Technologie
„Piorun” ma szansę być polskim przebojem eksportowym [WIDEO]

Przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy „Piorun” jest w tej chwili najlepszym rozwiązaniem w swojej klasie dostępnym dla państw NATO i prawdopodobnie najlepszym w ogóle na świecie. Jednak by ten zestaw stał się rzeczywiście przebojem eksportowym i wszedł na wyposażenie armii natowskich, trzeba odpowiednio zaangażować się w jego promocję.
„Piorun” to najnowszy, przenośny, przeciwlotniczy zestaw rakietowy (PPZR) produkowany przez Mesko. Jest to rozwiązanie opracowane na bazie PPZR „Grom”. Ten ostatni zestaw był nie tylko wprowadzony do Sił Zbrojnych RP, ale również z powodzeniem sprawdzony w czasie działań bojowych w Gruzji.
To właśnie wtedy polskie rakiety przeciwlotnicze bardzo krótkiego zasięgu zmusiły rosyjskie lotnictwo do latania na wyższych pułapach, utrudniając bezpośrednie wsparcie lotnicze dla wojsk działających na lądzie. Według danych uzyskanych z Gruzji, „Gromami” trafiono w sumie dziewięć statków powietrznych wykorzystywanych przez Rosjan. Analiza zapisów rejestratora w poszczególnych wyrzutniach wykazała jednak, że w sumie odpalono piętnaście rakiet z czego trzynaście w warunkach pozwalających na zestrzelenie celu. Należy zauważyć, że operatorzy przeszli jedynie krótkie przeszkolenie obsługi tego sprzętu.
Trudno jest nawet oszacować, o ile te straty byłyby większe, gdyby wtedy zastosowano obecnie produkowane PZPR „Piorun”. Są one bowiem lepsze od „Gromów”. Przewyższają je zarówno parametrami taktyczno-technicznymi, skutecznością jak i funkcjonalnością.

„Piorun” - najlepszy MANPADS na świecie
Z ujawnionych parametrów przenośnych, przeciwlotniczych zestawów rakietowych klasy MANPADS (man-portable air-defence system) wynika wyraźnie, że polski „Piorun” jest najlepszym systemem tej klasy na świecie. W tyle pozostaje najprawdopodobniej nawet najnowszy, rosyjski MANPADS typu 9K333 „Wierba” (na pewno jeżeli chodzi o pułap i zasięg). Ten ostatni nadal nie jest masowo wprowadzany do sił zbrojnych Rosji. W zamian za to kontynuuje się rozwój i produkcję starszych zestawów rodziny „Igła”.

Najłatwiej jest porównać „Pioruna” do stosunkowo dobrze znanej rakiety amerykańskiego zestawu FIM-92 „Stinger” lub do jeszcze wykorzystywanego w krajach NATO wschodniej flanki ex. rosyjskiego systemu „Igła”. Przede wszystkim polski zestaw ma większą skuteczność, o czym można się było naocznie przekonać 17 czerwca 2019 r. podczas ćwiczeń „Tobruq Legacy-19” na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Ustce. Z obserwowanych przez dziennikarzy strzelań wynikało, że skuteczność zestawów MANPADS: „Igła” i „Stinger” (celność oraz prawidłowe działanie) była nie większa niż 70%. Odnosi się to także do zestawów samobieżnych Avenger.

Tymczasem w ciągu ostatnich kilkunastu miesiącu przeprowadzono dziesięć faktycznych strzelań polskich zestawów MANPADS „Piorun” (podczas prób zakładowych i odbiorczych), które wykazały się stuprocentową skutecznością. Co więcej testy były prowadzone w o wiele trudniejszych warunkach niż panowały w Ustce, w tym w nocy i przy zamgleniu.

Istotne znaczenie ma zastosowanie w „Piorunie” nowego rodzaju głowicy naprowadzającej produkowanej przez Telesystem-Mesko, która nie jest oparta o fotorezystory chłodzone azotem (jak w PPZR „Grom”), ale o fotodiody, chłodzone na nowej zasadzie. Dzięki temu poprawiła się nie tylko czułość układu, ale również wydłużył się czas jego działania (do szesnastu sekund). A to automatycznie przełożyło się na zwiększenie zasięgu do ponad 6 km (pocisk jest bowiem skuteczny do tego momentu, gdy jest chłodzony jego fotodetektor).
Przy zbliżeniu rakieta ma więc tak naprawdę możliwość zwalczania zbliżających się celów powietrznych, wykrytych nawet w odległości powyżej 12 km, które lecąc z prędkością około 400 m/s pokonają w ciągu szesnastu sekund 6,4 km. Głowica jest bowiem tak czuła, że „widzi” cel już na takim zasięgu, a system tak przelicza czas startu, by dolatujący obiekt wleciał w maksymalny zasięg działania głowicy rakiety. Oczywiście im „zimniejszy” obiekt, tym trudniej jest wykryć go przez system naprowadzania. Jednak badania wykazały, że nawet w przypadku śmigłowca widzianego z przodu może on być atakowany z odległości 4-6 km w zależności od wielkości śmigłowca.
Ponadto, polskie zestawy przeciwlotnicze mają sprawdzoną zdolność do zwalczania celów na bardzo niskich wysokościach, nawet rzędu 10 m, co zostało potwierdzone strzelaniami próbnymi. Mogą więc zwalczać śmigłowce poruszające się tuż nad ziemią. Istotna jest też skuteczność rażenia.
Polskie zestawy „Piorun” mają trzy rodzaje zapalników
- Zapalnik zbliżeniowy - działający w niewielkiej odległości od celu dla zapewnienia skutecznego rażenia;
- Zapalnik uderzeniowy, który ma zwłokę po to, by rakieta przeszła przez pierwszą płaszczyznę i wprowadziła ładunek wybuchowy do środka;
- Zapalnik na prądy wirowe - natychmiastowy (działa jeżeli głowica przechodzi przez metal i dostaje się do środka – np. statku powietrznego).
Wartości tych zapalników są dobierane automatycznie przez zestaw w zależności od trybu ataku (pościg, zbliżenie i cel nieruchomy). Inne są bowiem wtedy prędkości ataku i dynamika manewrów. Parametry te wraz z programem są ustawiane przez operatora specjalnym przełącznikiem na mechanizmie startowym, który tuż przed odpaleniem rakiety ustawia tryb ataku („pościg” czy „spotkanie”).
W trakcie prowadzonych testów, praktycznie przy każdej próbie rakiet „Piorun”, któryś z tych zapalników zadziałał (co oznacza stuprocentową skuteczność) doprowadzając do bezpośredniego trafienia nawet bardzo małych i szybkich obiektów powietrznych. A były nimi m.in.: imitator celu powietrznego MJ-7 Szogun (systemu Vermin), a więc niewielki (rozpiętość skrzydeł 3,16 m, długość 1,97 m. i waga około 30 kg), bezzałogowy samolot o prędkości do 250 km/h oraz cel ICP-89, który sam jest rakietą, o średnicy poniżej 6 cm i długości 110,5 cm - mniejszej niż „Grom”/”Piorun” oraz prędkości około 290 m/s.
Przy strzelaniu do tych niewielkich i szybkich obiektów pociski „Piorun” trafiały bezpośrednio lub zadziałał zapalnik zbliżeniowy.

O wartości polskich zestawów „Piorun” świadczy również udowodniona w czasie testów ich odporność na nowoczesne środki i systemy zakłócające głowic pocisków naprowadzanych w podczerwieni, a więc flary i pułapki termiczne. Sprawdzano to m.in. odpalając takie flary z wyrzutni umieszczonych na tarczach stacjonarnych, ustawionych na wysokości 10 m i atakowanych przez „Pioruny”. Jest to widoczne w jednej z ostatnich scen w prezentowanym w tym artykule filmie udostępnionym przez MESKO.
Odpalenie rac przez statek powietrzny nie uchroni go więc przed trafieniem polskimi zestawami MANPADS. Osiągnięto to przede wszystkim dzięki zwiększeniu dynamiki układów odbiorczych. Użycie systemu naprowadzania na podczerwień niesie ze sobą ryzyko nasycenia. W takiej sytuacji nie można rozróżnić, co jest celem, a co flarą/flarami. Dzięki zwiększeniu dynamiki, układ „Pioruna” się nie nasyca nawet, jeżeli zostaną użyte bardzo silne pułapki termiczne.
Pomogło w tym zastosowanie w głowicy śledzącej fotodiody z której sygnał od razu jest przetworzony do postaci cyfrowej, przesyłany do głowicy, gdzie m.in. jest poprawiany stosunek sygnał-szum. Pomocą jest nawet nowy sposób zasilania elektrycznego układu. Każde źródło ciepła jest dodatkowo analizowane, dzięki czemu wiadomo, co jest celem, a co nagle pojawiającymi się flarami. Stosuje się przy tym kilka rodzajów selekcji poprzez analizę: spektralną, położeniową, momentu wystąpienia i wzajemnej prędkości (rozróżnianie są źródła ciepła które hamują).
Ważne są również zalety eksploatacyjne zestawów „Piorun”: w tym zastosowanie celownika termowizyjnego (ułatwiającego strzelanie w nocy) oraz cyfrowego mechanizmu startowego z rejestratorem (pozwalającym na odtworzenie sekwencji strzelania). Zestaw dysponuje też układem autoryzacji, nie pozwalającym na użycie zestawu przez osoby niepowołane.
Jeżeli jest taki dobry to dlaczego się go nie eksportuje?
Przeciwnicy sprzedaży polskich MANPADS za granicę wskazują najczęściej na trzy przeszkody: wady „wieku dziecięcego” polskich rakiet, umowy międzynarodowe ograniczające handel bronią oraz priorytetowe potrzeby polskiej armii. W rzeczywistości z formalnego punktu widzenia nie ma żadnych przeciwskazań, by rozpocząć eksport zestawów przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych „Piorun” do innych krajów NATO.
Barierą ograniczającą możliwość eksportowania nie są na pewno umowy międzynarodowe. Polska jest oczywiście sygnatariuszem porozumienia z Wassenaar z grudnia 1995 roku w sprawie kontroli eksportu broni konwencjonalnej oraz towarów i technologii podwójnego zastosowania. Porozumienie to nie zabrania jednak eksportowania uzbrojenia, ale „zostało ustanowione w celu przyczynienia się do bezpieczeństwa i stabilności regionalnej i międzynarodowej poprzez promowanie przejrzystości i większej odpowiedzialności w zakresie transferu broni konwencjonalnej oraz towarów i technologii podwójnego zastosowania…”.

Jego celem jest więc rzeczywiście ograniczenie dostępu na rynku broni (m.in. do zestawów klasy MANPADS) ale tylko dla krajów „zbójeckich” i upadłych, dla terrorystów, organizacji przestępczych oraz osób niepoczytalnych. W żadnym przypadku porozumienie to nie dotyczy jednak państw NATO, które mają uzbrojenie pod pełną kontrolą. Polska eksportuje zresztą zestawy Grom na Litwę, ponad 100 rakiet tego typu trafiło też do USA w celu prowadzeniu badań.
Trudno też zgodzić się z tezą, że na razie nie można eksportować „Piorunów” ponieważ najważniejsze są dostawy dla polskiej armii. To, że Wojsko Polskie zamówiło dużą partię zestawów „Piorun” nie oznacza bowiem wcale wykorzystania pełnych możliwości produkcyjnych polskiego przemysłu. Prawda jest taka, że obecna produkcja przy odpowiednich inwestycjach mogłaby zostać zwiększona i to ponad dziesięciokrotnie. Polski przemysł jest więc w stanie zapewnić dostawy nawet do wszystkich państw NATO, zwiększając skuteczność ich bezpośredniej obrony przeciwlotniczej.
Oczywiście sprzedaż zestawów „Piorun” za granicę wymaga zgody polskich sił zbrojnych, które są właścicielem praw i dokumentacji technicznej. Jednak i z tym nie będzie problemu, ponieważ Wojsko Polskie powinno być zainteresowane dobrą kondycją naszych zakładów zbrojeniowych, które wspomagane środkami z eksportu mogłyby się samodzielnie utrzymać i podejmować dalsze prace rozwojowe, a więc dzięki temu oferować armii jeszcze lepsze rozwiązania. Dodatkowo uzbrojenie krajów natowskich w jak najlepszy sprzęt jest również ważne dla bezpieczeństwa Polski. Może się bowiem zdarzyć, że w naszym kraju pojawi się zagraniczna pomoc wojskowa i lepiej dla nas, żeby była ona z jak najlepszym sprzętem (a do takiego zalicza się polskie MANPADS-y).
W przypadku państw będących członkami NATO nie powinno się też mówić o konieczności ograniczania eksportu „wrażliwych technologii obronnych”. Trzeba bowiem pamiętać, że my również chcemy, by przekazywano nam najnowsze rozwiązania – i najczęściej je otrzymujemy, czego przykładem są np. norweskie rakiety przeciwokrętowe NSM, szwedzkie rakiety przeciwokrętowe RBS-15 Mk3 i radary Sea Giraffe oraz amerykańskie: rakiety przeciwlotnicze PAC-3 MSE, system dowodzenia IBCS, lądowe zestawy rakietowe HIMARS czy samoloty F-35.
Jak z „Pioruna” zrobić produkt eksportowy?
Najważniejszy w tym wszystkim jest marketing: i to zarówno handlowy, jak i polityczny. Polska Grupa Zbrojeniowa powinna otrzymać pomoc w tym względzie sama reklamując „Pioruna”, jak również być w tym wspomagana przez władze wojskowe i polityczne.
O tym, że ta pomoc jest niezbędna może świadczyć przetarg prowadzony w Finlandii w 2015 r. na nowe rakiety klasy MANPADS. Przebadano wtedy rakiety „Grom”, „Stinger” i rosyjską „Igłę”. Finowie jednak po przeprowadzeniu testów utajnili wyniki, unieważnili postępowanie i kupili rakiety amerykańskie w ramach umowy międzyrządowej. Oznacza to prawdopodobnie, że Amerykanie nie wygrali przetargu, a według nieoficjalnych informacji najlepsze okazały się polskie pociski. Dowodem na to może być fakt, że kilka miesięcy później strona amerykańska rozpoczęła negocjacje w sprawie pozyskania „Gromów”. Ostatecznie Amerykanie kupili najpierw 40 sztuk polskich PPZR, później kolejne 40 sztuk i obecnie trzecią taką samą partię.
By zmienić tą sytuację, w pierwszej kolejności konieczne jest wyjście z polskimi MANPADS poza Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Zestaw „Piorun” powinien zacząć być bowiem prezentowany również wszystkim na zagranicznych targach militarnych (np. DSEI w Londynie, Eurosatory w Paryżu, Euronaval w Paryżu) i to z odpowiednią oprawą medialną.


