- Analiza
- Wiadomości
Trump: Wojsko ma dobrze wyglądać i być sprawne. Czy tylko w USA? [ANALIZA]
Wbrew pozorom, sławne już spotkanie prezydenta USA z dowództwem wojskowym w Quantico w Wirgini zostało najgorzej przyjęte, nie przez atakowaną tam i obecną na sali amerykańską generalicję i admiralicję, ale przez przemawiającego do nich Donalda Trumpa. Donald Trump jest bowiem przyzwyczajony do wielbiącego go tłumu, a w Quantico jego mowa została przyjęta ze stoickim spokojem, a nawet lekceważeniem.

Autor. Eun Jun Choi/Departament of War
Pełna spokoju reakcja amerykańskich generałów i admirałów na słowa Donalda Trumpa i sekretarza wojny Pete’a Hegsetha przemawiających 30 września 2025 r. w Bazie Korpusu Piechoty Morskiej w Quantico (w stanie Wirginia), wcale nie była oznaką lekceważenia lub buntu. To, że „wstrząsnęło” to Trumpem, wynika więc bardziej z jego narcystycznego charakteru niż rzeczywistości napotkanej na sali wypełnionej wojskowymi najwyższej rangi. Dobrze wyjaśnił to w jednym ze swoich komentarzy emerytowany generał broni US Army Mark Hertling, wskazując, że: „to milczenie nie było brakiem szacunku, ale to była powściągliwość, dyscyplina i dotrzymywanie przysięgi służbowej”.
Tym bardziej, że przemówieniach obu polityków znajdowały się również tezy, z którymi na pewno zgadzała się duża część obecnej na sali admiralicji i generalicji. Trudno przecież protestować przeciwko wprowadzeniu nowych standardów sprawności fizycznej, by, jak to ujął Pete Hegseth, było mniej „grubych generałów i admirałów” i by „szkoleni byli wojownicy, a nie jedynie obrońcy”.
Zobacz też
Sygnały wprowadzanych obecnie zmian pojawiły się już zresztą kilka miesięcy wcześniej, gdy Departament Obrony został przemianowany i przekształcony na Departament Wojny. Teraz wzięto się za wygląd i sprawność fizyczną kobiet i mężczyzn służących w amerykańskim wojsku. Problem polega na tym, że całe to zamierzenie przesączono trumpowskimi fobiami. Hegseth nie mówił więc tylko o końcu „czasu grubych generałów i admirałów”, ale również „facetów w sukienkach” i „kultu zmian klimatycznych”.
„Niezależnie od tego, czy jesteś Rangerem - spadochroniarzem, czy Rangerem na krześle, nowym szeregowym czy czterogwiazdkowym generałem, musisz spełniać wymogi dotyczące wzrostu i wagi oraz zdać test sprawności fizycznej… Dzisiaj, na moje polecenie, każdy członek sił połączonych, niezależnie od stopnia, musi dwa razy w roku zdawać test sprawności fizycznej, a także spełniać wymogi dotyczące wzrostu i wagi dwa razy w roku w każdym roku służby.”
Pete Hegseth - amerykański Sekretarz Wojny 30 września 2025. Quantico
Same zmiany w standardach fizycznych, które będą musieli spełniać wszyscy wojskowi, w tym również ci pracujący w administracji, są dyskusyjne, ale na pewno mają swoje uzasadnienie. Chcąc lepiej prezentować amerykańską armię, rzeczywiście przydałoby się, by każdy żołnierz odpowiednio wyglądał. A to według Pete’a Hegsetha oznacza wysoki poziom sprawności fizycznej, schludny wygląd, gładko ogolone twarze i sylwetkę zgodną ze standardami Departamentu Wojny.

Autor. Trinity Benjamin/US Navy
By to wyegzekwować, każdy żołnierz, bez względu na rodzaj sił zbrojnych i stopień, będzie musiał dwa razy w roku zdawać testy sprawności fizycznej i być weryfikowany pod względem spełniania wymagań dotyczących wzrostu i wagi. Testy te mają przypominać egzaminy odbierane: albo w amerykańskich wojskach lądowych (Army Expert Physical Fitness Assessment), albo w Piechocie Morskiej (Marine Corps Combat Fitness Test). Druga zmiana jest związana z wprowadzeniem tych samych standardów dla kobiet i mężczyzn.
Ideologia czy racjonalne działanie
Z jednej strony Hegseth w Quantico chwalił panie służące w amerykańskich siłach zbrojnych („nasze oficerki i podoficerki są absolutnie najlepsze na świecie”), ale z drugiej strony zagroził, że „jeśli chodzi o jakąkolwiek pracę wymagającą siły, standardy fizyczne muszą być wysokie i neutralne pod względem płci. Jeśli kobiety dają radę, to świetnie. Jeśli nie, to trudno”. Ma to nie być jednak żaden zabieg odgórny, „żeby uniemożliwić kobietom służbę”.
Nowy Departament Wojny wypowiedział również „wojnę”: „grubym generałom” i „brodaczom”. W tym drugim przypadku Pete Hegseth podpowiedział złośliwie, że „jeśli chcesz mieć brodę, możesz wstąpić do sił specjalnych. Jeśli nie, to się ogól”. Później w swoim wyjaśnieniu dla USNI News, Hegseth wyjaśniał, że nie chodzi tylko o wygląd, ale także o „przeżywalność, interoperacyjność i realizację misji”.
„Z mojego polecenia każda służba dopilnuje, aby wszystkie wymagania dla każdej specjalności wojskowej MOS [military occupational specialty] i każdego wyznaczonego stanowiska w siłach zbrojnych powróciły wyłącznie do najwyższych standardów dla mężczyzn, ponieważ ta praca dotyczy życia lub śmierci standardy muszą być spełnione, ale nie tylko spełnione – ponieważ na każdym poziomie powinniśmy dążyć do przekroczenia standardów, przekraczania granic i rywalizacji”
Pete Hegseth – amerykański Sekretarz Wojny 30 września 2025. Quantico
Amerykański Sekretarz Wojny wie zresztą, o czym mówi, ponieważ w czasie swojej służby wojskowej służył w Guantanamo, Iraku i Afganistanie. Być może 45-minutowe przemówienie Hegsetha w Quantico było w jakiś sposób wylaniem swoich frustracji z czasów służby. Tym bardziej, że część obserwatorów uważa zgromadzanie w jednym miejscu całego amerykańskiego dowództwa, Prezydenta USA i Sekretarza Wojny za posunięcie bardzo niebezpieczne i nierozsądne. Dodatkowo wskazuje się, że wprowadzenie równych standardów szkolenia fizycznego dla obu płci jest mniej poparte racjonalnymi przemyśleniami, a bardziej światopoglądem samego Hegsetha.
Już wcześniej twierdził on bowiem, że kobiety nie powinny brać udziału w walce. W podcaście Bena Shapiro w czerwcu 2024 roku Hegseth stwierdził nawet wprost, że kobiety „dają życie, a nie je odbierają”. A później dodał: „znam wiele wspaniałych żołnierek które służyły i które są wspaniałe. Ale nie powinny być w moim batalionie piechoty”.

Autor. Grayson Cavaliere/ National Guard
W ten sposób przez ideologię może zostać zatarty powód, dla którego wprowadza się nowe standardy szkolenia fizycznego. A celem powinno być rzeczywiste równouprawnienie. Jeżeli więc kobieta zaliczy testy fizyczne, to poglądy Trumpa i Hegsetha nie powinny im przeszkodzić w służbie. Takie egzaminy, nawet podporządkowane „najwyższym męskim standardom”, nie powinny mieć więc na celu wyeliminowania kobiet z wojska, ale stworzenia jednolitych i dobrze wyszkolonych sił zbrojnych, w których pododdziały będą wykonywały zadania zgodnie z jednym limitem.
Jak nie „wylać dziecka z kąpielą”?
Sam wybór testów wspólnych dla całego amerykańskiego wojska może być bardzo trudny. Standardy są bowiem różne w zależności od rodzajów sił zbrojnych i ci, którym wypadnie się dostosować, mogą mieć z tym początkowo duże problemy. Przykładowo, w testach amerykańskich wojsk lądowych bojowych (Army Combat Fitness Test), przewiduje się m.in. bieg na dwie mile (3200 m), ćwiczenia plank (statyczne ćwiczenie izometryczne) i „martwy ciąg”. Przy czym są różnice w wymaganiach, jeżeli chodzi nie tylko o wiek, ale również o płeć.
Z kolei w marynarce wojennej dystans do przebiegnięcia jest już krótszy o pół mili (800 m), a ponadto test fizyczny obejmuje podtrzymanie się na przedramionach (forearm plank) i pompki. Osoby służące w marynarce wojennej muszą również spełniać standardy związane z wagą i tkanką tłuszczową (z pomiarem obwodu brzucha), z różnymi wymaganiami związanymi ze wzrostem i płcią (mężczyzna o wzroście 178 cm może ważyć do 88 kg).
Zobacz też
To, co się obecnie dzieje w armii Stanów Zjednoczonych, należy śledzić uważnie, ponieważ rewolucja rozpoczęta przez Trumpa i jego ekipę może się rozlać na inne państwa. Liberalizacja standardów fizycznych i wizerunkowych w odniesieniu do żołnierzy jest bowiem widoczna nie tylko w armii amerykańskiej. Świadomość tego, że być może trzeba będzie stanąć naprzeciwko bezwzględnego agresora, jakim jest Rosja, nagle wszystko zmieniła. Rosjanie nie będą bowiem brali pod uwagę, czy mają przed sobą pododdziały mieszane, jeżeli chodzi o płeć, czy też składające się tylko z mężczyzn. Takie zróżnicowanie może więc w przyszłości zadecydować o życiu i śmierci.
Z drugiej jednak strony są idealiści, którzy uważają, że armia ma odzwierciedlać populację danego państwa, nie robiąc różnic, jeżeli chodzi o płeć, rasę i pochodzenie. Paradoksalnie idee wprowadzane obecnie przez administrację Trumpa, mogące zabrać części kobiet dostęp do jednostek bojowych, są właśnie pójściem w kierunku równouprawnienia, zgodnie z zasadą: równe reguły i prawa dla wszystkich.
Rzucając swoje populistyczne hasła, Pete Hegseth, wykazał się jednak jak najdalej idącą krótkowzrocznością. O ile bowiem równouprawnienie w odniesieniu do jednostek bojowych jest jak najbardziej wskazane, to jednak wprowadzanie tak rygorystycznych norm w przypadku formacji niemających mieć bezpośredniego kontaktu z wrogiem, może przynieść katastrofalny efekt.
Armię mogą bowiem opuścić kobiety i mężczyźni ze specjalności, w których wojsko ma coraz większe trudności w znalezieniu kandydatów – rywalizując z cywilnym rynkiem pracy. Przykładem mogą być wojska obrony cyberprzestrzeni, w których powinni pracować najlepsi informatycy, zabezpieczając siły zbrojne przed cyberatakami. W ich przypadku wiedza i umiejętności specjalistyczne są o wiele ważniejsze niż egzaminy z WF. To samo może dotyczyć służby zdrowia, psychologów, prawników itd.
Na szczęście memorandum opublikowane przez Departament Wojny USA 30 września 2025 roku „wygładza” trochę rewolucyjne poglądy wygłoszone przez Pete’a Hegsetha w Quantico. Wynika z niego, owszem, że żołnierze będą zdawali testy sprawnościowe, ale ich liczba i rodzaj będą zależały od rodzaju jednostki, do jakiej mają przydział. W przypadku personelu bojowego (Combat Arms Personnel) będą to dwa egzaminy: obowiązujący obecnie test SFT (Service Fitness Test) oraz dodatkowy „test polowy” (Combat Field Test). W obu przypadkach różnice w normach będą dotyczyły wieku, ale już nie płci.

Autor. Paolo Bayas/U.S. Navy
Kobiety mają być traktowane inaczej w drugiej grupie żołnierzy określanych jako personel „niebojowy” (Non-Combat Arms Personnel). W tej grupie będzie zresztą obowiązywał tylko jeden egzamin SFT. Przypuszcza się, że takie ulgowe podejście będzie w odniesieniu do żołnierzy wsparcia i administracji, działających w służbach logistycznych, medycznych, finansowych itp. Słowo „przypuszcza się” jest jednak tutaj bardzo istotne, ponieważ Pete Hegseth wyraźnie odgrażał się, że nie będzie „grubych generałów”, myśląc właśnie o służbach tyłowych, z którymi ma kontakt na co dzień – w administracji. Co wygra: memorandum czy słowne deklaracje Sekretarza Wojny? Czas pokaże.
Pewną zmianą będzie jednak na pewno obowiązek wykonywania przez żołnierzy treningów sprawności fizycznej każdego dnia służby. Może to być dużym wyzwaniem przy napiętym harmonogramie szkolenia i realizowanej w międzyczasie pracy sztabowej – w tym w Departamencie Wojny – o czym Hegseth bardzo szybko się przekona. Z kolei żołnierze Gwardii Narodowej i Komponentu Rezerwowego będą „ponosić osobistą odpowiedzialność za utrzymanie odpowiedniego programu sprawności fizycznej, niezależnie od statusu służby i przechodzić jeden test sprawnościowy rocznie, dostosowany do ich stopnia służby w siłach bojowych lub niebojowych”.
Co ciekawe, Amerykanie wprowadzając swoje reformy mogliby skorzystać z doświadczeń polskiej Państwowej Straży Pożarnej. Oczywiście zgodnie z rozporządzeniem w PSP „test sprawności fizycznej składa się z dwóch prób sprawnościowych, zróżnicowanych ze względu na płeć strażaka oraz charakter wykonywanych zadań służbowych”. W rzeczywistości takiego zróżnicowania nie ma w przypadku strażaków (mężczyzn i kobiet) biorących bezpośredni udział w działaniach ratowniczo-gaśniczych. Tutaj wszyscy muszą bowiem zdać testy obejmujące: podciąganie się na drążku, bieg po kopercie i próbę wydolnościową. W przypadku pozostałych strażaków, kobiety mają już lżejszy sprawdzian sprawnościowy obejmujący: rzut piłką lekarską, bieg po kopercie i próbę wydolnościową.
Dodatkowo trzeba pamiętać, że wprowadzanie wyższych standardów jest dobre, ale musi być przemyślane i rozsądne. Trzeba np. wybrać odpowiedni sposób zachęty do ćwiczeń. Przykładem może być Polskie Wojsko, które kilkanaście lat temu miano wprowadzić premię za dobrze zdane egzaminy z WF. Żołnierze mieli mieć więc motywację nie tylko, by zdać testy, ale również, by je zdać na jak najwyższą ocenę. Generalicja, która w większości nie otrzymywała tych premii nie broniła jednak tego pomysłu wystarczająco silnie i projekt ostatecznie został zarzucony.
Jak na razie amerykańscy wojskowi są zachęcani do pracy groźbami i uwagami, które teoretycznie można by nawet uznać za obraźliwe.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu