Sikorski: Rosja nie chce pokoju. Musimy wspierać Ukrainę

Ostatnie próby rozmów o zawieszeniu broni w Ukrainie jasno pokazały, że najeźdźca nie chce pokoju; właściwym kursem jest dalsze wsparcie Ukrainy, która walcząc utrzymuje zagrożenie dalej od polskiej granicy – powiedział szef MSZ Radosław Sikorski. Opowiedział się za regulacjami, by przeciwdziałać zagrożeniom ze strony statków „floty cienia”.
W konferencji PISM Strategic Ark zorganizowanej przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych przewijał się wątek polskiej odmowy udziału w potencjalnej misji wojskowej w Ukrainie. Według byłego szefa SGWP Rajmunda Andrzejczaka powodem nie jest brak odwagi czy woli politycznej, lecz obowiązki, w których sojusznicy nie mogą zastąpić polskiego wojska.
Były zastępca sekretarza stanu USA Stephen Biegun scharakteryzował ostatnie zwroty w polityce administracji Trumpa w sprawie wstrzymywania i wznawiania pomocy dla Ukrainy jako „rollercoaster” i spytał Sikorskiego o wnioski z ostatnich czterech miesięcy. Według szefa MSZ Donald Trump miał rację, gdy w swój pierwszej kadencji domagał się od Europy wyższych wydatków na wojsko. „To, czego czasami strona amerykańska nie dostrzega, to fakt, że od 2016 poza państwa członkowskie NATO poza USA podwoiły wydatki obronne” – zauważył Sikorski. „Stany Zjednoczone wydają 3,5 proc. PKB. Gdyby wszystkie kraje NATO wydawały tyle na twardą obronę, nasz połączony budżet wojskowy byłby 17 razy większy od rosyjskiego” – wyliczał.
Szef polskiej dyplomacji wyraził uznanie, że przed swoją ostatnią rozmową z Władimirem Putinem i po niej Trump rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim, „tak jak powinno być między sojusznikami”. Podkreślił, że przydent Ukrainy powinien zostać zaproszony na czerwcowy szczyt NATO.
„Co została osiągnięte? Myślę, że osiągnęliśmy jasność, że ofiara agresji wielokrotnie zgadzała się na bezwarunkowe zawieszenie broni, a agresor ucieka się do jednego matactwa po drugim, by tego uniknąć, wyraźnie mając nadzieję, że czas gra na jego korzyść, że może kolejna ofensywa poprawi jego pozycję negocjacyjną” – mówił polski minister spraw zagranicznych. „Dużo zależy od tego, co się teraz stanie. Czy USA wyciągną oczywisty wniosek, że jeśli jedna strona chce pokoju, a druga nie chce, trzeba zacząć zwiększać nacisk na agresora” – dodał. Wyraził nadzieję, że Trump umożliwi wprowadzenie w życie projektu przygotowanego przez senatora Lindseya Grahama, który zaproponował obłożenie 500-procentowymi cłami towarów z państw kupujących od Rosji energie.
„Putin jak większość dyktatorów jest dobrym taktykiem, ale nie jest dobrym strategiem. Najechał na Ukrainę z hiper-optymistycznymi założeniami, z których wszystkie okazały się błędne, i nie wydaje się, by w średniookresowej perspektywie czas grał na jego korzyść” – powiedział Sikorski, wskazując na wyczerpywanie się rosyjskich zasobów.
Za zrozumiałe uznał słowa sekretarza stanu w administracji Trumpa Marco Rubio, że wobec wyzwań na Bliskim Wschodzie, ze strony Iranu z jego programem nuklearnym, Hutich, konfliktu między Indiami i Pakistanem, Stany Zjednoczone nie mogą poświęcać 90 proc. uwagi wojnie Rosji z Ukrainą. Natomiast niezrozumiałe byłoby wg Sikorskiego wstrzymanie dostaw czy informacji wywiadowczych. „Putin nie wygrał w Ukrainie. Nie ma prawa żądać kapitulacji Ukrainy i Zachodu. Przegrał wojnę na morzu, w powietrzu jest wet za wet, na lądzie – niewielki postęp dużym kosztem” – dodał, powołując się na walki o Czasiw Jar, który mimo ciągłej rosyjskiej presji nie upadł. Zdaniem Sikorskiego nasuwa się przypuszczenie, że Putin „wciąż jest karmiony nadmiernie optymistycznymi danymi” i może nie zdawać sobie sprawy z rzeczywistego stanu armii i zasobów Rosji
Właściwą polityką dla nas jest utrzymywać kurs. Jak długo Ukraina chce walczyć, ponosi ofiary, powinniśmy jej pomagać.
Szef MSZ Radosław Sikorski
Pytany, czy gdyby USA zaprzestały pomocy, Europa byłaby w stanie robić to sama, szef MSZ przypomniał, że wartość europejskiego wsparcia już teraz przekracza wartość pomocy udzielanej przez Stany Zjednoczone. „Ale to mniej niż 1 proc. PKB Europy w ciągu trzech lat. Więc z pewnością możemy sobie na to pozwolić. A cena odstraszania Putina - jeśli podejdzie do polskiej granicy – byłaby dużo wyższa. Więc to, że Ukraińcy niszczą rosyjską armię używając naszej broni i naszych pieniędzy, to dla nas naprawdę dobry interes” – podkreślił.
Wypowiadając się na temat misji, jaką koalicja chętnych miałaby rozpocząć w Ukrainie po zwieszeniu broni, Sikorski przypomniał, że ideę natowskiej misji pokojowej w Ukrainie po raz pierwszy przedstawił na początku rosyjskiej inwazji ówczesny wicepremier Jarosław Kaczyński. Dodał, że w dzisiaj Polska wzięłaby udział w takiej operacji ale zabezpieczając hub logistyczny, przez który przechodzi niemal cała pomoc dla Ukrainy. Dodał, że większość z mierzącej ponad 600 km granicy z Rosją i Białorusią „jest atakowana” przez Białoruś, a armia bierze udział w zabezpieczeniu granicy. „Nie znam ani jednego kraju, który chce wysłać żołnierzy do walki” - dodał, podkreślając, że warunkiem misji jest zawieszenie broni, a nie będzie go, dopóki Putin wierzy, że wygrywa.
Pytanie, dlaczego „kraj który się uważa się za poważnego gracza i strategicznego lidera, poświęca tyle wysiłku, by wykluczyć zaangażowanie w coś, co może być najważniejszą misją wojskową NATO i Europy, podczas gdy w przeszłości wysyłało wojsko do Kosowa, Afganistanu, Iraku czy nawet Czadu” analityk Marek Świerczyński zadał byłemu szefowi SGWP gen. rez. Rajmundowi Andrzejczakowi.
„To nie brak odwagi czy woli politycznej. Ale mamy już wiele ważnych zobowiązań i misji do wypełnienia, w których nikt nie może nas zastąpić” – odparł Andrzejczak. Zaznaczył, że chodzi nie tylko o odpowiedzialność, jaką na siły zbrojne nakłada konstytucja, ale i o zadania polskiej armii w planach NATO. Wymienił utrzymanie bramy brzeskiej przez Brześć prowadzi główna droga z Moskwy do Warszawy i dalej do Berlina. „Jeśli wyślemy 18. Dywizję gdzie indziej, Rosja będzie zadowolona, a kto przejmie od nas to zadanie?” – pytał były szef Sztabu, dodając, że także 16. Dywizja ma stałe zadania związane z jej rozlokowaniem w pobliżu obwodu królewieckiego. Do tego – dodał – dochodzi utrzymanie hubu logistycznego w Rzeszowie, i inne zadania związane z zapewnieniem mobilności sojuszniczych wojsk w razie potrzeby podążających z Niemiec na pomoc krajom bałtyckim. Także – zaznaczył - gdyby było rozważane wprowadzenie strefy zakazu lotów nad Ukrainą, operacja jej utrzymania byłaby prowadzona z Polski.
Eliot A. Cohen, z Center for Strategic and International Studies uznał odpowiedź Andrzejczaka za „wspaniały opis warunków strategicznych i operacyjnych”, ale – dodał – „z amerykańskiego punkt widzenia wygląda to dziwnie”. Posłużył się analogią do czasów zimnej wojny, gdy USA utrzymywały w Berlinie Zachodnim liczącą 10 tys. żołnierzy Brygadę Berlińską „całkowicie otoczoną przez Układ Warszawski”. „Gdyby doszło do wojny, prawdopodobnie byliby straceni, ale to było bardzo ważne mieć brygadę w Berlinie, to był przekaz dla Rosjan: Jeśli spróbujecie zająć Berlin Zachodni, znajdziecie się w stanie wojny ze Stanami Zjednoczonymi i NATO. Powód, by rozmieścić poważne siły w Ukrainie byłby taki, by Rosjanie wiedzieli, że jeśli znów spróbują, będą na wojnie z resztą Europy i prawdopodobnie z całym Sojuszem” – mówił amerykański ekspert.
Zwrócił też uwagę na większą brutalność dzisiejszej Rosji w porównaniu z ZSRR czasów zimnej wojny. Jak mówił, chodzi „nie tylko o zagadkowy pożar hali targowej, który nie jest zagadkowy” czy plany zabójstwa prezesa koncernu Rheinmetall. Wtedy – dodał - Rosjanie „robili złe rzeczy”, ale nie posuwali się do takiej przemocy, jak obecnie, kiedy nie cofają się przed zabijaniem ludzi. Zdaniem Cohena zachodnim społeczeństwom należy przypominać zbrodnie popełnione przez najeźdźcó w Buczy i Irpieniu, by byli świadomi, co się dzieje, gdy Rosjanie wkraczają. Za wielką różnicę między Europą zachodnią środkowowschodnią uznał, że „w tej części świata ludzie wiedzą, że wolność nie jest za darmo”, jest też jest też świadomość zagrożenia wojną.
Zdaniem Andrzejczaka Europa może wziąć odpowiedzialność za własną obronę, ale potrzebuje co najmniej dekady, by wypracować niezbędne zdolności. Podobnie jak Sikorski ocenił, że Francja nie może zastąpić USA w roli dostawcy nuklearnego parasola, ponieważ kilku tysiącom rosyjskich głowic jądrowych może przeciwstawić 300 swoich.
Sikorski poruszył też kwestię Bałtyku, który „stał się niebezpiecznym miejscem” jako płytkie, niemal zamknięte morze, po którym pływają stare rosyjskie tankowce zagrażające nie tylko infrastrukturze, ale niosące ryzyko katastrofy ekologicznej. „To ostatni dzwonek dla wspólnoty międzynarodowej, by ukrócić anarchię na morzu” – powiedział, argumentując że – w przeciwieństwie do transportu lotniczego na wodach międzynarodowych – „można robić niemal wszystko”. „Byłem zaszokowany, gdy się dowiedziałem, że ciągnięcie kotwicy po dnie na wodach międzynarodowych nawet nie jest nielegalne” – przyznał.
Zam Bruder
Piętnaście lat temu jeszcze nie było to takie oczywiste? Piętnaście lat temu słyszałem coś o Rosji w...NATO. Przesłyszałem się wtedy?
Etopiryn
A co ze słynnym Legionem Ukraińskim formowanym w Polsce ? Jakoś cicho się zrobiło na ten temat?