Reklama

Geopolityka

Czy Polska znów traci Lwów, Tarnopol, Łuck? Polemika z Witalijem Portnikowem

Fot. Prezydent.pl
Fot. Prezydent.pl

”Wybaczcie mi, drodzy polscy przyjaciele, tracicie Lwów, Tarnopol i Łuck drugi raz - tym razem nie jako polskie, ale jako europejskie miasta” - tak zaczyna swój tekst na temat polityki Polski wobec Ukrainy znany ukraińsko- rosyjski dziennikarz i publicysta Witalij Portnikow na portalu iPress.au.


Dodaje również, iż: „demokratyczne społeczeństwo Ukrainy potrzebuje poparcia swoich dążeń w walce z autorytaryzmem, i nie otrzymuje go od władz państwa, które w swoim czasie było latarnią (…) To przykre, gdy mój kolega z "Frankfurter Allgemeine Zeitung" musi tłumaczyć Bronisławowi Komorowskiemu i Donaldowi Tuskowi to, co rozumie każdy student stosunków międzynarodowych: Wiktor Janukowycz po prostu ich rozgrywa, jak kocięta, gdy straszy sojuszem z Rosją w przypadku zwiększenia jego izolacji na Zachodzie.”


Podstawowy błąd jaki popełnia Portnikow w swoim artykule to utożsamianie interesu ukraińskiego z interesem polskim- a bywają one odmienne. To prawda Warszawie zależy na niepodległości swojego buforu geopolitycznego, ale ona nie zawsze idzie w parze z docelową demokratyzacją kraju nad Dnieprem. Janukowycz to nie Łukaszenka, to władca, który -wbrew zapowiedziom ekspertów- konsekwentnie odmawia uczestnictwa w rosyjskich projektach integracyjnych, by wspomnieć jedynie najważniejsze z nich- OUBZ (tzw. rosyjskie NATO) i Unię Celną. Jednak nie w tym tkwi jego wyjątkowość, balans „na dwóch stołkach” był bowiem specjalnością również jego poprzedników. Lider „niebieskich” to pierwszy polityk, który realnie uniezależnia swój kraj od Rosji, na poziomie w chwili obecnej być może najważniejszym tj. energetycznym. Jak inaczej interpretować bowiem budowę terminalu LNG obok Odessy (zaproszono do udziału w tym przedsięwzięciu również polskie firmy), przyłączenie się do TANAP stanowiącego część południowego korytarza gazowego UE wymierzonego w Moskwę, czy zapowiadany udział w AGRI? Konsekwentne popieranie Janukowycza w tym dziele to nie „ponowna utrata Lwowa, Tarnopola i Łucka”, ale raczej ich zachowanie w zachodnim kręgu politycznym, z dala od Rosji.


Kolega Portnikowa z Frankfurter Allgemeine Zeitung patrzy na Ukrainę przez pryzmat interesów swojego kraju. Dla Berlina izolowanie Ukrainy pod płaszczykiem walki o demokrację to odsuwanie od siebie kolejnych, ewentualnych zobowiązań finansowych i politycznych. Integracja wymaga zachęty, wiadomo kto z perspektywy UE musiałby za nią płacić. Tymczasem walka o nowy budżet trwa, a głosy domagające się cięć są coraz donośniejsze. Nieobliczalne skutki zintegrowanie Ukrainy z UE miałoby także dla relacji Wspólnoty z Rosją. Nie wiadomo dziś przecież, czy Bruksela jest gotowa podjąć to ryzyko i w konsekwentny sposób zrealizować swoją politykę wobec byłych republik sowieckich. W tym kontekście wizja Portnikowa w pełni ukazuje nam swoją naiwność. A i z demokracją ukraińską jak na warunki byłego ZSRS nie jest przecież aż tak źle. Jak stwierdza Witold Waszczykowski: „Jeśli partia rządząca, wspierająca prezydenta, nie odniosła zdecydowanego zwycięstwa, to również opozycja nie poniosła druzgocącej klęski. Poza geograficzno- politycznym ukierunkowaniem rozwoju wybory miały przesądzić przyszły polityczny ustrój państwa oraz otworzyć prezydentowi drogę do pewnej reelekcji i absolutnej, politycznej dominacji. Prezydent Janukowycz nie zdobył jednak mandatu do pójścia drogą autorytarną.” Nie zdobył się również dzięki polskiej latarni -cytując Portnikowa-, która pełni swoją rolę jako ambasador UE na Ukrainie, szef misji obserwacyjnej PE na wybory w tym kraju etc. Nie zdobył się również z powodu obawy przed zerwaniem więzi z Brukselą i pozostawieniem swojego „folwarku” na pastwę rosyjskich projektów integracyjnych. A zatem „rozgrywanie Polski” - co rozumie każdy student stosunków międzynarodowych nad Wisłą- jest możliwe jedynie z powodu realności moskiewskiego zagrożenia. To dlatego działania Bronisława Komorowskiego czy Aleksandra Kwaśniewskiego, obliczone na minimalizowanie izolacji Ukrainy w UE, czy bagatelizowania sprawy Tymoszenko są zgodne z interesem Rzeczpospolitej.


„Pomyślcie nad swoim honorem Panowie”- mówi Portnikow zapominając, że wpierw myślimy o swoich interesach. Bo honor choć to rzecz bezcenna w życiu narodów nie zawsze utożsamia sukces polityki międzynarodowej dużego europejskiego kraju położonego na granicy UE.


Piotr A. Maciążek

Reklama

Komentarze

    Reklama