Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

Poniedziałkowy przegląd prasy: Siemoniak czyli żołnierz Tuska; Gigantyczne problemy NSR; Indyjski kontrakt Bumaru znów daje o sobie znać

Poniedziałkowy przegląd prasy pod kątem bezpieczeństwa.

Tomasz Siemoniak w rozmowie z Pawłem Wrońskim w Gazecie Wyborczej- Horyzontem "rotacyjnej obecności" amerykańskich wojsk lądowych i sił powietrznych jest koniec tego roku. To miało być szybkie i widoczne potwierdzenie politycznych deklaracji bezpieczeństwa ze strony USA dla Polski i innych sojuszników. Ale obok tych bieżących działań w czasie mojej ostatniej wizyty w Waszyngtonie i rozmów z sekretarzem obrony USA Chuckiem Hagelem omawialiśmy także założenia do szerokiego planu polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej. Celem tego programu "Solidarności i partnerstwa" jest wejście na najwyższy poziom współpracy sojuszniczej. To będzie się wiązało ze znaczącą obecnością wojskową USA w Polsce (...) Wydaje mi się, że USA dostrzegły, że głównym problemem znowu jest Rosja. Logika pivota - zwrotu USA w kierunku Azji - staje się mniej aktualna, gdy źródło zagrożenia na dwóch kontynentach jest to samo: agresywna polityka Rosji. Widać ten kontekst w ostatnich azjatyckich podróżach Obamy i Hagela. Patrząc z globalnej amerykańskiej perspektywy, obecność wojskowa w Polsce będzie się przekładać na bilans sił w Azji. Werbalne groźby na razie nie powstrzymują prezydenta Putina (...) Planowany na wrzesień szczyt NATO w Newport miał odpowiedzieć na pytanie: "Jakie będzie NATO po Afganistanie ". Odpowiedź już jest: NATO, które jest zdolne przeciwstawić się zagrożeniu w Europie. Musi to być solidny sojusz obronny, dysponujący zdolnościami do odparcia ataku na swoich członków, a wręcz czyniącymi samą myśl o takim ataku kompletnie nieracjonalną. Ale NATO nie powinno też rezygnować z dotychczasowej roli w innych regionach świata, będąc w praktyce jedyną organizacją zdolną do skutecznych operacji wojskowych. 

Agnieszka Burzyńska, Wprost, Żołnierz Tuska- 24-letni Tomasz Siemoniak wraca ze stypendium w Duisburgu. Jest studentem, ale szuka jakiejś pracy. Zwraca się do Pawła Piskorskiego, kolegi z NZS, i Andrzeja Halickiego, swojego guru z okresu studenckiej opozycji. Halicki umawia go z przewodniczącym Kongresu Liberalno - Demokratycznego Donaldem Tuskiem. Rozmowa odbywa się w warszawskim hotelu Belweder przy ulicy Flory, w pokoju, w którym mieszka Tusk. Po krótkiej konwersacji obecny minister zostaje pracownikiem biura KLD, a wkrótce jego szefem. To ważna funkcja organizacyjna. Razem z Tuskiem objeżdża cały kraj. Auto prowadzą na zmianę, ale do Siemoniaka na jakiś czas przylgnie przydomek "kierowca Donalda" (...) w 1994 r. trafia do telewizji. Najpierw zostaje szefem biura oddziałów terenowych TVP, potem dyrektorem telewizyjnej Jedynki (...) Kilka miesięcy po awansie na stanowisko szefa Programu Drugiego TVP zostaje odwołany (...) Siemoniak moralnie nie wychodzi jednak na tym źle. Jest zapraszany na polityczne salony jako bohater, który poległ w imię zasad. Gości m.in. u Leszka Balcerowicza, zapraszają go kościelni dygnitarze. Tyle że nie może znaleźć pracy. W tym czasie przyjaźni się jednak z Pawłem Piskorskim. Razem spędzają czas, wyjeżdżają na wakacje. Piskorski po koleżeńsku załatwia mu posadę w biurze prasowym Ministerstwa Obrony Narodowej. Gdy zostaje prezydentem Warszawy, ściąga kolegę do ratusza. Siemoniak zostaje wiceprezydentem stolicy. Odchodzi w 2002 r., po przegranych przez PO wyborach samorządowych w Warszawie (...) Na swoje szczęście od 2000 r. prowadzi też tajne rozmowy z SLD na temat podziału nieformalnych wpływów w mediach publicznych. Jedno z nich odbywa się w ośrodku wypoczynkowym w Magdalence. Biorą też w nich udział wpływowi ludzie lewicy w mediach: Włodzimierz Czarzasty, Robert Kwiatkowski i Sławomir Siezieniewski. Siemoniak pojawia się w towarzystwie Pawła Piskorskiego, Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska. Dzięki tym kontaktom na początku roku 2002 błąkający się bez pracy Sławomir Nowak zostaje wiceprezesem Radia Gdańsk, a Siemoniak - wiceprezesem Polskiego Radia (...) Największy awans przychodzi jednak kompletnie niespodziewanie. Kancelaria premiera, 27 lipca 2011 r. Za dwa dni szef MSWiA Jerzy Miller ma ogłosić raport komisji w sprawie katastrofy smoleńskiej. Premier już wie, że będzie on niekorzystny dla ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha, w jego gabinecie trwają więc poszukiwania nowego ministra obrony. Rzecznik rządu Paweł Graś dzwoni po Siemoniaka, ten szybko stawia się w KPRM. Kompletnie nie wie, o co chodzi, myśli, że koledzy chcą informacji w sprawie sytuacji powodziowej. - Może zostaniesz ministrem obrony - rzuca do niego premier. Odpowiedzi nie ma, ale być nie musi. Już następnego dnia szef rządu i przyszły minister umawiają się na śniadanie. 

