Reklama

Siły zbrojne

Ratownictwo bojowe na kursie IKA Polska

  • Marynarka Wojenna nie dostanie nowych śmigłowców SAR fot. M. Dura
  • Fot. MSW

Jeżeli w Wojsku Polskim ktoś chce się dobrze wyszkolić i stać się profesjonalistą w pełnym tego słowa znaczeniu, to musi zainwestować w specjalistyczne kursy z własnej kieszeni. Jedno kilkudniowe szkolenie to dzisiaj koszt rzędu 300 – 400 zł. 



Przykładem tego ile może dać prywatnie zorganizowany kurs może być „Ratownictwo Medyczne”, przygotowane przez International Kapap Associacion Polska (aspekt taktyczny) i Młodzieżową Sekcję Wojskową Związku Polskich Spadochroniarzy (aspekt medyczny) na prywatnym poligonie Wola Camp w Woli Wodyńskiej, w weekend 2-3 marca br.

Czytaj też: Polski lotniczy SAR

Wzięli w nim udział cywile, policjanci, strażacy i żołnierze WP różnych formacji. Szkolenie rozpoczęło się kilkugodzinnym wprowadzeniem teoretycznym przeprowadzonym przez Sylwestra Winiarskiego, ratownika medycznego i weterana afgańskiej IX zmiany, który przedstawił założenia amerykańskiego systemu Tactical Combat Casualty Care (TCCC).



Prowadzone statystyki zgonów na polu bitwy, którym można było zapobiec pokazują wyraźnie: 60 procent ofiar zmarło w wyniku wykrwawienia a 33 procent w wyniku nie potraktowanej odpowiednio odmy płucnej. Z tego powodu na szkoleniu praktycznym trenowano głównie zakładanie staz po ogniem, rozpoznanie obrażeń, ewakuację rannego „spod ognia”, z odpowiednim ubezpieczeniem taktycznym. Nauka objęła następnie ewakuację rannych z uszkodzonego pojazdu, w tej roli wystąpił „nieśmiertelny” SKOT.

Czytaj też: III edycja Warsztatów Medycyny Taktycznej



Noc i kolejny dzień szkolenia były praktycznym sprawdzianem nabytych umiejętności. Kursanci dobierani w pary przez trenera musieli przebyć drogę przez las po drodze niosąc i ciągnąć jeden drugiego. Na końcu czekał demoniczny rozświetlony błyskami i huczący fort. Należało się do niego wczołgać poprzez podkop, wewnątrz wśród błysków, wybuchów petard i uderzeń kijów o blachę falistą poradzić sobie z agresywną „ludnością cywilną”, znaleźć rannego, zabezpieczyć go i wyprowadzić z zagrożonej strefy. Drugiego dnia szkolenia przyszła kolej na mięso, czyli rannych z przyczepionymi szczątkami zwierzęcymi symulującymi ciężkie rany.

Maciej Szopa
Reklama

Komentarze

    Reklama