US Navy: Jak nie nawigacją to taranem
Tylko dzięki interwencji dwóch młodych oficerów wachtowych w porcie San Diego nie doszło do kolizji niszczyciela rakietowego USS „Momsen” i okrętu desantowego USS „Harpers Ferry”. Pomimo błędów popełnionych na obu mostkach amerykańska marynarka wojenna nie zdecydowała się nikogo ukarać, chociaż z powodu filmu z kamer portowych sprawa stała się głośna w całych Stanach Zjednoczonych.

Kolizja dwóch okrętów w porcie jest możliwa tylko wtedy, gdy nastąpi awaria, albo gdy na mostku znajduje się niekompetentna wachta. Jest już pewne, że w przypadku zdarzenia w San Diego z 29 listopada 2022 roku nie było żadnej awarii. Kilka nakładających się na siebie czynników spowodowało jednak, że dowodzący obu okrętami nie potrafili spokojnie na nie zareagować, chociaż powinni być na to przygotowani.
Tym bardziej, że była to standardowa sytuacja. Sprawę opisuje USNI News. Okręt desantowy USS „Harpers Ferry" opuścił swoje miejsce postojowe w porcie rankiem 29 listopada 2022 r. i miał wyjść na morze. Z kolei niszczyciel USS „Momsen" wracał do bazy San Diego z długiego rejsu. Do spotkania doszło w kanale portowym, który ma kształt haka wijącego się wokół Wyspy Północnej. Tuż przed zdarzeniem USS „Harpers Ferry" wszedł w zakręt, by popłynąć dokładnie na południe, a niszczyciel płynął już na torze wodnym na północ.
Teoretycznie nie powinno być więc żadnego problemu, ponieważ zgodnie z Międzynarodowymi Przepisami o Zapobieganiu Zderzeniom na Morzu z 1972 r. okręty powinny minąć się lewymi burtami, płynąc własną, prawą stroną kanału portowego. W odróżnieniu od ruchu na lądzie, na całym świecie na wodzie obowiązuje bowiem ruch prawostronny. Problem polegał na tym, że w momencie gdy USS „Harpers Ferry" skręcał na południe, to USS „Momsen", cały czas płynąc na północ, zabierał na pokład pilota z małego holownika.

Autor. Google Mape/M.Dura
Obsada mostka desantowca zauważyła „Momsena", jednak widząc jego położenie poza swoją częścią toru wodnego, nie wiedziała, co on rzeczywiście robi. Ponieważ zabierając pilota, niszczyciel płynął w ten sposób przez 1,5 minuty, założono, że może on przecinać kanał portowy, płynąc w kierunku nabrzeża paliwowego marynarki wojennej. Tymczasem niszczyciel chciał w rzeczywistości wrócić na swoją, prawą część toru wodnego, jednak nie mógł tego zrobić od razu, ponieważ holownik dopłynął do niszczyciela z prawej burty. Zwrot ten zaczął być wykonywany dopiero wtedy, gdy „pilotówka" odeszła od burty „Momsena".
USS „Harpers Ferry" był już wtedy bardzo blisko. Pojawiło się niebezpieczeństwo, że wbije się w odsłoniętą, lewą burtę niszczyciela. Nie wiedząc, co robi USS „Momsen", dowódca desantowca kmdr. Eric Winn zdecydował się zwolnić i nawet zatrzymać, co jednak drastycznie zmniejszyło manewrowość okrętu. Nie zmienił przy tym kursu. To niezdecydowanie trwało około minuty. W tym czasie desantowiec przepłynął około 300 m.
Na mostku USS „Harpers Ferry" zapanowało „nieporozumienia i zamieszanie". W opracowanym później raporcie zaznaczono nawet, że „sytuacja przerosła dowodzącego mostkiem i nie był on już w stanie skutecznie wykonywać swoich obowiązków". Na szczęście oficer wachtowy ze wsparciem oficera nawigacyjnego przejął stanowisko sternika i polecił wykonać ostry zwrot w lewą stronę.
„Oficer odpowiedzialny za nawigację USS „Harpers Ferry" w krytycznym momencie uznał, że dowódca okrętu nie podejmuje skutecznych działań w celu zapobieżenia kolizji i uważając, że ma najlepszą świadomość sytuacyjną i podjął proaktywne i skuteczne działania". W raporcie sporządzonym po wypadku stwierdzono dodatkowo, że w działaniach tych nie uczestniczyli operatorzy radarów z Centrum Dowodzenia i Kierowania, którzy do końca nie byli świadomi sytuacji na mostku.
W tym samym czasie dowódca niszczyciela USS „Momsen" kmdr. Eric Roberts wraz z obsadą mostka zdali sobie sprawę, że nie da się doprowadzić do standardowego mijania się lewymi burtami i nakazał wykonanie ostrego skrętu w lewo. Okręty minęły się więc niestandardowo prawymi burtami mając zaledwie kilkadziesiąt metrów zapasu. Ostatecznie obie jednostki wróciły na swoje części toru wodnego i kontynuowały rejsy zgodnie z planem.
Sprawę prawdopodobnie próbowano wyciszyć. Pomimo więc, że do zdarzenia doszło w listopadzie 2022 r., to dowódca amerykańskich sił nawodnych (Naval Surface Forces) wiceadmirał Roy Kitchner zlecił dochodzenie dopiero w styczniu 2023. Być może wpłynęły na tę decyzję upublicznione materiały wideo nagrane z kamer internetowych „obserwujących" port.
Dochodzenie wykazało, że do kolizji nie doszło przede wszystkim dzięki szybkiej reakcji dwóch młodych oficerów wachtowych na pokładzie okrętu desantowego USS „Harpers Ferry". Faktycznie przejęli oni kierowanie (dosłownie), gdy dowódca ich okrętu nie mógł się zdecydować, jaki manewr wykonać. Tymczasem jego oficerowie wachtowi natychmiast podjęli decyzję o wykonaniu zwrotu na lewą burtę, pomimo że kierowali większym okrętem (17 tys. ton w porównaniu do 10 tys. ton) i jednostką mniej zwrotną i wolniejszą.
W raporcie podkreślono, że takie działanie to wynik poprawionego systemu szkolenia obsad mostka po wypadkach dwóch amerykańskich niszczycieli (USS „Fitzgerald" i USS „John McCain") ze statkami handlowymi, w których zginęło 17 marynarzy. „Silne wsparcie zapewnione przez nawigatora USS »Harpers Ferry« i oficera pokładowego było dokładnie takim rodzajem wsparcia, jakie powinni byli zapewnić swojemu dowódcy i jest potwierdzeniem nacisku zespołu mostka USS »Harpers Ferry« na szkolenie oraz solidnych zmian wprowadzonych w systemie szkolenia od czasów wypadków na USS »Fitzgerald« i USS »John McCain«".
Niby dobrze, a jednak źle
Pomimo tych pochwał amerykańska marynarka wojenna przyznała się, że „ wstępne dochodzenie jest okazją do krytycznej oceny procesów i wdrożenia wyciągniętych wniosków, co ma zapewnić, by incydenty takie się nie powtórzyły ". Nie można było bowiem ukryć, że sytuacja rzeczywiście była bardzo niebezpieczna. Zdarzenie miało miejsce w najwęższym miejscu portu w San Diego, gdzie po obu stronach kanału portowego znajdowały się płycizny, mola i pomosty. Ewentualna kolizja mogłaby zablokować jedną z największych amerykańskich baz marynarki wojennej.
Dodatkowo w zdarzeniu wziął udział warty ponad 1,8 miliarda dolarów niszczyciel rakietowy oraz warty ponad 300 milionów dolarów duży okręt desantowy. Dochodzenie wykazało, że błędy popełniono na obu okrętach. Jednak admirał Kitchener podjął decyzję, by nie wyciągać konsekwencji dyscyplinarnych wobec osób, które nie dopełniły swoich obowiązków. Za to rzecznik amerykańskiej marynarki wojennej powiedział w oświadczeniu dla portalu USNI News, że „niektórzy członkowie obsady mostków zostali pochwaleni za swoje działania w zapobieganiu kolizji".
Jedyną konsekwencją tego zdarzenia było to, że National Park Service na polecenie amerykańskich władz odciął dostęp do Internetu dwóm kamerom, które zarejestrowały całe zdarzenie. Kamery te działały od ponad dziesięciu lat i pozwalały na śledzenie ruchu jednostek w kanale portowym. Zrobiono tak, pomimo że nie obserwowały one znajdującej się obok bazy okrętów podwodnych.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]