- Komentarz
- Opinia
- Wiadomości
Polska wobec Ukrainy. "Nasze bezpieczeństwo, kraj, dom i dzieci są najważniejsze"?
Działania podejmowane przez polski rząd w kontekście kryzysu ukraińskiego są nieproporcjonalne odnośnie potencjału prawie 40 mln państwa, które aspiruje do miana unijnego eksperta od polityki wschodniej. Nie da się prowadzić aktywnej polityki zagranicznej akcentującej „brak zgody na nową żelazną kurtynę w Europie choćby opierała się ona o Dniepr lub Bug” bez wyasygnowania odpowiednich środków i zaoferowania atrakcyjnych pakietów pomocowych dla zagranicznych partnerów Rzeczpospolitej.

"Jestem kobietą, a zatem, gdyby na ulicy pojawił się człowiek wymachujący pistoletem, skupiłabym się ochronie swojego domu i swoich dzieci. Tak samo Polska-powinna zachowywać się jak polska rozsądna kobieta. Nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, dom i nasze dzieci są najważniejsze".
Słowa te spotkały się z ostrą krytyką ze strony komentatorów politycznych, którzy odczytywali je jako zapowiedź ograniczenia aktywnej polityki nowego rządu wobec sytuacji nad Dnieprem. O sprawie jednak szybko zapomniano zarówno z powodu charakterystycznej dla obiegu medialnego krótkiej żywotności newsów jak i generalnego przeświadczenia, że nowy szef Rady Ministrów z pewnością został źle zrozumiany. Trudno było sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której uważana za eksperta od polityki wschodniej Polska postanowiła nie ukierunkowywać całej swojej aktywności politycznej na problem konfliktu zbrojnego toczonego na obszarze Ukrainy. Expose wygłoszone przez świeżo desygnowanego na stanowisko ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetynę skłania jednak do zadumy i powoduje, że w uszach znów dźwięczą wrześniowe słowa Ewy Kopacz. Systematycznie pomijana w rozmowach międzypaństwowych zmierzających do uregulowania konfliktu ukraińskiego Polska najwyraźniej nie tylko postanowiła pogodzić się ze swoją marginalizacją, ale także usankcjonować ją politycznie.
Ukierunkowanie działań dyplomatycznych Rzeczpospolitej na obszarach pozaeuropejskich to słuszny postulat przedstawiony przez szefa polskiego MSZ w jego wystąpieniu sejmowym. Jednak w realiach zaatakowania Ukrainy przez Rosję takie rozłożenie akcentów może dziwić. Odczucia te potęguje także szczegółowa analiza wspomnianego expose. Nie zaprezentowano w nim bowiem niemal żadnych konkretów odnośnie założeń polityki jaka będzie prowadzona wobec Kijowa i to mimo postępującej erozji Porozumień Mińskich oraz ryzyka ponownego wybuchu działań wojennych na pełną skalę.
Rząd zamierza zgodnie z treścią wystąpienia sejmowego Grzegorza Schetyny uczestniczyć w transformacji ukraińskiej zmierzającej do budowy nad Dnieprem stabilnego, nowoczesnego państwa prawa. Chodzi o pomoc rozwojową, humanitarną, dofinansowywanie wolnych mediów, wspieranie reformy samorządowej oraz reformy szkolnictwa wojskowego. Jak podkreślono w expose:
"W 2014 roku pomoc dla Ukrainy z puli środków w dyspozycji MSZ wzrosła o ponad 100 proc. do 21 mln zł (…) w przyszłym roku nie tylko nie zamierzamy zmniejszać środków na pomoc dla Ukrainy, ale aktywnie szukamy sposobów na ich zwiększenie".
W sferze politycznej szef polskiej dyplomacji zapowiedział "aktywny udział Trójkąta Weimarskiego na Wschodzie", "sprzeciw wobec wszelkich prób zmiany umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE wbrew woli jej sygnatariuszy" oraz "poszanowanie integralności terytorialnej państwa nad Dnieprem".
Czy powyższą litanię można uznać za działania proporcjonalne do potencjału prawie 40 mln państwa, które aspiruje do miana unijnego eksperta od polityki wschodniej? Już suma 21 mln zł wymieniona przez szefa MSZ jako środki pomocowe dla Kijowa jest delikatnie mówiąc niesatysfakcjonująca (dla porównania 6 mln zł kosztowała budowa przejścia podziemnego w okolicy, w której mieszkam) , nie mówiąc już o tym, że podczas apogeum wojny ukraińsko-rosyjskiej rząd dopiero "poszukuje sposobów na ich zwiększenie". Zdanie to w moim subiektywnym odczuciu potwierdza to jak wielką nieodpowiedzialnością była zmiana rządu w Polsce w momencie przełomowym dla przyszłości jej otoczenia geopolitycznego.
Powracając do słów Ewy Kopacz o "rozsądnej kobiecie" warto zwrócić uwagę na to, że mimo postępującej marginalizacji Rzeczpospolitej w kontekście inicjatyw (głównie niemieckich) zmierzających do uregulowania konfliktu na Ukrainie, jej gabinet nadal stawia na "aktywny udział Trójkąta Weimarskiego na Wschodzie" zamiast zintensyfikować własne działania w obliczu erozji Postanowień Mińskich. Skoro już o nich mowa, to kwestią wysoce niepokojącą jest to, że ofensywę dyplomatyczną na kierunku ukraińskim potrafiła podjąć prawie czterokrotnie mniejsza od nas Białoruś, w dodatku izolowana politycznie przez UE. Nie da się prowadzić aktywnej polityki zagranicznej akcentującej "brak zgody na nową żelazną kurtynę w Europie choćby opierała się ona o Dniepr lub Bug" bez wyasygnowania odpowiednich środków, zaoferowania atrakcyjnych pakietów pomocowych dla zagranicznych partnerów Rzeczpospolitej. Kraj nasz w obliczu największej od 25 lat próby nie jest w stanie zdobyć się nawet na średniej wielkości pożyczkę finansową dla Ukrainy, po trupie której prowadzi droga do środkowoeuropejskiej pożogi. Nie potrafimy skonstruować ofert pomocowych opartych na dostawie różnorakich produktów w taki sposób by płatności za ich otrzymanie mogły zostać uregulowana już po okrzepnięciu pomajdanowych władz w Kijowie. Najlepiej obrazuje to stwierdzenie wicepremiera Janusza Piechocińskiego, który publicznie stwierdził (dając pole do popisu rosyjskiej propagandzie), że Ukraińcy "chcieliby polski węgiel za darmo". To nie jest normalna sytuacja. Stać nas na organizację Euro 2012 i budowę gigantycznych stadionów, planowaliśmy także igrzyska zimowe w Zakopanym a mamy problem z reakcją na odpowiednim poziomie w sytuacji, która "stawia pod znakiem zapytania system bezpieczeństwa w Europie"?
Nie bez powodu okrasiłem swoje tezy licznymi cytatami z expose ministra Schetyny. Chciałbym bowiem byśmy uświadomili sobie w jak wielkim stopniu "gryzą się" one z rzeczywistością. Podobnie rzecz ma się zresztą z porównaniem dokonanym na poziomie deklaracji osób odpowiedzialnych za przyszły los naszego kraju. "Dziś Gruzja, jutro Ukraina a potem być może i Polska" to diagnoza moim zdaniem trafniejsza (i już potwierdzona wydarzeniami politycznymi) aniżeli "Polska, która powinna zachowywać się jak polska rozsądna kobieta" i dbać przede wszystkim o własne bezpieczeństwo, kraj, dom i dzieci.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]