Nie chodzi przy tym tylko o pokazywanie „Piorunów” w gablotach, ale o ich udostępnienie dla odwiedzających targi w taki sposób, by od razu zainteresowali się polskim rozwiązaniem. Pierwszym krokiem jest zmontowanie filmu z kilkudziesięciu już przeprowadzonych strzelań, które „atakowałyby” gości polskiego stoiska np. z wielkiego monitora i wzbudzały automatycznie ich zainteresowanie. Prace w tej sprawie już zostały podjęte w MESKO i jeden z takich materiałów wideo jako pierwsi prezentujemy.
W czasie targów należałoby również okresowo prowadzić prezentacje, na które powinni być zapraszani przede wszystkim dziennikarze branżowi oraz zagraniczni wojskowi. Przydatna w tego rodzaju działaniach byłaby pomoc polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej poprzez czasowe udostępnienie trenażerów i operatorów „Gromów”/„Piorunów”.
Jaki to może przynieść efekt można się było przekonać podczas pokazów organizowanych przez jednostki wojskowe dla ludności cywilnej z okazji różnych świąt państwowych. Jeżeli żołnierze mogli tam prezentować tłumom ludzi w działaniu zestawy „Grom” wykorzystując trenażery, to nic nie stoi na przeszkodzie, by taki sam pokaz zorganizować na międzynarodowych targach. Położenie rakiety na ramieniu i zweryfikowanie na własne oczy, że system działa jest o wiele lepszym argumentem, niż nawet najlepiej wydrukowane foldery.

Nie będzie to zresztą działanie odosobnione, ponieważ na świecie bardzo wiele firm korzysta z pomocy sił zbrojnych państw, z których pochodzą. Na poszczególnych stanowiskach wystawienniczych można więc porozmawiać z czynnymi lub byłymi żołnierzami, którzy jako użytkownicy są najlepiej przygotowani na udzielenie jak największej ilości informacji, potwierdzając: czy i jak działa dany system.
Wojsko mogłoby również zmienić sposób prowadzenia prób zestawów „Piorun”, organizując je w czasie międzynarodowych manewrów lub zapraszając na nie delegacje specjalistów zagranicznych. W ten prosty sposób można by udowodnić, jak skuteczne są polskie MANPADS-y, jednocześnie potwierdzając, że są one dostępne na eksport.
Przykładem wydarzenia, w trakcie którego można było zaprezentować Pioruny były wspomniane już manewry „Tobruq Legacy-19” w Ustce w czerwcu 2019 r. To właśnie wtedy można było w obecności specjalistów od obrony przeciwlotniczej z kilkunastu państw skonfrontować polskie rozwiązania ze sprzętem wykorzystywanym przez inne państwa NATO. Sukces byłby praktycznie pewny biorąc pod uwagę, że polskie rakiety „Piorun” w czasie prób były wykorzystywane m.in. do zwalczania tak wymagających celów jak rakiety ICP-89. Tymczasem żołnierze słowaccy, węgierscy i rumuńscy z gorszą skutecznością strzelali do wolno opadającej na spadochronie zapalonej racy, natomiast Amerykanie niszczyli małe drony, zdalnie sterowane radiowo.
Pomocą dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej mogłoby też być odpowiednie prowadzenie negocjacji przy zakupach uzbrojenia przez MON i Siły Zbrojne RP. Być może warto prowadzić negocjacje w sprawie zakupów uzbrojenia oferując „wymianę” kontraktów, tak aby partner zagraniczny kupował polski sprzęt (oczywiście pod warunkiem, że polski system zostanie po badaniach określony jako najlepszy). Jeżeli więc „Piorun” jest lepszy od zestawów „Stinger” (a najprawdopodobniej jest) to Polska, jako sojusznik i równorzędny partner powinna domagać się wzięcia go również pod uwagę w dostawach dla amerykańskiej armii.
Oczywiście może to wymagać np. przeniesienia części produkcji do Stanów Zjednoczonych, ale jak się okazuje jest to możliwe i opłacalne. W taki sposób szwedzkie (w więc nie natowskie) radary Sea Giraffe są produkowane jako AN/SPS-77 w zakładach w Syracuse w USA (m.in. dla okrętów do działań przybrzeżnych LCS typu Independence), norweskie rakiety przeciwokrętowe NSM mogą być produkowane w koncernie Raytheon, a kutry patrolowe Sentinel dla amerykańskiej Straży Przybrzeżnej są produkowane na licencji holenderskiej grupy stoczniowej Damen w stoczni Bollinger Shipyard. Docelowo ma być ich nawet 58 sztuk.
Jeżeli więc – przykładowo – koncern Lockheed Martin będzie nam dostarczał rakiety przeciwlotnicze PAC-3 MSE dla systemu Patriot w ramach programu „Wisła” to aż dziw bierze, że przy okazji nie starano się by ten koncern (lub inny) nie reprezentował interesów spółki Mesko (i ogólnie PGZ) na rynku amerykańskim.

Wtedy polskie rozwiązanie byłoby np. rozpatrywane przy opracowywania dla US Army mobilnych zestawach krótkiego zasięgu IM-SHORAD (Initial Maneuver-Short Range Air Defense) na kołowych transporterach opancerzonych Stryker A1. Tymczasem jak na razie w zestawach IM-SHORAD planuje się zastosowanie rakiet przeciwlotniczych „Stinger”, które są starszą konstrukcją i odbiegają od Piorunów pod względem poszczególnych parametrów. Trzeba też pamiętać, że Amerykanie potrafili wybrać w tym samym projekcie elementy zagraniczne - izraelskie radary firmy RADA.
Tymczasem jak na razie jedynymi państwami NATO, które zakupiły rakiety „Grom” są Stany Zjednoczone (120 zestawów dla prób) i Litwa. Sytuacja jest o tyle dziwna, że nie ma w tej chwili na rynku niczego, co byłoby lepsze od polskich rozwiązań. Z logicznego punktu widzenia naturalną decyzja NATO powinno być więc dostarczanie do wojsk tego co najlepsze, a co dodatkowo jest również stosunkowo tanie. Tak się jednak nie dzieje.
Polskie przenośne zestawy przeciwlotnicze mogą stać się hitem eksportowym, ale potrzebują odpowiedniej promocji. Sprawa jest poważna, ponieważ chodzi o przyszłość spółki Mesko ze Skarżysko-Kamiennej, Centrum Rozwojowo-Wdrożeniowego Telesystem-Mesko z Warszawy oraz kilku innych ośrodków badawczo-naukowych biorących udział w opracowaniu i rozwijaniu polskich systemów MANPADS. Jak na razie brakuje odważnego, by stwierdzić, że zakupy ze strony polskiej armii nigdy nie będą na tyle wystarczające, by utrzymać polskie zakłady zbrojeniowe produkujące uzbrojenie przeciwlotnicze oraz by pozwolić im się w odpowiedni sposób rozwijać. Tymczasem brak zamówień eksportowych prędzej czy później zmusi do wyhamowania lub nawet zatrzymania produkcji, co spowoduje utratę specjalistów i zdolności do samodzielnego rozwijania się w tej dziedzinie. Konieczny jest więc eksport, który zabezpieczy utrzymanie zespołów badawczych nawet w bardzo niszowych specjalnościach, nie istniejących na rynku cywilnym.
Jeśli jesteś przedstawicielem wybranych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem Państwa przysługuje Ci 100% zniżki!
Aby uzyskać zniżkę załóż darmowe konto w serwisie Defence24.pl używając służbowego adresu e-mail. Po jego potwierdzeniu, jeśli przysługuje Tobie zniżka, uzyskasz dostęp do wszystkich treści na platformie bezpłatnie.