Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Co czeka Bliski Wschód w trakcie prezydentury Trumpa?

Trump w kampanii wyborczej zapowiadał zniszczenie Państwa Islamskiego, krytykował poprzednie administracje za wywoływanie wojen na Bliskim Wschodzie, wspieranie dżihadystów, a także umocnienie Iranu. Nazwał też Kurdów w Syrii i Iraku „wojskami lądowymi USA” w wojnie z Państwem Islamskim – pisze Witold Repetowicz. 

Francuska haubica Caesar prowadzi ostrzał pozycji Daesh w Iraku, wspierając ofensywę na Mosul. Fot. Spc. Christopher Brecht/US Army.
Francuska haubica Caesar prowadzi ostrzał pozycji Daesh w Iraku, wspierając ofensywę na Mosul. Fot. Spc. Christopher Brecht/US Army.

Zwycięstwo Trumpa w wyborach prezydenckich nie daje jednak jasnych odpowiedzi na pytanie o dalszą politykę USA na Bliskim Wschodzie. W oparciu o jego wypowiedzi, a także o to kto znajduje się w jego najbliższym otoczeniu, można jednak pokusić się o pewne spekulacje. Problem w tym, że można również dostrzec pewne niespójności, wynikające z reguł kampanii wyborczej.

Państwo Islamskie i „radykalny islam”

Trump wielokrotnie podkreślał, że priorytetem jego polityki bliskowschodniej będzie zniszczenie Państwa Islamskiego. W czasie przemówienia w sierpniu br., poświęconego tej kwestii, podkreślił on, iż wojna z IS nie może być oderwana od szerszego problemu walki z radykalnym islamem. Do głównych przeciwników, obok IS zaliczył wówczas Al Kaidę, Hamas i Hezbollah. Stwierdził również, iż konieczna jest nie tylko konfrontacja działań terrorystycznych ale również ideologii , leżącej u ich podstawy.

W tym kontekście ostro skrytykował Hillary Clinton za przyjmowanie pieniędzy od państw opierających się na tymże radykalnym islamie. Choć ich nie wymienił to z innych jego przemówień jasno wynikało, iż chodzi w szczególności o Arabię Saudyjską i Katar. W tym kontekście nie może zatem dziwić, że katarska telewizja Al Jazeera prowadziła bardzo intensywną kampanię przeciw Trumpowi. Jako głównych sojuszników w walce z radykalnym islamem Trump wymienił takie kraje jak Izrael, Egipt oraz Jordanię. Stwierdził również, iż zamierza szukać „wspólnej platformy z Rosją w walce z IS” (co niekoniecznie oznacza to samo co współpracę), ściśle współpracować z NATO w tej kwestii, a także wykorzystać Radę Bezpieczeństwa NZ do nakładania nowych sankcji na podmioty wspierające radykalny islam.

Iran

Trump, podobnie jak ogólnie Republikanie, nie ukrywał swego krytycyzmu wobec Joint Comprehensive Plan of Action (JCPA) czyli układu z Iranem w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Republikanie od samego początku wspierali izraelskie zastrzeżenia wobec tego planu. Jednak Trump szedł dalej w swej krytyce polityki administracji Obamy wobec Iranu, a jednym z jego czołowych doradców jest emerytowany generał i były szef amerykańskiego wywiadu wojskowego gen. Michael Flynn, który w czasie kampanii znajdował się na krótkiej liście kandydatów na kandydata na wiceprezydenta u boku Trumpa. W 2016 r. Flynn napisał książkę pt. The Field of Fight: How We Can Win the Global War Against Radical Islam and Its Allies, której współautorem jest Michael Ledeen, neokonserwatywny analityk o skrajnie antyirańskich poglądach. Może to oznaczać wypowiedzenie JCPA (choć nie jest to przesądzone).

Natomiast na pewno oznacza to koniec nieformalnej współpracy amerykańsko-irańskiej na Bliskim Wschodzie. Według Flynna, który w latach 2004-2007 służył w wywiadzie wojskowym w Iraku i Afganistanie, Iran współpracował i wspierał Al Kaidę i inne sunnickie ruchy dżihadystyczne. Zgodnie z tą logiką ani Iran ani irańscy sprzymierzeńcy („proxy”) nie mogą być sojusznikami USA. Warto w tym kontekście dodać, iż Trump krytykował również politykę Obamy i Busha w sprawie Iraku (w tym samą interwencję) za to, że, jak twierdził, służyła ona wyłącznie wzmocnieniu irańskiemu w regionie. W percepcji zarówno Trumpa jak i Flynna Irak jest państwem upadłym, podporządkowanym Iranowi, a zatem nie przedstawiającym obecnie wartości sojuszniczej dla USA. Może to zatem oznaczać radykalny zwrot w polityce amerykańskiej w Iraku.

Irak

Flynn tuż przed wyborami w analizie napisanej dla Foxnews skrytykował rozpoczęcie operacji mosulskiej, uznając je za przedwczesne. Podkreślił, iż błędem ze strony Obamy było dopuszczenie do tego bez opracowania odpowiedniego planu na „dzień po” wyzwoleniu Mosulu i ustalenia kto będzie nim rządził. Z tekstu tego wyłania się prognoza, iż inicjatywę przejmą tam milicje szyickie, które Flynn uznaje za organizacje terrorystyczne, wrogie USA i dążące do dokonania czystek etnicznych, których ofiarą padną sunnici. Flynn przewiduje też konfrontację Turcji z kurdyjską guerillą PKK, którą uznaje za sojusznika Iranu. Wiele wskazuje na to, że Trump może przyjąć tę optykę i ograniczy wojskową współpracę z rządem w Bagdadzie, stawiając zamiast tego na rząd Regionu Kurdystanu w Iraku.

Kwestia kurdyjska

Trump nie poświęcał Kurdom zbyt dużo miejsca w swej kampanii ale kilkakrotnie podkreślił swoją sympatię wobec nich. Co więcej, w jednym z wywiadów podkreślił, że uważa Kurdów w Iraku i Syrii za „wojska lądowe USA” w wojnie z Państwem Islamskim. Warto dodać, iż jednoznacznie proizraelskie nastawienie Trumpa, przy jednoczesnym cichym wspieraniu przez Izrael Kurdów w Iraku (a także w Syrii, choć jest to jeszcze bardziej „ciche”), może mieć swoje konsekwencje dla integralności terytorialnej Iraku oraz być może również Syrii. Izrael jest zainteresowany tym by powstało niepodległe państwo kurdyjskie i to najlepiej składające się zarówno z Regionu Kurdystanu w Iraku jak i Rożawy (Kurdystanu syryjskiego).

Państwo takie stało by się naturalnym sojusznikiem Izraela, zarówno ze względu na dotychczasowe, dobre relacje izraelsko-kurdyjskie, jak i wspólnych wrogów. Taki tryb stworzenia niepodległego Kurdystanu ustawiłby go bowiem w takiej samej izolacji regionalnej jakiej doświadcza Izrael. W szczególności oznaczałoby to konflikt Kurdów z Bagdadem, milicjami szyickimi oraz Iranem. Chodzi przy tym również o to, że Kurdowie zajmują obecnie tzw. tereny sporne (m.in. Kirkuk).

Dopóki Kurdystan stanowi część Iraku, Iran nie jest zainteresowany walkami szyicko-kurdyjskimi w tym państwie, bo chce wprawdzie Iraku słabego i niestabilnego ale nie jest zainteresowany aby toczyła się tam wojna domowa. Priorytetem Iranu jest zachowanie integralności terytorialnej Iraku oraz utrzymanie sympatyzujących z nim szyickich rządów w Bagdadzie. Jeżeli jednak Kurdystan ogłosi niepodległość to Iran wesprze dążenie milicji szyickich do odebrania tych terenów spornych. Można się zatem spodziewać, iż administracja Trumpa rozpocznie intensywne uzbrajanie kurdyjskiego wojska w Iraku – Peszmergi.

Syria

Jeszcze bardziej złożona jest kwestia w Syrii, gdzie żołnierze amerykańscy są obecni od pół roku szkoląc i dozbrajając Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), oparte głównie na kurdyjskim YPG/YPJ. Gdy w 2011 r. wybuchła tzw. Arabska Wiosna administracja Obamy, w tym Hillary Clinton, wspierała rebeliantów FSA, z których zdecydowana większość (przynajmniej obecnie) to dzihadyści. Trump poddał to ostrej krytyce, więc można się spodziewać odejścia od tej polityki. Zapowiedź „szukania wspólnej platformy walki z IS” z Rosją należy natomiast rozumieć jako formalizację podziału stref wpływów w Syrii – Rosja uzyskuje południe prowincji Aleppo oraz tereny na zachód od Eufratu a USA północ Aleppo oraz tereny na wschodnim brzegu rzeki.

Można się też spodziewać, iż USA zaczną rozbudowywać swoje bazy w Rożawie (a także w Kurdystanie irackim). Nie jest też wykluczone że będą dążyć do zjednoczenia Rożawy z Kurdystanem irackim, gdyż konflikt wewnątrzkurdyjski nie jest im na rękę. Ponadto jest to spójne z interesem Izraela. USA prawdopodobnie udzielą obecnie znacznie silniejszego wsparcia militarnego SDF (w postaci uzbrojenia) w celu umożliwienia tym siłom zdobycia Rakki a być może również Dajr az Zaur. Jeśli Rosja odrzuci porozumienie z USA na warunkach Trumpa to Amerykanie mogą dążyć również do opanowania (w oparciu o SDF oraz tzw. Nową Armię Syryjską operującą na pustyni przy granicy z Irakiem i Jordanią) całej wschodniej Syrii aż do granicy z Jordanią. Oznaczać to mogłoby również zmianę układu sił na południu Syrii i odcięcie Iraku oraz Iranu od Damaszku. Ten scenariusz oznaczałby jednak zwiększenie zaangażowania USA, a Trump zapowiadał jego redukcję.

Turcja

Powyższy scenariusz dot. Kurdów nie jest spójny z interesem Turcji. Jednak Trump w jednym z wywiadów wyraził przekonanie, iż jest w stanie pogodzić współpracę z Turcją oraz Kurdami. Faktem jest, iż Pentagon usiłuje od wielu miesięcy lawirować między Turcją a SDF, co póki co działa ale na dłuższą metę może nie zdać egzaminu. Turcja przy tym coraz bardziej zacieśnia relacje z Rosją, co irytuje amerykańskich wojskowych, zadowolonych ze współpracy z SDF.

Amerykanie nie mają wątpliwości, że tylko SDF może zdobyć Rakkę. Z drugiej strony postawienie na Turcję jest kuszące jako opcja realpolitik, teoretycznie pozwalająca USA na wycofanie swego zaangażowania. Jednak Pentagon, którego rad Trump prawdopodobnie będzie bardziej słuchał niż jego poprzednik, nie ufa Turcji. Ponadto postawienie przez Obamę na Malikiego w Iraku, który jako „silny człowiek” i sojusznik USA miał umożliwić wycofanie zaangażowania USA z Iraku, pokazuje jak bardzo taka „realpolitik” może prowadzić na manowce.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ani Trump ani Flynn nie wspominali zbyt często o Turcji w kontekście wojny z radykalnym islamem, w tym IS. Z drugiej strony administracja Obamy nie prowadziła wobec Turcji twardej polityki, która mogłaby skłonić Turcję do ustępstw. Turcja może wiele stracić na konfrontacji z USA, więc, podobnie jak to miało miejsce w 2003 r., jest prawdopodobne, że pod naciskiem zaakceptuje stworzenie niepodległego Kurdystanu, a nawet połączenie Kurdystanu irackiego z Rożawą.

Wobec potencjalnego antyszyickiego nastawienia administracji Trumpa, może to się wiązać z oddaniem Turcji przez USA protektoratu nad „sunnilandem” w Syrii i Iraku (obejmującym m.in. Mosul). Jest to jednak tylko spekulacja, a projekt tworzenia „sunnilandu” jest bardzo ryzykowny, gdyż niekoniecznie ma on poparcie irackich plemion sunnickich, a idea tureckiego protektoratu nie będzie mile widziana przez Arabów.

Saudowie i inne państwa arabskie

Z całą pewnością można się spodziewać polepszenia stosunków USA z Egiptem. Relacje te uległy pogorszeniu po obaleniu przez gen. Sisiego rządów Bractwa Muzułmańskiego, na które stawiała Clinton w projekcie „Arabskiej Wiosny”. Wznowienie współpracy amerykańsko-egipskiej ułatwi zniszczenie Państwa Islamskiego w Libii (w oparciu o siły gen. Khaftara). Natomiast dużą niewiadomą jest przyszłość relacji saudyjsko-amerykańskich.

Z jednej strony antyirańskie nastawienie administracji Trumpa jest korzystne dla Saudów toczących z Iranem „wojnę proxy” m.in. w Jemenie. Z drugiej jednak Trump poparł uderzającą w Saudów ustawę JASTA (Justice Against Sponsorship of Terrorism Act) i groził wycofaniem wojsk amerykańskich z pustynnego królestwa, sugerując iż powinno ono płacić USA więcej za ochronę. Zarówno w wypowiedziach Trumpa jak i Flynna Arabia Saudyjska czy Katar nie były też wymieniane jako sojusznicy w walce z terroryzmem, lecz źródło zagrożenia (rozprzestrzeniania ideologii radykalnego islamu).

Witold Repetowicz

Zobacz również

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama