Najbardziej dotknięty epidemią koronawirusa amerykański okręt – lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” opuścił port Apra na wyspie Guam i powrócił do misji operacyjnej na akwenie Indo-Pacyfiku. Według Amerykanów nie ma obecnie żadnego zagrożenia dla załogi, która w dużej części bezobjawowo przeszła chorobę.
Wyjście 4 czerwca br. z bazy Guam na morze lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” oznacza na razie koniec koronawirusa na tej jednostce. Okręt początkowo przegrywał w walkę z chorobą, o czym świadczy konieczność alarmowego wejścia 27 marca 2020 r. do portu Apra na wyspie Guam i wdrożenia „lądowych sposobów” zwalczania epidemii COVID-19. Polegały one na trwającym ponad dwa miesiące metodycznym sprawdzeniu całej załogi, leczeniu osób z objawami zakażenia i zarządzeniu kwarantanny dla tych marynarzy, którzy przechodzili chorobę bezobjawowo.
W międzyczasie przeprowadzono dezynfekcję okrętu i w miarę powrotu skierowanych na ląd członków załogi – odtwarzanie gotowości bojowej. Cały proces przekwalifikowania przeszło również skrzydło lotnicze, które ma działać z pokładu lotniskowca USS „Theodore Roosevelt”. Załoga okrętu opuszczała Guam w paradzie burtowej chcąc w ten sposób podziękować mieszkańcom wyspy i personelowi na lądzie za pomoc w walce z chorobą.
Według US Navy, okręt w tej chwili jest już „gotowy do zapewnienia bezpieczeństwa morskiego, utrzymania wolności mórz zgodnie z międzynarodowym prawem i zwyczajami oraz współpracy z międzynarodowymi partnerami i sojusznikami w celu promowania stabilności i dobrobytu w regionie”. Na bazie USS „Theodore Roosevelt” odtworzona zostanie teraz lotniskowcowa grupa uderzeniowa CSG 9 (Carrier Strike Group), wchodząca w skład 7. Floty USA i działająca w jej obszarze operacyjnej odpowiedzialności.
W rzeczywistości choroba niewątpliwie wpłynęła na stan załogi: i to nie ten fizyczny (ponieważ większość osób nie miała żadnych, poważniejszych objawów), ale psychiczny. Wszyscy pamiętają swoisty bunt dowódcy lotniskowca komandora Bretta Croziera, który chcąc zmusić dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej do większego zaangażowania w zapobieganie rozprzestrzenianiu się pandemii na pokładzie lotniskowca i do ochrony życia marynarzy napisał 30 marca br. list w tej sprawie. Przyniósł on spodziewany efekt dopiero wtedy, gdy wyciekł do mediów.
Zostało to jednak uznane za akt niesubordynacji i komandor Crozier został zdymisjonowany. Dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej chciało w ten sposób wyciszyć sprawę, wiedząc, że w jakiś sposób jest ono odpowiedzialne za pojawienie się choroby na okręcie. Mimo epidemii koronawirusa w Azji zdecydowało się na wizytę 5 marca 2020 r. lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” oraz krążownika rakietowego typu Ticonderoga USS „Bunker Hill” w wietnamskim porcie Da Nang. Celem wizyty było upamiętnienie 25. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Wietnamem.
Czytaj też: Amerykański lotniskowiec w Wietnamie
Rzeczywistym efektem takiego działania było jednak pojawienie się już kilka dni później pierwszych przypadków zachorowań na COVID-19 wśród członków załogi lotniskowca. Okręt musiał przerwać swoją misję i awaryjnie wpłynąć do bazy na Guam. Ale i tam nie od razu przystąpiono do masowych testów lekceważąc sytuację. Przykładowo jeszcze 1 kwietnia br. amerykańska marynarka wojenna twierdziła, że na USS „Theodore Roosevelt” stwierdzono „tylko” 93 przypadki zachorowań z czego siedem bezobjawowych. List komandora Croziera wywołał ostatecznie odpowiednią reakcję i przyznano się ostatecznie, że według stanu z 12 kwietnia 2020 roku, po przebadaniu 92% załogi atomowego lotniskowca, otrzymano 585 wyników pozytywnych oraz 3734 wyniki negatywne.
To właśnie dlatego załoga (której 90% trzeba było przenieść na ląd) stanęła murem za swoim zdymisjonowanym dowódcą. Sytuację pogorszył jeszcze bardziej sekretarz marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych Thomas Modly. Gdy list wyciekł do mediów przyleciał on bowiem na Guam i w przemówieniu do marynarzy lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” nazwał ich dowódcę „naiwnym i głupim” („naive and stupid”). Wywołało to takie oburzenie, że Modley musiał zrezygnować ze swojego stanowiska, a amerykańska marynarka wojenna poinformowała o rozpoczęciu procedury przywracania komandora Croziera do dowodzenia lotniskowcem.
Jak się jednak okazało nawet petycja w tej sprawie pod którą już 13 kwietnia br. podpisało się już ponad 353 tysiące osób, nie pomogła i ostatecznie USS „Theodore Roosevelt” opuścił port na Guam z nowym dowódcą, którym został komandor Carlos Sardiello.
Oficer ten zdaje sobie doskonale sprawę, w jakim stanie jest okręt, co widać w jego oficjalnym oświadczeniu dla mediów. Oceniając stojące przed nim najbliższe zadania komandor Sardiello stwierdził, że „Powrót do naszej misji na Indo-Pacyfiku po ukończeniu kwalifikacji lotniskowca jest kamieniem milowym w procesie odzyskania „Theodore Roosevelt”. Naszym zadaniem było odzyskanie okrętu i odzyskanie załogi. Nie zrezygnowaliśmy z okrętu, a teraz skupiamy się na gotowości bojowej, bezpieczeństwie i dobrym samopoczuciu załogi”.
Zadanie to będzie realizowane w ramach nowo wdrożonej standardowej procedury operacyjnej COVID-19, która określa wytyczne, obowiązki i działania w celu zapobiegania i łagodzenia epidemii koronawirusa. Było to związane m.in. z wydłużeniem godzin posiłków, oraz utrzymywaniem odstępu w czasie realizacji każdego zadania na okręcie przez wszystkie osoby na pokładzie.
Na pewno nie pomoże to załodze w szybkim dojściu do takiego poziomu zaangażowania, jak przed wybuchem epidemii. Tym bardziej, że okręt przebywa już poza swoim portem macierzystym w San Diego prawie pięć miesięcy (z którego wypłynął 17 stycznia br.). To właśnie wtedy pięciotysięczna załoga lotniskowca po raz ostatni widziała swoje rodziny, które w międzyczasie również znalazły się w niebezpieczeństwie zakażenia COVID-19.
Stary Grzyb
Panie komandorze, okręt w dyżurze bojowym decyzją swojego dowódcy schodzi ze służby, wraz z całą grupa bojową której jest rdzeniem, bo wśród załogi pojawiło się coś na kształt grypy, którą przygniatająca większość "zarażonych" (podobnie, jak to ma miejsce w populacji ogółem, a w jej przedemerytalnej części w szczególności) przechodzi całkowicie bezobjawowo (czyli na nic nie choruje i de facto niczym nie jest zarażona, bo drobnoustrojów nie powodujących żadnych objawów chorobowych każdy z nas przenosi ogrom), i to zejście ze służby w trybie "swoistego buntu dowódcy" jest OK, a jeszcze bardziej OK jest, że prawidłowa ocena zachowania tego dowódcy ("głupota i naiwność") i zdjęcie go ze stanowiska przez jego przełożonego prowadzi do dymisji również tego przełożonego? Nie wspominając o tym, że także OK jest załoga "stająca murem" za kapitanem, który ten numer wykonał? W wojsku, nie w żłobku czy w domu opieki, i na dyżurze bojowym, nie na imprezie dobroczynnej?
Olo
Dowództwo, opierając się na zaufaniu do oceny sytuacji przez dowódcę okrętu powinno wydać rozkazy uwzględniające zaistniałą sytuację. Nadto, widać że nie masz rozeznania w długofalowych skutkach zdrowotnych tego wirusa, o wiele poważniejszych niż 0,5% zgonów. A owe skutki mogą wyłączyć ze służby gro wyzdrowiałych żołnierzy. O powadze sytuacji może świadczyć dożywotnie wykluczenie spod poboru ozdrowieńców z c19.
obwarzanek
W takim razie kurtuazyjna wizyta w Wietnamie była nieuzasadniona ze względów bezpieczeństwa. By zaraz po niej wyjście na dyżur bojowy.
Rezerwa 61
Tajemnica wojskowa obowiązkowe nawet GŁUPEK o tym wie Doświadczenie bojowe uczy żeby krytykować i szukać kompromisu w sztabie MW