Reklama

Siły zbrojne

„Atak” drona na amerykański krążownik. Są ranni

Dron BQM-74 trafił w amerykański krążownik raniąc dwóch marynarzy – fot. US Navy
Dron BQM-74 trafił w amerykański krążownik raniąc dwóch marynarzy – fot. US Navy

W katastrofie zdalnie sterowanego celu powietrznego na krążowniku rakietowym USS „Chancellorsville” zostało rannych dwóch marynarzy.

Do wypadku doszło 16 listopada br. o 13.30 przy południowym wybrzeżu Kalifornii. Marynarka amerykańska poinformowała, że zdalnie sterowany bezzałogowy cel powietrzny miał awarię i uderzył w krążownik rakietowy typu Ticonderoga USS „Chancellorsville”.

Kierowany radiem dron BQM-74 Chukar był wystrzelony z bazy lotnictwa morskiego w Point Magu (Ventura County) niedaleko Oxnard w Kalifornii. Miał on działać na korzyść okrętu, który trenował wykrywanie i śledzenie niewielkich i niskolecących celów za pomocą swoich radarów.

BQM-74 to niewielki samolot bezzałogowy ważący w momencie startu 249 kg o długości 3,94 m i rozpiętości skrzydeł 1,76 m. W czasie lotu stracono nad nim kontrolę i dron uderzył w okręt wzniecając na nim pożar. Dwóch marynarzy zostało poparzonych. Pomimo, że krążownik mógł kontynuować zadanie, podjęto decyzje o przerwaniu ćwiczeń i odesłaniu go do bazy w San Diego, gdzie specjalna komisja dokona oceny uszkodzeń.

Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że zarówno w trybie autonomicznym (kiedy dron porusza się samodzielnie po z góry zadanej trasie), jak i przy sterowaniu radiem unika się symulowania ataku bezpośrednio na okręty, a dla bezpieczeństwa kieruje się je w bezpiecznej od nich odległości. Amerykanie będą teraz musieli odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób poruszający się bez systemu naprowadzania dron nakierował się i co najważniejsze trafił w okręt.  

 

Reklama

Komentarze (4)

  1. ito

    Oto scenariusz przyszłych strat potęg militarnych: utrata kontroli nad własnym sprzętem (nosicielami, pociskami) spowodowana przejęciem przez słabych, i rozpaczliwa obrona przed własną wyrafinowaną techniką. Wygrać z kimś wojnę przejmując jego sprzęt trudno (przecież nie zawsze się uda, a jeśli się uda trzeba mieć informację w co i gdzie trafić, prawidłowo poprowadzić pocisk zapobiegając jego powtórnemu przejęciu lub samolikwidacji, no i pokonać obronę obiektu) ale zdezorganizować działania i spowodować straty da się jak najbardziej. A przy wykorzystaniu skłonności mediów do kreowania wydarzeń i zachowań panikarskich można uzyskać efekt psychologiczny zupełnie niewspółmierny do rzeczywistej wagi zdarzeń.

  2. przeciwlotnik

    A dlaczego systemy samoobrony okrętu nie zestrzeliły drona?

  3. jarek

    Czyżby znowu oszczędności były ważniejsze od bezpieczeństwa załogi okrętu, skoro dron "urwał się z uwięzi" i "zaatakował" okręt to powinni go zestrzelić bez względu na jego koszt. Przy okazji załoga przetrenowała by ostre strzelanie do celu

  4. Mirosław Znamirowski

    Co za ironia losu. W sobotę na D24 ukazała się notka pt."Bezzałogowe wiropłaty zastępują śmigłowce w misjach patrolowych. Taniej i bezpieczniej." i w ten sam dzień doszło do tego wypadku. Co prawda BQM-74 to nie to samo co Skeldar czy Camcopter, ale też "w czasie lotu można stracić nad nimi kontrolę i dron może uderzyć w okręt wzniecając na nim pożar". Zresztą Camcopter chyba ma już na swoim koncie jakieś ofiary i to śmiertelne. Wygląda na to, że w przypadku bezzałogowców procedury bezpieczeństwa powinny być "ostrzejsze" niż w przypadku lotów załogowych.

Reklama