10 lipca armia iracka złamała ostatnie punkty oporu Państwa Islamskiego w Mosulu, a do miasta przybył premier Iraku Hajdar al-Abadi by wśród świętujących tłumów ogłosić zwycięstwo. Koniec bitwy o Mosul przypieczętowuje los ogłoszonego 3 lata temu „kalifatu”, ale nie kończy wojny z nim.
Irakijczycy ogłosili zwycięstwo w Mosulu dwukrotnie. Pierwszy raz, 28 czerwca br., gdy wojska irackie doszły do ruin meczetu al-Nouri w mosulskim starym mieście. Drugi raz natomiast 10 lipca br., gdy zdobyty został ostatni punkt oporu Daesh na nadbrzeżu Tygrysu w rejonie starego miasta. Fakt ten wynikał z symbolicznego znaczenia meczetu al-Nouri i daty 28 czerwca.
Trzy lata wcześniej Daesh dokładnie tego właśnie dnia ogłosił powstanie kalifatu, a w meczecie al-Nouri, uznawanym za najważniejsze centrum religijne Mosulu, doszło do jedynego wystąpienia publicznego „kalifa” Abubakra al-Baghdadiego. Irakijczycy chcieli w ten sposób dokonać symbolicznego zamknięcia tego dramatycznego okresu w ich historii. I w pewnym sensie było to uzasadnione.
Mówiąc o pokonaniu Państwa Islamskiego trzeba bowiem rozróżnić trzy jego wymiary: państwowy, ideologiczny i terrorystyczny. W każdym z tych wymiarów sukces wojsk irackich w Mosulu ma inne znaczenie. Wymiar państwowy to istnienie kalifatu jako organizmu państwowego - mającego terytorium, efektywną władzę i ludność podporządkowującą się tej władzy oraz zamieszkującą to terytorium.
Możliwość funkcjonowania jako państwo to warunek konieczny ogłoszenia i dalszego istnienia kalifatu, bez tego organizacja dążąca do jego ustanowienia (taka jak np. Al Kaida) może jedynie funkcjonować jako klasyczna organizacja terrorystyczna - nawet jeśli kontroluje jakieś terytorium, tak jak ma to miejsce z filią Al Kaidy w Syrii (prowincja Idlib kontrolowana w dużej mierze przez Hajat Tahrir asz-Szam).
Mosul nie był pierwszą zdobyczą terytorialną Daesh, ale nawet przejęcie wyłącznej kontroli nad syryjską Rakką (styczeń 2014 r.) nie wystarczyło, by organizacja ta ogłosiła kalifat, choć to tam teoretycznie miała się mieścić jego „stolica”. Wiadomo jednak, że do stycznia br. Baghdadi przebywał w Mosulu, a nie w Rakkce. Historyczne, polityczne i ekonomiczne znaczenie Mosulu dało tej organizacji możliwość ogłoszenia „kalifatu”, a utrata Mosulu zmienia „kalifat” w fikcję, mimo że kontrola Daesh nad częścią terytorium Syrii i Iraku utrzyma się jeszcze przez wiele miesięcy.
Ponadto, gdy Daesh zdobył Mosul i ogłaszał powstanie kalifatu to dysponował dość szerokimi kadrami, niezbędnymi do utworzenia efektywnej administracji na podbitych terenach. Chodziło zarówno o administrację terytorialną (gubernatorzy wilajetów), jak i centralną (w tym gospodarczą, wojskową i propagandową) oraz religijno-sądowniczą.
Czytaj też: Trump w Polsce: Trójmorze a Bliski Wschód [ANALIZA]
"Państwo" Daesh przez wiele miesięcy funkcjonowało bardzo sprawnie, ale dziś większość z jego założycieli już nie żyje, prawdopodobnie łącznie z „kalifem”. Baghdadi miał zostać zabity 28 maja br. w czasie rosyjskiego nalotu w pobliżu Rakki. Do informacji tej, choć potwierdzanej następnie przez Irańczyków i Rosjan, trzeba podchodzić z ostrożnością. Nie zmienia tego fakt opublikowania zdjęcia domniemanych zwłok „kalifa”.
Znacznie bardziej śmierć Baghdadiego uprawdopodabnia decyzja władz Daesh w rejonie Tel Afar, podjęta dzień po zakończeniu bitwy o Mosul, odwołująca karę 500 batów za dywagacje na temat śmierci lidera Daesh. Może to jednak również oznaczać dezintegrację struktury Daesh w Iraku.
Warto bowiem pamiętać, że od samego początku toczyły się tu wewnętrzne walki o władzę, w szczególności między przedstawicielami lokalnych plemion arabsko-sunnickich (które w dużej mierze przystąpiły do Daesh z przyczyn koniunkturalnych), elementami postsaddamowskimi (które jednak przede wszystkim związane są z Zakonem Nakszabandi, który tylko w początkowym okresie „kalifatu” sprzymierzył się z Daesh) oraz „foreign fighters” (ochotnikami z zagranicy, często z Europy, cechującymi się największym fanatyzmem).
Załamanie się państwowego wymiaru „kalifatu” nie oznacza jednak, że należy się spodziewać szybkiego odbicia pozostałych terytoriów wciąż znajdujących się pod kontrolą Daesh. Świadczy o tym determinacja, z jaką terroryści tej organizacji do samego końca walczyli z nacierającymi siłami irackimi. Cała bitwa o Mosul trwała nieco ponad 8 miesięcy, natomiast walki o jej zachodnią część zaczęły się 19 lutego br. i w ciągu miesiąca siły rządowe zdołały podejść pod mury starego miasta, by następnie utknąć na tych pozycjach do końca maja.
Irakijczycy, napotkawszy na silne fortyfikacje i mając świadomość złożoności walk w gęsto zaludnionym labiryncie wąskich uliczek, zdecydowali się zmienić wówczas taktykę i najpierw wyzwolić pozostałe dzielnice. Gdy na początku czerwca, w trzecią rocznicę zajęcia Mosulu, w rękach Daesh znajdowało się tylko oblężone stare miasto, oczywistym było, że terroryści nie mają żadnych szans. Mimo to walki trwały jeszcze miesiąc.
21 czerwca Daesh wysadził w powietrze meczet al-Nouri co było jednoznacznym dowodem na to, że walczący w mieście terroryści nie mieli złudzeń co do swojej klęski. Mimo to walczyli dalej jeszcze prawie 3 tygodnie, 26 czerwca udało im się na krótko odbić dwie peryferyjne dzielnice w zachodniej części miasta (Jarmuk), a 7 lipca próbowali jeszcze podjąć kontrofensywę ze skrawka starego miasta, które pozostało pod ich kontrolą.
Te ostatnie chwile Daesh w Mosulu skłaniają do trzech wniosków:
1. Nie bardzo wiadomo jakimi siłami dysponował Daesh w Mosulu ani też ilu jego członków zginęło, a także ilu zostało wziętych do niewoli. Jeżeli chodzi o tę ostatnią kwestię to żadne liczby nie są podawane, jeśli chodzi o dwie pozostałe to rozbieżności są zbyt duże, przy czym dane „niezależne” są równie wątpliwe co oficjalne, ze względu na natężenie propagandy antyirackiej.
Niewiele wiadomo również na temat dowództwa Daesh w Mosulu. Dowódcą był prawdopodobnie Ahmad Chalaf al-Dżaburi, choć dużą rolę odgrywał tu prawdopodobnie również Gulmurod Chalimow, ex-dowódca sił specjalnych policji tadżyckiej. Jest to dość istotne, gdyż ten pierwszy był miejscowym Irakijczykiem, należącym do plemienia, którego oddziały odgrywają istotną rolę w operacjach przeciwko Daesh w ramach tzw. Mobilizacji Plemiennej (Haszed al-Aszari) i prawdopodobnie będą odgrywać ważną rolę w stabilizacji Mosulu. Ten drugi to „foreign fighter”.
O ile „foreign fighters” nie mają nic do stracenia i do końca zachowają lojalność wobec Daesh, to Irakijczycy w szeregach Daesh mogą zmienić afiliację. Chodzi w szczególności o to, że w Mosulu zachowały się również ukryte komórki post-saddamowskiego Zakonu Nakszabandi, na którego czele stoi Izzat ad-Duri, niegdyś nr 2 w saddamowskim reżimie. Organizacja ta dawno przeszła do opozycji wobec Daesh, deklarując wolę prowadzenia działań terrorystycznych przeciwko rządowi irackiemu po upadku Daesh. Te wszystkie niewiadome utrudniają ocenę sytuacji w pozostałych w rękach Daesh obszarach na terytorium Iraku, szczególnie enklaw Hawidży i Tel Afar.
2. Opór stawiany przez siły Daesh przeciwko siłom irackim prowadzi do wniosku, że beznadziejność sytuacji militarnej nie skłania jej członków do kapitulacji. To zaś wskazuje na to, że walki o pozostałe jeszcze w rękach Daesh tereny w Iraku będą zacięte i długotrwałe. Z drugiej strony, nie znajdują również potwierdzenia wysoce pesymistyczne tezy niektórych ekspertów, którzy już w grudniu 2016 r. ogłosili że doborowe siły irackie (Złota Dywizja) są jakoby zdziesiątkowane. Sam Daesh z całą pewnością zachował w Mosulu zdolność do prowadzenia aktywności terrorystycznej (tzw. uśpione komórki), ale szybka pacyfikacja organizacji w mosulskiej dzielnicy Jarmuk, świadczy również o gotowości sił irackich do reagowania na takie sytuacje.
Czytaj też: „Uszczypliwości i próby bagatelizacji”. Rosjanie o wizycie Trumpa w Polsce [ANALIZA]
3. Bitwa o Mosul odbywała się również na płaszczyźnie propagandowej. Propaganda Daesh starała się do końca ukazywać tę walkę jako starcie koalicji rafidun (czyli odstępców tzn. szyitów i Irańczyków) i krzyżowców (międzynarodowa koalicja) z muzułmanami (sunnitami), nagłaśniając faktyczne i zmanipulowane przypadki nadużyć irackich żołnierzy wobec schwytanych jeńców czy też ludności miejscowej. Propaganda ta, z różnych powodów, świadomie i nieświadomie, była czasem wspierana przez międzynarodowe media.
Jej celem było podtrzymywanie niechęci przynajmniej części Mosulczyków wobec władz irackich, co jest niezbędne dla aktywności terrorystycznej (nie jest ona możliwa na dużą skalę bez jakiegoś wsparcia mieszkańców). Warto przy tym pamiętać, że mieszkańcy Mosulu przed 2014 r. byli dość radykalni w swym podejściu do islamu i z otwartymi ramionami przyjęli terrorystów Daesh. Późniejszy terror Daesh, a w szczególności aktywność „foreign fighters”, nieco zmodyfikowała ich postawę, ale czas pokaże na ile.
Ponadto uczestniczące w operacji wyzwolenia Mosulu sunnickie siły plemienne składają się z mieszkańców okolic Mosulu (plemiona są silne na prowincji a nie w mieście), co również może być zarzewiem konfliktu. Nie ulega jednak również wątpliwości, że zburzenie meczetu al-Nouri wpłynie negatywnie na stosunek religijnych Mosulczyków do Państwa Islamskiego. Sam Daesh miał zapewne złożoną motywację przy podejmowaniu tej decyzji. Po pierwsze, niszcząc ten meczet odebrał siłom irackim symbolizm zwycięstwa. Po drugie, wszystko wskazuje na to, że propaganda Daesh starała się zrzucić odpowiedzialność za to na siły irackie lub międzynarodową koalicję, co jednak się nie udało. Po trzecie, istnieje teoria, że meczet został wysadzony przez „foreign fighters” jako znak dla Mosulczyków, że nie są go godni.
Z perspektywy zdecydowanej większości Mosulczyków akt destrukcji tego meczetu dyskredytuje Daesh (wbrew propagandzie zachodniej większość z nich nie uważała wcześniej by Państwo Islamskie „nie miało nic wspólnego z islamem”). Ale to wcale nie musi oznaczać spokoju, gdyż jak już wskazałem w odwodzie czai się Zakon Nakszabandi. Natomiast zburzenie meczetu al-Nouri jest też w szerszym wymiarze ciosem dla ideologicznego wymiaru Państwa Islamskiego i jego atrakcyjności dla radykalnych muzułmanów. Z całą pewnością nie jest to jednak cios śmiertelny.
Jeżeli chodzi o najbliższą przyszłość Państwa Islamskiego i walki z nim szczególnie istotne są następujące kwestie:
1. W rękach Daesh wciąż pozostają trzy obszary na terenie Iraku. Po pierwsze, jest to enklawa Tel Afar (wraz z częścią dystryktu), niegdyś 300-tys. miasto turkmeńskie w prowincji Niniwa, z którego w 2014 r. wygnano połowę mieszkańców (szyitów) i w którym wg niektórych doniesień pozostało tylko ok. 10 tys. osób. Przebieg walk w tym rejonie jest uważnie śledzony przez Turcję, jednak wykluczone jest już by zdecydowała się ona na jakąś interwencję.
Po drugie jest to enklawa Hawidża w prowincji Kirkuk. Teren ten jest dość żyzny więc jego izolacja nie powoduje głodu mieszkańców. Ponadto dystrykt ten był zawsze znany z silnych sympatii pro-saddamowych i antyrządowych, co oznacza, że walki mogą tu trwać bardzo długo. Z drugiej jednak strony, zarówno Tel Afar jak i Hawidża, są całkowicie odizolowane od aktualnego kierownictwa Daesh, którego siedzibą jest obecnie miasto al-Majadin w syryjskiej prowincji Dajr az-Zaur. Dlatego dalszą walkę lub ewentualne negocjacje z władzami mogą oni prowadzić na własną rękę. Jednak jeśli chodzi o negocjacje to władze Iraku nie są zainteresowane prowadzeniem takowych z osobami, które jako terroryści Daesh są odpowiedzialni za zbrodnie. Możliwe są one jednak z plemionami wspierającymi Daesh.
Są jednak jeszcze dwa aspekty związane z obecnością Daesh w Hawidży. Pierwszy, determinujący brak pośpiechu sił irackich w przeprowadzeniu operacji w tym rejonie (mimo wezwań gubernatora Kirkuku) związany jest z niepodległościowymi planami Kurdów i ich determinacją przyłączenia Kirkuku do Kurdystanu. Hawidża cały czas stanowi zagrożenie dla Kirkuku, co determinuje trzymanie kurdyjskich władz prowincji w szachu. Ponadto rząd ma element nacisku by wprowadzić na tereny kontrolowanej przez kurdyjską Peszmergę części prowincji Kirkuk swoje siły (w tym szyickie oddziały Haszed Szaabi), na co, przynajmniej póki co, absolutnie nie wyrażają zgody Kurdowie. Drugim aspektem jest natomiast bliskość sunnickiej części prowincji Dijala, której ukształtowanie terenu sprzyja działaniom partyzanckim.
Niektórzy przewidują że w tym rejonie może nastąpić wkrótce swoista kontrofensywa Państwa Islamskiego, wraz z próbą zdobycia stolicy tej mieszanej etnicznie i sektariańsko prowincji (proporcje szyitów i sunnitów są mniej więcej równe, przy dużym udziale etnicznym Kurdów i Turkmenów). Za tezą tą przemawia również bliskość Bagdadu (to stąd planowane są niektóre zamachy w irackiej stolicy). Z drugiej strony, już w 2014 r. zarówno miejscowe szyickie oddziały Badr pokazały że sytuację w tej prowincji traktują priorytetowo i w tym celu są w stanie współpracować z miejscowymi oddziałami kurdyjskiej Peszmergi. Faktem jest jednak również to, że zarówno Kurdowie, jak i Arabowie-szyici dążą do zmniejszenia proporcji Arabów-sunnitów w tej prowincji, co nie służy tworzeniu politycznego porozumienia i stabilizacji.
Czytaj też: Dżihadyzm i "rewolucja" - zagrożenia z Niemiec [ANALIZA]
Trzecie terytorium w Iraku, wciąż pozostające w rękach Daesh, to część doliny Eufratu w prowincji Anbar, ciągnące się od miasta Ana do miasta Al Qaim na granicy z Syrią. Obecna „stolica” Państwa Islamskiego (al-Majadin) znajduje się kilkadziesiąt kilometrów dalej na północ, w górę Eufratu. Jest to jedyne terytorium Państwa Islamskiego w Iraku połączone z resztą ziem znajdujących się pod jego kontrolą. Irakijczycy, już dawno zapowiadali ofensywę w tym rejonie, na co naciskali zresztą Amerykanie, chcący skoordynować ją z ofensywą ze strony syryjskiej na miasto Al Bukamal.
Obecnie jednak droga wspieranych przez Amerykanów rebeliantów w płd Syrii do Al Bukamal została odcięta przez syryjskie siły rządowe, co komplikuje sytuację. Co więcej, nie jest jasne czy w ofensywie w Anbarze weźmie udział szyickie Haszed Szaabi. Przeciwko temu jest zarówno rząd iracki, jak i miejscowe plemiona. Jednak najbliższa Iranowi część oddziałów Haszed Szaabi dąży do udziału w walkach by zapewnić logistyczne połączenie wojskowe między Iranem a Syrią i Libanem. Niewiele więc wskazuje na to, by władze Iraku odzyskały przed 2018 r. kontrolę nad całym swoim terytorium.
2. Jednocześnie władze irackie staną przed wyzwaniami stabilizacyjnymi:
- Sunnicko-szyickie pojednanie. Choć w mediach światowych jest tendencja do hiperbolizacji napięć sektariańskich to nie zmienia to faktu, że jednym z głównych czynników, które doprowadziły do sukcesu Daesh w Iraku była antysunnicka polityka Nuri al-Malikiego. W przyszłym roku odbędą się wybory parlamentarne i (prawdopodobnie jednocześnie) regionalne w Iraku, od których wyniku, w szczególności tego czy wygra je Nuri al-Maliki, zależy stabilizacja w regionach sunnickich. Wyzwaniem będzie też rozstrzygnięcie dot. administracyjnej przyszłości prowincji Niniwa (przekształcenie w autonomiczny region, podział lub brak zmian), wreszcie ustalenie roli politycznej i militarnej plemion sunnickich (niedawno parlament iracki przyjął w tej sprawie specjalną ustawę). Natomiast projekt „sunnilandu” jako odrębnego państwa jest całkowicie nierealny.
- Niepodległościowe tendencje Kurdów. Choć Kurdowie ogłosili zorganizowanie 25 września referendum niepodległościowego to jednocześnie podkreślili, że nie będzie to oznaczać automatycznego ogłoszenia niepodległości. Wątpliwe jest zatem by referendum doprowadziło do wybuchu wojny między siłami rządowymi a kurdyjską Peszmergą. Znacznie większe zagrożenie związane jest z objęciem referendum terenów spornych (Kirkuku, Szengalu, Równiny Niniwy i Chanakin) i uznania jego wyniku jako decyzji w sprawie przyłączenia do Kurdystanu w oparciu o art. 140 irackiej konstytucji. Może to spowodować walki między Peszmergą a proirańskimi oddziałami Haszed Szaabi, choć i w tym wypadku nie jest to wcale oczywiste (Iranowi, podobnie jak innym sąsiadom Iraku, nie zależy na rozpadzie terytorialnym Iraku, a takie walki mogą do tego doprowadzić) i jeśli one wybuchną to (dopóki Kurdystan nie ogłosi niepodległości) tylko na ograniczoną skalę.
- Przyszłość Haszed Szaabi. Ogromne zagrożenie niestabilności wiąże się z wątpliwościami co do lojalności niektórych, najbardziej proirańskich oddziałów Haszed Szaabi wobec nie tylko rządu irackiego ale również religijnego autorytetu szyickich przywódców z ajatollahem Sistanim na czele. Zdecydowana większość szyitów pozostaje lojalna wobec religijnego autorytetu Nadżafu, jednak część szyickich oddziałów jest bardziej lojalna wobec ajatollaha Alego Chamenei, Najwyższego Przywódcy w Iranie. Grupy te dążą do przekształcenia Haszed Szaabi w paralelną armię na wzór irańskiego Pasdaranu, czemu sprzeciwiają się nie tylko władze irackie ale też religijni przywódcy szyiccy w Iraku oraz większość szyitów, w tym również Muqtada as-Sadr i jego zwolennicy. Wbrew pozorom to na tej płaszczyźnie dojdzie do decydującego starcia, rozstrzygającego przyszłość Iraku. Obawy przed powrotem Malikiego do władzy i umocnieniem się wpływów irańskich skłoniły bowiem USA i sunnickie państwa arabskie do wsparcia rządu Abadiego i integralności terytorialnej Iraku.
Perspektywy stabilizacji politycznej Iraku zależą od zbyt wielu czynników, by można było jednoznacznie ocenić jej szanse. W krótkiej (ok. rocznej) perspektywie wątpliwe jest by doszło zarówno do ponownej, całkowitej destabilizacji na miarę roku 2014 r. np. w formie wybuchu wojny domowej, czy też pełnej stabilizacji (aktywność terrorystyczna). Natomiast Państwo Islamskie utrzyma swój wymiar terytorialny jeszcze przez wiele miesięcy. Nie jest jednak wykluczone że zdziesiątkowanie jego kierownictwa doprowadzi do podziałów albo fuzji całości lub części z innymi organizacjami tj. Al Kaidą czy Zakonem Nakszabandi.
PiotrEl
Według Kurdów "wyzwolenie" Mosulu kosztowało 40 tys. cywilów zabitych....
Pier Dzacy
Tego nie da sie prelozyc na EUROPEJSKIE myslenie a o polskim nie wspomne ,, to INNY zupelnie inny swiat inna kultura i zupelnie inne myslenie
Gość
Irak powinien stworzyć państwo federacyjne. Kurdowie powinni dostać autonomię. Najważniejsze resorty jak MSZ MON MSW powinny być w rękach Federalnych.
Are
Będę wdzięczny autorowi za rozwinięcie wątku (może w jednym z kolejnych felietonów) o tym, że "Iranowi [...] nie zależy na rozpadzie terytorialnym Iraku". Nie zależy, gdyż: a) chce i ma szanse by zdobyć na tyle silne wpływy we władzach centralnych Iraku, że w ten sposób liczy na kontrolę/wpływy nad całym jego terytorium; b) federalizacja Iraku może doprowadzić do walk frakcyjnych i narodowościowych, które mogą rozszerzyć się na terytorium Iranu; c) z innych przyczyn? Inna kwestia, zaznaczona w powyższym artykule, to sytuacja w południowej Syrii. W teorii administracja Trumpa zawarła za pośrednictwem Rosji coś na kształt porozumienia, że w południowej Syrii wygasną aktywne działania SAA przeciwko ugrupowaniom sunickim, by dzięki temu SAA przy wsparciu Rosji mogła przerzucić większość swych sił przeciwko daesh. A tymczasem SAA prowadzi aktywną walkę przy granicy z Jordanią (np ostatnio zdobyła na FSA bazę w Badia. Czy to porozumienie jest nic nieznaczącą formalnością?
Piotrek1
Myślicie ,że Asyryjczycy i Jazydzi po tej wojnie będą mieli własne autonomie, albo ich sytuacja polityczna się polepszy? Napisze ktoś mający większą wiedze na ten temat? p.s. Mam nadzieje, że Pan Reptowicz napisze kiedyś artykuł na ten temat.
Smuteczek
Zalezy czy wybiora ponownie Malikiego czy trafi sie ktos inny. Maliki poki co prezentował twarda droge wobec mniejszosci
karl
Specjalistą nie jestem, ale śledząc informacje chocby o sile milicji jazydzko/asyryjskich i ich zaopatrywaniu przez władze Irackie to nie mają one/Oni większego znaczenia i mają bardziej pozycję w stylu "popierajcie nas - rząd (jacy jesteśmy, tacy jesteśmy), bo inaczej znów przyjdą jacyś fanatycy i was wybiją".
Boruta
Jeszcze jednym "wyzwaniem stabilizacyjnym" jest kwestia Sengal i Jazydów.
Marek1
Jak zawsze dobry materiał porządkujący w pewnym zakresie plemienno-państwowo-religijny(sektariański) bajzel w regionie.
Michal K.
Jak zwykle fachowy i rzeczowy artykul Panie Witoldzie.Pozdrawia wierny czytelnik:)
Bernard III3
Wspaniały artykuł,szkoda tylko że nie wszyscy piszą tak rzetelnie o tym co się tam dzieje,mam nadzieję że Irak będzie stabilnym państwem w którym nie będzie już powtórki z tego dramatu i mam nadzieję że w końcu może nasze firmy zwiększą swoje zaangażowanie(prowincja Anbar)i w końcu władze otworzą ambasadę oraz zwiększymy swoje relacje polsko-irackie bo warto.
Klimuszko
Może to zabrzmi dziwnie ale był taki człowiek, który w latach 80tych przewidział to wszystko a nawet to nad czym zastanawia się autor."Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych, okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy. Widziałem domy walące się i dzieci włoskie, które płakały. To wyglądało jak atak niewiernych na Europę. Wydaje mi się, że jakaś wielka tragedia spotka Włochy". Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan albo trzęsienie ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. "To było straszne (…) Wojna wybuchnie na Południu wtedy, kiedy zawarte będą wszystkie traktaty i będzie otrąbiony trwał pokój (…) Potem rakiety pomkną nad oceanem, skrzyżują się z innymi, spadną w wody morza, obudzą bestie. Ona się dźwignie z dna. Piersią napędzi ogromne fale. Widziałem transatlantyki wznoszone jak łupinki... Ta góra wodna stanie ku Europie". Przypominam on to widział już w takach 80tych.