Reklama

Geopolityka

Konflikt na Kaukazie w interesie Rosji. Zagrożony Górski Karabach

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Konflikt rosyjsko-turecki, zapoczątkowany zestrzeleniem  rosyjskiego bombowca na granicy syryjsko-tureckiej, ma coraz głębsze konsekwencje. W szczególności Rosja skutecznie uderza w stosunki Turcji z krajami środkowoazjatyckimi i umacnia się na Kaukazie, dążąc do zablokowania szlaków tranzytowych - pisze Witold Repetowicz. W analizie poruszane jest także zagrożenie dla spornego rejonu Górskiego Karabachu, związane z napiętą sytuacją pomiędzy Ankarą a Moskwą.

Rosja dąży do niemal całkowitego zablokowania Turcji poprzez wykorzystanie i podgrzanie konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych tego kraju. Chodzi o stworzenie „kordonu sanitarnego” który blokowałby relacje gospodarcze Turcji z regionem Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej. W szczególności dotyczy to stworzenia blokady energetycznej Turcji, to jest pozbawienie jej alternatywnych źródeł dostawy ropy i gazu.

Od południa Turcja graniczy tu z Syrią i Irakiem, państwami, które znajdują się obecnie w sojuszu z Rosją i które oddzielają Turcję od jej ewentualnych partnerów, potentatów energetycznych z Półwyspu Arabskiego. Wprawdzie Syria i Irak nie kontrolują całości swojego terytorium a Turcja utrzymuje dobre relacje z Kurdyjskim Rządem Regionalnym w Iraku ale Rosja stara się wykorzystać wojnę domową w Turcji (walki wojska z Kurdami) oraz wrogość Turcji do faktycznej autonomii Kurdów syryjskich – Rożawy by zablokować wschodnie i południowe granice Turcji.

Sytuacja geopolityczna sprzyja tym planom Moskwy, gdyż tereny aktualnych i potencjalnych działań kurdyjskiej  partyzantki w Turcji tj. PKK ciągną się od kontrolowanej przez Kurdów syryjskich Rożawy (północna Syria) do granicy turecko-armeńskiej, przecinając szlaki łączące Turcję nie tylko z Kurdystanem irackim ale również z Iranem. Teheran zresztą jest sojusznikiem Rosji, choć z drugiej strony dawał już sygnały, iż kieruje się przede wszystkim swoim, a nie rosyjskim interesem, a te nie muszą być zgodne.

Iran ma jednak alternatywę wobec transanatolijskiego tranzytu swoich surowców do Europy: z jednej strony jest to kierunek wschodni tj. w szczególności handel z Chinami, z drugiej sprzedaż do Europy gazu LNG. Dlatego można uznać, iz Turcja została skutecznie zablokowana od południa, a ostatnim oknem na wschód jest szlak kaukasko-kaspijski. I dlatego Rosja podjęła działania zmierzające do jego zablokowania, w szczególności wykorzystując do tego zamrożoną wojnę armeńsko-azerską o Górski Karabach.

Dla Turcji relacje z środkowoazjatyckimi republikami postsowieckimi mają podwójne znaczenie. Z jednej strony to oczywiście kwestia handlu, a w szczególności importu i/lub tranzytu środkowoazjatyckiego (Turkmenistan, Uzbekistan i Kazachstan) gazu i ropy. Z drugiej strony chodzi jednak o realizację polityki Wielkiej Turcji czyli wspólnoty wszystkich krajów „tureckich” (pochodzenia ałtajskiego), do których Turcja zalicza wszystkie (poza Tadżykami) narody centralnej Azji, a także sąsiednich Ujgurów (prowincja Xinjang w Chinach). Ponadto, co ma szczególne znaczenie dla sytuacji na Kaukazie, również Azerów.

Dodatkowo Turcja uznaje się za protektora kaukaskich muzułmanów, w tym m.in. Abchazów. W 2015 r., gdy Ankara utrzymywała bliskie relacje handlowe i polityczne z Rosją, nie generowało to konfliktu interesów również w obrębie Azji Centralnej i Kaukazu. Jednak po zestrzeleniu Su-24 sytuacja całkowicie się zmieniła. Co prawda Erdogan początkowo próbował wykorzystać doskonałe dotychczas relacje kazachsko-tureckie do mediacji w sprawie załagodzenia konfliktu z Rosją ale nic z tego nie wyszło. Na szczycie WNP w Moskwie w grudniu ub. r. środkowoazjatyckie republiki jednoznacznie poparły Rosję w sporze z Turcją. Było to szczególnym ciosem dla Ankary, zważywszy że jeszcze w 2014 r. wpompowała ona w ten region aż 3,5 mld USD, podczas gdy Rosja wciągnęła Kirgistan do Euroazjatyckiej Unii Ekonomicznej obietnicą wybudowania hydroelektrowni Kambarata.

Kirgistan przez to stracił dochody z handlu z Chinami a Rosja wycofała się z obietnicy. Szybko też okazało się, że nałożenie przez Rosję sankcji na Turcję blokuje jej wejście na caly obszar Euroazjatyckiej Unii Ekonomicznej, a więc również Kazachstan i Kirgistan (a w praktyce też Tadżykistan). W szczególności zablokowana została perspektywa umowy o wolnym handlu między EAUE a Turcją, a zamiast tego rozpoczęte zostały rozmowy w tej sprawie z Iranem. Rosja  zamroziła też wydawanie pozwoleń przewozowych dla tureckich firm  transportowych.

Teoretycznie wciąż Turcja ma otwarte drzwi do współpracy z Turkmenistanem i Uzbekistanem, republikami, które są dla Ankary najważniejsze ze względu na gaz, potrzebny Turcji po wprowadzeniu sankcji przez Rosję. Dlatego właśnie Moskwa już podjęła starania by zablokować ten kierunek. Poza ewentualnym wykorzystaniem wojny domowej w Turcji do uaktywnienia sabotażu rurociągów przesyłowych chodzi również o destabilizację sytuacji na Kaukazie oraz blokadę na Morzu Kaspijskim. Jeżeli chodzi o tę ostatnią kwestię, Rosja może wykorzystać swoją flotę wyposażoną w rakiety Kalibr-NK do zablokowania tego akwenu.

Destabilizacja sytuacji na Kaukazie dotyczy dwóch kierunków: kwestii wojny azersko-armeńskiej oraz separatystycznych republik w Gruzji. Armenia i Azerbejdżan wciąż znajdują się w stanie wojny o Górski Karabach, etnicznie armeński region, który w 1991 r. ogłosił niepodległość, a obecnie de facto jest częścią Armenii (choć ani Armenia ani Republika Górskiego Karabachu tego nie deklarują). W 1994 r. zawarty został rozejm, który trwa do dziś. Utrwalił on stan, w którym Azerbejdżan utracił kontrolę nie tylko nad Karabachem ale również terenami go otaczającymi tj. z jednej strony pasem oddzielającym Karabach od Armenii, z drugiej zaś terytorium azerskim, które okupowane jest z przyczyn taktycznych (chodzi o tereny wyżynne, z których Azerowie ostrzeliwali m.in. stolicę Karabachu – Sepanakert i które obecnie dają przewagę Ormianom, gdyż ewentualna azerska inwazja nastąpiłaby na równinie ścielącej się u ich podnóża).

Mimo rozejmu, w ciągu 22 lat w potyczkach granicznych inicjowanych przede wszystkim przez Azerów, zginęło prawie 300 osób. W 2008 r. wydawało się, iż jest szansa na pokojowe rozwiązanie problemu, gdyż doszło do rozmów turecko-armeńskich. Turcja jest bowiem głównym sojusznikiem Azerbejdżanu. Armenia i Turcja były bliskie zawarcia porozumienia, normalizacji stosunków i otwarcia granicy, jednak w 2009 r. nagle Erdogan osobiście zablokował rozmowy uzależniając jakąkolwiek współpracę z Armenią od zakończenia „okupacji” Górskiego Karabachu. O ile Armenia skorzystałaby ekonomicznie na współpracy z Turcją, o tyle warunek ten jest niespełnialny. Ormianie bowiem nigdy nie zrezygnują z Karabachu a negocjacje pokojowe mogą dotyczyć wyłącznie wycofania się z terenów okupowanych nie będących częścią Karabachu (m.in. miasto Agdam).

To zresztą szybko doprowadziło do wejścia Armenii do Euroazjatyckiej Unii Ekonomicznej i Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (Rosja, Kazachstan, Białoruś, Kirgistan, Tadżykistan i Armenia). W 2014 i 2015 r. następowała stopniowa eskalacja napięć granicznych między Armenią a Azerbejdżanem (w 2015 r. zginęło 37 Ormian i 23 Azerów), jednak do czasu zestrzelenia Su-24 nad Syrią Rosja raczej prowadziła politykę mediacji między stronami tego konfliktu. Po tym incydencie, który rozpoczął konflikt rosyjsko-turecki, sytuacja uległa jednak zmianie.

Turcja ma bowiem świadomość swojego uzależnienia energetycznego od Rosji i choć dla Moskwy, grzęznącej w coraz większych problemach finansowych, zablokowanie dostaw gazu byłoby bardzo dotkliwe to dla Turcji byłoby to wręcz zabójcze. Ankara ma świadomość, iż z przyczyn finansowych nie jest w stanie zastąpić gazu rosyjskiego katarskim LNG, dlatego teoretycznie alternatywą jest wyłącznie gaz kaspijski. Wymaga to jednak rozbudowy infrastruktury rurociągu południowokaukaskiego (SCP) co będzie niemożliwe jeśli w tym rejonie wybuchnie wojna. Dlatego też byłaby ona teraz w interesie Rosji.

Nie należy się zatem dziwić, że spotkanie prezydentów prezydentów Armenii i Azerbejdżanu, które miało miejsce 19.12.2015. nie tylko nie przyniosło żadnej nadziei na normalizację, lecz wręcz odwrotnie, 22.12 Armenia uznała, iż zawieszenie broni przestało obowiązywać. Dzień później Armenia podpisała z Rosją umowę o ujednoliceniu systemów obrony powietrznej. Jednocześnie Rosja wzmocniła swoje siły w bazie Erebuni na terytorium Armenii, w której dotychczas znajdowało się ok. 5000 rosyjskich żołnierzy, systemy przeciwlotnicze S-300 i samoloty MiG-29. W grudniu Rosja wysłała tam dodatkowo 6 helikopterów Mi-24P i 1 helikopter Mi-8MT, a w drugim półroczu tego roku ma nastąpić kolejne wzmocnienie o samoloty MiG-29 i helikoptery transportowe Mi-8.

Rosja nie jest jednak jedyną stroną, która obecnie może być zainteresowana wojną azersko-armeńską. Paradoksalnie może do niej dążyć również Azerbejdżan, licząc, że konflikt rosyjsko-turecki spowoduje pełne zaangażowanie się w nią wojska tureckiego, a w konsekwencji również NATO. Teoretycznie też Azerbejdżan, zakładając, iż Rosja nie weźmie udziału w wojnie jest państwem silniejszym od Armenii, zarówno militarnie jak i gospodarczo.. Formalnie bowiem Górski Karabach nie jest częścią Armenii więc nie należy do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. 

Jednak dysproporcja między Azerbejdżanem a Armenią w takich wskaźnikach jak na przykład PKB per capita nie przekłada się aż tak bardzo na realny poziom życia (wg indeksu Wskaźnik Rozwoju Społecznego Azerbejdżan zajmuje 78 pozycję a Armenia – 85). Ponadto w 2015 r. spadek cen ropy i gazu uderzył nie tylko w Rosję ale również w Azerbejdżan, którego gospodarka niemal wyłącznie opiera się na handlu tymi surowcami. Waluta azerska straciła 47 % swej wartości w stosunku do dolara a wzrost gospodarczy spadł do 1 % (w Armenii wyniósł 2,5 %). Dlatego też część analityków w regionie uważa,że Azerbejdżan może dążyć do wojny w celu odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych.

Jednak ewentualne zaangażowanie Turcji w wojnę azersko-armeńską nie musi implikować pomocy NATO w taki konflikt, gdyż nie dotyczy on obrony tureckiego terytorium. Należy też pamiętać o tym, iż atak Azerbejdżanu na  Armenię i potencjalny udział w wojnie Turcji będzie bardzo korzystny dla rosyjskiej propagandy. Ponadto, zarówno w Europie (w tym w Polsce) jak i w USA lobby armeńskie jest bardzo silne, ponadto należy pamiętać, iż Azerbejdżan jest dynastyczną dyktaturą, podczas gdy Armenia, choć nie jest krajem do końca wolnym to jednak sytuacja w niej jeśli chodzi o demokrację jest nieporównywalnie lepsza. W styczniu Azerbejdżan poniósł już jedną porażkę dyplomatyczną, gdy Zgromadzenie Ogólne Rady Europy odrzuciło antyarmeńską rezolucję w sprawie Karabachu.

Kaukaskie szlaki tranzytowe (gazociąg południowokaukaski, ropociąg Baku-Ceyhan oraz rurociąg Baku – Supsa) przechodzą w Azerbejdżanie zaledwie kilka kilometrów od granicy z Armenią,więc konflikt zbrojny mógłby skutecznie je zablokować. Nie jest również wykluczone, iż Armenia z pomocą rosyjską, zajęłaby część terytorium przez które one przechodzą. Rosja już dokonała podobnej operacji w Gruzji, w odniesieniu do rurociągu Baku-Supsa, którego odcinek został „anektowany” przez samozwańczą Osetię Pld.

Rosja obecnie stara się stosować wobec Gruzji politykę „kija i marchewki”, z jednej strony kusząc normalizacją stosunków i zniesieniem wiz (zapowiedź Putina z grudnia ub. r.), a z drugiej zaś zacieśniając relacje z separatystycznymi republikami Abchazji i Osetii Płd. Ponadto w styczniu szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oświadczył, iż rosyjski wywiad ma dowody na obecność baz treningowych Państwa Islamskiego w gruzińskim Wąwozie Pankisi. Choć nie należy się spodziewać jakichś gwałtownych ruchów Rosji wobec Gruzji to w niedalekiej przyszłości może to posłużyć jako pretekst dla interwencji.

Rosja zacieśniła również swoje stosunki z drugą separatystyczną republiką – Abchazją. Jest to szczególnie bolesne uderzenie w Turcję, gdyż Abchazi są muzułmanami i obok Rosji to właśnie Turcja była dotąd najbliższym ich sojusznikiem i drugim po Rosji partnerem handlowym. W Stambule działa też półoficjalne przedstawicielstwo Abchazji w Turcji. Jednak 23 stycznia wszedł w życie traktat o sojuszu i strategicznym partnerstwie między Rosją i Abchazją. Rosja zmusiła też Abchazów do nałożenia sankcji na Turcję czyli w praktyce zerwania stosunków handlowych. Nie ulega wątpliwości iż sankcje te będą bardziej dotkliwe dla samej Abchazji, która eksportowała do Turcji 80 % swojego połowu ryb.

Wprawdzie Rosja obiecała zainwestować w Abchazji w 2016 r. 4,7 mld rubli ale czas pokaże, czy ta deklaracja zostanie dotrzymana. Z drugiej jednak strony dla Erdogana to cios wizerunkowy, który może mieć konsekwencje wewnątrztureckie. Abchazi i związani z nimi Czerkiesi stanowią bowiem znaczącą, choć nieuznawaną, mniejszość w Turcji. Abchazów jest pół miliona, a Czerkiesów kilkakrotnie więcej. Dokładną liczbę trudno określić, gdyż są oni w zróżnicowanym stopniu zintegrowani z Turkami. Narody te zostały w brutalny sposób wypędzone z terenów Imperium Rosyjskiego w połowie XIX w. i dlatego dotąd raczej wspierały centralistyczne i nacjonalistyczne tendencje w Turcji. To powoduje też że zarówno Abchazi jak i Czerkiesi zajmują wysokie pozycje w wojsku i polityce.

Teraz Rosja może starać się to wykorzystać, podobnie jak i to, że odżywa świadomość narodowa tzw. „ukrytych Ormian” w Turcji. Są to potomkowie Ormian, którzy w okresie ludobójstwa (1915 r.) przyjęli islam i/lub udawali Turków lub Kurdów by móc pozostać w Turcji i przeżyć. Obecnie ocenia się, iż może ich być nawet 3 mln. Warto też dodać, iż Ormianie, mimo obciążeń historycznych, utrzymują bardzo dobre relacje z Kurdami i wielu z nich popiera zarówno legalną HDP jak i nielegalną PKK, uznając, iż droga do kulturalnej autonomii Ormian w Turcji wiedzie poprzez polityczną autonomię Kurdów. To powoduje, iż konflikt na Kaukazie połączony z kontynuacją wojny domowej w Turcji może doprowadzić również do eskalacji etnicznego konfliktu wewnątrztureckiego.

Witold Repetowicz

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (8)

  1. Lysa

    "Ankara ma świadomość, iż z przyczyn finansowych nie jest w stanie zastąpić gazu rosyjskiego katarskim LNG" powinni brać przykład z Polski.

  2. Gumiś

    Cos ten artykuł za bardzo prezentuje Rosję w korzystnej sytuacji międzynarodowej...wydaje sie ze autor nie bierze pod uwagę niezwykle silnej aktualnie dysproporcji gospodarczej miedzy Rosja a Turcja, na korzyść Turcji oczywiscie

    1. KIR

      "Dobre"! Naprawdę "dobre".

  3. JK

    Ruskich w Gruzji interesuje co innego (opisane zresztą na stronach D24): Amerykańska spółka Frontera Resources poinformowała, że w południowych regionach Gruzji odkryto nowe, bardzo duże, złoże gazu ziemnego. Zdaniem Steve’a Nikandrosa, prezesa firmy, eksploatacja złoża (którego zasoby szacowane są na około 5,3 bln m3) doprowadzi do poważnych zmian na światowych rynkach surowców.

  4. underdog

    idzie ku dobremu - wszyscy nasi wrogowie i "przyjaciele" biorą się za łby. Proponuję stać z boku, każdemu się podlizywać, a kiedy przyjdzie okazja przywalić właściwemu wrogowi. Uczmy się na błędach naszych ojców

  5. Viola

    Bardzo ciekawa analiza. Jakkolwiek wojna azersko ormiańska jest możliwa, to jednak stroną aktywną może być tym razem Armenia. Rosja może kusić i popychać armeńskich polityków do wojennej awantury.Czując wsparcie Rosji mogą zechcieć przejąć kontrolę nad przesyłem gazu i połączyć Karabach z Armenią szerokim korytarzem.

  6. niCk

    No niedodane ze Turcja to sunnici tak jak isis a Iran szyici i na terenach Syrii toczy się miedzy nimi konflikt tak samo jak z Rosją. czyli na obecna chwile wszyscy walczą ze sobą w Syrii. W polityce nie ma przyjaciół wiec wszystko może się zdarzyć zależy niekiedy od przypadku i stawkę o którą zagrają poszczególne panstwa

  7. Rogalla

    I teraz wiemy po co Rosji byl ten caly montaz

  8. fx

    To jest wróżenie s fusów. Iran nie będzie oglądał się na Rosję tylko KASOWAŁ $$. Do tego Turcja ma blisko do AS czy Kataru. Kurdowie z Iraku nie pałają miłością do KOMUNISTÓW z PKK a więc raczej będą szli na układ z Turcją niż z Rosją. Na samym końcu najważniejsze są USA które mogą wpłynąć na Iran bo to Amerykanie uruchomili Iran aby dowalić Rosji jeszcze niższymi cenami ropy i gazu.

Reklama