Reklama

Geopolityka

Patrioty NATO nadal bronią Turcji. Mimo zakupu S-400

Fot. Estado Mayor Defensa/Twitter
Fot. Estado Mayor Defensa/Twitter

Hiszpanie przygotowują się do rozpoczęcia kolejnej, dziesiątej już zmiany w ramach misji Apoyo a Turquía (pol. Wsparcie dla Turcji), AT-X. W Turcji pojawili się hiszpańscy wojskowi, którzy przeprowadził rozpoznanie w bazie Incirlik, gdzie rozmieszczone są, w ramach misji NATO, siły wyposażone w baterię Patriot. Sojusznicy nadal realizują więc projekt ochrony terenu, mimo napięć związanych z zakupem przez tureckie władze rosyjskiego systemu S-400. 

Przyszły dowódca hiszpańskiej misji AT-X, podpułkownik Ubeda Garcera, wraz z personelem pojawił się w Turcji, by przeprowadzić rozpoznanie przed przejęciem obowiązków w ramach misji sojuszniczej, do którego dojdzie w lipcu br. Jak podkreślają przedstawiciele hiszpańskiego wojska, żołnierze mieli możliwość zapoznania się z sytuacją na miejscu i sprawdzenia rozwoju prowadzonej przez Hiszpanów misji, której celem jest ochrona miasta Adana przez możliwym atakiem z terenu Syrii.

Wizyta hiszpańskich żołnierzy potwierdza doniesienia z grudnia 2018 roku, dotyczące podjęcia decyzji o przedłużeniu misji o kolejny rok. Jak podkreślały hiszpańskie media jeszcze w grudniu zeszłego roku, była to bardzo ważna decyzja z perspektywy władz w Ankarze, po tym jak Amerykanie zapowiedzieli wycofanie sił z Syrii. Jak wspomniano wyżej, celem misji z wykorzystaniem hiszpańskiego systemu Patriot jest ochrona tureckiego terytorium przed atakiem z Syrii, obszaru na którym żyją ponad dwa miliony osób. Adana to piąte miasto Turcji pod względem liczby mieszkańców. Położone jest ok. 120 km od granicy z Syrią.

Pod hiszpańską ochroną

Na miejscu służy obecnie ok. 149 hiszpańskich wojskowych, realizujących zadania defensywne w ramach IX zmiany z wykorzystaniem baterii Patriot. Jak podkreśla resort obrony Hiszpanii, "misja to dowód sojuszniczej solidarności i przykład obrony kolektywnej, stanowiącej kamień węgielny NATO". W samym roku 2017 rozmieszczona w Turcji jednostka hiszpańska wykryć miała 76 wystrzeleń pocisków z terytorium Syrii, ale żaden z nich nie uderzył w ziemie tureckie. Koszt misji Hiszpanów, za poprzedni rok, szacuje się na 38,3 milionów euro. 

Przedłużenie misji w Turcji oznacza, że Hiszpanie "dzielnie" trzymają się na pozycjach, które już dawno opuścili sojusznicy z Niemiec i USA. Przypomnijmy, że z udziału w misji Active Fence w 2015 roku zrezygnowały zarówno władze niemieckie, jak i amerykańskie (oficjalnie z powodu braku ataków z powietrza i problemów natury technicznej). W lipcu br. służbę rozpocznie już dziesiąta hiszpańska zmiana, która będzie realizować zadania do stycznia 2020 roku (6-miesięczne zmiany).

Władze Hiszpanii miały być jeszcze rok temu blisko anulowania swojego udziału w misji, która zainicjowana została przez NATO w 2012 roku, ale ostatecznie obecność przedłużono o co najmniej dwie zmiany. Kontyngent hiszpański zastąpił w jej ramach, na początku 2015 roku, stacjonującą na lotnisku w Adanie jednostkę holenderską (wyposażoną w dwie baterie Patriot). Dodajmy, że Niemcy, Amerykanie i Holendrzy dysponowali bateriami Patriot PAC-3, Hiszpanie - jednostką w wersji PAC-2+, pozyskaną z nadwyżek Bundeswehry. Najwyraźniej jednak Turcy uznają to za ważny element wzmocnienia obrony powietrznej, misja jest bowiem kontynuowana na ich wniosek. 

Operacja defensywnego wsparcia Turcji, która nosi kryptonim Active Fence, obejmowała początkowo rozmieszczenie na jej terytorium - na wniosek tureckich władz - sześciu baterii Patriot należących do Holandii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych (po dwie z każdego z tych krajów). Sprzęt miał uzupełnić zdolności defensywne Turków, wystawiane na próbę w obliczu konfliktu syryjskiego (chodziło zarówno o zagrożenie ze strony takich pocisków, jak Scud, wykorzystywanych przez syryjskie władze przeciwko bojownikom, jak i ze strony ISIS, które mogło przejąć kontrolę na syryjskim arsenałem).

Sojuszniczego sprzętu jest oczywiście w Turcji więcej. W przypadku systemów obrony powietrznej, jest to włoski SAMP-T, rozmieszczony w Kahramanmaraş, czyli tam gdzie wcześniej stacjonowały niemiecki Patrioty.

Niesforny sojusznik

Jak widać, Hiszpanie nie zamierzają na razie wycofywać się z udzielania wsparcia Turcji, mimo pojawiących się napięć na linii NATO-Turcja, związanych z wyraźnym zbliżaniem się władz tego kraju do Rosji i planami zakupu rosyjskiego sprzętu. Zaledwie dwa tygodnie temu, gdyż na początku kwietnia, USA wstrzymały dostawy do Turcji części zamiennych i wyposażenia dodatkowego do myśliwców F-35 w odpowiedzi na decyzję rządu w Ankarze dot. zakupu rosyjskiego systemu rakietowego S-400. Była to dokładnie reakcja na deklaracje tureckiego ministra obrony, który pod koniec marca br. oświadczył, że jego kraj jest „zaangażowany na rzecz” zakupu rosyjskiego systemu rakietowego i obecnie prowadzone są rozmowy na temat daty rozpoczęcia dostaw.

„Nikt nie może żądać od nas wycofania się z tej umowy. To nasze suwerenne prawo, nasza decyzja” – argumentował turecki prezydent 8 kwietnia br. w czasie trzeciej już w tym roku wizyty Erdogana w Rosji. Rosyjskie media informowały, że S-400 może zostać dostarczony Turcji już w lipcu br. Bardzo możliwe więc, że wraz z nowymi hiszpańskimi żołnierzami, w Turcji pojawi się też nowy, rosyjski sprzęt.

Jak podkreślają Amerykanie, S-400 nie może zostać wpięty do systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nie chodzi tylko o brak kompatybilności, ale również wysokie prawdopodobieństwo, że samo włączenie go we wspomniany system mogłoby się wiązać z wyciekiem informacji dot. maszyny F-35. Jak podkreślał parę dni temu Defence24.plWaszyngton nie chce dopuścić do sytuacji, w której ich myśliwiec wyposażony w najnowsze rozwiązania technologii "stealth" będzie wykonywał loty w kraju, w którym dane na temat jego odbicia radiolokacyjnego (i innych pozostawianych śladów emisji) będzie w swobodny sposób, na dowolnych odległościach i kątach podejścia, zbierał jeden z najnowszych rosyjskich systemów wykrywania.

W zależności od tego gdzie zostanie rozmieszczony rosyjski system, swoim zasięgiem objąć może takie kraje, jak Grecja, Cypr czy Bułgaria, a także pewne obszary Izraela. 

Jak podkreślają tureccy komentatorzy, np. na łamach Daily Sabah, władze stoją obecnie na rozstaju dróg i zmuszone są wybrać tylko jeden z dwóch kluczowych dla bezpieczeństwa kraju systemów - F-35 lub S-400. Zaznacza się również, że tureckie władze próbowały kupić amerykański system, ale transakcji nie udało się domknąć. Co więcej, jeżeli ponownie nie uda się go kupić, to Turcja zmuszona będzie znowu zwrócić się do Rosji - co zapowiedział już turecki minister spraw zagranicznych. 

Turcy wprost sugerują nawet, że do zakupów w Rosji nie doszłoby, gdyby NATO zapewniło im obronę powietrzną, o którą zabiegali. W tym miejscu przypominają o wycofaniu się Niemców i Amerykanów z misji Active Fence. Ta misja jest jednak kontynuowana do dziś, choć mniejszymi siłami.

Problemy z tureckimi zakupami niewątpliwie nie wpływają dobrze na wizerunek świętującego w tym roku swoje 70-lecie sojuszu. Tym bardziej, że Turcja dysponuje drugą największą armią w NATO, na obronność wydaje 1,8 proc. PKB i jest aktywnym uczestnikiem sojuszniczych misji.

Jeśli jesteś przedstawicielem wybranych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem Państwa przysługuje Ci 100% zniżki!
Aby uzyskać zniżkę załóż darmowe konto w serwisie Defence24.pl używając służbowego adresu e-mail. Po jego potwierdzeniu, jeśli przysługuje Tobie zniżka, uzyskasz dostęp do wszystkich treści na platformie bezpłatnie.