Reklama

Siły zbrojne

Dlaczego komandos Navy SEALs, który zabił Bin Ladena przemówił?

Półtora roku po operacji Neptune Spear komandos Navy SEAL, który zastrzelił Bin Ladena oraz jego rodzina są w coraz większym niebezpieczeństwie - fot. Internet
Półtora roku po operacji Neptune Spear komandos Navy SEAL, który zastrzelił Bin Ladena oraz jego rodzina są w coraz większym niebezpieczeństwie - fot. Internet

Półtora roku po operacji Neptune Spear przeprowadzonej w maju 2011 r., komandos oddziału Navy SEAL Team 6, który osobiście zabił Osamę Bin Ladena udzielił wywiadu gazecie Esquire.



Niestety opisuje w nim nie tylko dokładny przebieg akcji, ale również problemy jakie ma on i jego rodzina po zwolnieniu z armii. Żołnierz, którego wszyscy określają jako Shooter (Strzelec) stwierdził, że gdy znalazł Bin Ladena na pierwszym piętrze domu-kryjówki, w pakistańskim mieście Abbottabad to Bin Laden wydawał się zdezorientowany i był wyższy niż się spodziewałem. Terrorysta trzymał ręce na ramionach swojej młodszej żony i „popychał ją przed sobą”. W pobliżu był karabin AK-47.

Nie wiedziałem, czy ona ma kamizelkę (z ładunkami wybuchowymi) i czy żona zostanie zmuszona do poświęcenia się za ich obu. On miał broń w zasięgu ręki. Był zagrożeniem. Potrzebowałem strzelić w głowę, w ten sposób on nie miał czasu by się wysadzić. W sekundę strzeliłem mu dwa razy w czoło. Bap! Bap! Za drugim razem osunął się na ziemię. Zwinął się na podłodze z przodu łóżka i ja strzeliłem jeszcze raz, Bap! w to samo miejsce. On zginął. Nie rusza się. Jego język był na wierzchu…Patrzyłem jak on wziął ostatni oddech, taki wydech. I pamiętam, że kiedy patrzyłem, jak on wydawał ostatnie tchnienie to myślałem: czy jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem, czy jest to najgorsza rzecz jaką zrobiłem.

Według Shootera cała konfrontacja z Bin Ladenem trwała jedynie 15 sekund, jednak najbardziej wstrząsającym momentem całej akcji była chwila, gdy dowiedział się, że jeden z transportujących komandosów na miejsce śmigłowców Stealth Hawk rozbił się na dziedzińcu.

Nigdy nie wyjdziemy stąd teraz. Myślałem, że będziemy musieli ukraść samochody i jechać do Islamabadu. Inną opcją było czekać w pobliżu na żołnierzy pakistańskich i się ujawnić... To właśnie mnie niepokoiło. Ostatecznie operacja zakończyła się sukcesem i żaden amerykański komandos nie zginął, ani nie został ranny.

Niestety to tyle powodów do chwały dla US Navy. Po zwolnieniu z wojska latem 2012 roku Shooter zaczął się niepokoić, że terroryści mogą się zemścić na jego rodzinie i jak on ją będzie teraz utrzymywał. Ponieważ odszedł z wojska po 16 latach nie nabył praw emerytalnych, które otrzymuje się po 20 latach służby. Zresztą nawet wtedy otrzymałby jedynie 2100 dolarów miesięcznie tyle samo co członkowie chóru US Navy.

On zrobił tak dużo dla swojego kraju, a teraz, wszystko wskazuje na to, że ten kraj o nim zapomniał powiedziała jego żona dziennikarzowi. Czuję, że nie mamy żadnego wsparcia i nie tylko dotyczy to mojej rodziny, ale również rodzin innych komandosów.

Shooterowi zaproponowano opiekę, jaką mają świadkowie koronni, ale to oznaczałoby rozłąkę z rodziną i wyjazd ze stanu. Dlatego teraz nie mając ochrony komandos nauczył żonę by umiała ukryć dzieci w wannie w razie ataku, która dodatkowo stoi w pomieszczeniu o najgrubszych ścianach. Nauczył ją też, jak ma najskuteczniej strzelać do intruzów.

Na szczęście nazwisko Shootera nadal pozostaje tajemnicą, jednak coraz więcej ludzi z jego oddziału zaczyna się chwalić swoim udziałem w operacji. Pierwszym był Matt Bissonnette (Mark Owen), który opisał całą akcję w swojej książce „No Easy Day”, za którą zresztą próbowano go oskarżyć o zdradę tajemnicy. Przy takiej opiece ze strony Pentagonu nad żołnierzami z operacji Neptune Spear wreszcie dojdzie do sytuacji, gdy tylko Shooter pozostanie w ukryciu. I wtedy wszystko już będzie jasne. I jeżeli dotarł do niego dziennikarz Phil Bronstein z gazety Esquire to z łatwością mogą go odnaleźć inni, ale już nie po wywiad.

Mieszają się tutaj dwa filmy „Urodzony 4 lipca” i „Twierdza”. Jednak na końcu wychodzi tragikomedia. Z tym że nikt się już z tego nie śmieje.

Maksymilian Dura
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama