NATO-wski sprzęt w ukraińskim muzeum

Autor uważa, że sytuacja jest osobliwa — dlaczego sprzęt wojskowy, który jest jedynie uszkodzony i nadal można go naprawić po odesłaniu do Polski lub innych państw NATO, trafia do muzeum jako eksponat? Wiemy, że Ukraina cierpi na braki w sprzęcie ciężkim, przez co jej wojskom lądowym coraz trudniej odpierać ataki przeciwnika. Sprzęt nadający się do naprawy powinien zostać odesłany, tak jak widoczny czołg podstawowy M1A1SA-UKR.

Wizualne oględziny pojazdu wskazują, że wóz nadaje się do remontu. Oczywiście, do tego potrzebne jest zaplecze przemysłowe i wóz trzeba byłoby odesłać prawdopodobnie do USA, ale możliwe, że naprawy mogłyby zostać wykonane w Polsce, w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych S.A., gdzie wraz z General Dynamics Land Systems budowane jest centrum serwisowe dla czołgów tego typu. Zresztą, tyczy się to nie tylko widocznego czołgu.

Na zdjęciach widoczny jest choćby bojowy wóz piechoty M2A2ODS-SA czy armatohaubica samobieżna Krab. Oba pojazdy, wizualnie, wydają się być zdatne do naprawy — o ile pozwolono by zadziałać zakładom przemysłowym. Zresztą, pojazdy w gorszym stanie były remontowane, a wręcz odbudowywane, jak czołg Merkawa Mk4, który formalnie został zniszczony w Libanie, a następnie odbudowany i przywrócony do służby w Cahalu około trzy lata temu.

Władze Ukrainy powinny przekazać ten sprzęt do remontu państwom-producentom, zamiast tworzyć z niego atrakcję muzealną. Warto też zadać pytanie, kto jest faktycznym właścicielem tego sprzętu. Przypomnę, że Ukraina go nie kupiła, lecz otrzymała w ramach pomocy wojskowej, więc w przypadku czołgów M1A1SA-UKR czy bojowych wozów piechoty M2A2ODS-SA formalnym właścicielem pozostaje rząd USA.