Ochotnicy, którzy z przyczyn ideowych chcą walczyć za „Noworosję” mieli/mają kilka sposobów na trafienie w szeregi separatystów (w terminologii rosyjskiej opołczeńców – opołczenie to pospolite ruszenie kojarzone tradycyjnie z oporem przeciwko inwazji Napoleona i Hitlera).
Werbunek
Ci, którzy są emerytowanymi wojskowymi czy funkcjonariuszami resortów siłowych albo w rezerwie, mogą odnaleźć łatwo kontakt przez starych znajomych z resortów i służb. Jako weterani Specnazu, wojsk powietrznodesantowych i innych, są mile widziani w Donbasie, gdyż są to ludzie przeszkoleni, dobrze obeznani z ciężką bronią. Jeśli jest to możliwe, ochotnicy otrzymują „przydział” zgodny lub przynajmniej zbliżony do tego ze służby. Ci z większym doświadczeniem bojowym otrzymują funkcje dowódcze różnych stopni lub zostają instruktorami.
Innym sposobem jest (było?) szukanie kontaktów przez znajomych i dotarcie np. do tych, którzy zajmują się tzw. „humanitarką” (pomocą humanitarną) – tacy wolontariusze zazwyczaj mają dobry kontakt z lokalnymi dowódcami polowymi. Jeden z ochotników napisał, że jego znajomi sami go znaleźli, potem skontaktował się z ludźmi od „humanitarki”, a następnie – przez Internet - „poznali nas z ludźmi ze wschodniej Ukrainy, którzy werbują ochotników”.
Wielu ochotników, nie mających „zaczepienia” w resortach siłowych, czy różnych organizacjach, zaczynało poszukiwania kontaktu w portalach społecznościowych takich jak „Odnokłassniki”, czy „Wkontaktie”. Biznesmen Siergiej z Petersburga (Legia Cudzoziemska, OMON): „Najpierw szukałem w sieci, telefonowałem do przyjaciół, pytałem, czy nie mają jakichś znajomych, którzy się orientują... [...] Znalezienie odpowiednich kontaktów zajęło mi cztery dni. […] Po jakimś czasie skontaktował się ze mną człowiek z Rostowa.” Ostatnim akordem poszukiwań było skontaktowanie Siergieja z człowiekiem z bliskiego otoczenia Striełkowa.
Kontakty w sieci są niezwykle rozbudowane, wiele informacji zawierają komentarze, przez które można łatwo „złapać” poszukiwany kontakt. W „Wkontaktie” istnieje grupa „Pospolite Ruszenie Donbasu” z dziesiątkami tysięcy wpisów i tysiącami komentarzy. Na stronie zawarto szczegółowe informacje, jak można wstąpić do zgrupowania Striełkowa w Słowiańsku (obecnie bataliony słowiańskie Striełkowa i on sam bronią Doniecka). Wiele komentarzy to prośba o przyjęcie do oddziału jako ochotnika, nierzadko z dokładnym opisem doświadczenia bojowego.
Czasami proces werbowania jest „odwrócony” i to znajomi lub służby kontaktują się z chętnymi ochotnikami. Przykładowo aktywista Swiatosław z Kaliningradu, wraz z grupą znajomych, poszukiwali kontaku poprzez organizacje pomocowe (zbierające pieniądze dla tzw. Noworosji) i partie– bezskutecznie. W pewnym momencie skontaktował się z nim oficer FSB i pokierował dalej.
Także poprzez monitorowanie sieci praktykowane jest, że to służby (np. FSB) „wyszukują” chętnych do wyjazdu i dalej kierują ich tam, gdzie trzeba (czyli do Rostowa). Smaczku dodaje sprawie fakt, że ochotnicy uprzedzani są o tym (w każdym razie byli jeszcze w maju), że są to akcje nielegalne, przy czym Swiatosława poinformował o tym sam oficer FSB, który go „prowadził” (sic!).
Oczywiście pewien margines zaciąganych ochotników może nie spełniać podstawowych wymogów dyscypliny wojskowej i generować problemy np. maruderstwo. Dowódca separatystów w Izwaryno, ps. „Died” (Dziad), narzekał z początkiem lipca, że 95% „chłopaków” jest w porządku, ale nie wszyscy - podaje przykład jednej z grup z Krasnodonu sugerując, że się „szprycowali”. Temat konstatuje stwierdzeniem, że Rosja powinna bardziej uważać, kogo przysyła do Donbasu.
Przeszkolenie
Przeszkolenie, czyli pobyt w „bazie”, jest stosunkowo krótkie (kilka dni, kilkanaście) i zależy od doświadczenia wojskowego ochotnika – warto zaznaczyć, że zdarzają się zupełnie "zieloni", ale wielu, nawet z cywila, ma za sobą bogate doświadczenie w formacjach militarnych, np. Siergiej z Petersburga wyjechał do Donbasu porzucając chwilowo biznes ochroniarski (służył w Legii Cudzoziemskiej i OMON-ie); Siergiej z Jekaterunburga wziął w pracy urlop (desantnik, oficer rezerwy). Pobyt w obozie miał (ma?) raczej charakter formalnego „zbierania” ochotników w grupki i grupy, i wysyłaniu ich do Donbasu. Wielu ochotników zaciąga się z pobudek ideologicznych, a nie materialnych, a ma za sobą służbę w konfliktach lokalnych, np. w Azji Środkowej czy na Kaukazie. W niezależnych wywiadach ochotnicy podkreślają, że nie obiecywano im pieniędzy, a głównie np. wyżywienie i wyposażenie. Jeśli wspominane są pieniądze, to mają one pochodzić od sponsorów lub zbieranych społecznie „datków”.
Motywacja ochotników jest różna. Nie można wykluczyć motywów wyłącznie zarobkowych (najemnicy), jednak wydaje się, że prym wiodą pobudki ideologiczne (z wyraźnie odciśniętym piętnem wykreowanej przez kremlowską machinę propagandową rzeczywistości). Przykładowo motywem może być chęć obrony Rosji (tzw. Noworosji) przed nazistami i banderowcami, których nielegalna junta w Kijowie wysłała na wschód, żeby przeprowadzili czystki etniczne w Donbasie. Propaganda rosyjska ma wielką moc, co wyczuwa się w wypowiedziach ochotników. Przewija się też wątek tragicznych wydarzeń w Odessie z 2 maja, który przedstawiany jest w Rosji, jako celowe podpalenie w Domu Związków ponad 40 aktywistów prorosyjskich (stąd np. w oddziale „Dziada” w Izwaryno znalazł się ochotnik o wiele mówiącym pseudonimie „Odessa”).
Jak utrzymywała już wcześniej strona ukraińska, a niedawno potwierdzili Amerykanie, wielki obóz szkoleniowo-koszarowy znajduje się w Rostowie nad Donem. Amerykańskie zdjęcia satelitarne wskazują, że opuszczona niedawno baza, w ostatnim czasie tętni życiem i znacznie się rozrosła. O przybyciu do Rostowa nad Donem wspominają sami ochotnicy. Ich szkolenie odbywało się początkowo w dużej tajemnicy, np. w maju „bazy” rozlokowane były w okolicznych lasach. Nikt nikogo o nic nie pytał, raczej nie nawiązywano przyjaźni, następowała ciągła rotacja szkolonych. Artur Gasparian z Armenii (dwa lata służby w niezmiennie „gorącym” Nagornym Karabachu) był w maju 2 tygodnie na szkoleniu w jednej z baz: ćwiczono głównie zaprawę fizyczną, porozumiewanie się gestami itp. Tak długi czas szkolenia, związany był zapewne z faktem, że cały czas do oddziału dołączali kolejni ochotnicy, w tym np. Ormianie, Osetyjczycy, Czeczeni i wielu Rosjan (był to pododdział, który włączono w skład batalionu „Wostok”).
Przekraczanie granicy
Przekroczenie granicy nigdy nie było problemem. Można to było uczynić w konwoju humanitarnym, albo w zwykłych samochodach, ostatecznie przeniknąć granicę w bezludnym, niekontrolowanym miejscu (samodzielnie bądź w zorganizowanej grupie). Od Rostowa do granicy działała dobrze zorganizowana siatka przerzutowa (zajmowali się tym Rosjanie). Od czerwca, gdy Ukraińcy stracili kontrolę nad granicą „przepływ” ludzi i sprzętu był (jest) już zupełnie nieskrępowany.
