Odkąd prezydent USA Donald Trump ogłosił na Twitterze, że USA są gotowe rozwiązać problem Korei Północnej z pomocą Chin lub samodzielnie nie ustają spekulacje na temat możliwości ataku prewencyjnego na reżim w Pjongjangu. Zdolność Białego Domu do zdecydowanych działań militarnych pokazał zresztą atak na syryjską bazę lotniczą w Szarjat. Jak więc mógłby wyglądać scenariusz ewentualnej akcji zbrojnej USA na Półwyspie Koreańskim?
Przyczyny kryzysu: Rakiety balistyczne i broń jądrowa w rękach agresywnej dyktatury
Stosunki pomiędzy USA i Koreą Północną pozostają nieuregulowane i wrogie od momentu wybuchu wojny koreańskiej w latach 50. XX wieku, wywołanej inwazją wojsk Kim Ir Sena na południe. Wprawdzie ten krwawy konflikt zbrojny zakończył się rozejmem podpisanym 27 lipca 1953 roku w Panmundżom, jednak formalnie oba państwa koreańskie pozostają w stanie wojny, a gwarantem pokoju na półwyspie stało się utworzenie pasa zdemilitaryzowanej granicy przebiegającej wzdłuż 38. równoleżnika, a także stała obecność znacznego kontyngentu wojsk USA w Korei Południowej. Wprawdzie w czasie zimnej wojny dochodziło do szeregu incydentów pomiędzy wojskami amerykańskimi i północnokoreańskimi, takich jak strącenie w 1969 roku amerykańskiego samolotu rozpoznawczego EC-121 z 31 żołnierzami na pokładzie, czy zabicie dwóch oficerów US Army w strefie zdemilitaryzowanej w 1976 roku, to USA nigdy nie zdecydowało się na bezpośrednią akcję zbrojną przeciw Korei Północnej.
Podobnie było w obliczu ataków na sojusznika Stanów Zjednoczonych, Koreę Południową - czy to pod postacią zamachów terrorystycznych albo bezpośrednich, chodź bardzo ograniczonych, uderzeń na okręty i wojska południowokoreańskie. Do ostatniego takiego incydentu doszło w sierpniu 2015 roku, kiedy to Korea Północna ostrzelała miasto Yeoncheon.
To, co budzi jednak największe obawy administracji amerykańskiej to rozbudowywanie przez Koreę Północną arsenału rakietowego, w tym rakiet pośredniego zasięgu zdolnych dosięgnąć amerykańskich baz wojskowych w Azji i na Pacyfiku oraz pocisków międzykontynentalnych przeznaczonych do bezpośredniego ataku na terytorium USA. Wraz z tymi działaniami Pjongjang rozwija także broń jądrową, której pierwszy z pięciu dotychczas przeprowadzonych testów miał miejsce w 2006 roku. Działania te połączone są z ofensywą propagandową głoszącą gotowość do zmiecenia z powierzchni Ziemi - przy użyciu kolejnych coraz groźniejszych środków rażenia takich jak głowice atomowe czy rakiety odpalane z okrętów podwodnych -Stanów Zjednoczonych oraz krajów będących w sojuszu z Waszyngtonem: Korei Południowej i Japonii.
Korea Północna może przeprowadzić w najbliższym czasie kolejną próbę broni atomowej, tym razem głowicy zdolnej do umieszczenia na rakiecie balistycznej i być może znacznie potężniejszego do standardowych głowic jądrowych ładunku termowodorowego. Przy tym zdaniem części amerykańskich analityków kraj ten wciąż nie dysponuje operacyjną bronią jądrową, co jednak już wkrótce może się zmienić. Te fakty mogą zaważyć na decyzji Donalda Trumpa o ataku prewencyjnym przeciw Korei Północnej.
To właśnie obawa przed północnokoreańskim odwetem, a także reakcjami międzynarodowymi zwłaszcza w Pekinie były głównym czynnikiem powstrzymującym ewentualną opcję rozwiązania obecnego kryzysu siłą. Z całą pewnością Kim Dzong Un dysponuje bowiem arsenałem znacznie większym i groźniejszym niż Saddam Hussein, Muammar Kaddafi czy Baszszar al-Assad. Chodzi tu głównie o liczne rakiety balistyczne, w tym być może odpalane z okrętów podwodnych, zdolne zaatakować amerykańskie bazy oraz sojuszników USA - Koreę Południową i Japonię. Nie można również wykluczyć, że część z nich może być uzbrojona w głowice jądrowe.
Czytaj też: Koniec "strategicznej cierpliwości" USA ws. Korei Północnej
Wojna prewencyjna?
Temat realności amerykańskiej akcji zbrojnej wobec Pjongjangu pojawił się po raz pierwszy gdy prezydent USA Donald Trump napisał w kwietniu na Twitterze, że "Korea Północna szuka kłopotów", a Stany Zjednoczone są gotowe rozwiązać ten problem z Chinami, które są głównym regionalnym sojusznikiem Korei Północnej lub bez nich. Wkrótce potem, podczas wizyty prezydenta Chin Xi Jinping w Stanach Zjednoczonych Trump podjął decyzję o ataku na syryjską bazę lotniczą Szarjat w odwecie za użycie przez reżim Baszszara Al-Assada broni chemicznej.
Uderzenie miało dobitnie pokazać, że Ameryka nie zaakceptuje rozprzestrzeniania się broni masowej zagłady i nie zawaha się nawet przed bezpośrednią akcją militarną w celu powstrzymania takich dążeń. Strategia ta zresztą nie jest nowa, bo już w 2002 roku, na rok przed inwazją na podejrzewany o posiadania broni chemicznej Irak, ówczesny prezydent George W. Bush zaliczył Koreę Północną wspólnie ze wspomnianym Irakiem oraz Iranem do międzynarodowej "osi zła". Na marginesie warto przy tym dodać, że to właśnie wojna na Bliskim Wschodzie mogła być głównym impulsem dla Koreańczyków z Północy do rozwoju technologii rakietowych i jądrowych, którzy uznali broń atomową za główny gwarant bezpieczeństwa i dalszego istnienia reżimu.
Czy to przeświadczenie Kim Dzong Una jest poprawne mogą pokazać już najbliższe tygodnie. Jak mógłby wyglądać scenariusz takiej interwencji gdyby jednak USA zdecydowały się na akcje zbrojną wobec Korei Północnej? W dużym skrócie skala takiej operacji zależałaby od celów jakie miałyby osiągnąć Stany Zjednoczone. Na razie presja wywierana na Koreę Północną ma na celu przerwanie testów rakietowych i niedopuszczenie do kolejnej próby jądrowej. Gdyby to jednak zawiodło możemy spodziewać się wdrożenia któregoś z poniższych planów. Wybór konkretnego z nich będzie zależeć od dalekosiężnych celów jakie Waszyngton chciałby osiągnąć w starciu z reżimem północnokoreańskim.
Scenariusz pierwszy: Uniemożliwić próby rakietowe
Najbardziej ograniczony scenariusz amerykańskich działań zakładałby zakłócenie koreańskich prób rakietowych przy użyciu systemów antyrakietowych rozmieszczonych na amerykańskich okrętach oraz w Korei Południowej. W związku ze stosunkowo niewielką powierzchnią Korei Północnej (120,5 tys. km2) rakiety dalekiego zasięgu muszą być testowane nad akwenami morskimi okalającymi kraj. To z kolei naraża je na przechwycenie przez antyrakiety SM-3 rozmieszczone na okrętach US Navy: krążownikach klasy Ticonderoga i niszczycielach klasy Arleigh Burke oraz japońskich krążownikach typu Kongo.
Mogą one strącać pociski krótkiego do pośredniego zasięgu, a w wersji Block IIA także międzykontynentalnego rażąc cele w środkowej fazie lotu także w przestrzeni kosmicznej. Pociski z uwagi na swój zasięg mogą być użyte z pokładów okrętów znajdujących się na wodach międzynarodowych przeciwko koreańskim rakietom startującym z dowolnego miejsca półwyspu.
Ich uzupełnienie stanowi lądowy system THAAD (Terminal High-Altitude Area Defense) rozmieszczany od marca 2017 roku w Korei Południowej. Jest on przeznaczony do niszczenia głowic pocisków balistycznych w ostatniej fazie lotu. Może zwalczać rakiety balistyczne krótkiego i średniego zasięgu w przedziale wysokości 40-150 km. Pociski przechwytujące rażą cel energią kinetyczną. Zaletą systemu THAAD jest możliwość zwalczania celów balistycznych w promieniu nawet 200 km, z uwagi na przyjęty sposób rażenia celów.
Choć oba systemy uzbrojenia traktowane są jako broń defensywna, to w tym przypadku mogłyby zostać użyte do działań, które można by potraktować jako ofensywne, a więc do rażenia pocisków jedynie przechodzących próby na terenie suwerennego państwa i nad wodami międzynarodowymi. Część analityków wskazuje zresztą, że do ataku mającego na celu utrudnić koreańskie próby rakietowe już doszło, tylko że do udaremnienia startów posłużono się nie antyrakietami, a atakiem w cyberprzestrzeni. Jeśli taki scenariusz miałby miejsce, to nie byłoby to niczym nowym. Warto w tym miejscu przypomnieć uszkodzenie irańskich wirówek używanych do wzbogacania Iranu przez robaka Stuxnet w 2010 roku.
Czytaj też: Cyfrowy sabotaż przyczyną fiaska północnokoreańskiej rakiety? [ANALIZA]
Warto jednak zaznaczyć, że taka operacja mogłaby przynieść jedynie krótkoterminowe rezultaty. Wprawdzie uniemożliwienie testowania rakiet balistycznych utrudniłoby Koreańczykom z Północy rozwój w tym obszarze, to jednak nie zatrzymałoby go całkowicie. Takie działanie nie powstrzymałoby też rozwoju broni jądrowej. Można domniemywać, że reżim mógłby po prostu przeczekać obecny kryzys, a potem np. po przeniesieniu uwagi świata na inne rejony, po prostu wznowić próby.
Scenariusz drugi: Zniszczyć północnokoreański arsenał
Scenariusz drugi zakładałby, że celem amerykańskiego ataku miałoby być znaczne uszkodzenie koreańskiej infrastruktury do produkcji i testowania rakiet balistycznych oraz broni masowego rażenia. Uderzenie by było skuteczne musiałoby też zakładać znaczne uszkodzenie systemu obrony przeciwlotniczej Pjongjangu. Byłaby to więc operacja, która mogłaby zostać porównana do kampanii pod kryptonimem Pustynny Lis podjętej przeciw Irakowi w 1998 roku przez USA i Wielką Brytanią. Z tym że tym razem USA stanęłyby przed znacznie silniejszym przeciwnikiem, dysponującym w przeciwieństwie do Saddama Hussaina po Pustynnej Burzy nietkniętą obroną przeciwlotniczą oraz dużą liczbą dobrze chronionych celów do potencjalnego porażenia.
USA mogą do takiej akcji wykorzystać użyte niedawno w Syrii rakiety manewrujące Tomahawk Block IV odpalane z okrętów nawodnych i podwodnych, w tym cztery przebudowane jednostki typu SSBN klasy Ohio, z których każda jest zdolna do przenoszenia 154 pocisków tego typu. Jeden z tych okrętów - USS Michigan przybył 24 kwietnia do portu Busan w Korei Południowej z "rutynową wizytą" dołączając do spodziewanej grupy bojowej lotniskowca USS Carl Vinson i dwóch japońskich niszczycieli także spodziewanych w rejonie.
Czytaj też: Rakietowy okręt "rutynowo" w Korei. 150 Tomahawków na pokładzie?
Drugą podstawową bronią, która mogłaby zostać użyta do potencjalnego uderzenia są wykonane w technologii stealth bombowce strategiczne B-2A, prawdopodobnie zdolne do swobodnego operowania w przestrzeni powietrznej Korei Północnej. Bazą w rejonie przystosowaną do operowania tych maszyn (podobnie jak B-52H i B-1B) jest Andersen na wyspie Guam. Bombowce stealth mogą przenosić duży arsenał uzbrojenia precyzyjnego, w tym do 80 bomb JDAM o wadze 225 kg lub 16 o wadze 450 kg, bomby szybujące AGM-154 JSOW czy pociski manewrujące JASSM.
B-2A też jedyną maszyną w arsenale US Air Force zdolną do uderzeń z użyciem ważącej 14 ton bomby GBU-57A/B Massive Ordnance Penetrator (MOP) przeznaczonej do niszczenia bunkrów i innych silnie bronionych obiektów. Mało prawdopodobne jest natomiast użycie w akcji "Matki Wszystkich Bomb", czyli bomby GBU-43/B zrzucanej z przebudowanych samolotów transportowych, z uwagi na duże ryzyko utraty nosiciela.
Czytaj też: Tomahawki przeciwko broni masowego rażenia – nie tylko w Syrii [KOMENTARZ]
Innymi typami uzbrojenia używanego przez Stany Zjednoczone do uderzeń o charakterze strategicznych na ważne, szczególnie silnie bronione cele są pociski cruise AGM-86 CALCM przenoszone przez bombowce B-52H oraz uzbrojenie przenoszone przez lotnictwo taktyczne, w tym pociski antyradiolokacyjne z rodziny AGM-88 HARM/AARGM do obezwładnienia obrony przeciwlotniczej, bomby naprowadzone laserowo i GPS o różnym wagomiarze, od ważących 129 kg GBU-39 SDB po ponad 2-tonowe GBU-28 czy wspomniane już pociski manewrujące AGM-158 JASSM.
W roli nosicieli tego uzbrojenia mogą być wykorzystane rozmieszczone w Korei Południowej i na japońskiej wyspie Okinawa samoloty US Air Force B-1B (operujące także z Guam), A-10, F-15E, F-16C/D, F-22 Raptor, a być może też F-35, a także operujące z pokładu USS "Carl Vinson" i innych lotniskowców, które zostałyby rozmieszczone u wybrzeży Korei Północnej maszyny US Navy: F/A-18C/D Hornet i E/F Super Hornet. W działania mogą też zostać zaangażowane zarówno w roli maszyn uderzeniowych, jak i samolotów wsparcia zapewniających osłonę myśliwską myśliwce krajów sojuszniczych, a więc południowokoreańskie: F-15K, F-16C/D, FA-50, F-4E i F-5E oraz japońskie: F-15J/DJ, F-2 i F-4J/DJ. Korea Południowa ma także możliwość odpowiedzi na działania sąsiada z wykorzystaniem wytwarzanych przez lokalny przemysł rakiet balistycznych i manewrujących mogących razić cele na dystansach odpowiednio 500 km i ponad 1000 km. Ewentualna decyzja w tej sprawie, a także przybycie kontyngentów z innych krajów będzie jednak zależeć od decyzji politycznych w poszczególnych stolicach, na który duży wpływ może mieć skala działań odwetowych zaatakowanego reżimu.
To, co może budzić wątpliwości, to ewentualna skala operacji, tak by mogła ona spełnić pokładane w niej nadzieje. Dość powiedzieć, że uszkodzenia tylko jednego lotniska w Syrii potrzeba było, aż 59 Tomahawków, a w czasie Operacji Pustynny Lis wystrzelono na cele w Iraku, aż 415 pocisków manewrujących AGM-86 i BGM-109. Tylko te liczby pokazują, że w razie ataku na Koreę Północną, by taka operacja miała osiągnąć zakładane cele, należałby użyć co najmniej kilkukrotnie większej liczby pocisków, co mogłoby pozostawić pod znakiem zapytania amerykańskie zapasy tego typu broni.
Dodatkowo nie wiadomo jak dobrze Stany Zjednoczone mają rozpracowane miejsca produkcji i dyslokacji koreańskiego arsenału rakietowego i jądrowego - co jest kluczowe dla powodzenia ataku obezwładniającego. Poza dobrze znanymi celami jak Ośrodek Badań Jądrowych w Jongbjon z całą pewnością istnieje też wiele innych elementów kluczowych dla rozwoju broni masowej zagłady. Należy zakładać, że Korea Północna znaczną część swojego arsenału zdążyła ukryć, a kraj ten jest słabo zinfiltrowany przez zachodnie służby wywiadowcze. Oznacza to, że trwająca co najmniej kilka dni akcja zmasowanych nalotów mogłaby pomimo ogromnych kosztów, podjętego ryzyka, w tym ekologicznego związanego z atakowaniem miejsc produkcji i dyslokacji broni jądrowej, osiągnąć zakładane cele tylko w ograniczonym zakresie. W czasie Pustynnej Burzy Irak posiadał zdolność do odpalania rakiet balistycznych Scud (R-17 Elbrus), praktycznie, aż do końca trwającego ponad miesiąc konfliktu pomimo intensywnego "polowania" na wyrzutnie prowadzonego przez pilotów koalicji.
Czytaj też: Trzy dekady Tomahawków [ANALIZA]
Scenariusz trzeci: Zmiana reżimu
Scenariusz trzeci jaki można założyć to próba wymuszenia przez naloty lotnicze zmiany reżimu tak, jak to miało miejsce po bombardowaniach Serbii w 1999 roku lub Libii w 2011 roku. Wobec Korei Północnej należy jednak powątpiewać w jego skuteczność. Totalitarny reżim w tym kraju, niemal całkowicie zdławił wewnętrzną opozycję co spowodowało, że jedynym realnym scenariuszem zmiany władzy wydaje się być dziś jedynie bezpośrednia interwencja lądowa. Należy założyć, że same naloty nawet, gdyby miał trwać przez wiele miesięcy nie doprowadziłyby do zmiany politycznej na szczytach północnokoreańskich elit.
Do akcji lądowej Amerykanie musieliby z kolei wygospodarować siły, co najmniej podobne do tych użytych w Pustynnej Burzy (700 tys. żołnierzy USA wspartych przez kolejne 256 tys. z 35 krajów) - zakładając, że mają naprzeciw siebie czwartą najbardziej liczebną armię świata (po Chinach, USA i Indiach) liczącą ok. 1,2 miliona żołnierzy, 600 tys. rezerwistów i blisko 6 mln w siłach paramilitarnych (25 proc. mieszkańców). Do tego wojska USA musiałyby walczyć w znacznie mniej sprzyjających warunkach terenowych niż w Iraku biorąc pod uwagę, że aż 80 proc. powierzchni Korei Północnej stanowią góry sięgające 2744 m n.p.m. oraz wyżyny poprzecinane głębokimi dolinami oraz wąwozami.
Dochodzi do tego kwestia czy świat i główni regionalni gracze są gotowi na zmianę władzy w Pjongjangu i ewentualne zjednoczenie obu państw koreańskich. Z punktu widzenia USA, Japonii i Korei Południowej problemem są kwestie ekonomiczne związane z podniesieniem z ruiny już teraz niewydolnej, a w perspektywie zniszczonej działaniami wojennymi, gospodarki północy. A na pomoc Rosji i Chin Waszyngton raczej nie mógłby liczyć biorąc pod uwagę, że kraje te nie są zainteresowane zmianą obecnej sytuacji na półwyspie i umocnieniu się USA w tym rejonie.
Jak może odpowiedzieć Korea Północna?
Osobnym zagadnieniem pozostaje możliwość odpowiedzi Korei Północnej na bezpośrednią akcję zbrojną. Kraj ten może odpowiedzieć z wykorzystaniem szeregu środków. To, co budzi największe obawy, to możliwość użycia broni masowego rażenia przeciwko wojskom USA, bazom wojskowym w rejonie Pacyfiku - takim jak Okinawa czy Guam - oraz celom cywilnym w Korei Południowej i Japonii. Wprawdzie, jak już zostało powiedziane, poziom gotowości operacyjnej arsenału jądrowego stoi pod znakiem zapytania, a do tego głowice dysponują stosunkowo niewielką mocą wybuchu (wg. szacunków podczas testów osiągnięto moc tylko ok. 25 kt czyli niewiele więcej niż bomba zrzucona na Hiroszimę) to jej użycie przeciw np. Seulowi mogłoby pociągnąć za sobą bardzo poważne straty. Korea Północna może również dysponować zasobami broni chemicznej i biologicznej.
Wprawdzie systemy antyrakietowe Patriot, THAAD i SM-3 byłyby wstanie w razie wybuchu wojny przechwycić znaczną część koreańskich rakiet, których nie uda się zniszczyć w pierwszym ataku to wciąż istnieje ryzyko, że niektóre pociski mogłyby osiągnąć założone koordynaty. Zagrożenie jest tym większe, że wiele wrażliwych celów na południu, w tym aglomeracja miejska Seulu znajduję się tu przy granicy (centrum stolicy Korei Południowej w odległości ok. 45 km), co czyni je łatwymi do porażenia przez artylerię i rakiety krótkiego zasięgu.
Zagrożenie może też stanowić flota ok. 70 okrętów podwodnych i w mniejszym stopniu liczne (ok. 600 maszyn) ale z wyjątkiem nielicznych (ok. 30-40 sztuk) pochodzących z lat 90. XX wieku Migów-29 bardzo przestarzałe, wręcz zabytkowe lotnictwo wciąż operujące na takich samolotach, jak MiG-17, Su-7 czy Ił-28. Nie wspominając już o tym, że Kim Dzong Un może dać w razie zagrożenia rozkaz do ataku lądowego na południe.
Reżim w Pjongjangu może również odpowiedzieć na atak metodami niekonwencjonalnymi. Północnokoreańskie jednostki specjalne są ćwiczone do prowadzenia działań dywersyjnych m.in. przeciw amerykańskim instalacjom wojskowym na południu, a w prowadzeniu takich akcji ma pomagać oprócz śmigłowców, takich tak 84 pozyskane nielegalnie MD-500, m.in. flota ok. 300 dwupłatowych samolotów śmiglowych An-2. Sprzęt ten ma pozwolić przedostać się dywersantom na teren Korei Południowej, w tym do amerykańskich baz wojskowych. Północnokoreańskie załogi mają być więc szkolone w lotach na bardzo małej wysokości, a według niepotwierdzonych informacji część maszyn sił specjalnych jest przemalowana w barwy lotnictwa Korei Południowej.
Kolejnym ryzykiem jest możliwość odwetowych akcji terrorystycznych, w tym z użyciem broni masowego rażenia. O tym, że Korea Północna jest zdolna do takich działań pokazało zabójstwo w lutym br. w Malezji, Kim Dzong Nama - przyrodniego brata dyktatora Korei Północnej. W przeszłości jednak wywiad północnokoreański miał na swoim koncie o znacznie krwawsze akcje. W październiku 1983 roku agenci tego kraju podjęli próbę zabójstwa prezydenta Korei Południowej Chun Doo-hwan wraz z rządową delegacją w Birmie (obecnie Mjanmie). Wybuch bomby w mauzoleum w stolicy kraju Rangunie zabił wtedy 21 osób, w tym wicepremiera Korei Południowej, trzech ministrów: spraw zagranicznych, handlu i przemysłu, szefa kancelarii prezydenta i ambasadora w Birmie. Pięć lat później, w listopadzie 1987 roku eksplozja bomby w Boeingu 707 linii Korean Air, który wykonywał rejsowy lot z Bagdadu do Seulu, zabiła 115 osób.
Cała nadzieja w presji dyplomatycznej
Wysoki poziom zmilitaryzowania Korei Północnej, połączony z totalitarnymi rządami oraz znaczy arsenał wojskowy obejmujący rakiety balistyczne oraz broń masowej zagłady i środki do prowadzenia działań niekonwencjonalnych powodują, że kraj ten jest trudnym celem do ataku wojskowego - zwłaszcza z użyciem ograniczonych środków bojowych, którymi obecnie w rejonie dysponują Stany Zjednoczone. W związku z tym bezpośrednia akcja wojskowa i wdrożenie któregoś z trzech przedstawionych wyżej scenariuszy jest mało prawdopodobnym rozwiązaniem obecnego kryzysu. Pozostają przy tym wątpliwości czy wojna prewencyjna zwłaszcza o ograniczonym charakterze faktycznie w sposób trwały rozwiązałaby problem agresywnego reżimu rozwijającego broń masowej zagłady. Przykłady z Libii czy Iraku pokazują, że raczej nie.
Dlatego obecne umacnianie wojsk USA w regionie i zapowiedzi przedstawicieli amerykańskiej administracji należy bardziej traktować jako ostrą próbę wywarcia dyplomatycznej presji na dyktaturę. Co ważne, i wcale nieoczywiste, włączyły się do niej Chiny, odwołując wyjazdy turystyczne, loty i wycofując z kraju swoich obywateli. Ma to uzmysłowić władzom w Pjongjnagu, że nie będą mogły liczyć na ochronny parasol Pekinu w razie amerykańskiej akcji zbrojnej. Warto jednak mieć na uwadze, że cel działania Chin jest tutaj dość jasny i chodzi o niedopuszczenie do rozwoju wojennego scenariusza na półwyspie koreańskim.
Oglądaj: SKANER Defence24: Korea Północna zagrożeniem dla świata? „Symulacja ataku na Japonię”
TIGER
Japonia, Korea Południowa, USA i Australia musiałaby użyć 2 mln żołnierzy do ataku jeśli do wojny dołącza Chiny i Rosja wyśle jednostki ekspedycyjne. Precyzyjne uderzenie w porty PLAN i unieszkodliwienie marynarki wojennej Chin, co może być niemożliwa i ostrzelanie granicy korea-chiny
mant
Moim zdaniem, dalsze odkładanie radykalnego rozwiązania tylko rozzuchwali tego watażkę.
Beneq
Dokładnie
Pruty
Rosji zależy aby wciągnąć USA w konflikt w Korei, wtedy będzie mogła wziąć Europę wschodnią i środkową.
say69mat
Wziąć??? A ... po co??? Biorąc skalę problemów na Ukrainie oraz potencjalne ognisko problemów w Azji i Zakaukaziu. Przecież po to aby sprawować kontrolę nad zajętym terytorium potrzebni są żołnierze. A do kontroli obszaru republik Bałtyckich, Ukrainy, Mołdawii żadną miarą nie wystarczy potencjał ludnościowy sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Biorąc pod uwagę opór oraz konieczność jego pacyfikacji, w stosunkowo krótkim czasie.
Woro89
Drodzy bracia i siostry. Czy wyobrażacie sobie inwazję Rosji na Polskę? Ja tego nie widzę. Historia Polski pokazuje wiele, a najważniejsze jest to, że jesteśmy uparci. Jestem pewien że ja jak i wielu młodych rodaków, wolelibyśmy zginąć niż żyć w okupowanej przez Rosję Polsce. Nie pozwolę by za mojego życia, Nasz odwieczny wróg zajął ponownie Polskę! Tak Nam dopomoż Bóg.
topaz
Jest scenariusz nr 4: precyzyjny atak fizycznie likwidujący Kima....
Niniu
USA może nie na 3 ale na co najmniej 30 sposobów walnąć Kore Północną. Ale żaden z tych ataków nie będzie "prewencyjnym" - chyba , że uzyto by na masową skalę broni jądrowej. Wtedy faktycznie Koreańczycy nic by nie mogli zrobić. Słabe uderzenie konwencjonalne (jak w Syrii) może nie sprowokować odpowiedzi militarnej a jednocześnie pokazać wielkość Trumpa i USA. Ale nie będzie miało żadnego znaczenia militarnego i nie powstrzyma Koreańczyków od rozwoju broni jądrowej i rakiet balistycznych. Ryzyko olbrzymie korzyści tylko propagandowe. Silny atak spotka się z odpowiedzią i wtedy wszystko może się zdarzyć z odwetowym atakiem jądrowym Koreańczyków np na Tokyo. Niby są te amerykańskie systemy przeciwrakietowe ale nie są 100% pewne. Phenian poza bronią jądrową dysponuje ponad 4,5 tys dział samobieżnych. Część z nich ma zasięg 40 km konwencjonalną amunicją (Seul - 10 mln ludzi w zasięgu). Do tego dochodzą systemy rakiet w ilości też olbrzymiej. Wszystkiego się nie zestrzeli. Jesli Korea nie zrobi jakiejś poważnej prowokacji to USA nie ma zbyt wiele w miarę bezpiecznych opcji. A są jeszcze Chiny. W czasie wojny "koreańskiej" Chińczycy się nie zawachali. Jak by nie było sytuacja zrobiła się bardzo nieciekawa. Również dla Nas.
Devil
Mogli by wsadzić odpady radioaktywne do pocisków artyleryjskich.
Kleofas
Nikt nie mówi o sytuacji w jakiej znajduje się prezydent USA w swoim kraju, a ta nie jest idyllą i może istotnie wpłynąć na jego decyzje. Ewentualne niepowodzenie może być skutecznym argumentem na rzecz jego impeachmentu, o którym niektórzy już teraz głośno myślą.
Ponda Baba
Impeachment dotyczy sytuacji złamania prawa, zdrady stanu itp, a nie niepowodzenia operacji militarnej.
Stelle
Moźe chodzić na początek o blokadę morską.
Moldke
Panowie decyza zapadła nie czy tylko kiedy
Geoffrey
Wygląda na to, że wszystko zależy od tego, co z tego konfliktu będą miały Chiny. Amerykanie nauczyli się już, że nie da się wygrać wojny samym lotnictwem i rakietami. Więc jeśli nie chcą wysyłać do pomocy południowym Koreańczykom setek tysięcy swoich żołnierzy, powinni sprawić, by weszli tam Chińczycy, którzy mają siły, środki i ambicję. Tylko za jaką cenę? Oddania Chinom odbudowy zrujnowanej północy? Wyjście Chińczyków może być trudniejsze do zorganizowania, niż wejście. I co na to Korea Południowa? Czy przypadkiem nie wolą północy w rękach szaleńca, niż w rękach Chin?
Qba
Warto dodać, że Chiny zmobilizowały przy granicy z Koreą 150 tys. żołnierzy.
gts
Tak, dokladnie nalezalo by wziac nie tylko czynniki wewnetrzne Korei ale i zewnetrzne jakimi sa bez watpienia i Rosja i Chiny. Nie mozna wykluczyc, ze gdyby mialo doksc do konfliktu jak zachowaja sie te panstwa. Moze sie okazac ze w razie konfliktu na poludniowej granicy, od innych stron moga wejsc i Chinczycy i Rosjanie w celu "obrony" ludu koreanskiego, a w rzeczywistosci zdobyczy terytorialnych z domniemanymi surowcami. O ile Rosjanom ze wzgledu polozenia byloby trudno, ale nie wykuczone ze jakims desantem z moza cos dla siebie by wykroili. Znow moze sie skonczyc na ktoryms rownolezniku. Ogolnie prawda jest dla mnie taka, ze w interesie wszystkich ludzi na swiecie lepiej byloby dolaczyc Koree Polnocna do poludniowej z rzadem z poludnia. Przez jakis czas, byloby nieciekawie, ale w gruncie rzeczy Korea Polnocna wyszlaby na tym jak NRD na polaczeniu z RFN, a pewnie nawet wielokrotnie lepiej bo dysproporcja dobr jest znacznie wieksza... mogloby dojsc do kryzysow, ale tego sie nie da nigdy wykluczcyc. Wracajac wiec do konfliktu, mysle ze nie wiele z Korei Polnocnej by sie ostalo.... w momecie walki na granicy z Poludniem, wejscie Chin od polnocy to prsktycznie bezwarunkowe dojscie do Phenjanu. Moze rezim by upadl, moze nie, ale dla mnie byloby to jedynym logicznym rozwiazaniem dla Chin. Musieliby to zrobic dopiero po wybuchu konflitku z USA lub Korea Poludniowa, ale tak jak Rosja zajela Krym, tak Chiny doszly by do Morza Japonskiego. Dolary przeciwko orzechom ze o tym mysla. Korea Pln to fasada ktora kiedys upadnie, a im silniejsze sa Chiny tym wieksze jest prawdopodobienstwo ze to bedzie chinska zdobycz. Moze i w USA doszli do tego samego. Wiedza ze polozenie Korei to stanie nad przepascia, wiec ktos chce Kima zachecic do zrobienia kroku naprzod, zanim Chiny przygotuja sie do takiej operacji. Chinom tez na reke byloby gdyby ktos inny zaczal. O ile teraz Korea to bufor to za jakis czas moze sie stac beczka prochu, ktora moze wystrzelic nie tylko w kierunku USA.
adam
a zastanawiasz,się czemu. a może by wkroczyć do krld i zrobić tam porządek?
czarny bez
Czyli tak jak w kawale - przemieszczają się małymi grupami zwiadu:)))
adam
czy naprawdę nie widzicie roli chin? wkroczą by 'ustabillizować sytuację' to najlepsze rozwiązanie. i będzie najmniej ofiar, jeśli jakiekolwiek. potem powoli odbędzie się zjednoczenie a w wianie tego chiny dostaną koncesje na kopalnie na których zarobią. usa zyska rozbrojenie przeciwnika z bronią jądrową. korea płd. zyska stopniowe zjednoczenie z którym może sobie poradzić (swoją drogą za ułamek sowjego budżetu obronnego - który nie będzie konieczny - może utrzymywać tam ludzi przez pokolenie) . a rosji nic do tego. to teren w obszarze wpływów chin. także to strategia win-win.
dk.
Natura nie znosi próżni, a naturalnym zagrożeniem dla Korei były zwykle Chiny, Rosja lub Japonia. Niekoniecznie wszystkie naraz, w jednym momencie, niemniej że któreś z nich, było tak zawsze. Koreańczycy są tym najmniejszym w gronie. Czyli w dalszym ciągu ponosić musieliby realatywnie bardzo wysokie wydatki na obronność.
czarny bez
Chiny nie mogą sobie pozwolić aby sojusznik USA (czyli same USA) zbliżył się do ich granic. Dopuszczając do połączenia Korei pod przywództwem południa mają USA u bram...
Misza
Faktycznie chyba w tym momencie są najbardziej realne scenariusze wojny na Półwyspie Koreańskim. Za Obamy było to niemożliwe, jego jedyne komentarze brzmiały: "wyrażamy głębokie zaniepokojenie" oraz - niezależnie od ilości przeprowadzonych testów rakiet/broni jądrowej - po każdym z nich: "Korea musi zaprzestać testów, jeśli nie skazuje się na coraz głębszą izolację" - a prób coraz więcej. Izolacja taka sama, a "rząd i tak się wyżywił", niezależnie od sankcji. Jeśli Chiny nie namówią Pjongjangu do wycofania się, atak nastąpi... a tymczasem Chiny stawiają do pionu Seul i Waszyngton ;)
ppp
Powyższe mnie tylko uświadamia, że ORKA bez rakiet z głowicami atomowymi nie będzie żadną, ale to żadną formą odstraszania. A, że Polska atomu raczej nigdy nie będzie miała, trzeba myśleć racjonalnie - kupić na Bałtyk 5-6 małych, tanich OP zamiast okrętów z rakietami, natomiast rozwinąć rakiety dalekiego zasięgu na nośnikach lądowych (omijać traktaty) oraz przenoszone przez samoloty.
Marek T
Iranowi wystarczyło posiadanie czterech OP typu Kilo aby stworzyć zagrożenie dla potencjalnych agresorów (czyt sił okrętowych USA) , a tym samym skutecznie odsunąć widmo ataku na własne terytorium. Dlatego już samo pojawienie się w składzie MW RP okrętów typu 212 A, czy A 26 zadziała na podobnej zasadzie choć w mniejszym stopniu. Pzdr
inżynier
Właśnie będzie bo ma zasięg rakiet rzędu 1000km. i globalny zasięg morski. W razie poważnego zagrożenia mamy nośniki tylko wstawić odpowienie głowice.
Gość
Obecnie na zbrojną interwencję jest już za późno.Nikt nie podejmie takiego ryzyka. Tramp blefuje by skłonić Chiny do działania powstrzymującego rozwój broni masowej zagłady w Korei Północne. Zapowiada sie raczej na długie targi niż na wojnę.j
wernyhora
Półwysep zostanie rozbrojony, będzie pod kontrolą sprzymierzonych, za co USA oddadzą Chiną Tajwan! to co się teraz dzieje, to tylko zasłona dymna. Sprzedaż została dokonana! a potem - ".... oko Smoka zwróci się ku pustym ziemiom północy..." ale to już będzie III WŚ...
Michał
Sytuacja wydaje się być prosta do rozwiązania, biorąc pod uwagę przewagę militarną USA, ale to tylko pozory. Zasadnicze pytanie jest takie, czy USA posiadają dokładne lokalizacje w których ukryta byłaby broń jądrowa oraz środki do jej przenoszenia, oprócz tego stanowiska obrony przeciwlotniczej, deslokacje artylerii itp... Jeżeli USA posiadają bardzo dobre informacje na ten temat to powinny wykonać zmasowany atak prewencyjny. Rakiety, bombardowania lotnicze, w moim odczuciu wybuchnie z tego wojna ale tylko lokalna, na półwyspie koreańskim, wojna która musi zakończyć się zmianą władzy i zjednoczeniem Korei.
zohan
Warto mieć świadomość, że Korea Północna dysponuje niezwykle silną i liczną artylerią rozmieszczoną wzdłuż granicy w umocnionych fortyfikacjach. Jest ona w stanie według różnych szacunków zniszczyć nawet 30% potencjału gospodarczego Korei Południowej. Nie sądzę by USA były w stanie cokolwiek zdziałać bez narażenia Korei Południowej na ogromne straty /zresztą interwencja zapewne wywołała by światowy kryzys i penie umocniła Chiny, które przejęły by produkcję Korei Południowej i jej rynki zbytu - zwłaszcza przy przeciągającym się konflikcie/.
Tommy
Zgadzam się. Najbardziej na tym konflikcie ucierpi Południe i to Trump musiałby wziąć na siebie odpowiedzialność za to, i za umocnienie się Chin.
Kraqss
Proponuje scenariusz nr.4 : Z niezidentyfikowanego (jak zwykle) okretu podwodnego startuje rakieta balistyczna np.w kierunku pekinu, albo los angeles. Jak myslicie czym to sie zakonczy?? Wszystkim funbojom oraz ich szefom polecam kubełek lodowatej wody na głowki :)
Davien
Aha więc Rosja zaatakuje chiny lub USA bo ani Chiny ani KRLD nie mają ICBM na OP.
wiesiek
Korea drażni USA, bo jest krajem mogącym być pomostem do ekspansji w Azji, a jest niezależna. Tak jak Afganistan, jest potencjalną bramą do zasobów Azji centralnej. Mit o wielkim zagrożeniu, jest propagandowym bzdetem. Dokładnie takim samym mitem jest Iran, demonizowany od lat przez te same kręgi. Nikomu nie przeszkadza broń rakietowa i atomowa w Indiach, Pakistanie, Izraelu. Ani potencjalne możliwości takiej w Japonii, czy Arabii Saudyjskiej.
911
Ciekawe ile kosztuje wieloletnie utrzymywanie wojsk U S A w Korei Południowej i Japonii , oraz kto za to płaci ?
