- Wiadomości
Iskandery czyli strachy na Lachy
Polskie media za niemieckim tabloidem „Bild” informują, że Rosja rozmieściła w pobliżu granicy z Polską rakiety taktyczne krótkiego zasięgu typu Iskander-M. No i co z tego?

Jak bumerang w naszych mediach pojawia się informacja o zagrożeniu, jakie Polsce przyniosłoby rozmieszczenie rakiet Iskander-M (o zasięgu 500 km) w pobliżu naszych granic. Według dzisiejszego „Bilda” na podstawie zdjęć satelitarnych udało się odczytać, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na teren Obwodu Kaliningradzkiego przerzucono „dwucyfrową” liczbę rakiet Iskander-M. Od razu obliczono teoretyczny zasięg rażenia, z którego wynika, że Berlin jest również zagrożony tymi pociskami.
Według niemieckiego tabloidu, rozmieszczone za północno-wschodnią granicą Polski rakiety „są odpowiedzią prezydenta Rosji Putina na plany budowy europejskiej tarczy antyrakietowej”.
„Tuhaj-Bej rozsierdiłsia” (rozzłościł się)
Informacja o pojawieniu się rakiet Iskander-M miała prawdopodobnie w Niemczech pokazać, że nie warto budować tarczy antyrakietowej, bo to drażni Rosjan i teraz przez nieuzasadnioną antyrosyjską fobię krajów NATO byłego bloku wschodniego „batiuszka rozsierdiłsia”. Nie był to zresztą pierwszy taki głos w niemieckich mediach i na pewno nie ostatni.
Nie Iskandery są więc dla nas problemem, ale sposób w jaki się je na zachodzie Europy wykorzystuje. Polskie media powtarzające „sensacje” napisane przez „Bild” mają w tym również swój udział, ponieważ wywołują u nas poczucie zagrożenia, które w rzeczywistości po wprowadzeniu rakiet do Obwodu Kalinigradzkiego nie zmieniło się ani o jotę.
Bo nawet jeżeli Iskanderów tam nie ma (kiedy jesteśmy „grzeczni”) to, wcale nie oznacza, że w ciągu kilku godzin nie mogą się tam znaleźć (gdy tacy „grzeczni: być przestaniemy).
Iskander-M jako straszak
Straszenie nas rozmieszczeniem rakiet Iskander-M w obwodzie Kaliningradzkim każdego specjalistę może tylko rozśmieszyć. Rzeczywiście są to rakiety bardzo niebezpieczne, ale nie dlatego, że mają bardzo dobre parametry taktyczno techniczne (w tym szybkość i podobno celność), ale głównie dlatego, że są mobilne. Przerzucenie więc ich do Obwodu Kaliningradzkiego to tylko kwestia kilku godzin i można to zrobić zarówno drogą morską, lądową jak i lotniczą.
Sam pojazd-wyrzutnia z dwoma rakietami (typu 9P78) waży około 42 ton, z jedną (typu 9P78E) prawdopodobnie około 33 tony, sam 23 tony. Można więc je bardzo szybko przetransportować drogą lotniczą, np. samolotami An-124, które mogą przecież przewozić ładunek o wadze do 130 t.
I dlatego o wiele większe zagrożenie stworzyła dla nas decyzja Dmitrija Miedwiediewa z 10 grudnia 2009 r. o zakupie następnych 20 sztuk samolotów An-124 do 2020 roku. Tym bardziej, że według wszelkich danych za podpisanie umowy odpowiadał… Władimir Putin.
A to czy rakiety Iskander-M są koło Bałtijska, czy koło Moskwy zagrożenia nie zmienia dopóki w „Strategii Obronności RP” będzie zapis: „Prawdopodobieństwo wystąpienia konfliktu zbrojnego na dużą skalę w dającej się przewidzieć perspektywie jest niskie”. Tak więc na informację o rozmieszczeniu rakiet Iskander-M powinniśmy po prostu powiedzieć „A niech sobie montują”.
Róbmy swoje
Program modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP przewiduje stworzenie nowoczesnego, rakietowego systemu obrony przeciwlotniczej. Na sposób jego realizacji i to co on zawiera w żadnym wypadku nie powinien mieć wpływu fakt rozstawienia przez Rosjan rakiet Iskander-M, ale łatwość z jaką można go przerzucić w pobliże granic RP.
Dlatego program często określany jako „Tarcza Polski” powinien być dla nas nadal priorytetem - ale nie jako straszak na Rosjan, lecz jako potrzeba wynikająca z tego, że jesteśmy suwerennym państwem. Rosjanie bez problemu sprzedali Grecji swój system S-300 i oferowali go również dla Turcji. Nie powinno więc im robić żadnej różnicy, że Polska chce zbudować podobny system u siebie.
A o opinię zwykłych Rosjan na nasze „zbrojenia” się nie martwmy. Przyjaznych stosunków północnej Polski z Obwodem Kaliningradzkim już nic nie zmieni, dzięki genialnej decyzji naszej administracji, by w tym regionie zatwierdzić ruch bezwizowy. Rosjanie bez przeszkód jeżdżąc po naszym kraju przekonują się bowiem na własne oczy, że „antyrosyjska fobia” u Polaków ma niewiele wspólnego z rzeczywistością i są tutaj tak samo mile widziani jak każdy inny zagraniczny turysta. A może i bardziej, bo wszyscy mogą się z nimi bez problemu dogadać.
Nic tak przecież nie jednoczy jak wspólne zakupy w Ikei.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]