Geopolityka
Stany Zjednoczone rozmawiają z Rosją o Syrii (post-Asadowskiej)
6 grudnia br. w Dublinie, na marginesie Rady Ministerialnej OBWE odbyło się trójstronne spotkanie, w którym wzięli udział sekretarz stanu Hillary Clinton, minister spraw zagranicznych FR Siergiej Ławrow i specjalny wysłannik ONZ i LPA do Syrii Lachdar Brahimi.
Ze szczątkowych informacji, które zostały ujawnione mediom można wyczytać, że stronom nie udało się osiągnąć konsensusu. Zarówno Clinton, jak i Ławrow ograniczają się do stwierdzenia, że w obecnej sytuacji "nie ma łatwego rozwiązania konfliktu w Syrii". Strony zgodziły się jedynie co do tego, żeby spotkać się ponownie.
Rosja przy okazji potępiła NATO za zgodę na umieszczeniu w Turcji baterii Patriotów, uznając że to krok do militarnej interwencji.
Biały Dom i Kreml wspominają o powrocie do Deklaracji Genewskiej z czerwca br. - już wtedy jednak pokłóciły się co do miejsca al-Asada w przejściowym rządzie, o którym była w niej mowa. Moskwa chciała wtedy pozostania prezydenta Syrii na stanowisku, a Waszyngton domagał się jego odejścia.
Nie jest jednak wykluczone, że w zakulisowych rozmowach Rosja wyobraża sobie Syrię bez al-Asada, a nawet zdaje sobie sprawę z tego, że dotychczasowe jej stanowisko wobec niego jest nie do utrzymania. Stara się mimo wszystko zabezpieczyć swoje interesy militarne i gospodarcze w tym kraju, twardo negocjując. Rosyjskie kontakty w armii syryjskiej mogłyby pomóc na przykład w zabezpieczeniu arsenałów broni chemicznej.
Rosja zyskuje równocześnie kolejny argument na poparcie swojego stanowiska wobec Syrii. Otóż, 5 grudnia NY Times opublikował artykuł, z którego wynika, że Katar jest dla Stanów Zjednoczonych mocno kłopotliwym sojusznikiem. Emirat, krytykowany przez Rosję za wspieranie rebeliantów syryjskich, miał dostać w 2011 r. zgodę od Waszyngtonu na dostawę lekkiej broni dla rebeliantów w Libii. Ten zaś, wbrew woli Amerykanów dostarczył broń również ekstremistom powiązanym (przynajmniej ideologicznie) z al-Kaidą, a część z niej trafiła również do Mali. Mając tak niesfornego sojusznika, Obama nie chce się zgodzić się na oficjalne dostawy broni dla syryjskiej opozycji, (nie tylko z tego zresztą powodu).
Tymczasem w Syrii, rebelianci jednostronnie określili międzynarodowe lotnisko w Damaszku jako obiekt wojskowy i ostrzegli cywilów, że przebywając tam narażają się na niebezpieczeństwo.
(MMT)