Geopolityka
Trump zmienia reguły gry. USA (znowu) mocarstwem
Wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Grenlandii, Kanału Panamskiego czy Kanady budzą kontrowersje, ale jednocześnie intrygują i tworzą pytanie o ukryty sens takich słów. Pokazują też dobitnie, że „koniec historii” nie nastał i coś, co wydawałoby się już nierealne, wcale takim nie jest.
Nie milkną echa słów Donalda Trumpa dotyczących chęci przyłączenia Grenlandii do Stanów Zjednoczonych. Opinię publiczną szczególnie elektryzowała wypowiedź, w której amerykański prezydent-elekt nie wykluczył użycia siły wobec Danii, gdyby ta „robiła problemy ws. Grenlandii”.
Czy może Pan zapewnić świat, że próbując przejąć kontrolę nad obszarami takimi jak Grenlandia czy Panama, nie zamierza Pan stosować przymusu militarnego ani ekonomicznego? - Nie. Nie mogę Cię zapewnić. Nie zamierzam się do tego zobowiązać. Może będę musiał coś zrobić” – powiedział polityk na konferencji prasowej.
Z punktu widzenia Donalda Trumpa kontrowersyjny pomysł ma swoje uzasadnienie z co najmniej kilku powodów. Mowa tu oczywiście o wymiarze strategicznym i militarnym, ale także ekonomicznym. Na Grenlandii znajduje się 25 surowców strategicznych wymienianych przez Komisję Europejską jako kluczowe dla europejskiego przemysłu i zachodzącej na Starym Kontynencie transformacji energetycznej.
Nie ulega wątpliwości, że słowa Donalda Trumpa są też kierowane na użytek wewnętrzny – polityk chce wyraźnie odciąć się od polityki zagranicznej prowadzonej przez ostatnie cztery lata przez administrację prezydenta Joe Bidena, którą przedstawia jako jednoznacznie szkodliwą dla interesów Stanów Zjednoczonych.
Dlaczego teraz?
Wypisane powyżej argumenty pozwalają nam w telegraficznym skrócie spojrzeć na to, dlaczego Grenlandia z punktu widzenia interesu USA może być tak istotnym terytorium. Pozostaje jeszcze jedno zasadnicze pytanie, a mianowicie – po co Donald Trump mówi na ten temat teraz, dosłownie chwilę przed inauguracją swojej prezydentury? Zdaniem red. Tomasza Wróblewskiego, prezesa Warsaw Enterprise Institute, takie działanie 78-latka ma na celu pokazanie istotnej zmiany, jaka zaszła w amerykańskiej polityce zagranicznej.
Czytaj też
„Trump zakomunikował światu, że Ameryka zmienia reguły gry na mocarstwowe. Na XIX wieczne, te same jakie stosują autokraci. Nie pozwoli dłużej narzucać sobie agendy politycznej, daje sygnał, że bezpieczeństwo dla Ameryki jest najważniejsze i nie będzie tu miejsca na kompromis. Waszyngton przed niczym się nie cofnie, żeby zapewnić sobie dawne wpływy i zepchnąć kraje takie jak Chiny, Rosja czy Iran do defensywy” – stwierdził red. Wróblewski, którego zdaniem jednym z celów Trumpa będzie pokazanie, że Grenlandia, Panama, Kanada czy Meksyk są częścią mocarstwowej gry, a Stany Zjednoczone nie mogą tej walki przegrać. „Trump ogłosił nową erę w amerykańskiej polityce i wskazał cztery krytyczne obszary, z których nie zrezygnuje” – dodał. O jakich obszarach mowa? Red. Wróblewski przedstawił to w następujący sposób:
- Cała Ameryka od Panamy aż po Arktykę, jest strefą wpływów US i niech nikt się tu nie waży mieszać;
- Bezpieczeństwo handlowe Ameryki choćby za cenę wprowadzenia drakońskich ceł;
- Bezpieczeństwo amerykańskiego przemysłu m.in. za cenę odejścia od polityki klimatycznej i utraty sojuszników;
- Walka z siłami wewnętrznego rozpadu, czyli cała ideologia woke, krytycznych teorii rasowych i seksualnych, w szkołach, uczelniach, ESG w firmach, wszystko to zostanie storpedowana jako zagrażające spójności narodowej i bezpieczeństwu Ameryki.
Powrót do przeszłości?
Amerykanie już kilkukrotnie w swojej historii kupowali terytoria, które stawały się częścią Stanów Zjednoczonych. Zakup Luizjany od Francji w 1803 roku czy Alaski od Rosji w 1867 roku to chyba najbardziej znane i głośne przykłady tychże transakcji. Do kupna terytoriów przez USA dochodziło też w XX wieku - jak choćby w 1917 roku, kiedy to Amerykanie pozyskali Wyspy Dziewicze od… Danii.
Czy pomysł przedstawiany przez Donalda Trumpa jest rzeczywiście tak irracjonalny, jak przedstawiają to niektórzy? Czy fakt, że od wielu lat nie mieliśmy już większych zakupów terytorialnych świadczy o tym, że taki sposób pozyskiwania terytorium nie będzie miał miejsca w XXI wieku? Nie można wykluczyć takiego scenariusza, a w dużej mierze wynika to ze znaczących zmian zachodzących w życiu społeczno-politycznym na świecie na przestrzeni ostatnich lat.
„To, że podobne pomysły nie były adresowane, wynika raczej z porządku społeczno-ekonomicznego dominującego na świecie, przynajmniej od końca II Wojny Światowej. Ładu opartego na sprawczości jednostki. Demokratyczne decyzje, interes jednostki a nie państwa jest istotą liberalnej demokracji i sprawia, że dotychczas decyzje w strategicznych kwestiach, jak choćby przejęcie obcego terytorium, wymagałoby społecznej akceptacji, pewnie w formie referendum poprzedzonego powszechną debatą” – stwierdził red. Wróblewski. Jak zauważył, jesteśmy świadkami końca pewnej epoki, a ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa są tego potwierdzeniem.
„Ostatnie dekady to lata coraz większego poczucia bezpieczeństwa w świecie, które zwiększały zakres indywidualizmu i umożliwiły rozkwit progresywnej demokracji, obojętnej na zewnętrzne zagrożenia i wyłącznie skoncentrowanej na indywidualnych rozkoszach życia. Progresywna demokracja doprowadziła do rozmaitych wynaturzeń i anomalii zaprzeczających oryginalnej idei demokracji. Doprowadziła do głębokich podziałów i polaryzacji, które wespół zespół z globalizacją i ucieczką miejsc pracy doprowadziły do osłabienia zachodnich społeczeństw. Słabości Zachodu doskonale wykorzystała tzw Oś Destrukcji, jak mówimy o Chinach, Rosji, Iranie, Korei Północnej i kilku innych. Autokratyczne mocarstwa umiejętnie rozgrywając zachodnie społeczeństwa, zbudowały na tym swoje przewagi, aż do punktu, w którym zaczęły zagrażać bezpieczeństwu zachodnich gospodarek i porządku społecznego” – kontynuował.
Powrót mocarstw
Reakcja Zachodu na coraz śmielsze i bardziej agresywne postępowanie wspomnianych państw cechowało się często dużą dozą reaktywności (szczególnie przed 24 lutego 2022 roku – red.). Doskonale pamiętamy irytujący wielokrotnie brak odpowiedniej decyzyjności przy karaniu Rosji za jej bezprawne działania. Jak zauważył red. Wróblewski Zachód bronił się jedynie za pomocą deglobalizacji, polegającej na stopniowym uniezależnianiu się do rosyjskich surowców czy chińskich produktów, a to wpłynęło na „przesunięciu ośrodka sprawczości politycznej”. Co kryje się za tym hasłem? Mówiąc w skrócie – powrót epoki mocarstwowej.
„Na nowo nasze bezpieczeństwo zależy od układu mocarstwowego i decyzji podejmowanych często bez większych konsultacji społecznych. Tym sposobem człowiek jako jednostka musi się godzić na coraz większe wyrzeczenia swoich swobód w imię geopolitycznej architektury, staje się zakładnikiem gry mocarstw, swoistej gry w szachy, gdzie jednostce czasem trudno jest nadążać kiedy strony muszą prognozować kilka ruchów w przód i wykorzystywać tajną wiedzę. Zmiany postępują i postępowały od kilku lat, ale nie były do końca zwerbalizowane” – podsumował Tomasz Wróblewski.
wsw13
Jak Ukraina ,czy Polska ma się czuć po słowach trampa o aneksji Panamy ,Kanady i Grenlandii ,a jak rossja?
Monkey
Zaczynamy żyć w ciekawych czasach…
Dudley
Dobre sobie, USA znów mocarstwem. USA to obecnie podupadłe mocarstwo, a będzie jeszcze gorzej. Trump tego nie powstrzyma a jedynie może przyspieszyć. Ogromne nierówności społeczne, frustracja społeczeństwa, to widać na każdym kroku. To nie bogactwo milionerów czyni kraj potężnym, a zjednoczony naród ciężko pracujący na sukces swój i kraju. Amerykanie nie widzą by ich ciężka praca przekładała się na sukcesy. Ten kraj się stacza, i to z coraz większą prędkością. Tak było z każdym imperium czy mocarstwem, a USA nie jest wyjątkiem.