JS
Coś mi ta analiza przypomina za bardzo analizę Stratfor sprzed dwóch tygodni. Aż tak zgodni autorzy?
sojer
Taki atak miałby opłakane skutki wizerunkowe, bo przez media nie zostałoby to jako przeciwdziałanie możliwemu atakowi atomowemu, ale wpychanie kija w mrowisko. Innymi słowy były to pretekst do usunięcia prezydenta z urzędu. Zgodnie z zasadą, że nie należy zabijać kogoś tylko dlatego, że jest głupi powinni rozmawiać z Chińczykami (którzy chcą być traktowani jak supermocarstwo nr 2), a nie grozić. Groźby wobec Iranu nie był skuteczne, ale udało się wynegocjować zakończenie programu atomowego. Izrael też zachowywał się jak państwo zbójeckie względem Iranu, ale nuklearny przycisk nie został wciśnięty przez żadną ze stron.
Kurt V
Chiny zrobią wszystko by nie doszło tam do żadnego konfliktu w przeciwnym razie dla nich to oznacza zwinięcie kapitału i totalnych krach domina w gospodarce. Rola gospodarcza wschodnich tygrysów z dnia na dzień upadnie, więc cała reszta będzie zadowolona. Państwa surowcowe po krótkiej zwyżce również odczują dekoniunkturę na rynku. Dlatego Chiny trzymają Kima teraz bardzo króciutko.
Sailor
An-2 nie jest samolotem turbo-śmigłowym. Posiada zwykły gwiazdowy silnik tłokowy.
Greg
Ale są też zmodernizowane An2 które posiadają silnik turbo śmigłowy
my lai
To sześćdziesięcioletnie F-4 Phantom jeszcze latają?
Podpułkownik Wareda
Z bardzo wielu stron, dochodzą do nas niepokojące informacje dot. napiętej sytuacji na półwyspie koreańskim. Oczywiście, należy te informacje traktować poważnie, bo cóż innego nam pozostaje. Ja czytam te informacje (do których zresztą mam bardzo ograniczony dostęp) i oceniam je z pozycji byłego wojskowego. I dlatego odpowiem wprost: osobiście nie wierzę, aby Koreańczycy z Północy, zdecydowali się jawnie zaatakować środkami konwencjonalnymi jakikolwiek obiekt amerykański, południowokoreański, japoński bądź inny? Podkreślam, nie wierzę w to. Nie wierzę również, aby zdecydowali się użyć - posiadanych aktualnie, kilku ładunków jądrowych, których moc - nie jest do końca jednoznacznie określona. Nie wierzę, aby obecny dyktator KRL-D, Kim Dzong Un oraz jego najbliżsi współpracownicy i doradcy polityczno-wojskowi, autentycznie zmierzali do wojny (w dosłownym tego słowa rozumieniu!) z USA i jego sojusznikami w Basenie Pacyfiku. Taki scenariusz wydaje mi się wręcz nieprawdopodobny. W przeciwieństwie do wielu ludzi Zachodu, ja nie uważam Kim Dzong Una za chorego psychicznie. Powiem więcej: uważam, że jest w pełni świadomy, wszystkich swoich działań na arenie wewnętrznej oraz międzynarodowej! Kim wie doskonale, że atak Korei Północnej na USA bądź na któregokolwiek z jego sojuszników w tamtym regionie świata, byłby dla niego samobójstwem wojskowym i politycznym. Najprawdopodobniej, to byłby koniec państwowości KRL-D. Armia północnokoreańska, licząca obecnie - według różnych szacunków - ok. 1.1 miliona żołnierzy, jej siły konwencjonalne oraz kilka ładunków jądrowych względnie małej mocy, są niczym w porównaniu do sił amerykańskich i ich sojuszników. Chyba nikt nie zaprzeczy, że Kim nie jest tego świadomy? W starciu z Amerykanami i ich sojusznikami, Koreańczycy z Północy nie mają żadnych szans militarnych. Ponadto jestem pewien, że Chińczycy nie zaryzykują konfrontacji militarnej z USA - w obronie reżimu północnokoreańskiego. Podkreślam wyraźnie: tego jestem pewien! To nie jest epoka wojny na Półwyspie Koreańskim w latach 1950-1953. Obecnie żyjemy w zdecydowanie innym świecie. Wobec powyższego, należy stwierdzić wprost, a mianowicie: KIM DZONG UN BLEFUJE! Zgadzam się, że jego blef jest denerwujący i niepokojący, nie tylko dla najbliższych sąsiadów KRL-D. Dla wielu innych krajów również! W takim razie, nasuwa się pytanie podstawowe: dlaczego Kim blefuje? Nie siedzę w głowie Kima i z pewnością nie odpowiem jednoznacznie na to pytanie. Mogę jedynie domniemywać, że Kim - w ten sposób, czyli blefując - liczy na to, że ugra coś dla siebie, do pewnego stopnia, mniej lub bardziej, przestraszy sąsiadów KRL-D, zadziwi nieco Amerykanów, Chińczyków, Koreańczyków z Południa, Japończyków oraz Rosjan - dając wszystkim po kolei lekki pstryczek w nos, a może nawet w ucho, pokaże swemu narodowi, jak z niego odważny wódz, chojrak i wojownik, a także - jeszcze bardziej umocni swoją dyktatorską władzę w swoim kraju. Czy taki jest zamysł Kima, który niewątpliwie blefuje, tego nie wiem, mogę jedynie przypuszczać? Proszę także pamiętać, że mentalność ludzi Wschodu, a szczególnie Dalekiego Wschodu - jest inna i wiele różni się od mentalności ludzi Zachodu. Być może to nie jest decydujący aspekt, ale warto o nim pamiętać! Długo możemy teoretyzować na powyższy temat. No dobrze, a co będzie w przypadku zaistnienia skrajnego napięcia na Półwyspie Koreańskim oraz w całym Basenie Pacyfiku i Amerykanie oraz ich sojusznicy - będą jednak zmuszeni zareagować zbrojnie na poczynania Kim Dzong Una? Ano właśnie. Przypominam, że w takim przypadku Amerykanie - pierwszy raz od chwili zakończenia II wojny światowej - byliby zmuszeni do interwencji zbrojnej wobec państwa, które dysponuje oficjalnie bronią jądrową! Jakie byłyby skutki i następstwa takiej interwencji? Czy ktokolwiek z komentatorów na forum D24 bierze pod uwagę taki scenariusz?
nikt ważny
Niestety żyjemy na jednej planecie i nie da się przenieś na inną gdzie nie istnieją ludzie nie akceptujący naszych poglądów. Korea Płn to inny świat czy ktoś chce czy nie. USA widać nie chce, a może przyjmuje to do wiadomości, tyle że rakiety i bomby zwane ogólnie demokracją też mają okres przydatności do użycia i to może być powodem podobnie jak przydatność pewnego specyfiku niezbędnego do wykonania kary śmierci, również w US. Jako że strony różnią się przy czym ta silniejsza wybitnie terroryzuje resztę klasy (no tak już jest) to ta słabsza przynajmniej próbuje napluć do zupy tej mocniejszej. Z wiadomym skutkiem - mocniejsza w końcu spuści słabszej manto choć tamta może chociaż ucho odgryzie. Mocniejsza bez ucha może i nadal będzie mocna ale będzie krwawić i jak to w znanej przypowieści (wykorzystanej w kilku filmach) spłyną się rekiny a wtedy klasowy terrorysta może dostać łupnia od większej grupy. To tak w pisarski sposób. Realnie jest to geopolityczna rozgrywka której akcent militarne są jedynie rodzynkami w serniku. Korea tak czy siak przegra, bo do dziś jest podzielona przy czym dla świadomych historii jasnym jest że tak jak północ tak i południe przez podzielenie bynajmniej nie podążyło prawą i uczciwą ścieżką a raczej dość krwawą. Ostatecznie przecież nie to przez kogo jest popierane dane państwo stanowi o jego pro obywatelskim charakterze ale wewnętrzny system. Rozgrywka geopolityczna jest niebezpieczna bo o ile słaby choćby w obronie może odgryźć ucho, to dwóch dotychczas ukrywających się przed tym najsilniejszym razem może wykorzystać chwilę. Wtedy mamy wojnę i... jeśli u każdej ze stron brak ludzi z wyobraźnią... prawdopodobnie apokalipsę. W końcu ten najsilniejszy w klasie może wyciągną nie nóż a pistolet i strzelać dookoła jak popadnie. Nic tak nie boli ludzi jak utrata twarzy. A jeden zatopiony lotniskowiec może pociągnąć odwet za wszystkie lata udręki.
go88
Pułkowniku a co USA i Japonia mogą zrobić aby powstrzymać rozwój gospodarczy Chin? Wciągnięcie tam Chin i wojna na wykrwawienie. Doprowadzenie do kryzysu gospodarczego, uzależnienie gospodarcze to są prawdziwe cele wojny o Koreę a tak naprawdę o hegemonię. Wojna może trwać 10-30 lat.
LP
Niestety ale mam zastrzeżenia odnośnie twojego wywodu. Czytając kroniki i polskie gazety z lata '39 roku przekonasz się że panowało powszechne przekonanie o wielkim potencjale Armii Polskiej (zarówno wśród cywili jak i oficerów Wojska Polskiego). Najbardziej pesymistyczne scenariusze zakładały kilku tygodniowe walki a następnie ( fakt że przy aktywnym wsparciu sojuszników) zwycięstwo. Dziś wiemy że to były mrzonki. Założenie że potencjał militarny Korei i jej przeciwników jest oceniany przez reżim obiektywnie wydaje się wątpliwe. Jak bardzo informacje trafiające do Kim'a są zniekształcane przez jego popleczników, generałów i doradców politycznych nie wiem ale uważam że człowiek podejmujący w tym kraju decyzje jednoosobowo może nie mieć pełnej i obiektywnej świadomości odnośnie obecnie panującej sytuacji.
Widz
Wojna w Korei uwiąże USA na Pacyfiku a Rosja w tym czasie zajmie Białoruś i Ukrainę może Państwa Bałtyckie jak Niemcy pozwolą lub jak dostaną zgodę od USA w zamian za poparcie w Korei ( Rosja i tak ich oszuka). Dla Chin też dobrze aby USA ugrzęzły w Korei a Chińczycy zajmą sobie morze południowochińskie i wciągną USA w wojną na wykończenie bez bezpośredniej walki. Na Wiki są tabele z przewidywanym PKB w 2050- Chiny będą miały 50 bilionów a USA 34 Bilionów także USA muszą coś zrobić więc najlepiej wciągnąć same Chiny w wojnę na półwyspie Koreańskim i je tam wykrwawić. Wojna wszystkim jest na rękę oprócz oczywiście Koreańczykami i Polakami. Nasza armia w rozsypce jedynie piękne patriotyczne zapowiedzi.
dk.
Mam nawet wątpliwości czy patriotyczne, czy jest to może właśnie zaplanowana część sabotażu zdolności obronnej ?
jarek
O to się nie martw. USA to mocarstwo globalne zdolne do prowadzenia operacji wojskowych jednocześnie w wielu miejscach. Nawet po cięciach w wydatkach i redukcji armii w Europie, USA nadal mają niewyobrażalny, nienotowany wcześniej w historii potencjał militarny. Do tego zresztą służy im 10 wielkich lotniskowców (+ 10 mniejszych...), gigantyczna flota tankowców powietrznych i samolotów transportowych. To jest coś, z czego na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, ale oni są w stanie w ciągu 2-3 dni przetransportować w dowolne miejsce świata np. całą dywizję pancerną, a w 24h stworzyć przewagę powietrzną nad dowolnym przeciwnikiem. Poszukaj sobie o zmianach w uzbrojeniu - co jakiś czas następuje generacyjna zmiana w stosowanych rakietach, bombach itp. Jak myślisz, co się dzieje z tym wycofywanymi? Tak, one lądują najczęściej w magazynach jako rezerwa, lub uzbrojenie nieoperacyjne. To oznacza, że jeśli zechcą, USA są w stanie bombardować dosłownie miesiącami. Najpierw zniszczą opl przeciwnika najnowszą bronią, a potem będą go okładać bombami z czasów wojny w Wietnamie, aż pozostanie spalona ziemia. Dlatego uważam, że wchodzenie w otwarty konflikt z USA to głupota. Jeszcze nikt na tym nie wygrał, a wielu przegrało. A wiesz co jest najlepsze? Że my jesteśmy po stronie Ameryki!!!
nikt ważny
Nie wiem na ile orientujesz się w doktrynie stosowanej przez Rosję. Tlące się konflikty są dla niej we współczesnym świecie na rękę bo podlewanie oliwy do nich na tyle żeby nie zagasły Rosję nie kosztuje aż tyle ile zaangażowany w potencjalną pomoc. Rosja nie przeżyła by klasycznej wojny bo klasyczna wojna to inna bajka i na początek dużo pieniędzy w piach a potem ruina gospodarcza, ekonomiczna i generalnie cywilizacyjna. Rosja jako mocarstw atomowe niewiele ma do stracenia podobnie jak niewiele może stracić bo nawet armie US i Chin nie są w stanie ogarnąć tak wielkiego terytorium. Tu trzeba zrozumieć że wchód i zachód Rosji, Północ i południe się różnią ale w jednym są zgodni. Niezależnie od narodowości są Rosją. W US czy w Chinach głupi ludzie nie są u władzy (Kim w Korei też takim nie jest ale najpierw trzeba poznać co najmniej jego życiorys) i potrzebna im jest biedna Rosja i Pokój. A nie Rosja wściekłą i wojna. Rosja zgodnie z doktryną, zapędzona do rogu, nie tyle ugryzie to odgryzie atakującym łby.