Marek Kozubal, Rzeczpospolita, Wyleczeni z zapału- Kilkanaście lat temu Andrzej odbył służbę zasadniczą, w NSR jest podoficerem. - Jestem w kompanii zmechanizowanej, ale na ostatnich ćwiczeniach nie widzieliśmy na oczy bojowego wozu piechoty. Z bronią też było słabo. Otrzymaliśmy zdezelowane pistolety maszynowe, wiatrówki albo tylko "przekroje", czyli broń do pokazania ich budowy - opowiada. Według jego słów żołnierze NSR nie mieli opieki medycznej, a w czasie październikowych ćwiczeń wydano im niekompletne letnie umundurowanie. - Na każdym kroku powtarzano, że nie jesteśmy żadnym wojskiem. Nawet nie otrzymaliśmy oznaki rozpoznawczej brygady - opisuje (...) "Rz" dotarła do wyników badań, jakie wśród rezerwistów przeprowadziło Wojskowe Biuro Badań Społecznych. Ujawniają one frustrację żołnierzy NSR (...) gdy przywołują konkretne doświadczenia ze służby, obraz przypomina to, co opowiedział "Rz" Andrzej. O szkoleniach piszą tak: "ćwiczenia na placu taktycznym, wyposażenie odbiegające od używanego przez żołnierzy zawodowych". Zwracają uwagę na "brak szacunku instruktorów zawodowych do stopni podoficerskich. Głośnie wyrażanie, że żołnierz NSR to nie żołnierz" (...) - Nie dziwią mnie te badania. Ci ludzie szybko tracą entuzjazm i zrażają się do służby z powodu uwłaczającego niekiedy ich godności traktowania, braku sprzętu i odpowiedniego przygotowania kadry do ich szkolenia - uważa gen. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM. Jego zdaniem kluczowe jest budowanie tożsamości takich jednostek. - Oni powinni być dumni ze służby, jak to jest w Gwardii Narodowej - dodaje.

Piotr Nisztor, Wprost, Rada za sto milionów- Gdy w kwietniu 2008 r. Edward Nowak, były opozycjonista z czasów PRL, potem m.in. wiceminister gospodarki, zostawał prezesem holdingu zbrojeniowego Bumar, wydawało się, że to świetna decyzja i szansa na podpisanie atrakcyjnych umów na eksport naszego uzbrojenia. Nowy szef państwowego giganta szybko zabrał się do pracy. Już w ciągu kilku miesięcy rozpoczął przygotowania do podboju rynku indyjskiego (...) Miał w tym pomóc pośrednik - dobrze zorientowany w lokalnej sytuacji Chetan Seth, który uzyskał wyłączność na reprezentowanie Bumaru na Indie. Zgodnie z zapisami umowy miał on otrzymać od państwowego przedsiębiorstwa prowizję w wysokości 8 proc., a potem 18 proc. od każdego kontraktu zawartego z Indiami. Jednocześnie jednak Nowak na początku 2009 r. zlecił przygotowanie raportu na temat tamtejszego rynku firmie Nobletime, zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych, ale prowadzącej działalność przez swoje biuro w Hongkongu. Reprezentantem spółki jest David Dogra, obywatel brytyjski, z pochodzenia Hindus (...) Agencja podejrzewa, że umowa z Nobletime to fikcja. - To tylko pretekst do wyprowadzenia pieniędzy z państwowego przedsiębiorstwa - ocenia oficer ABW (...) Krystowskiemu nie udało się renegocjować kontraktu indyjskiego. Do dziś sprawa nie jest rozwiązana. Jednak w maju 2012 r. wypowiedział on umowę Nobletime i stwierdził, że spółce nie należy się żadne wynagrodzenie. Ta postanowiła walczyć o zapisane w kontrakcie 18 proc., czyli ok. 100 mln zł (...) Spór ma rozstrzygnąć trzyosobowy sąd arbitrażowy, którego przewodniczącym (superarbitrem) został Ryszard Kalisz, były szef MSWiA, dziś poseł. Oprócz niego w sprawie będzie też orzekał Jacek Walczykowski, były prezes PKN Orlen (najkrócej w historii sprawujący tę funkcję - zaledwie kilkanaście dni) oraz prawnik z Ministerstwa Obrony Narodowej. Decyzja sądu arbitrażowego jest wiążąca. Zapada zwykłą większością głosów. Oznacza to, że jeśli dwóch arbitrów zdecyduje, iż Nobletime należy się 100 mln zł, wówczas spółka będzie mogła tę astronomiczną kwotę od dawnego Bumaru (od 2013 r. działa jako Polski Holding Obronny) ściągnąć. Na przykład poprzez komornika.

Reklama

Komentarze (3)

  1. witek

    Co do "Wyleczeni z zapału" pozostaje mi podlinkować http://niezalezna.pl/54261-jak-komunistyczne-trepy-wygonily-z-armii-fachowcow

  2. Bolo

    Zdrowy rozsądek mówi, że czas szkolenia NSR nie uczyni kandydata wyszkolonego żołnierza zawodowego, ale uwłaczanie kandydatom to antypatriotyzm. Żałosne i tragiczne. Chcą, przyszli, należy szanować ich decyzję i zaangażowanie i wspierać. Uwłaczanie to prymitywizm. Choć realia szkoleń to realia

  3. olo

    NSR powinno być zlikwidowane, zamiast tego powołać ochotniczą Obronę Terytorialną!

Reklama