukowana do 2,2 tysiąca. Na mocy porozumienia New START z 2010 roku, które zastąpiło zastąpiło SORT, Stany Zjednoczone mają prawo posiadać nie więcej niż 1550 głowic bojowych (ta liczba nie obejmuje broni taktycznej - w wypadku USA bomb B-61 - red.). Według oficjalnych danych w połowie 2020 roku Amerykanie mieli w stanie operacyjnym mniej głowic niż maksymalny pułap traktatu Obama-Miedwiediew. Było to bowiem 1457 głowic na 675 nosicielach (delivery means).

Reklama
Reklama

Obecnie amerykańska triada strategiczna składa się z międzykontynentalnych rakiet bazowania lądowego. To łącznie 400 rakiet Minuteman III z pojedynczymi głowicami (razem 450 wyrzutni) w trzech bazach sił powietrznych: Malmstrom (Montana), Minot (Dakota Północna) i Warren (Wyoming). Każda ma pojemność 150 silosów. Systemy te zostały w ostatnich latach wyremontowane i zmodernizowane – głównie w zakresie silników i systemów naprowadzania – dzięki czemu pozostaną w służbie jeszcze kilkanaście lat. Ten element jest uważany przez wielu za zbyteczny, podczas gdy inni uznają go za najważniejszy. „Gdybyśmy nie mieli pozostających w stanie ciągłej gotowości 400 rakiet międzykontynentalnych, to wówczas nas potencjał nuklearny mógłby zostać zniszczony raptem dziesięcioma uderzeniami” – przekonuje generał Richard Clark, zastępca szefa sztabu ds. odstraszania jądrowego – „wystarczyłoby zniszczyć dwie bazy okrętów podwodnych, trzy bazy sił powietrznych, STRATCOM, Pentagon i trzy nasze laboratoria – Los Alamos, Sandia i Livermore”.

Prócz tego na triadę strategiczną składają się okręty podwodne – to 14 jednostek typu Ohio, każda z maksymalnie dwudziestoma rakietami Trident II (D-5 – każda ma do ośmiu głowic, ale w praktyce jest to mniej – liczba zależy od okrętu, a ten może być poddany inspekcji na prośbę Rosjan). Dziewięć takich okrętów operuje na Oceanie Spokojnym, podczas gdy pięć na Oceanie Atlantyckim (w praktyce w służbie jest 12 okrętów, mogących wystrzelić na cele około 1,1 tysiąca głowic – dwa okręty są w remoncie). Pierwotnie było 18 okrętów tego typu, ale cztery („Ohio”, „Michigan”, „Florida” i „Georgia”) zostały przebudowane tak, aby przenosić rakiety manewrujące Tomahawk z głowicami konwencjonalnymi.

Trzeci filar triady to bombowce strategiczne. U.S. Air Force posiada obecnie 20 bombowców B-2A, które są przystosowane do przenoszenia bomb B61 i B83. Tych łącznie w służbie jest około 322 sztuk dla bombowców i dodatkowych 230 bomb B61 dla samolotów wielozadaniowych. Prócz tego Amerykanie mają 76 bombowców B-52H, z czego 46 może przenosić broń nuklearną (nuclear-capable). Maszyny te (B-52H) nie zostaną wycofane wcześniej niż w latach czterdziestych. Na chwilę obecną dokładny harmonogram nie jest jednak znany.

Do połowy lat trzydziestych w służbie pozostać mają wykorzystywane przez B-52H rakiety manewrujące AGM-86 (ALCM - Air-Launched Cruise Missile), które docelowo mają zostać zastąpione przez nowe systemy dalekiego zasięgu (LRSO – Long-Range Stand-Off), wykorzystywane przez kilka typów samolotów. Warto nadmienić, że elementem broni strategicznej (niekonwencjonalnej) nie są już bombowce B-1, które w latach dziewięćdziesiątych przebudowano tak, aby przenosiły jedynie broń konwencjonalną. W grudniu 2020 roku Amerykanie przeprowadzili testy ogniowe rakiet manewrujących JASSM, przenoszone przez B-1 właśnie.

