- Analiza
Dlaczego „Saphir” mógł „zatopić” amerykański lotniskowiec? [ANALIZA]
Według niepotwierdzonych przez Amerykanów źródeł francuski okręt podwodny “Saphir” przedarł się przez siły osłony i „zatopił” w czasie ćwiczeń połowę amerykańskiej grupy lotniskowcowej. Takich przykładów zabójczej skuteczności okrętów podwodnych jest o wiele więcej, jednak większość z nich została objęta tajemnicą. Wyjaśnieniami o tym, jak to było możliwe, są bowiem bardzo mocno zainteresowani Rosjanie i Chińczycy.

Wbrew pozorom informacje na temat skuteczności działań okrętów podwodnych w czasie ćwiczeń pojawiają się dosyć często. W większości przypadków takich newsów się jednak nie potwierdza, ani tym bardziej nie wyjaśnia, w jaki sposób podwodnikom udało się przedrzeć przez siły osłony i wykonać zadanie.
Czytaj też: Amerykańskie myśliwce na francuskim lotniskowcu
Ostatnio szczególnie głośno było o „wyczynach” francuskiego, atomowego okrętu podwodnego „Saphir”, który uczestnicząc od 22 stycznia do 5 lutego 2015 roku w ćwiczeniach COMPTUEX (C2X) miał podobno zatopić połowę grupy lotniskowcowej CSG 12 (Carrier Strike Group) w składzie: lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt”, krążownik rakietowy typu Ticonderoga USS „Normandy” (CG 60) oraz niszczyciele rakietowe typu Arleigh Burke: USS „Winston S. Churchill” (DDG 81), USS „Forrest Sherman” (DDG 98) i USS „Farragut” (DDG 99). Jak się później okazało skutecznym sposobem działania francuskich podwodników zainteresowali się przede wszystkim Chińczycy licząc, że w ten sposób znajdą słabe punkty w systemie obrony amerykańskich lotniskowców.

Działaniom „Saphira” poświęcono w Chinach nawet specjalny artykuł w periodyku naukowym nr 8/2015 „Ordnance Industry Science and Technology” pod tytułem „Pojedynczy atomowy okręt podwodny „zatapia ”połowę bojowej grupy lotniskowcowej”. Na szczęście dla Amerykanów francuska relacja na temat tego wydarzenia z 2015 roku została bardzo szybko usunięta z ogólnodostępnych źródeł i jak się okazuje nie tylko z powodu chińskiej oraz rosyjskiej marynarki wojennej. Chodziło bowiem również o prestiż amerykańskich sił morskich, który został w ten sposób poważnie naruszony.
Czytaj też: Naloty odwetowe USAF w Iraku
Sytuację pogarszał fakt, że źródłem zamieszania był okręt – właśnie francuskiej marynarki wojennej, która niesłusznie jest lekceważona przez bardzo wielu analityków - w tym amerykańskich. Dodatkowo był to pierwszy przypadek, gdy okręt podwodny z Francji został zaproszony jako „agresor” do wspólnych manewrów z grupą lotniskowcową i od razu wykazał nieskuteczność całego systemu osłony.
„Saphir wkradł się dyskretnie do serca ekranu utworzonego przez amerykańskie fregaty chroniące lotniskowiec, unikając przy tym wykrycia i przeciwdziałania ze strony wszechobecnych środków powietrznych. Rankiem ostatniego dnia, został wydany rozkaz otwarcia ognia, pozwalając Szafirowi fikcyjnie zatopić USS „Theodor Roosevelt” i większość jego eskorty”.
Tymczasem francuska marynarka wojenna i w ogóle francuskie siły zbrojne są zaliczane przez specjalistów do najlepszych na świecie (po amerykańskich) jeżeli chodzi o przygotowanie do faktycznych działań operacyjnych. Świadczą o tym nie tylko liczne misje wojskowe (w tym głównie w Afryce północnej i środkowej), ale również bez przerwy prowadzone rejsy operacyjne strategicznych i uderzeniowych okrętów podwodnych. W tym przypadku Francuzi są w elicie i ich sukces nie powinien być traktowany przez Amerykanów jako ujma na honorze, ale jako cenna lekcja ucząca przeciwdziałania takim sytuacjom.
W Stanach Zjednoczonych panowała jednak cisza na ten temat (w tym na oficjalnej stronie lotniskowca USS „Theodor Roosevelt”), a amerykańska marynarka wojenna jedynie pochwaliła francuskiego „Saphira” za jego zdolność do „penetrowania obrony”. Sprawą zainteresowali się jednak Chińczycy, ponieważ lotniskowiec USS „Theodor Roosevelt” (i nie tylko) został „zatopiony” przez stosunkowo stary okręt podwodny. „Saphir” został bowiem wprowadzono do służby 6 lipca 1984 roku i w 2015 roku miał już ponad 30 lat (został zresztą wycofany cztery lata później). Dodatkowo jest to najmniejszy uderzeniowy okręt podwodny na świecie (2670 ton), co z jednej strony może być zaletą, ale jest również dużym utrudnieniem (jest mniejsza przestrzeń na zabranie odpowiedniego wyposażenia sonarowego i wyciszenie pokładowych systemów wewnętrznych poprzez ich separację od kadłuba).
W warunkach oceanicznych większe jednostki mogą więc być skuteczniejsze, o czym świadczy np. budowa przez Rosjan serii wielkich krążowników podwodnych projektu 949 (wg. NATO typu Oscar) o wyporności 19400 ton. Amerykanie już się na pewno zastanawiają, co by się stało gdyby Francuzi „zaatakowali” ich grupę lotniskowcową wykorzystując właśnie wprowadzane, nowej generacji okręty podwodne typu Barracuda (o wyporności podwodnej 5300 ton i nowej generacji systemach uzbrojenia), a więc jednostki uważane obecnie za najlepsze w swojej klasie na świecie.

Oczywiście ćwiczenia nie można porównać do prawdziwych działań bojowych, gdy wszyscy rzeczywiście walczą o życie. W czasie wojny dowódcy okrętów podwodnych nie myślą bowiem tylko o wykonaniu zadania, ale również o konieczności zapewnienia sobie drogi ucieczki. Dodatkowo zatopienie kilku jednostek jest możliwe tylko wtedy, gdy one nie wiedzą o wykonywanym ataku. W czasie pokojowych ćwiczeń było to łatwe, ponieważ w zespole okrętowym nikt nie mógł dostrzec wzrokiem (np. po wybuchach), że poszczególne okręty są skutecznie atakowane. W normalnych działaniach już pierwsze trafienie torpedy lub rakiety wywołałoby natychmiastową reakcję sił osłony i wtedy okręt podwodny przestaje być „myśliwym” a staje się „zwierzyną”.
To zamieszanie (w tym poprzez zaburzenie środowiska hydroakustycznego) może być jednak przydatne w planowaniu ucieczki, szczególnie, gdy atak następuje z dużych odległości. Chińczycy analizujące całe zdarzenie przypuszczają jednak, że skuteczny atak „Saphira” jest wynikiem przede wszystkim nowoczesnych, francuskich systemów obserwacji zainstalowanych na tym okręcie oraz dużego doświadczenia jego dowódcy, który potrafił maksymalnie wykorzystać złożone warunki hydroakustyczne panujące w rejonie ćwiczeń (koło Florydy). Chińscy specjaliści wymieniają wśród z nich takie zjawiska jak:
- „strefa konwergencji” („convergence zone”), w której dochodzi do styku różnych prądów powietrznych. W rejonie ćwiczeń z „Saphirem” szczególnie użyteczna dla podwodników mogła być tzw. strefa konwergencji tropikalnej;
- „gradienty prędkości dźwięku” („sound speed gradients”) – określające szybkość zmiany prędkości dźwięku wraz ze zmianą głębokości. Odpowiednie wykorzystanie tego parametru pozwala m.in. na wykrycie warstw wody od których odbija się fala akustyczna z sonarów okrętów znajdujących się na powierzchni (poniżej okręty podwodne mogą stać się „niewidoczne”);
- „zimny wir” („cold eddy”) – czyli wiry oceaniczne z zimnym rdzeniem o średnicy nawet ponad 10000 km, które oddzielają się od prądów oceanicznych i przemieszczają się do wód strukturalnie jednorodnych;
- „efekt popołudniowy” („afternoon effect”) – zjawisko pogorszenia się parametrów sonarów pojawiające się godzinach popołudniowych i wieczornych podczas spokojnych, słonecznych dni.

W rzeczywistości takich sprzyjających okrętom podwodnym zjawisk i „sztuczek” jest na pewno o wiele więcej i każda marynarka wojenna chroni je jako gwarancję skuteczności swoich okrętów podwodnych. Dlatego tak ważne dla Chińczyków stało się określenie, jak to się stało, że francuskim podwodnikom udało się przedrzeć przez wielowarstwową obronę amerykańskiego lotniskowca. I jak się okazuje - nie tylko francuskim.
Okrety podwodne ciągłym zagrożeniem dla lotniskowców. I nie tylko lotniskowców
Sukces „Saphira” był tym większy, że Amerykanie teoretycznie powinni być przygotowanie na zagrożenie ze strony tego rodzaju jednostki pływającej. Dziesięć lat wcześniej Stany Zjednoczone poprosiły bowiem Szwecję, o wypożyczenie na rok czasu jednego okrętu podwodnego typu A19 Gotland o wyporności podwodnej 1600 ton, by z jego pomocą można było szkolić amerykańskie siły ZOP (zwalczania okrętów podwodnych). Rząd szwedzki wyraził na to zgodę i w 2005 roku do Stanów Zjednoczonych na pokładzie statku transportowego został wysłany HSwMS „Gotland”. Współpraca okazała się tak korzystna, że umowę przedłużono o rok i ostatecznie Szwedzi wrócili z San Diego na Bałtyk dopiero w lipcu 2007 roku.
Amerykanie mieli więc rzeczywiście dobrą okazję do nauki, ponieważ HSwMS „Gotland” w tamtym czasie był uważany za jeden z najlepszych okrętów podwodnych w swojej klasie na świecie. Tak dobra opinia wynikała z wieloletniego doświadczenie szwedzkich stoczni w budowaniu tego rodzaju jednostek pływających, z dobrego wyszkolenia szwedzkich podwodników, z nowoczesnego wyposażenia i uzbrojenia (w większości szwedzkiego) jak również z niezawodnego napędu niezależnego od powietrza (opartego o silnik Stirlinga), który pozwala na nawet kilkunastodniowe przebywanie w zanurzeniu.
Szczegółowe dane na temat zadań realizowanych przez Szwedów w Stanach Zjednoczonych nie są znane, ale wiadomo na pewno, że HSwMS „Gotland” w czasie jednego z ćwiczeń na Pacyfiku przedarł się przez zespół ochrony i niezauważony sfotografował przez peryskop lotniskowiec USS „Ronald Reagan” (co w manewrach morskich jest dowodem na przeprowadzenie skutecznego ataku). Amerykanie wiedzieli więc, że niewielkie okręty są w stanie ominąć ich linie obrony i dzięki szwedzkiej pomocy mieli czas by się przed tym lepiej zabezpieczyć.

Francuski „Saphir” pokazał, że pomimo wprowadzonych od tego czasu rozwiązań to zagrożenie jest cały czas bardzo poważne. Szczególnie niebezpieczne wydają się być okręty mogące przez długi okres czasu przebywać pod wodą (z napędem atomowym lub napędem AIP niezależnym od powietrza). Pierwsza linia obrony amerykańskich zespołów lotniskowcowych obejmuje bowiem środki obserwacji powietrznej, które pozwalają na wykrywanie wynurzonych okrętów, peryskopów lub chrapów. Jeżeli okręt nie podnosi się do pewnej granicy głębokości to jego wykrycie przez statek powietrzny jest możliwe tylko przy nieprawdopodobnym szczęściu (gdy śmigłowiec opuści sonar nad okrętem lub pława hydroakustyczna zostanie zrzucona dokładnie na trasie tego okrętu).

To właśnie dlatego „Saphir” o napędzie atomowym mógł wpłynąć niezauważenie w głąb amerykańskiego systemu obrony pomimo, że latał nad nim morski samolot patrolowy P8 Poseidon, reklamowany jako najlepszy na świecie. Takich „wpadek” zespołów osłonowych lotniskowcowych było zresztą wcześniej o wiele więcej i to nie tylko amerykańskich.
W 2007 roku głośno stało się o sukcesie kanadyjskiego okrętu podwodnego HMCS „Corner Brook” o napędzie diesel-elektrycznym (typu Upholder o wyporności 2400 ton), który „zatopił” w czasie ćwiczeń na Atlantyku brytyjski lotniskowiec HMS „Illustrious” (o wyporności 22000 ton). Kanadyjczycy by udowodnić na jaką odległość udało się podejść do brytyjskiego okrętu, zrobili mu zdjęcie przez peryskop, które potem opublikowała kanadyjska marynarka wojenna.
Podobny sukces w odniesieniu do tego samego lotniskowca miał prawdopodobnie amerykański okręt podwodny o napędzie atomowym typu Los Angeles USS „Dallas” (o wyporności 6900 ton) w czasie manewrów w Zatoce Omańskiej 3 października 2013 r. W tym przypadku nie opublikowano jednak wyników ćwiczenia nie chcąc ujawniać, że siły osłony brytyjskiej jednostki były niewystarczająco skuteczne. Sukces w tym przypadku jest jednak o tyle prawdopodobny, że Amerykanie mieli lepszy okręt od Kanadyjczyków, a ponadto ich załoga na pewno była lepiej zgrana (przebywając wielokrotnie dłużej na morzu).
Nie tylko „ataki” własnych okrętów podwodnych, ale również potencjalnego przeciwnika
Okręty podwodne zawsze były uważane za niezwykle niebezpieczne dla dużych okrętów nawodnych. Ocenia się, że w czasie II wojny światowej były one przyczyną zatonięcia co najmniej siedemnastu lotniskowców (z czego osiem były ofiarami Amerykanów). Cały czas więc pracowano nad ulepszaniem systemu ochrony tych cennych jednostek, po wojnie zdobywając doświadczenia w czasie ćwiczeń i licznych „incydentów”.
Tych incydentów wbrew pozorom było bardzo dużo, szczególnie ze strony Związku Radzieckiego. Władze ZSRR wydały bowiem rozkaz swoim uderzeniowym okrętom podwodnym, by w miarę możliwości ćwiczyły ataki na amerykańskie zespoły lotniskowcowe. Na morzach toczyła się więc swoista zabawa „w kotka i myszkę”, w której Rosjanie byli zarówno stroną atakująca, jak i tropioną. Rosyjscy podwodnicy chwalili się później, że udawało im się śledzić lotniskowce US Navy i to nawet przez kilka dni. Robili to na różne sposoby - np. poruszając się z tą samą prędkością i kursem jak poszukujące ich jednostki nawodne, których sonary były wtedy niewystarczająco skuteczne.

Może to być prawdą, ponieważ w marcu 1984 r. radziecki, atomowy okręt podwodny projektu 671 „K-314” rzeczywiście tropił amerykański lotniskowiec USS „Kitty Hawk” na Morzu Japońskim. Zdarzenie to o mały włos nie zakończyłoby się zresztą tragicznie, ponieważ Amerykanie ostatecznie stracili kontakt z rosyjską jednostką i doszło do kolizji dwóch kilkunastokrotnie różniących się wypornością jednostek pływających (4830 ton w porównaniu do 82000 ton). Ostatecznie w kadłubie amerykańskiego lotniskowca pozostała część jednej ze śrub sowieckiej jednostki oraz powłoki tłumiącej fale akustyczne, a „K-314” był widziany przez japoński samolot patrolowy, gdy uszkodzony płynął na powierzchni w kierunki swojej bazy.

„Nękani” przez Sowietów byli również Brytyjczycy, których lotniskowiec HMS „Illustrious” przepłynął w listopadzie 1984 roku w odległości około pięćset metrów od radzieckiego okrętu projektu 641B (według NATO typu Tango).
Po zakończeniu Zimnej Wojny w tej rywalizacji na morzu przewagę uzyskali Amerykanie. Rosjanie nie mają już bowiem wystarczających środków finansowych, by uczestniczyć w tak kosztownym wyścigu. Rosja nie może więc już zbudować w odpowiedniej ilości następców dla tak nowoczesnych w swoim czasie okrętów jak: projekt 671 (według NATO typu Victor), projekt 971 (według NATO typu Akuła), czy projekt 945 (według NATO typu Sierra).

Wyścig się jednak nie skończył, ponieważ w miejsce Rosjan coraz poważniej zaczynają wchodzić Chińczycy. Jak na razie oficjalnie znany jest jeden przypadek skutecznego „ataku” przeprowadzonego przez chińską marynarkę wojenną. W październiku 2006 roku okręt podwodny z napędem diesel-elektrycznym typu 039 (według NATO typu Song) o wyporności 2250 ton wynurzył się na wodach między Japonią a Tajwanem w odległości dziewięciu mil morskich od lotniskowca USS „Kitty Hawk”. Było więc wystarczająco blisko by trafić torpedą w amerykańską jednostkę.
Czytaj też: Polsko-francuskie rozmowy o współpracy obronnej
Amerykanie mieli się potem tłumaczyć, że ich zespół ochrony rzeczywiście nie wykrył chińskiego okrętu, ale było to w czasie, gdy nie było napięcia na arenie międzynarodowej. W przeciwnym wypadku na pewno nie pozwoliliby Chińczykom na zbliżenie się tak blisko do ich lotniskowca.
Aktywne w tego rodzaju „podchodach” są zresztą nie tylko Chiny ale również inne kraje wykorzystujące okręty podwodne. Dowodem na to może być przypadek algierskiego okrętu podwodnego projektu 877EKM, który podobno wynurzył się nagle w środku zespołu amerykańskich okrętów – prawdopodobnie z powodu błędu jednego z członków załogi, któremu nie udało się utrzymać jednostki na głębokości peryskopowej. Ale znany jest również przypadek „zaginięcia” trzech irańskich jednostek projekty 877EKM, które podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej wypłynęły na morze i alianckim siłom ZOP nie udało się ich wytropić.
„Atakowani” są zresztą nie tylko Amerykanie. W 2007 roku Rosjanie poinformowali, że zespół ochrony ich jedynego lotniskowca „Admirał Kuzniecow” (dwa niszczyciele ZOP „Admirał Czabanienko” i „Admirał Liewczenko”) przez pół godziny tropił niezidentyfikowany okręt podwodny, który miał się za bardzo do nich zbliżyć. Oczywiście żadne z państw nie przyznało się, by to ich okręt próbował przechytrzyć Rosjan i z jakim skutkiem (chociaż wiadomo, że w czasie ucieczki użyto wabików).
Podobnym zainteresowaniem, przede wszystkim ze strony amerykańskich okrętów podwodnych, cieszy się na pewno chiński lotniskowiec „Liaoning”. I to właśnie dlatego Chińczycy wysyłają swój największy okręt tylko w silnej osłonie swoich okrętów podwodnych typu 091 (według NATO typu Han) i 039, które w tym czasie zawsze ćwiczą działania ZOP.
Wszystkie te przypadki są dowodem na to, że nowoczesne i dobrze uzbrojone okręty podwodne są nadal najlepszym środkiem do prowadzenia wojen morskich na pełną skalę. Są też prawdopodobnie największym zagrożeniem dla najpotężniejszych obecnie na świecie okrętów nawodnych – lotniskowców.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS