Państwo Islamskie przejęło 75% zasobów broni irackiej i 60% syryjskiej. Większość muzułmańskich ekstremistów walczących z Kurdami na Równinie Niniwy pochodzi z Europy. Dlatego jak podkreślają Peszmergowie: konflikt jaki toczą z dżihadystami swoim znaczeniem wykracza daleko poza Bliski Wschód - pisze Witold Repetowicz w specjalnej relacji z Iraku dla Defence24.pl.
W dość powszechnym mniemaniu Irak przed pojawieniem się ISIL był krajem w stanie totalnego chaosu, a barbarzyństwo Państwa Islamskiego jedynie dopełniło dzieła zniszczenia, które (przynajmniej zgodnie z tą perspektywą) rozpoczęło się w 2003 r. Niektórzy dodają, że lepiej dla państwa nad Eufratem i Tygrysem byłoby gdyby dalej rządził tam Saddam Husajn (choć takie zdanie podziela najwyżej kilka - kilkanaście procent jego mieszkańców). Opinie te oparte są na całkowicie stereotypowym postrzeganiu rzeczywistości irackiej po wycofaniu się z niego wojsk amerykańskich. Zamachy bombowe nie były wcale codziennością. Uderzały one niemal wyłącznie w takie miasta jak Bagdad, Mosul czy Kirkuk, a także szyickie zgromadzenia religijne (np. pielgrzymki) i – nieco upraszczając - były one elementem walki o sporne tereny. Na większości terytorium Iraku toczyło się natomiast w miarę normalne życie. Oczywiście nie brakowało problemów i poniekąd USA było za to współodpowiedzialne, jednak nie ze względu na rok 2003 i obalenie Husajna, ale z powodu wsparcia udzielonego przez Waszyngton w dość bezkrytyczny sposób byłemu już premierowi Iraku Nuriemu al Maliki, który ponosi największą odpowiedzialność za zajęcie olbrzymich połaci państwa przez ISIL.
Ponad 20% mieszkańców Iraku to mieszkańcy irackiego Kurdystanu, w którym od obalenia Saddama Husajna do pojawienia się ISIL wybuchła tylko jedna bomba, w 2004 r. w Erbilu. Również na sąsiadujących z Kurdyjskim Regionem Autonomicznym terenach Równiny Niniwy toczyło się normalne życie. Ziemie te, leżące między Mosulem a kontrolowanym od 1991 przez Kurdów miastem Akre, są częścią tzw. „terytoriów art. 140” czyli obszarów spornych, na których miało się odbyć referendum dot. przynależności do Kurdystanu (zostało ono zablokowane przez Malikiego). Zamieszkują je w większości iraccy chrześcijanie, należący głównie do kościołów asyryjskiego, chaldejskiego i syryjskiego, ale znajdują się tu też liczne wioski jazydzkie (o ile tutejsi chrześcijanie są mniejszością nie tylko religijną, ale i etniczną, nie będąc ani Kurdami ani Arabami, to jazydzi są etnicznie Kurdami). Z dystryktu Tel Kef (jeden z trzech dystryktów Równiny Niniwy) do Lalisz, najświętszego miejsca jazydów jest ledwie kilkanaście kilometrów. Tereny te obfitują też (częściowo niestety trzeba już o tym mówić w czasie przeszłym) w stare kościoły i klasztory. Teraz przez Równinę Niniwy przechodzi linia frontu.
Przez ostatnie 11 lat dochodziło na Równinie Niniwy do aktów przemocy i terroru, ale w czerwcu 2014 r. zaczął się nowy rozdział w historii tych terenów dla zamieszkujących je chrześcijan, Jazydów i Kurdów (muzułmanów). Warto podkreślić, że na terenach administrowanych przez Kurdyjski Rząd Regionalny ani Jazydzi ani chrześcijanie nie mieli żadnych problemów. W czerwcu, gdy ISIL zdobył Mosul, całą Równinę Niniwy zajęli z kolei Peszmergowie. W sierpniu jednak z Mosulu ruszyła na Erbil ofensywa ISIL, odparta dzięki błyskawicznej pomocy Iranu (dostawy broni) oraz nalotom amerykańskim na pozycje ISIL pod Mosulem. ISIL na krótko opanował wtedy całą Równinę Niniwy, dochodząc do drogi łączącej Duhok (i Turcję) z Akre i Erbilem (główna droga łącząca Duhok z Erbilem przechodzi przez przedmieścia Mosulu i została zajęta już w czerwcu). Droga ta ma ogromne znaczenie strategiczne i handlowe (obroty handlowe między Turcją i Kurdystanem są ogromne i tędy właśnie ciągną tureckie TIRy). Kontrofensywa Peszmergi odepchnęła ISIL i w drugiej połowie sierpnia front ustabilizował się na linii przechodzącej m. in. między Teleskef a Tal Kayf.
W Teleskef i innych miasteczkach chrześcijańskich, które w sierpniu pozostawały krótko pod kontrolą ISIL, a obecnie są w rękach Peszmergi, ISIL nie zdążył zniszczyć kościołów, czy nawet usunąć symboli chrześcijańskich z domów. Paradoksalnie, utrudniło im to prawdopodobnie to, że wszyscy mieszkańcy w panice uciekli (więc nie można było im kazać tego zrobić) a terroryści ograniczyli swoją obecność tylko do części miasta, gdzie urządzili swoją bazę. Łatwo można rozpoznać to miejsce po zbombardowanych domach – to efekt nalotów Amerykanów. Obecnie Peszmergowie, którzy urządzili w tym miasteczku sztab dowodzenia 27-kilometrowego odcinka frontu, również nie są rozproszeni po mieście, mając swoje kwatery przy głównej drodze łączącej Mosul z trasą Duhok-Akre. W rezultacie domy wyglądają tak jak zostały zostawione przez mieszkańców. Zarówno ich wygląd zewnętrzny jak i wnętrza świadczą o tym, że mieszkańcy byli dość zamożni. Widać też, że nie żyli oni w wiecznym strachu, jak to wynikałoby ze stereotypowego postrzegania Iraku, o czym wspomniałem wcześniej. Pozostawiony na ulicy dziecięcy rowerek, pozmywane i wciąż suszące się szklanki oraz kwaśny odór roznoszący się w kuchni z nieschowanych po obiedzie produktów żywnościowych, dowodzą że atak ISIL był dla mieszkańców nagłym przerwaniem normalności.
Cała granica irackiego Kurdystanu z Państwem Islamskim to obecnie około 1500 km. Ale Kurdowie już prawie zakończyli swoje działania zbrojne. ISIL jeszcze w listopadzie próbował zaatakować strategiczną Rabię. Jest to miasto na granicy Iraku i Syrii, obecnie z jednej strony pod kontrolą Peszmergi a z drugiej strony YPG – oddziałów syryjskich Kurdów. Przechodzi tędy droga łącząca Mosul z Qamiszlo, czyli największym miastem syryjskiego Kurdystanu, prowadząca dalej do Raqqi, czyli „stolicy” Państwa Islamskiego. W starciu zginęło 48 terrorystów i 22 Peszmergów i skończyło się ono całkowitą klęską ISIL, które straciło tam 4 Humvee i 16 pickupów. Po bitwie Peszmergowie nagrywali na swoich telefonach komórkowych filmy i zdjęcia zwłok terrorystów. Były one przeważnie porozrywane, gdyż wszyscy założyli na siebie ładunki wybuchowe by w przypadku schwytania wysadzić się w powietrze.
W listopadzie ISIL zaatakował też drogę Duhok – Akre, ale został błyskawicznie odepchnięty przez Peszmergę. Gdy zapytałem gen. Sardara Karima, który dowodzi frontem na Równinie Niniwy, jakie są jeszcze tereny kurdyjskie, które pozostają pod okupacją ISIL, wymienił: Szengal, Baszikę, Bartellę, Karakosz i Hamdaniję. To niewiele i niektórzy twierdzą, że wyzwolenie tych terenów nastąpi jeszcze w tym roku.
Kurdowie podkreślają, że o Mosul i inne niekurdyjskie ziemie walczyć nie będą. W Niniwie nie ma wojska irackiego, ale Bagdad ma plany zbudowania konkurencyjnych wobec Peszmergi oddziałów zbrojnych. Warto bowiem pamiętać, że ww. terytoria, które Peszmerga planuje wyzwolić to „tereny art. 140” i Bagdad nie zgadza się na ich przyłączenie do Kurdystanu. Wciąż otwarta jest też sprawa referendum niepodległościowego Kurdystanu.
W Teleskef, po wkroczeniu do niego Peszmergi, najważniejszą sprawą było oczyszczenie miasta z bomb (IED) – było ich 380, 5 eksplodowało, raniąc 4 Peszmergów. Żołnierzom Sardara Karima oczyszczenie miasta zajęło zaledwie 3 dni, ale mieszkańcy nie mogli wrócić do domu. Front przechodzi zaledwie kilkaset metrów za miastem, odległość między okopami to 1,5 km (w innych miejscach dochodzi do 5 km), a z znajdującego się po przeciwnej stronie, historycznego, chrześcijańskiego Tal Kayf do granic Mosulu jest tylko około 10 km. To nie jedyne powody, dla których mieszkańcy nie mogą wrócić do domu. Nawet teraz, gdy w zasadzie cywile nie mają tu wstępu Peszmerga obawia się snajperów. W przypadku powrotu mieszkańców kolejnym problemem byłyby ataki zamachowców-samobójców. Peszmerga nie może sobie pozwolić na utworzenie na swoich tyłach takiego drugiego, asymetrycznego frontu.
Dwie rzeczy, które podkreślają tu zarówno dowódcy jak i zwykli żołnierze to znaczenie nalotów i niedostateczne dostawy nowoczesnej broni. Jeżeli chodzi o to pierwsze to nikt tu nie ma wątpliwości, że gdyby nie amerykańskie bombardowania pozycji ISIL to terroryści weszliby do Erbilu. Peszmerga przekazuje przy tym Amerykanom dane do bombardowania, które otrzymuje od mieszkańców terenów zajętych przez ISIL. Natomiast mimo, iż od sierpnia wiele krajów europejskich zaczęło wysyłać broń do Kurdystanu, to i tak wg gen. Sardara Karima to wciąż kropla w morzu potrzeb, gdyż w jego ocenie ISIL przejął 75 % zasobów broni irackiej i 60 % zasobów broni syryjskiej, w tym większość nowoczesnego uzbrojenia przekazanego Malikiemu przez USA. Przewaga ISIL w uzbrojeniu niwelowana jest jednak znacznie lepszym wyszkoleniem Peszmergów a także zupełnie inną motywacją do walki.
Gdy opuszczałem kwaterę dowództwa Peszmergi w Teleskef, gen. Sardar Karim podkreślił, iż ich walka nie jest wyłącznie w interesie Kurdystanu, lecz całego cywilizowanego świata. Obrazuje to zresztą fakt, iż tylko 6 spośród 48 terrorystów zlikwidowanych w listopadowej bitwie o Rabię było Irakijczykami a wśród pozostałych było wielu Europejczyków. I to nie tylko ze środowisk imigranckich. Problem Europy leży w tym, że wiele tutejszych rządów i środowisk chce tych terrorystów poddawać terapiom na koszt podatnika a Peszmerga ma dla nich inną terapię... ołowianą.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
gegroza
Trzymamy kciuki za Kurdów i niepodległy Kurdystan !
Przeor
I tylko tyle. Bo po likwidacji ISIS peszmergowie będą persona non grata a Kurdów świat zacznie znów nazywać terrorystami.Ani Turcy ani żaden z krajów frontowych nie wykroi ze swego terytorium ojczyzny dla walecznych górali. A Anglicy nie powtórzą akcji z czasów powstanie Izraela. Z resztą wtedy coś jeszcze znaczyli i mieli do powiedzenie - dziś śpiewają chórki do solówek amerykańsko - chińskich.
adamo
Bardzo interesujący artykuł. Tez trzymam kciuki za Kurdów i niepodległy Kurdystan. Po przeczytaniu kilku artykułów o walkach Kurdów z IS wychodzi na to że terapia ołowiana jest dużo skuteczniejsza.
Are
B. dobry dobry artykuł, poszerzający horyzonty. Wielki plus to dużo istotnych szczegółów. Trochę szkoda iż nie ma dołączonej aktualnej mapy tamtych terenów, trochę brak mi też informacji jakie są związki i różnice pomiędzy Kurdami Irackimi a Syryjskimi oraz różnice w ich aktualnej sytuacji. A tak na marginesie. Gdyby nie I wojna światowa to pewnie nie byłoby obecnie Polski. Naród polski pewnie by był, tyle że nie 40 milionów a jakieś kilkanaście milionów ludzi posługujących się językiem polskim. Kurdowie mają pecha. Bo mimo bardzo dużej populacji to nie mogą doczekać się własnej państwowości. Tak jakoś brytyjczycy do spółki z francuzami i turkami rozdzielili granicami tę część świata, że za dużo innych państw mogłoby wiele stracić na utworzeniu kurdyjskiego państwa. Wprawdzie wojna w Iraku umożliwiła irakijskim Kurdom zdobycie znacznej autonomii, ale pod warunkiem iż nie będą się wychylać. Paradoksalnie, agresja ISIS to dla nich wielka szansa, tak jak dla Polski I wojna światowa. Na gruzach sztucznych, nie narodowych państwowości Iraku i Syrii i przy przychylności zachodu może się narodzić ich państwo. Tyle że zarówno dla Turcji jak i dla Iranu, a także dla graczy takich jak Arabia Saudyjska czy Kuwejt, taki rozwój sytuacji jest nie do przyjęcia.
Witold Repetowicz
Co do Kurdow syryjskich to na poczatku stycznia (mam nadzieje bo ode mnie zalezy napisanie a od redakcji data publikacji) bedzie relacja z Rożawy.
aom
problem wielu krajow jest to ze chca zeby ISIS istnailo bo jak icg pokonaja to setki wojownikow wroci do "swoich" wiec niech siedza dalej w Syrii....kogo tam w Europie interesuje ze zginelo 200.000 Syryjczkow, wazne ze nie wracaja do Europy... to chyba najwazniejszy bol ich glowy...bo problem sie zacznie jak wojna sie skonczy, tak jak w Afganistanie co zrobic z zolnierzami ISIS wylapywac? ilu sie da? ilu wroci i tacy wyszkoleni terroryscie w europie bez granic....przychodzi do glowy np: Biesłan w np: Berlinie.....to bedzie dramat....
MarWo
Cały Świat skupia się na tzw. "Palestyńczykach", pewnie dlatego, że "po drugiej stronie" stoją "kwiożeczy" Żydzi. Tymczasem Kurdowie to 40 mln naród bez państwa. Tyle, że ten temat nie jest tak nośny, bo "po drugiej stronie" stoją Turcja, Irak i Syria, państwa muzułmańskie, które mają wielkich braci: USA, Rosję i Iran. Kibicuję Kurdom.
R
Bardzo rzeczowy tekst odkłamujący rzeczywistość. Podziękowania dla Autora
sec
więcej takich tekstów. Dziękuję.