Wcześniej przerzucano ochotników raczej w małych grupach, ale często. Zdarzały się też większe grupy przekraczające granice. Artur z Armeni (pododdział batalionu Wostok) twierdzi, że wyjechali z bazy 23 maja na wojskowych Kamazach, ok. 100 ludzi. Na granicy dołaczyło do nich jeszcze 50 ochotników z innych baz, i tam otrzymali uzbrojenie: granatniki, broń strzelecką, granaty etc. Po stronie ukraińskiej przyjęli ich miejscowi liderzy separatystów, a następnie rozlokowano ich w koszarach zajetej jednostki milicji w Doniecku (pododdział walczył z wiadomym skutkiem o lotnisko 26 maja).
Jak już wspomniano po wybiciu „wyłomu” na granicy (czerwiec) przepływ ludzi i sprzętu odbywał się już bez ograniczeń. Warto w tym miejscu podkreślić, że rosyjskie służby graniczne wchodzą w skład FSB. Eskalacja konfliktu i narastające zapotrzebowanie na bojowników sprawiły, że opisane mechanizmy prawdopodobnie uległy obecnie uproszczeniu, a czas szkolenia skróceniu. Notowana na początku selekcja (odrzucano prośby niewyszkolonych, szukano głównie tzw. „profesjonałów”) też mogła zostać zawieszona.
Ostatnio przez „wyłom” na granicy przemieszczają się całe kolumny „zwartych” pododdziałów, np. Osetyjczycy. Jak podaje serwis InfoResist 4 sierpnia do Czerwonopartizanska wjechać miała duża kolumna czołgów i ciężarówek (ok. 300 bojowników z Kaukazu). „Przyjechaliśmy z Osetii walczyć za Rosję. Ten obszar to część Rosji, a ludzie tu żyjący, to mieszkańcy Rosji. Przyjechaliśmy ich bronić od amerykańskich najemników” - usłyszeli miejscowi.
Marcin Gawęda
Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publicysta wojskowy, pisze dla magazynów branżowych, autor serii książek wydanej przez WarBook.
sazar
Obracam się za siebie,widzę,że nic mi nie układa się,g... osiągnąłem,boli mię to został mi jedyny wybór,przykro,że jestem nieudacznikiem bez własnej rodziny,może dodatkowe mięso armatnie przydam się.Jestem tą sytuacją życiową zirytowany zaciągną bym się,pomocy! Czy to ktoś to zrozumie?Poda konkretne kontakty,mapę zaciągu?
powrot do granic
Szczera prawda.wiem ze bratankom trzeba pomagac .aby wrucili do domu bespiecznie.
Darek S.
Z artykułu wynika, że Rosjanie zadają sobie dużo trudu, żeby podtrzymać wojnę na Ukrainie i udawać, że nie ma tam ich zorganizowanych formacji. To dobrze. Byłoby gorzej, gdyby Moskwa olewa wszelkie zasady i wprowadzała do boju coraz to nowe jednostki liniowe. Reakcja Zachodu i tak wiele by się nie różniła. To Zachód znalazłby się w politycznie gorszej sytuacji z tego powodu niż Rosja.
mis uszatek
rozumiem ze w Polsce panuje wolność słowa ale mam nadzieje ze ktoś z ABW lub SKW prowadzi chociaż ewidencję adresów IP tych piewcow rosyjskiej propaganda. Swoją drogą ciekawi mnie czy tobą tylko Rosjanie czy tez jacyś pożyteczne idioci z kraju nad Wisłą.
dreamer
Propagandowy artykuł. Niech autor z łaski swojej poda źródła tych cytowanych wypowiedzi.
miki
Znikaj durny trollu. Na Onet won !!!
pragmatyk
Dobry artykuł ,bo rozwiewa szereg mitów i pokazuje ,jak w Rosji oszukuje sie spoleczeństwo.
Zdzichu
Zgadzam się. Świetny artykuł. Dziękuję.
Sinatra
Wreszcie można poczytać o czymś więcej niż tylko w codziennej prasie. Artykuł 10/10