Reklama

Geopolityka

Tureckie testy S-400 niepokoją USA i Grecję

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Jedna z dwóch baterii S-400 zakupionych przez Ankarę rozpoczęła właśnie testy i ćwiczenia nad Morzem Czarnym, co budzi zaniepokojenie w USA. W tym rejonie dość regularnie operują amerykańskie i sojusznicze maszyny, w tym samoloty wielozadaniowe i rozpoznawcze oraz bezzałogowce dalekiego zasięgu RQ-4 Global Hawk. Dane o ich sygnaturze radarowej mogą łatwo trafić do Rosji, przekonują przedstawiciele amerykańskiej administracji. Zaniepokojeni są również Grecy, których F-16 były namierzane przez tureckie S-400 w sierpniu b.r.

Temat zakupu przez Ankarę dwóch baterii S-400 od Rosji w 2017 roku i kolejnych dostaw negocjowanych na początku roku 2020 to kwestia powodująca wiele sporów o pozycję Turcji w NATO ale też o relacje z USA i zagrożenie dla amerykańskich interesów w regionie. Eksploatacja rosyjskiego systemu przeciwlotniczego i to nie jak zapowiadał Erdogan, jako ochrony stolicy, ale raczej narzędzia wywierania wpływu, z pewnością nie poprawia tej sytuacji. W sierpniu Grecja alarmowała, że system S-400 namierzał jej F-16 wracające z międzynarodowych ćwiczeń nad Morzem Śródziemnym.

Wcześniej Turcy testowali go na własnych F-16, jednak większe zaniepokojenie budzą rozpoczęte właśnie ćwiczenia S-400 w Sinop nad Morzem Czarnym. Nad tym akwenem operują nie tylko rosyjskie i ukraińskie maszyny, ale również samolot USA i innych krajów NATO. Ich sygnatura uzyskana przez radary systemu S-400 w połączeniu z przekazywanymi systemem sojuszniczym precyzyjnymi danymi o typie samolotu, jego pozycji i kierunku lotu mogą potencjalnie dać bardzo dokładne informacje nie tylko o możliwościach poszczególnych samolotów ale również ułatwić ich rozpoznawanie przez ten system.

Oprócz zrozumiałych wątpliwości NATO w tej sprawie, widać też narastające napięcie między Turcją a USA i innymi państwami. Działania Erdogana np. w Libii kolidują z interesami Włoch czy Francji, które mają interesy sprzeczne z Turcją. Ubiegłoroczna operacja turecka w Syrii przeciw Kurdom stała w sprzeczności z interesami USA, ale spowodowała też walki z wojskami Asada i tarcia z Rosjanami. Mają oni swoje interesy w Syrii ale też zależy im na pozyskaniu Turcji jako sojusznika i rynku zbytu, a przy okazji maksymalnym oddaleniu Ankary od Waszyngtonu i sojuszników z NATO.

Stany Zjednoczone są w trudniej sytuacji. Z jednej strony wielu polityków w USA mówi o zbyt miękkim traktowaniu Turcji przez administrację Trumpa. Domagając się nawet użycia wobec Erdogadana „Countering America’s Adversaries through Sanctions Act” a nie tylko wstrzymania dostaw samolotów F-35. Nie chodzi tylko o S-400, ale też o Syrię i wsparcie dla Azerbejdżanu. Z drugiej strony Turcja ma ogromne znaczenie dla obronności USA. Nie tylko ze względu na to, że nadal ponad 700 komponentów F-35 powstaje w Turcji z czego część wyłącznie tam.

Problemem jest też to, że w bazie lotniczej Incirlik znajduje się nie tylko skład amerykańskiej broni jądrowej ale też ważny punkt przerzutowy dla działań na Bliskim Wschodzie. Turcja kontroluje też Bosfor, czyli decyduje o tym kto wpływa i kto wypływa z Morza Czarnego. Sytuacja jest więc skomplikowana i wymaga trudnych decyzji, których nikt na Kapitolu nie podejmie przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Jak się wydaje, zarówno politycy w Ankarze jak i w Waszyngtonie i Europie Zachodniej mają tego świadomość.

image
Reklamy
Reklama

Komentarze

    Reklama