Fot. Whiteman Air Force Base/US Air Force
Bombowiec B-52H odpalający pocisk AGM-86. Fot. Whiteman Air Force Base/US Air Force

Plany modernizacyjne

Wspomniane liczne modernizacje – już wykonane jak i te planowane (w tym detonatorów z głowicą Mk 21) sprawiają, że rakiety Minuteman III pozostaną w służbie jeszcze w latach trzydziestych XXI wieku. Niemniej jednak już od 2002 roku Amerykanie planują pozyskanie nowych rakiet balistycznych. Mowa tutaj o projekcie GBSD (Ground-Based Strategic Deterrent), który zakłada wykorzystanie już istniejących wyrzutni naziemnych (te zostaną zmodernizowane) i zbudowanie modułowych rakiet o otwartej architekturze. Na roku podatkowy 2020 (1 października 2019 – 30 września 2020) U.S. Air Force otrzymało na program GBSD 552 mln USD, w którym obecnie – po wycofaniu Boeinga – aktywny pozostaje jedynie koncern Northrop Grumman (wartą 13,3 mld USD umowę U.S. Air Force zawarło we wrześniu 2020 roku). Z kolei na rok podatkowy 2021 (1 października 2020 – 30 września 2021) Kongres wydzielił na GBSD już 1,5 mld USD. W ciągu kolejnych kilku lat wydatkowanie ma wzrosnąć do 3 mld USD rocznie.

U.S. Air Force szacuje, że łączne koszty programu w ciągu 30 lat wyniosą 62,3 mld USD, z czego 48,5 mld USD na pozyskanie 624 rakiet, a po 6,9 mld USD na system dowodzenia i modernizację baz. Docelowo ma być 400 rakiet z głowicami nuklearnymi w stanie operacyjnym. W praktyce jednak spodziewać się należy, że koszty wzrosną – według Pentagonu bardziej prawdopodobna suma to 85 mld USD, aczkolwiek szacunki z 2020 roku mówią już o nawet 95 mld USD. Zakłada się, że zastępowanie rakiet Minuteman III rozpocznie się w 2029 roku – wtedy to pierwszych dziewięć rakiet osiągnąć ma wstępną gotowość operacyjną. Pełne wprowadzenie 400 rakiet ma zakończyć się w 2036 roku. Nowa rakieta ma pozostawać w służbie przez 60 lat.

image
Fot. Northrop Grumman.

Co do okrętów podwodnych, to również i tutaj szykują się zmiany. Dzięki remontom i mniej wymagającym misjom niż w przypadku okrętów myśliwskich, przewidywany czas służby to co najmniej 42 lata. Oznacza to, iż wycofywanie typu Ohio z rakietami nuklearnymi rozpocznie się w 2027 roku. Z powodu opóźnień przesunięto projekt okrętów typu Columbia – zamiast w 2029 roku, pierwsza jednostka pojawi się nie wcześniej niż w 2031 roku. Oznaczać to będzie, że przez długą część lat trzydziestych amerykańska triada strategiczna będzie wyposażona w „jedynie” dziesięć okrętów podwodnych z bronią jądrową. Na projekt okrętów typu Columbia U.S. Navy poprosiła na rok podatkowy 2021 sumę 4,4 mld USD. Łączny koszt programu to około 100 mld USD.

Co istotne, U.S, Navy realizuje obecnie program D5LE, a więc przedłużania resursów rakiet D-5. Celem jest nie tylko utrzymanie ich w służbie operacyjnej aż do całkowitego wycofania okrętów typu Ohio (Trident). Planuje się bowiem wyposażyć w nie typ Columbia (zanim opracowane zostaną nowe rakiety, które dopiero z czasem trafią na nowe okręty podwodne). Prace projektowe nad nowymi rakietami mają rozpocząć się w roku podatkowym 2025 (1 października 2024 – 30 września 2025). Każdy okręt typu Columbia będzie miał na pokładzie 16 wyrzutni.

Co do powietrznego filaru triady strategicznej, to także i w tym aspekcie dość łatwo wskazać można przyszły jej kształt. Prócz wspomnianych rakiet LRSO, których pierwszy lot testowy przewidywany jest na koniec tego roku, a także modernizacji B-52H (silniki, radary), istotnym projektem pozostaje ten nowego bombowca strategicznego B-21, charakteryzującego się niską wykrywalnością i zdolnością wykonywania misji na dużych dystansach. Łącznie do służby ma trafić 80-100 takich samolotów, z czego pierwszy około 2025 roku, ale termin ten zapewne zostanie przesunięty. Łączny koszt programu to nawet 80 mld USD. B-21 przewidziany jest jako następca B-2.

Warto nadmienić, że w 2019 roku generał Timothy Ray – dowódca sił strategicznych U.S. Air Force – powiedział – że według analiz Stany Zjednoczone potrzebują co najmniej 225-386 bombowców, aby odzyskać „minimalny poziom odstraszania”. To jednak poziom nierealny i trudno spodziewać się, że jakakolwiek administracja prezydencka, a także mający „władzę nad sakiewką” Kongres, poparły tak ambitny projekt.

Wizja artystyczna nowego bombowca strategicznego B-21 Raider w hangarze bazie sił powietrznych Dyess AFB. Fot. Northrop Grumman
Wizja artystyczna nowego bombowca strategicznego B-21 Raider w hangarze bazie sił powietrznych Dyess AFB. Fot. Northrop Grumman

Co dalej?

Wybór nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych zawsze oznacza zainicjowanie dyskusji co do potencjalnych zmian w polityce wojskowej - zarówno ogólnej jak i strategiach sektorowych. Polityka względem triady strategicznej nie jest wyjątkiem. Czy administracja Joe Bidena odejdzie od polityki poprzedników? Jak dotychczas nic tego nie zapowiada. Nie padły żadne wyjątkowo oryginalne deklaracje, a nawet gdyby takowe wygłoszono, to byłyby to jedynie słowa – od zapowiedzi do deklaracji daleka wszak droga. Dość przypomnieć, że w 2009 roku prezydent Barack Obama zapowiedział, że celem Stanów Zjednoczonych jest stworzenie „bezpiecznego świata bez broni nuklearnej”, choć jednocześnie zaledwie rok później Nuclear Posture Review (NPR) potwierdził kluczowe znaczenie tego typu uzbrojenia w amerykańskiej polityce.

Administracja Baracka Obamy za cel strategiczny – niezależnie od pięknych, ale pustych deklaracji – uznała gruntowną modernizację triady strategicznej tak, aby mogła ona sprostać nadchodzącym zagrożeniom. Co istotne, Obama utrzymał kształt triady, kontynuując tym samym politykę swojego republikańskiego poprzednika – George`a W. Busha. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że administracja Joe Bidena – w której ma znaleźć się wielu współpracowników Obamy – będzie kontynuować takie podejście, podobnie jak uczynił to Donald Trump, który również nie dokonał istotnej wolty (jednym z wyjątków była wstrzymanie decyzji Obamy co do wycofania ze służby bomb B83). Wręcz przeciwnie – administracja Trumpa zadbała, aby do 2018 roku siły strategiczne Stanów Zjednoczonych osiągnęły traktatowe pułapy, zgodnie z tym co wynegocjował Obama. Dokument NPR z 2018 roku stwierdzał, że postanowienia New START pozostaną w mocy do 2021 roku.

Tym samym spodziewać się należy, po pierwsze, kontynuacji podejścia do ogólnej filozofii triady strategicznej. Innymi słowy, jej kształt nie ulegnie raczej zmianie – nadal będą to okręty podwodne, jako że te charakteryzują się największą przeżywalnością w razie wojny; samoloty, bowiem mogą one być rozmieszczane w strefie kryzysu i służyć jako broń polityczna (także jako znak poparcia dla sojuszników); oraz wyrzutnie lądowe. Jednocześnie kontynuowana będzie modernizacja posiadanych sił i środków. Niemniej jednak nie można wykluczyć, że narastająca presja finansowa sprawi, że powrócić mogą dywagacje nad „odcięciem nogi” od triady, to jest całkowitego zrezygnowania z rakiet balistycznych ziemia-ziemia. Taki pomysł może być rozważany.

Po drugie, spodziewać się można dalszych redukcji ilościowych, co rozważała już administracja Obamy, aczkolwiek zależne to będzie od decyzji Rosji, bowiem Amerykanie nie chcą dokonać jednostronnych cięć. W NPR 2018 stwierdzono, że New START może zostać przedłużony o kolejne pięć lat (do 2026 roku), jeśli tylko Stany Zjednoczone i Rosja podejmą negocjacje (te zakończyły się fiaskiem w październiku 2020 roku). Administracja Joe Bidena już zapowiedziała gotowość rozpoczęcia rozmów z Moskwą na ten temat. Wielu ekspertów uznaje, że podpisanie takiego dokumentu będzie jednym z celów strategicznych Białego Domu (stanowi to przykład różnic pomiędzy Bidenem a Trumpem). Nawet jeśli z jakichś powodów tak się nie stanie, to trudno oczekiwać, aby Stany Zjednoczone zdecydowały się zwiększać rozmiar swojej triady strategicznej. Wręcz przeciwnie – w obliczu pogłębiających się problemów finansowych Biały Dom może powrócić do analizy z 2011 roku, która sugerowała zmniejszenie floty okrętów podwodnych przy jednoczesnym zwiększeniu liczby przenoszonych przez nie rakiet. Mowa o oszczędności rzędu nawet 120 mld USD w przeciągu całego życia okrętów (przy założeniu, że zbudowanych zostanie tylko osiem).

Kontrowersyjnym wśród demokratów elementem polityki nuklearnej prezydenta Trumpa był ogłoszony w NPR 2018 plan nabycia broni nuklearnej z głowicami małej mocy, wystrzeliwanej z okrętów podwodnych i nawodnych (co do tych drugich to Amerykanie utracili taką zdolność, gdy prezydent Obama w 2010 roku rozpoczął wycofywanie jądrowych rakiet Tomahawk TLAM-N). Pomysł taki stanowił reakcję nie tyle na działania Rosji, co przede wszystkim na agresywną politykę ekspansji ze strony Chin. Do opracowania takich rakiet, szczególnie dla okrętów podwodnych, jeszcze daleka droga (co najmniej 7-10 lat według Pentagonu). Sprawia to, że administracja Bidena ma dość czasu, aby wycofać się z niego – zanim zostaną poniesione zbyt duże koszty finansowe. Biden kilkukrotnie wyrażał się w przeszłości krytycznie co do taktycznego wykorzystywania broni nuklearnej i postulował, aby traktować ją jedynie jako instrument odstraszania strategicznego. Z drugiej strony pokusa jest wyraźna – rozmieszczenie takich rakiet sprawi, że U.S. Navy będzie mogła wystawić nie dwanaście okrętów z bronią nuklearną, ale nawet trzydzieści.

Jak zapowiedział już Biden, przedłużenie New START będzie pierwszym priorytetem – wszak dokument wygasa już 5 lutego 2021 roku, ale bez wątpienia w dłuższej perspektywie czynnikiem wpływającym na podejście amerykańskiej administracji do broni nuklearnej będą Chiny. Według szacunków Amerykanów Chiny mają obecnie nieco ponad 200 głowic, ale w tej dekadzie arsenał ma ulec podwojeniu. Biały Dom pod wodzą nowych władz będzie chciał w jakiś sposób włączyć Pekin w rozmowy o kontroli zbrojeń i ich redukcji.

Reklama

Komentarze

    Reklama