Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Próba uderzenia w sojusz turecko-rosyjski. Skutki będą odwrotne od zamierzonych

Zamach na rosyjskiego ambasadora w Turcji Andrieja Karłowa to zemsta dżihadystów za układ turecko-rosyjski, na mocy którego Turcja sprzedała swych dawnych sojuszników ze wschodniego Aleppo w zamian za zielone światło Rosji dla tureckiego natarcia na miasto Al Bab. To również dowód na głęboką infiltrację tureckich służb przez islamistów – piszę dla Defence24.pl Witold Repetowicz. 

Andriej Karłow, fot. RIA Novosti archive, image #2998359 / Iliya Pitalev / CC-BY-SA 3.0, wikipedia
Andriej Karłow, fot. RIA Novosti archive, image #2998359 / Iliya Pitalev / CC-BY-SA 3.0, wikipedia

Po tym, jak załamała się polityka zagraniczna Davatoglu oparta na tworzeniu neootomańskiej strefy wpływu, Turcja przestawiła swoje priorytety, podporządkowując całą strategię w Syrii jednemu celowi: zniszczeniu kurdyjskiej autonomii w Syrii znanej jako Rożawa. W tym czasie zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) po wyzwoleniu miasta Manbidż w północnej części prowincji Aleppo szykowały się do realizacji priorytetu kurdyjskiej polityki w Syrii tj. połączenia kantonu Efrin (płn-zach. część prowincji Aleppo) z resztą Rożawy. Odległość między siłami kurdyjskimi po obu stronach zmalała stopniowo do 30 km, a głównym miastem je rozdzielającym jest Al Bab.

Turcja w tym samym czasie, po zestrzeleniu SU-24 w listopadzie ub. r., boleśnie odczuła sankcje nałożone na nią przez Rosję, co z kolei było efektem niefrasobliwej polityki Erdogana rozpoczętej jeszcze w 2009 r., pogłębiającej współpracę turecko-rosyjską. Ponadto Rosja zagrała kartą kurdyjską, grożąc aktywnym wsparciem PKK (kurdyjskiej guerilli w Turcji) oraz YPG (kurdyjskiego wojska w Syrii). Erdogan, który w sierpniu 2015 r., w celu pozyskania elektoratu nacjonalistycznego oraz zastraszenia Kurdów, postanowił zakończyć proces pokojowy z PKK i rozpocząć totalną pacyfikację Kurdystanu tureckiego, uległ presji Rosji i w czerwcu 2016 r. przeprosił ją za zestrzelenie SU-24.

Po tym zdarzeniu wypadki potoczyły się bardzo szybko i już w sierpniu Turcja i Rosja postanowiły współpracować ze sobą w Syrii. Turcja wycofała z Aleppo oddziały wiernych jej dżihadystów i przerzuciła na granicę turecko-syryjską w rejonie Dżarabulus, skąd rozpoczęta została tzw. Operacja Tarcza Eufratu. Jej formalnym celem była walka z Państwem Islamskim, natomiast rzeczywistym – zablokowanie dalszego pochodu Kurdów i połączenia przez nich kantonów Rożawy. Rosja chętnie się na to zgodziła, gdyż SDF blisko współpracuje z USA i nawet powstały już bazy amerykańskie w Rożawie. Niemniej warunkiem umożliwiającym Turcji atak na Al Bab było opanowanie przez Assada Aleppo. Dlatego Turcja zablokowała również wszelkie kanały wsparcia dla tych dżihadystów, którzy pozostali w Aleppo, a następnie milczała, gdy inne kraje potępiały rosyjskie i assadowskie bombardowania.

Gdy w końcu dżihadyści we wschodnim Aleppo zostali pokonani, Turcy dostali od Rosjan zielone światło na atak na Al Bab, a w państwowych mediach odgrywano farsę w postaci opłakiwania Aleppo. Dżihadyści mieli jednak doskonałą świadomość przyczyn swojej klęski. Uderzenie w ambasadora Rosji w Turcji to zatem nie tylko zemsta za Aleppo (to właśnie, obok okrzyków „Allah akbar” oraz pokazywania dżihadystycznego gestu tawhid wykrzykiwał zamachowiec), ale również próba rozbicia sojuszu rosyjsko-tureckiego i zmuszenia Turcji do powrotu do wcześniejszej polityki  wspierania dżihadystów w celu obalenia Assada. Próba z góry skazana na niepowodzenie. Erdogan nie jest bowiem zainteresowany ponownym zaognieniem stosunków z Rosją, gdyż ta już parę razy dała do zrozumienia, iż oznaczać będzie to powstanie sojuszu SDF z siłami Assada pod Al Bab i odepchnięcie stamtąd Turków. Tymczasem Aleppo Erdogan i tak już utracił. Ponadto sytuacja ekonomiczna Turcji coraz bardziej się pogarsza, a wartość liry spada. Nowy konflikt z Rosją przyśpieszyłby proces załamywania się tureckiej gospodarki. Również Rosja nie będzie w takiej sytuacji zainteresowana rozpadem sojuszu z Turcją, gdyż to ona jest jego głównym beneficjentem. Należy się jednak spodziewać, iż Putin zażąda od Erdogana uderzenia w siatkę dżihadystów w Turcji, a za to Erdogan może zapłacić wysoką cenę. Mogą się pojawić też inne naciski Rosji, na przykład na wyjście Turcji z NATO (przekonanie, iż tak właśnie Turcja powinna postąpić w związku z zamachem, wyraził już Aleksandr Dugin). Oficjalną wersją będzie najprawdopodobniej bowiem to, iż był to spisek „gulenistów”, a więc odpowiedzialność za niego spada pośrednio na USA, gdzie przebywa Fetullah Gulen. Warto dodać, iż wersja ta jest raczej mało prawdopodobna, gdyż guleniści to elity robiące kariery, a nie samobójcy.

Problemem Erdogana jest to, że kolejne czystki w wojsku i policji doprowadziły do ich głębokiego zinfiltrowania przez dżihadystów oraz nacjonalistycznych terrorystów z takich organizacji jak „Szare Wilki”. To właśnie te grupy stanowiły podporę Erdogana w czasie nieudanego przewrotu i to one wyłapywały „puczystów”. W ciągu ostatnich 15 lat w policji i wojsku tureckim najpierw nastąpiła czystka kemalistów dokonana przez gulenistów (procesy Ergenekon i Balyoz), a następnie, po puczu, usunięto gulenistów. Pustka została wypełniona przez dzihadystów i nacjonalistów. Ponadto dżihadysci powiązani z Al Kaidą, Państwem Islamskim oraz innymi ugrupowaniami, od kilku lat mieli ogromną swobodę w rozbudowie swych siatek w Turcji i budowy kanałów logistycznych do Syrii. Na nich bowiem opierała się neo-otomańska koncepcja Davatoglu. Po kolejnym zwrocie Turcji w Syrii, poświęcającym tamtejszych dzihadystów, Erdogan usiłował skanalizować nienawiść dżihadystów i nacjonalistów w Turcji na Kurdów, odwracając w ten sposób ich uwagę od tego, co się dzieje w Syrii. Zamach na Karłowa pokazuje, iż było to nieskuteczne.

Zamachowiec, Mevlut Mert Altintas, to oficer policji tureckiej. Jak pokazują nagrania, jego likwidacja nie była konieczna, jednak będzie sprzyjać ukryciu prawdy i rozpowszechnieniu narracji, iż był on gulenistą. Nie ulega też wątpliwości, że nie działał on sam. O spisku świadczy bowiem skandaliczny brak ochrony ambasadora, choć i tu zapewne zostanie przyjęte, iż stało się to na życzenie zabitego.

Zamach miał miejsce w przeddzień szczytu szefów dyplomacji Turcji, Rosji i Iranu w Moskwie. Fakt, iż się odbędzie zgodnie z planem, to najlepszy dowód na to, że strony będą dążyły do utrzymania sojuszu. To jednak z kolei oznacza, że dzihadyści w Turcji będą planować dalsze zamachy, których celem mogą stać się rosyjscy turyści. Ich obecność w Turcji jest bardzo potrzebna dla tamtejszej gospodarki. Uderzenie Erdogana w tureckie sieci dżihadystów oznaczać będzie otwarcie kolejnego frontu walki przez kraj, który już i tak jest pogrążony w chaosie i zaangażowany w walkę z gulenistami, PKK, a także prowadzi operacje militarne w Iraku i Syrii bez mandatu międzynarodowego. Doprowadzi to do dalszej destabilizacji wewnętrznej Turcji i aktywności terrorystycznej w tym kraju. Warto też dodać, że w sytuacji, gdy w świecie sunnickim, któremu Turcja jeszcze niedawno chciała przewodzić, panuje wściekłość z powodu upadku wschodniego Aleppo (podsycana propagandą sunnickich mediów), to tak demonstracyjne opowiedzenie się Turcji po stronie Rosji przeciw dżihadystom skompromituje Erdogana w oczach niemal wszystkich sunnickich islamistów. To zaś dodatkowo osłabi pozycję Turcji w Syrii i zmusi do angażowania tam coraz większej liczby własnych żołnierzy. Cała ta ryzykowna gra może ostatecznie zakończyć się krwawym upadkiem Erdogana.

 

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama