Reklama

Siły zbrojne

Niemieccy przeciwlotnicy w Polsce wracają do… Zimnej Wojny [OPINIA]

Autor. Luftwaffe/Lars Koch

W ubiegłym tygodniu rozpoczął się przerzut do Polski jednostek obrony powietrznej niemieckich sił zbrojnych, wyposażonych w rakiety Patriot. Co ciekawe, choć dzisiejszy potencjał Niemiec w zakresie obrony powietrznej jest cieniem tego z czasów Zimnej Wojny, to zadanie jakie będą wykonywać niemieccy żołnierze w Polsce będzie bardzo podobne do tego jakie realizowali w czasach, gdy Niemcy były podzielone na RFN i NRD. I odmienne od tego, jakie na Patriotach trzeba by wykonywać w czasie pełnoskalowej wojny, takiej jaka trwa na Ukrainie.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Niemieckie siły powietrzne, czyli Luftwaffe wydzielają do misji w Polsce trzy baterie Patriot PAC-3. Pierwsze elementy dotarły w ubiegłym tygodniu do Polski, przerzut trzeciej się rozpoczął. Według zapewnień polskiego MON zostaną one rozmieszczone na Lubelszczyźnie, w tym w rejonie Zamościa, i będą wspierać obronę wschodniej Polski przed zagrożeniami, jakie mogą pojawić się w związku z rosyjską agresją na Ukrainie.

NATO-wska tarcza na wschodniej flance

Dodajmy, że na wschodzie Polski są już rozmieszczone inne systemy przeciwlotnicze, w tym amerykańskie Patrioty (w rejonie Rzeszowa). Jak niedawno informował Defence24.pl, po tragedii w Przewodowie dołączyły do nich polskie systemy obrony powietrznej krótkiego zasięgu, takie jak Osa. Wszystkie te elementy mają na celu umożliwienie zwalczania obiektów powietrznych, które – przypadkowo lub celowo – mogłyby naruszyć przestrzeń powietrzną Polski i tym samym stanowić niebezpieczeństwo dla obszarów i obiektów na terenie Polski.

Reklama

Czytaj też

Patrioty mają tutaj szczególne znaczenie, bo jako jedyne są zdolne do zwalczania nie tylko aerodynamicznych celów powietrznych, takich jak rakiety manewrujące, drony i oczywiście klasyczne samoloty oraz śmigłowce, ale też rakiet balistycznych. Mają też dużo większy zasięg. Według danych Bundeswehry, wynosi on do około 70 km dla wersji używanej obecnie przez Niemców. Z kolei zestawy przeciwlotnicze, które wykorzystuje operacyjnie Wojsko Polskie, poza specyficznym systemem S-200 Wega, typu Kub, Osa i Newa mają zasięg nie większy niż 25 km. Wiadomo, że zestawy Osa i Newa są rozmieszczone we wschodniej Polsce w ramach dyżuru bojowego.

Ponadto niezwykle istotnym środkiem obrony powietrznej, o którym nie wolno zapominać, są polskie i sojusznicze samoloty wykonujące loty patrolowe. W koordynacji z samolotami AWACS mogą one zwalczać wrogie samoloty, śmigłowce i rakiety cruise, nie mają natomiast zdolności niszczenia rakiet balistycznych. Te pozostają domeną Patriotów, rozmieszczonych pod Rzeszowem (amerykańskie) i na Lubelszczyźnie – niemieckie.

Autor. NATO

Co ciekawe, misja jaką niemieccy przeciwlotnicy mają wykonywać w Polsce (i kilku miesięcy realizują w Słowacji) jest bardzo podobna do tej, którą realizowali... w czasach Zimnej Wojny. Patrioty zarówno na Słowacji jak i w Polsce są bowiem częścią zintegrowanego systemu obrony powietrznej NATO, za pośrednictwem współpracujących z nim dowództw narodowych (w Polsce jest to Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych). Są też w ciągłym dyżurze bojowym, czyli w gotowości do użycia bojowego, w praktyce zapewne (po osiągnięciu gotowości) z włączonymi radarami kierowania ogniem. Należy spodziewać się, że będą na kilku wytypowanych stałych stanowiskach. Być może będą je zmieniać w ramach okresowych ćwiczeń, zwłaszcza gdy dołączy do nich trzecia bateria, ale nie będzie się to odbywało na co dzień.

Czytaj też

Paradoksalnie taki sposób wykorzystania zestawów przeciwlotniczych jest nieco inny, niż w wypadku pełnoskalowej wojny. W sytuacji konfliktu na dużą skalę – takiego jaki ma miejsce na Ukrainie – przeciwlotnicy muszą we współczesnych warunkach działać zupełnie inaczej. Radary kierowania ogniem włączać tylko na chwilę, by nie zdradzić swojej pozycji, a dane o celach w miarę możliwości pobierać z zewnętrznych źródeł. To właśnie dlatego polskie baterie Wisła mają być doposażane w „ciche" radary pasywne i radary aktywne pracujące na falach metrowych polskiej konstrukcji, a od początku będą zintegrowane z systemem IBCS, działającym na zasadzie „każdy sensor, każdy pocisk". Wreszcie dlatego w skład jednej baterii Wisła wchodzą dwie jednostki ogniowe, każda z radarem, kilkoma wyrzutniami rakiet, elementami dowodzenia i logistycznymi pozwalającymi na niezależne działanie.

Wszystko po to, by nie narazić cennych elementów baterii przeciwlotniczych na zniszczenie, choćby masowym uderzeniem rakiet balistycznych, dużą liczbą pocisków przeciwradiolokacyjnych czy (w wypadku bliskości frontu) salwą artylerii rakietowej, ewentualnie amunicji krążącej.

Dodajmy, że siły ukraińskie, choć mają mniej zaawansowany sprzęt działają w nieco podobny sposób często zmieniając swoje stanowiska ogniowe, a informacje o celach pobierają z różnych źródeł (prawdopodobnie także za pośrednictwem środków rozpoznania NATO, takich jak samoloty AWACS). Wczesne ostrzeżenie na kilkadziesiąt minut przed wlotem rakiet na teren Ukrainy powinno wystarczyć, by rozwinąć zestawy przeciwlotnicze.

Jak wyglądała OPL w czasach Zimnej Wojny?

W czasach Zimnej Wojny, choć i wtedy szykowano się na pełnoskalowy konflikt, niemiecka OPL działała w dużo bardziej „sztywny" sposób. Zbliżony do tego, w którym jest (będzie) wykorzystywana w Polsce i na Słowacji, gdzie zadaniem jest przede wszystkim obrona granicznych terenów przed ograniczonym (w tym przypadkowym) atakiem. Było tak z kilku powodów. Po pierwsze, systemy transmisji danych nie były tak zaawansowane. Po drugie, „gęstość" obrony przeciwlotniczej była większa. Wreszcie po trzecie, zagrożenia dla systemów przeciwlotniczych nie były tak zaawansowane technicznie, podobnie jak systemy transmisji danych. Jak więc działali niemieccy przeciwlotnicy w czasach Zimnej Wojny i dlaczego sposób ich działania jest podobny dziś w Polsce i na Słowacji?

Niemiecki system obrony powietrznej, wchodzący w skład sił powietrznych (Luftwaffe) był już w czasie pokoju podporządkowany dowództwu NATO (tzw. NATO assigned forces). Co ważne, jednostki obrony powietrznej odpowiadały „sztywno" za swoje sektory i z reguły działały z przygotowanych (najpierw prowizorycznych, następnie stałych) stanowisk bojowych. W wydanej w 2017 roku publikacji „Luftwaffe und Luftverteidigung" (niem. Luftwaffe i obrona powietrzna, pod redakcją Eberharda Birka i Heinera Moellersa) możemy przeczytać, że działanie poza stanowiskami (i poza własnym państwem) było dla niemieckich żołnierzy OPL niemal zupełnie nowym doświadczeniem, gdy zostali rozmieszczeni... w Turcji, na początku 1991 roku, w reakcji na zajęcie Kuwejtu przez Saddama Husajna i rozpoczęcie przez USA oraz sojuszników rozlokowywania swoich sił by najpierw zabezpieczyć Arabię Saudyjską, a następnie Kuwejt odbić (operacje Pustynna Tarcza i Pustynna Burza). Niemieckie jednostki obrony powietrznej w Turcji uzbrojone były w Hawki i Rolandy.

Wróćmy jednak do Niemiec. Budowę systemu rakietowej obrony powietrznej na przełomie lat 50. i 60. XX wieku rozpoczęto od zestawów dalekiego zasięgu Nike Ajax, następnie modernizowanych do standardu Nike Hercules (co ciekawe, zestawy te miały możliwość przenoszenia taktycznej broni jądrowej). Szybko uzupełniono je o zestawy MIM-23 Hawk, które miały większe możliwości zwalczania celów lecących na małych wysokościach. Na początku każdy batalion (dywizjon) miał swój oddzielny sektor odpowiedzialności, a więc co do zasady strefy rażenia różnych zestawów nie pokrywały się. Zestawy Hawk (należące nie tylko do Niemiec, ale też sojuszników europejskich, choćby Belgii, która dziś nie ma systemów tej klasy) były rozmieszczone bliżej granicy Republiki Federalnej Niemiec z NRD i Czechosłowacją, a cięższe Nike Ajax/Nike Hercules – głębiej na terenie RFN.

Musimy cały czas pamiętać, że system dowodzenia funkcjonował zupełnie inaczej niż teraz, bo inne były rozwiązania technologiczne. Podstawowym założeniem był dyżur bojowy, pełniony przez cały czas przez żołnierzy (tak jak teraz), co wymagało ogromnego zaangażowania. Jak czytamy w cytowanym „Luftwaffe und Luftverteidigung" przez dłuższy okres każdy z dywizjonów posiadał najczęściej jedną baterię w 5-minutowej gotowości, dwie baterie w gotowości 3-godzinnej i jedną w gotowości 12-godzinnej. Służba na zmiany, oczywiście pełniona z dużym udziałem żołnierzy zasadniczej służby wojskowej, oznaczała pozostawanie w różnym stopniu gotowości przez 72 do nawet 90 godzin w tygodniu.

Dodajmy tutaj, że sami Niemcy dysponowali piętnastoma dywizjonami przeciwlotniczymi (sześć Nike i dziewięć Hawk), a w ich składzie było ponad 100 zestawów przeciwlotniczych tych dwóch typów. Gdy systemy Nike zostały na przełomie lat 80. i 90. obecnego wieku zastąpione przez Patrioty, wprowadzono 40 zestawów, w tym 36 przeznaczone do użycia operacyjnego, dziś „operacyjnych" Patriotów, w nowszej wersji PAC-3/PAC-3+ jest zaledwie dwanaście, w trzech dywizjonach. Hawki z kolei wycofano tak naprawdę bez zastępcy, system IRIS-T SLM, który sprawdził się na Ukrainie, ma zostać dopiero wprowadzony. Niemieckie jednostki rakietowej obrony powietrznej dysponowały prawie dwudziestoma tysiącami ludzi, dziś to trochę ponad 2 tys. żołnierzy. To, w połączeniu z systemami od sojuszników, tworzyło bardzo silny system obrony na ówczesnej wschodniej flance NATO.

Paradoksalnie jednak mimo wielu różnic pomiędzy ówczesną i obecną sytuacją również wtedy problemem było zwalczanie celów na niskim pułapie, poniżej horyzontu radarowego. Tyle, że nie chodziło o drony czy rakiety manewrujące, ale o klasyczne samoloty, latające na niskim pułapie, takie jak MiG-17 czy Su-7, bo przy ówczesnych środkach wykrywania, nawet działając jedynie z rakietami niekierowanymi i zwykłymi bombami, były dużym zagrożeniem. I przez dłuższy okres, jeszcze w czasie Zimnej Wojny, w Siłach Powietrznych Niemiec obok radarów i rakiet przystosowanych do przenoszenia głowic atomowych funkcjonowała... służba obserwacyjna odpowiedzialna za wzrokowe wykrywanie celów niskolecących. I miało to swoje uzasadnienie, bo ówczesny poziom rozwoju technologii nie pozwalał na wykrycie i śledzenie takich obiektów w inny sposób.

Nowe życie sprzętu z czasów Zimnej Wojny

Oczywiście niemiecki-natowski system obrony powietrznej był modernizowany, w miarę rozwoju zagrożeń. Można zaryzykować tezę, że „wisienkami na torcie" były wprowadzenie pod koniec Zimnej Wojny, dwóch systemów, które – w swoich zmodernizowanych wersjach – pełnią służbę do dziś, również na wschodniej flance NATO i w Polsce. Pierwszy to oczywiście Patriot, zastępujący system Nike Hercules, z którego wcześniej wycofano głowice jądrowe. W latach 80. nawet w swojej pierwszej wersji był rewolucją wykraczającą poza prostą wymianę starych zestawów przeciwlotniczych. Nie tylko bowiem zdolności samych systemów przeciwlotniczych wzrosły skokowo, choćby poprzez możliwość zwalczania wielu celów jednocześnie i obrony przed rakietami balistycznymi, ale zmieniono też zasady ich stosowania.

Wraz z Patriotami zaczęto bowiem wykorzystywać mieszane ugrupowania jednostek rakietowej obrony powietrznej, dowodzone z nowoczesnych centrów SAMOC (Surface to Air Missile Operating Centre – centrum operacyjne rakiet ziemia-powietrzne), pozwalających koordynować działania środków różnych typów – na przykład Patriot i Hawk, te drugie systemy pokrywały „martwą strefę" poza sektorem obserwacji radarów Patriota. Stało się to możliwe dzięki rozwojowi systemów dowodzenia i kontroli obroną powietrzną, a angielski skrót SAMOC jest powszechnie używany w odniesieniu do systemów dowodzenia, także w Polsce. Stanowisko SDP-20 systemu SAMOC, zdolnego w pewnym zakresie również do kierowania walką systemu Patriot, opracował PIT-RADWAR, są też SDP-10N dla dywizjonów Newa. Obok Patriotów i Hawków przez pewien czas, od końca lat 80. XX wieku do pierwszych lat obecnego wieku w niemieckich siłach powietrznych używano też zestawów krótkiego zasięgu Roland służących między innymi do obrony baz.

Drugi, już bezpośrednio podporządkowany NATO, to samolot wczesnego ostrzegania AWACS. Pozwala on wykrywać i śledzić cele powietrzne na dystansie kilkuset kilometrów, także te na małych wysokościach.

Dziś żołnierze Bundeswehry będą służyć na granicy Polski pod pewnymi względami w dość podobnych warunkach, co w końcu Zimnej Wojny. Oczywiście zestawów obrony powietrznej jest nieporównanie mniej, choć są bardziej zaawansowane, choćby dzięki rakietom PAC-3 i dużo lepszemu sprzętowi komputerowemu. Dużo bardziej nowoczesna jest też łączność i systemy wymiany danych, przez co taka organizacja obrony powietrznej jak dziś w latach 80. nie byłaby możliwa, a na pewno nie w tak krótkim czasie. Wśród myśliwców patrolujących wschodnią flankę są przecież maszyny piątej generacji czy inne samoloty z radarami z aktywnym skanowaniem elektronicznym.

Ale podobieństwem jest sam sposób wykonywania zadania, czyli stały dyżur bojowy. Zbliżone są też – choć nowocześniejsze – niektóre wykorzystywane środki. Paradoksalnie, tak jak w Niemczech pod koniec Zimnej Wojny, tak też obecnie we wschodniej Polsce załogi Patriotów będą współdziałać z zestawami krótszego zasięgu, zapewne pokrywającymi ich martwe strefy. Te w dużej części również pochodzą z czasów Zimnej Wojny, tyle że z „drugiej strony", i po modernizacji są obsługiwane przez żołnierzy Wojska Polskiego. Mowa oczywiście o polskich systemach OPL, które na Lubelszczyźnie są już od pewnego czasu.

Polskim, amerykańskim czy niemieckim żołnierzom obrony powietrznej na granicy Polski można w tym momencie życzyć tylko jednego: by ich służba zakończyła się tak jak w czasach Zimnej Wojny bez konieczności użycia posiadanych środków do obrony terytorium NATO.

Reklama

Komentarze (8)

  1. Kleofas03

    Podsumowując gdyby nie wojna to polska zatrzymała by się na s125, kub ,osa itd NATO europejskie również.

  2. Andrzej wawa

    Przestańmy się oszukiwać - przegrywamy nuklearny wyścig zbrojeń. NATO nie ma przeciw rakiet mogących odeprzeć zmasowany atak a Rosja ma A 235 z głowicami jądrowymi. Nie mamy broni mogącej strącić rakietę balistyczną w kosmosie a Rosjanie mają S 500. Nie mamy żadnej broni mogącej zneutralizować RS-24 Jars, RS-28 Sarmat gdy będą wyposażone w głowice Avangard.. NATO odstrasza 400 szt rakiet Minuteman III z 1970 r oraz 230 szt Trident II w USA i 58 szt na okret

    1. wert

      nie zapomnij że kacapy mają Gwiazdę Śmierci i Lorda Vadera jako dowódcę superkomanda szturmowego

  3. zibi

    Chichot histori, Luftwaffe broni Polski....

  4. PGR

    Niesmialo przypomne ze kilkanascie lat temu niemcy chcieli nam sprzedac za grosze te baterie Patriotow, tak jak Leo2a4 niestety obozowi konfederatow targowickich udalo sie udaremnic ten zamiar.

    1. Jan24

      Leo to stare czołgi do remontu. To lata 70 te. A koszty tych remontów są ogromne. Lepiej kupić nowe.

    2. Weneda 1977

      Dobrze, że myśmy nie kupili bo dzisiaj nie moglibyśmy nawet śrubki do nich dokręcić a nie wspomnę o czymś poważniejszym.W Leopardach nie wolno nam było nawet niemieckiej łączności wymienić na naszą.

    3. PGR

      @Weneda 1977 - moze jeszcze mieli wam doplacic za to ze kupilismy czolgi za 1 euro? ale tak bedzie jak piszesz w amerykanskiej Wisle za kilkadziesiat mld $ nie bedziemy mogli nawet srubki sami wymienic.

  5. Facetoface

    Kto wie czy nie przyjdzie nam żyć w sąsiedztwie nowej Żelaznej Kurtyny?!

    1. Ikar

      Niestety chyba w tym kierunku to zdąża. Takie czasy

  6. Chyżwar

    W zimnowojenny tryb powinny przejść wszystkie państwa należące do NATO. Im szybciej to zrobią, tym lepiej.

  7. PPPM

    Fajnie byłoby dokończyć drugą fazę Wisły. Zaczynam się obawiać o NAREW. Myślałem, że wszystko już ustalone, a tu wczoraj taka wiadomość :(

    1. LOUT

      Niestety, ale wielki brat zza wielkiej wody, który zbija kokosy i jest jedynym wielkim wygranym konfliktu na UKR, wyczuł dużą kasę i próbuje wejść przez wydawałoby się zamknięte drzwi Narwi! No cóż, wiedza, że polscy politycy zrobią wszystko co tylko hegemon chce, to i próbują!

    2. PGR

      Z tego co kojarze to koszt pelnej Wisly zbudowanej na SAMPT szacowanyny byl na 16 mld zl ale oczywiscie trzeba bylo gwiazde smierci i dlatego nie mamy nic i dlugo jeszcze nie bedziemy mieli.

    3. Chyżwar

      @LOUT Podziękuj ładnie "Wielkiemu Baratu" za to, że jest. To jedyny kraj będący w stanie udzielić Polsce realnej pomocy w przypadku wybuchu wojny. Obojętnie czy ci się to podoba, czy nie.

  8. PGR

    Panie Janie a do standardu Leopard2PL to co się modernizuje?

Reklama