Wojna na Ukrainie
Polak w HUR: Jeśli ktoś zaatakowałby Polskę, wróciłbym bronić naszego kraju
W wojnie na Ukrainie walczy wielu ochotników z różnych państw. Jednym z nich jest Robert, Polak, który zdecydował się dołączyć do walki po stronie Ukrainy w szeregach HUR, czyli ukraińskiego wywiadu wojskowego. W rozmowie z Defence24 Robert dzieli się doświadczeniami z frontu, refleksjami na temat wojny oraz wnioskami dla Polski.
Jak to się stało, że trafiłeś na Ukrainę?
Gdy zobaczyłem informację o tworzeniu Legionu Międzynarodowego i apel prezydenta Zełeńskiego, podjąłem decyzję o wyjeździe na Ukrainę. Moj decyzja była impulsywna. Śmiało mogę powiedzieć, że podejmując ją, kierowałem się sercem. Nie myślałem o tym, co może mnie spotkać na wojnie, ale liczyłem się ze wszystkimi konsekwencjami mojego wyjazdu.
Po pierwszych zadaniach bojowych w Irpieniu i po tym, jak zobaczyłem na ulicach zabitych ludzi i zwierzęta, byłem przekonany, że moja decyzja odnośnie pomocy Ukrainie jest prawidłowa i stoję po właściwej stronie tego konfliktu. Po wyzwoleniu Irpienia i Buczy widziałem w Internecie i telewizji zdjęcia zabitych ludzi, którzy leżeli na ulicach. Czasami słyszałem komentarze, że to nie jest prawda. A ja chodząc na pozycje bojowe widziałem tych zabitych ludzi na własne oczy.
Co najbardziej rzuciło Ci się w oczy w tej początkowej fazie wojny?
Najbardziej rzuciła mi się w oczy motywacja ludzi do walki z Rosjanami. Ja miałem świadomość tego, że Rosja jest potężna armią. I mocne wrażenie robiło na mnie to, że ludzie chcą stawiać czoła takiej armii, nie mając odpowiedniego przygotowania do wojny. W Legionie spotykałem ludzi o różnych intencjach. Jedni chcieli się pokazać, że walczą na wojnie, a drudzy walczyli i nie potrzebowali do tego poklasku. Ja od początku wojny trzymałem się tylko takich ludzi, którzy chcą walczyć i kierują się w tym swoimi wartościami.
Mówisz o słabym przygotowaniu. Czego ono dotyczyło?
Przede wszystkim dotyczyło to sprzętu. Na początku wojny spotykałem też ludzi, którzy nie wiedzieli, jak wygląda podstawowa obsługa karabinka AK. Przed wyjazdem na zadania bojowe przechodziliśmy szybkie szkolenie z obsługi broni i strzelania.
Czyli były osoby, które po tak krótkim szkoleniu od razu udawały się na front?
Tak, ale podczas tego szkolenia była analiza tego, co kto potrafi i sami dobieraliśmy się w grupy. Jeśli dowódcy grup widzieli, że ktoś nie ma charakteru i nie zna podstaw obsługi broni, to żaden nie był zainteresowany takim człowiekiem. Szkolenie i rekrutacja odbywały się w zachodniej części Ukrainy. Z tego co pamiętam, to nie wszystkim udało się przejść rekrutację i wyjechać z bazy do Kijowa.
Jeśli to nie jest tajemnicą, na których kierunkach działałeś?
Po obronie Kijowa walczyłem w obwodach: zaporoskim, ługańskim, donieckim i charkowskim.
Na którym z nich było najtrudniej?
Najpoważniejszym wyzwaniem był dla mnie Siewierodonieck. Przed wyjazdem na ten kierunek zostaliśmy poinformowani przez dowódców, że jeśli ktoś nie jest gotowy na taki wysoki poziom wojny (bardzo duże zagrożenie śmiercią i dostaniem się do rosyjskiej niewoli), to nie musi brać udziału w tej operacji. Wystarczyło, że taki ktoś podniesie rękę. Jestem z siebie dumny, bo nawet przez chwilę nie pomyślałem, żeby podnieść. To był dla mnie bardzo ważny moment, bo wtedy zrozumiałem, że w stu procentach moja psychika jest gotowa na wszystko. Miasto było bardzo szybko okrążane przez rosyjską armię, która dysponowała dużo większymi siłami. Mój oddział zajmował pozycje obronne w fabryce chemicznej Azot. Tam sytuacja błyskawicznie zmieniała się na naszą niekorzyść.
Udając się na pozycje bojowe do Siewierodoniecka, jeździliśmy ostatnim czynnym mostem, który również został zniszczony przez Rosjan, a mój oddział wtedy zajmował pozycje obronne w fabryce, która z godziny na godzinę była coraz bardziej okrążona. Udało nam się ewakuować z fabryki w ostatnim momencie i dotrzeć na ostatni punkt ewakuacji przy rzece. Rzekę przepłynęliśmy na tratwie, którą wcześniej przygotowały oddziały ukraińskie z kawałka płotu i styropianu. Przez rzekę była przeciągnięta lina. W Bachmucie też prawie wpadliśmy w okrążenie na naszej pozycji, ale mój kolega na czas podjął decyzję o ewakuacji i wskoczyliśmy do ciężarówki Ukraińców. Nie było łączności z naszym sztabem. Zawsze mi dopisywało w tym wszystkim trochę szczęścia.
A jak twoim zdaniem zmienia się sytuacja podczas wojny? Rosjanie dużo się nauczyli?
Moim zdaniem tak. Na początku wojny Rosjanie mocno zlekceważyli Ukraińców, atakując Kijów, i nie byli przygotowani do tego, że Ukraina będzie tak mocno się bronić. Później Ukraina odniosła wiele sukcesów, co sprawiło, że to Ukraina zaczęła lekceważyć Rosjan. I to moim zdaniem było błędem. Ja nigdy nie lekceważę żadnego wyjścia bojowego i staram się być do niego jak najlepiej przygotowany mentalnie. Ja sam nauczyłem się dużo i cały czas się uczę. Płacę za te lekcje swoim zdrowiem, czasami nawet krwią.
Wielu ludzi zapłaciło za to tą najwyższą cenę – życiem. Wojna z miesiąca na miesiąc potrafi być inna. Ja zdobyte doświadczenie i wiedzę o działaniu bojowym Rosjan staram się przekazywać swoim kolegom, którzy służą w Wojsku Polskim. Polacy muszą uczyć się na błędach popełnianych na tej wojnie i cały czas monitorować to, co się dzieje za naszą granicą. Po każdym wyjściu bojowym analizuję to, jakie błędy popełniłem i staram się je wykluczać. Przetrwałem wiele operacji bojowych i przy każdej dopisywała mi odrobina „żołnierskiego szczęścia”.
Jakie twoim zdaniem Polacy powinni wyciągnąć wnioski?
Polska powinna chętniej zacząć korzystać z doświadczenia żołnierzy, którzy walczą w Ukrainie i modernizować swoje programy szkoleniowe, bardziej je dostosowywać do tego, co się dzieje w Ukrainie. Sytuacja z Wagnerowcami przy naszej granicy powodowała w Polsce sporo paniki. Będąc w Ukrainie dostawałem wiadomości od kolegów i siedziałem już prawie na przysłowiowych torbach. Jeśli zaczęłaby się wojna i ktoś zaatakowałby Polskę, to zdecydowanie wróciłbym bronić Polski z tym doświadczeniem, które mam. Byłbym jednym z pierwszych ochotników. Uważam, że też Polska powinna analizować i wprowadzać wszystkie metody, które są efektywne na współczesnym polu walki. Dotyczy to w dużej mierze dronów FPV i dronów rozpoznawczych.
No właśnie, jak wygląda rzeczywista skuteczność dronów FPV? W Internecie jest wiele filmów z ich wykorzystania.
Tak, w Internecie możemy znaleźć bardzo dużo filmów z ataków dronami, które się powiodły. Ja byłem świadkiem zarówno takich, które się powiodły, ale i takich, które się nie powiodły. Można obronić się od ataku takiego drona, ale to zależy od sytuacji i środków bezpieczeństwa, których powinno się przestrzegać. Warto też wiedzieć, jak pracuje operator drona i jak widzi przykładowy cel (na różnych obszarach i z różnych wysokości). Zazwyczaj cel dla drona FPV jest wyszukiwany przez drony rozpoznawcze. Mimo to nie czuję się komfortowo, gdy słyszę dźwięk latającego drona FPV. Są specjalne systemy do zagłuszania częstotliwości radiowych, na których latają drony (to są różne częstotliwości). Wcześniej robiliśmy zmiany na pozycjach tylko w nocy. Teraz są takie odcinki frontu, gdzie jest ogromna liczba dronów z termowizją i bezpieczniej jest się przemieszać w dzień. Przed termowizją o wiele trudniej jest się schować.
Wcześniej wspominałeś o odniesionych ranach. Czy zdarzyło się, że rana była spowodowana przez bezzałogowiec?
Większość moich ran to były odłamki od granatów, moździerza. W zasadzie takich obrażeń jest najwięcej. Ostatnio częściej zaczęły się pojawiać obrażenia od dronów, ale i nie jest tego więcej niż obrażeń od odłamków.
Wiem, że poza działaniami zbrojnymi zajmujesz się bezdomnymi zwierzętami.
Jestem bardzo wrażliwy na krzywdę zwierząt od dziecka. Wychowywałem się ze zwierzętami. A teraz nawet „pomagają” mi broń czyścić.
Odkąd poznałem się z Igorem Traczem, to jego fundacja pomaga mi w karmieniu bezdomnych psów i kotów. Często to są wypłoszone zwierzęta, które żyją na ulicy w stadach. Wtedy zostawiam tylko odkryte żarcie i odchodzę. Nawet jak pies się wystraszy i ucieknie, to później to drugi znajdzie. Jest ich ogrom.
Za swoje działania otrzymałeś liczne odznaczenia. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, za co zostały Ci wręczone?
Mam 2 odznaczenia od Generała Budanowa i order za odwagę od Prezydenta Zełeńskiego. Dostałem też prawo do wyrobienia legitymacji UBD (uczestnik bojowych działań). Nie chce dużo mówić o moim doświadczeniu publicznie, bo i tak jestem od jakiegoś czasu na celowniku rosyjskiej propagandy. Wolę, żeby postrzegali mnie jako kogoś, kto po prostu jest, niż jako kogoś, kto stanowi zagrożenie.
Najważniejsze jest dla mnie to, że każdy mnie szanuje tutaj jako człowieka i żołnierza. Ukraińcy, którymi się otaczam, są bardzo wdzięczni Polsce za pomoc. Nigdy nie spotkałem się z czymś złym z ich strony. Niejeden mi mówił, że gdyby nie Polska, to już by ich nie było. Na relacje polityczne nie mamy wpływu. Często mnie nawet przepraszali za niepoprawne zachowanie Ukraińców, którzy uciekli i mieszkają w Polsce.
Czy jest coś, co chciałbyś przekazać naszym czytelnikom?
Żeby nie zapominali o tym, że Polska też kiedyś walczyła o swoją niepodległość i bardzo dużo nas to kosztowało. Ja osobiście nie chciałbym, żeby Polska przechodziła przez to, co widziałem na własne oczy w Ukrainie. Chcę również podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają.
Defence24 jest patronem akcji „Samochód na wojnę dla polskiego ochotnika”. Zbiórkę na samochód dla Roberta możecie wesprzeć tutaj.
RAF
Znakomity zolnierz i patriota
młodygrzyb
Możesz uzasadnić swą tezę? Szczególnie interesują mnie przejawy patriotyzmy tego pana.
RobertW
Dzięki Robert, niech twe żołnierskie szczęście cię nie opuszcza
RJCHK
Jak to mówią "Ludzie strzelają Pan Bóg kule nosi..."
Adr
Szacunek
Narinio
Na miejscu MON starał bym się aby ściągnęli by ich z frontu i zajęli by się szkoleniem naszych dzieciaków z WOTu i przekazali im swoje doświadczenie. Ale wielu z nich żyje wojną i adrenalina i nie zamierzają powrotu no chyba że w trumnie…
Pegaz
Powinien założyć okulary, wojna się kiedyś skończy a ruskie służby działają wszędzie.
szczebelek
Chłop by wrócił bronić ojczyzny, a inni juz są przygotowani do wyjazdu z Polski.
Podszeregowy
Jak uczy szef MON na swoim przykładzie, plecak ewakuacyjny należy mieć stale spakowany
DanielZakupowy
U Nas byłoby tak samo jak na Ukrainie setki tysięcy pojechałoby na ochotnika bronić kraju, a miniony wyjechaloby do Niemiec bo *nie będę ginął za polityków " :)
pawelv
Myślę że przykład należy brać z elity narodu czyli z sędziów . To sędziowie są najlepiej obeznani z prawem i z tym co wypadalo by zrobić na wypadek wojny i najlepiej było by pójść za ich przykładem, zważywszy nawet ich większą chęć do poświęceń gdyż oni zawdzięczają państwu polskiemu niemal najwięcej .
user_1067241
Jestem bardzo ciekawy, ilu Ukraińców przyjechałoby walczyć w Polsce gdyby u nas była wojna. Ta cała pomóc im wyjdzie nam bokiem, jeszcze niejeden Ukrainiec napluje nam w twarz i powie, że nic nie są nam winni.