Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Niemcy wracają do obrony kolektywnej

Nowo mianowany dowódca niemieckich wojsk lądowych zapowiedział położenie nacisku na realizację przez Bundeswehrę „klasycznych” zadań, w tym obrony kolektywnej w ramach NATO. Stwierdził, że w chwili obecnej w związku z kryzysem na Ukrainie doszło do zmiany światowego paradygmatu bezpieczeństwa. Odbudowa zdolności niemieckiej armii do konwencjonalnych działań stoi jednak nadal pod znakiem zapytania.

Fot. Heer/PIZ
Fot. Heer/PIZ

Generał Joerg Vollmer objął obowiązki inspektora niemieckich wojsk lądowych 16 lipca. W wypowiedzi opublikowanej przez służby prasowe Bundeswehry podkreślił, że w obecnej sytuacji geopolitycznej obrona terytorium, w tym w układzie sojuszniczym staje się jednym z podstawowych zadań niemieckich sił zbrojnych.

Nowy dowódca niemieckich wojsk lądowych zaznaczył, że o ile w ostatnich latach Bundeswehra traktowała jako prawdopodobne głównie operacje stabilizacyjne, o tyle w świetle kryzysu na Ukrainie działania z zakresu obrony terytorium, w tym w ramach obrony kolektywnej znów znajdują się „na pierwszym planie”. Z tego powodu konieczne jest wprowadzenie zmian w wyposażeniu i procesie szkolenia żołnierzy Bundeswehry.

„Konieczne pełne zaopatrzenie w sprzęt”

W ciągu ostatnich lat dostawy najnowocześniejszego sprzętu dla sił prowadzących działania w ramach misji zagranicznych (w tym w Afganistanie) odbywały się kosztem pozostałych jednostek. Generał podkreślił, że przyczyną takiego stanu rzeczy były ograniczenia budżetowe. Natomiast w chwili obecnej Niemcy „w ramach (...) zobowiązań sojuszniczych” muszą przygotować się do wprowadzania do działań także większych, dobrze uzbrojonych jednostek. Ma to zapewne związek z braniem pod uwagę konieczności brania udziału w kolektywnej operacji obronnej, w ramach NATO.

Inspektor wojsk lądowych zaznaczył, że Bundeswehra będzie obecnie dążyć do zapewnienia w długim okresie czasu pełnego wyposażenia wszystkich jednostek. Ostatnia reforma niemieckiej armii wprowadziła bowiem system dynamicznego zarządzania sprzętem, który miał w założeniu pomóc w redukcji kosztów przy niepełnym ukompletowaniu sił. W praktyce przyczynił się jednak do ograniczenia stopnia gotowości bojowej.

Przypomnijmy, że Niemcy w celu wydzielenia relatywnie niewielkiego kontyngentu do tymczasowych sił natychmiastowego reagowania musieli ściągać wyposażenie z wielu innych jednostek. Problemy Bundeswehry dotyczą zarówno ciężkiego sprzętu (np. pojazdów bojowych), jak i wyposażenia indywidualnego. W celu ich rozwiązania konieczne będzie zwiększenie wydatków obronnych, i to w szerszym zakresie, niż jest to obecnie planowane.

„Klasyczne” szkolenie

Generał Vollmer podkreślił konieczność zmiany filozofii szkolenia jednostek niemieckich wojsk lądowych. Obecnie niemiecka armia musi się przygotowywać do działania w warunkach w pełnego spektrum zagrożeń, a nie tylko w misjach stabilizacyjnych. Specjalistyczne ćwiczenia (do działań wykonywanych podczas operacji ekspedycyjnych) mogą być tylko dodatkiem, a nie podstawą szkolenia.

Dowódca wskazał również na znaczenie współpracy międzynarodowej, w tym z Holandią, Francją, Polską i Stanami Zjednoczonymi. Z punktu widzenia zadań Bundeswehry szczególnie istotna jest implementacja postanowień szczytu NATO w Walii, w tym ustanowienia sił natychmiastowego reagowania (VJTF).

Oficjalna deklaracja o powrocie do wykonywania zadań związanych z obroną kolektywną "na pierwszym planie" świadczy o fundamentalnej zmianie podejścia, jaka dokonała się w tym zakresie w Niemczech w świetle kryzysu na Ukrainie w ciągu ostatnich miesięcy. Jeszcze wiosną ubiegłego roku niemieckie władze w bardzo ostrym tonie sprzeciwiały się np. zwiększaniu wydatków obronnych w świetle zagrożenia ze strony Rosji. Obecnie zostały podjęte pierwsze kroki, i Niemcy przynajmniej zakładają dążenie do wzmocnienia potencjału całości sił zbrojnych (co jest niezbędne w celu zbudowania odpowiedniego poziomu kolektywnej zdolności obronnej).

Z drugiej strony nie oznacza to jednak, że Berlin w pełni odzyska wiarygodność wobec sojuszników. Zarówno podejmowanie decyzji o koniecznym wzmacnianiu zdolności Bundeswehry, jak i jej ewentualnym użyciu w wypadku zagrożenia obarczone jest ryzykiem politycznym, zwłaszcza w wypadku niekorzystnych zmian we władzach RFN. Należy też wskazać na opór Berlina wobec niektórych inicjatyw wzmacniających wschodnią flankę NATO (w pierwszym rzędzie ustanowienia stałej obecności znacznych sił Paktu na terytorium Polski czy krajów bałtyckich).

Ponadto, konieczne jest dalsze zwiększenie wydatków obronnych, włącznie z podwyższeniem ich udziału w PKB (obecnie na poziomie ok. 1,2%). W podobnym tonie wypowiadał się poseł Hans-Peter Bartels z koalicyjnej partii SPD, zajmujący się sprawami sił zbrojnych. Dodatkowe środki miałyby służyć zapewnieniu odpowiedniego wyposażenia wszystkim jednostkom Bundeswehry, a nie tylko wydzielanym do sił natychmiastowego reagowania czy misji stabilizacyjnych. Ponadto, obecna struktura niemieckiej armii zapewnia dość ograniczone (także pod względem ilości sił i środków) zdolności w pewnych istotnych obszarach, jak artyleria czy obrona przeciwlotnicza krótkiego zasięgu, przeznaczona dla mobilnych wojsk lądowych.

Należy zauważyć, że cięcia wprowadzone w ubiegłych latach w krajach zachodnich (w tym USA i Wielkiej Brytanii) niejako wymuszają branie przez Berlin udziału w systemie obrony kolektywnej. Obecnie trudno się spodziewać np. podwyższenia liczebności konwencjonalnych wojsk lądowych przez Waszyngton czy Londyn, biorąc pod uwagę konieczność modernizacji w zakresie środków rozpoznania czy kosztownych sił odstraszania nuklearnego. O zwiększenie wysiłków przez Niemcy apeluje m.in. administracja amerykańska (jak choćby sekretarz obrony Ashton Carter podczas czerwcowej wizyty w Berlinie).

Jednocześnie kraje południa Europy (np. Włochy, Hiszpania) wykazują ograniczoną wolę angażowania się w obronę kolektywną, wskazując na zagrożenia jakie mają miejsce w północnej Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Z kolei mniejsze kraje europejskie na ogół dysponują ograniczonymi "klasycznymi" zdolnościami, i dotyczy to zarówno państw zachodnich (m.in. Dania, Holandia czy Belgia) jak i Czech czy Węgier. Bez znacznego udziału Berlina system wspólnej obrony (w tym w Europie Środkowo-Wschodniej) może więc nie okazać się skuteczny, również w świetle ograniczonego potencjału militarnego krajów bałtyckich. Dlatego - pomimo wszystkich związanych z tym ryzyk - Niemcy powinni zwiększyć zaangażowanie w NATO, gdyż w innym wypadku Sojusz może utracić wiarygodność.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama